„Przyszła teściowa mnie nie akceptowała. Uważała, że chcę zabawić się kosztem jej niewidomego syna. Zniszczyła nas”

Szczęśliwe małżeństwo fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS
– Nie pozwolę, abyś rozkochała Wojtka w sobie i potraktowała go jak zabawkę. Chciałaś sprawdzić, jak to jest ze ślepym? No to już wiesz, a teraz zostaw go w spokoju! – była bardzo zdenerwowana. Jeśli sama nie przerwiesz tej znajomości, ja to zrobię za ciebie – zagroziła.
/ 28.10.2021 10:20
Szczęśliwe małżeństwo fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS

Kochanie, przyszła do ciebie pani Krawczykowa – powiedziała mama, otwierając drzwi do pokoju.
Minę miała równie zdziwioną, jak ja. „Co ta kobieta może chcieć ode mnie?” – zastanawiałam się. Znałam ją tylko z widzenia. Wprowadziła się niedawno do sąsiedniego bloku. Ktoś mi mówił, że ma dorosłego, niewidomego syna, ale nigdy go nie widziałam.

– Dzień dobry, Justynko – uśmiechała się serdecznie. – Zobaczyłam przez okno, że przyjechałaś, więc postanowiłam przyjść do ciebie w pewnej sprawie…

„No tak, w naszym małym mieście wszyscy wszystko wiedzą…” – przemknęło mi przez myśl.

– Proszę… – wskazałam jej miejsce na tapczanie.

– Dobra z ciebie dziewczyna… Bardzo często widuję cię w kościele – zaczęła pani Krawczykowa, trochę ni z gruszki, ni z pietruszki. – My też z Wojtkiem chodzimy, o ile jest ładna pogoda – uśmiechnęła się.

Na chwilę zamilkła, po czym przeszła do rzeczy:

– On jest niewidomy... I nie ma tu przyjaciół – westchnęła. – Pomyślałam, że może ty mogłabyś…

– Syn z nikim się nie spotyka? – zapytałam zdziwiona.

– Nie… Ma paru kolegów, ale nie kontaktują się z nim często. Może to moja wina? Powinnam puścić go do ludzi, kiedy był na to czas. Szkoły pokończył, bo nauczyciele przychodzili do domu. Nie miał kontaktu z rówieśnikami – przyznała ze smutkiem.

Zrobiło mi się jej żal.

– A teraz ta przeprowadzka sprawiła, że poczuł się jeszcze bardziej samotny. – Jeśli mogłabyś… – Obiecuję, że do niego wpadnę – powiedziałam. – Muszę tylko wymyślić jakiś pretekst, bo inaczej domyśli się, że moja wizyta została zaaranżowana.

– Dziękuję  ci – wzruszyła się. – Jesteś dobrym człowiekiem.

Wojtek pokazał mi, jak on widzi świat

Poruszyła mnie historia tego chłopaka. Pomyślałam, że skoro rozmową mogę mu jakoś pomóc, to dlaczego mam tego nie zrobić...

– Poprosiła cię, byś się z nim zaprzyjaźniła? – powtórzyła z niedowierzaniem moja siostra.

– No tak… – odpowiedziałam jak gdyby nigdy nic. – I zamierzam to zrobić.

– Justyna ma rację, ludziom trzeba pomagać – stwierdziła z przekonaniem mama.

Tata się nie odzywał. Ale kiedy wstawaliśmy od stołu, powiedział:

– Córeczko, uważaj na serce.

Jednak nie wiedziałam wtedy, co miał na myśli... Wojtka postanowiłam odwiedzić następnego dnia. Nie chciałam odkładać tego na później, choć bardzo stresowałam się i przeżywałam to spotkanie. Pani Krawczykowa z radością otworzyła mi drzwi i zaprowadziła do pokoju syna. Czytał książkę przesuwając palcami po wypukłych kształtach kartki.

– Dzień dobry, Justyno! – przywitał się, a ja popatrzyłam zdziwiona na jego matkę.

– Skąd wiesz? – spytałam.

– Hm, nie widzę, ale mam rozwinięte inne zmysły, na przykład węch. Kilka razy siedziałem blisko ciebie w kościele i zapamiętałem twój zapach – wyjaśnił, odkładając książkę na bok.

– Wszystkich rozpoznajesz po zapachu? – zdziwiłam się.

– Niektórych – przyznał. – Innych poznaję po krokach. Każdy z nas porusza się w specyficzny sposób – uśmiechnął się.

Słuchałam go z niemałym zaskoczeniem. Nigdy się nie zastanawiałam, że ktoś może rozpoznać mnie po zapachu czy krokach.

– A co cię do mnie sprowadza, Justynko? – zapytał, próbując skierować wzrok na moją twarz.

– Piszę pracę magisterską o naszym mieście… Jak powinno ono wyglądać za dziesięć lat – odparłam. – Studiuję architekturę. W pracy jest też rozdział o przystosowaniu miasta dla niepełnosprawnych – kłamałam. – Pomyślałam, że możesz mi pomóc.

– Ciekawy temat… – uśmiechnął się. – Rzeczywiście mogę ci coś podpowiedzieć, mimo tego, że za wiele się nie poruszam, bo do tego potrzebna jest mi pomoc.

I tak zaczęła się opowieść o schodach, barierach, windach i podjazdach. Słuchałam z wielką ciekawością, jak Wojtek opowiada o moim mieście, na które nigdy wcześniej nie patrzyłam pod tym kątem. Nawet nie zauważyłam, kiedy zrobiło się późno i musiałam wracać do domu. Obiecałam jednak szczerze, że z przyjemnością wkrótce znów go odwiedzę.

Zrozumiałam, co miał na myśli tata...

I stało się tak, jak życzyła sobie matka Wojtka – zaprzyjaźniliśmy się. Okazało się, że oprócz architektury mamy też całą masę innych wspólnych tematów. Lubiłam spędzać z nim czas i wiedziałam, że on też dobrze się czuje w moim towarzystwie. Wieczorami siadałam przy komputerze i wyszukiwałam w Internecie informacji o życiu osób, takich jak Wojtek. Dzięki temu poznawałam jego świat, ale również szukałam sposobów na to, jak można mu pomóc funkcjonować. To ode mnie dostał w prezencie na urodziny nawigację dla niewidomych, która pomagała między innymi korzystać z komunikacji miejskiej.

– O rany! Nie sądziłem, że są takie wynalazki – cieszył się.

Byłam zdziwiona, że matka „nie odkrywa” takich ułatwień.

– Dużo zawdzięczasz swojej mamie, prawda? – zapytałam kiedyś na spacerze.

– I tak, i nie…  – odpowiedział zagadkowo. – Z jednej strony oddała mi całe swoje życie, aby mnie chronić, być ze mną cały czas... Z drugiej strony, tak bardzo otoczyła mnie opieką,  że nie pozwoliła mi nauczyć się samodzielności, wyjść do ludzi…

– Być zależnym od kogoś nie musi oznaczać czegoś złego…

– Zależy tylko, od kogo jest się zależnym. Być zależnym od ciebie to przyjemność – Wojtek dotknął mojej ręki, a ja jej nie zabrałam.

Dotykał jej delikatnie. Potem przesunął dłoń na moją twarz. Gładził mój policzek, usta, nos. Szukał nie tylko mojej bliskości. On po prostu patrzył na mnie, tylko nie oczami, a opuszkami swoich palców.

– Odkąd cię poznałem, czuję jakby w mroku pojawiło się światełko – wyznał szeptem.

– A ja… – zadrżał mi głos.

– A ty? – czekał nieruchomo.

– A ja mam wrażenie, jakbym oswajała coś, czego wcześniej nie zaznałam. I jest mi z tym dobrze…

Tak, to prawda. Działo się z nami coś przedziwnego, ale i fascynującego. Zdawałam sobie sprawę, że Wojtek jest inny niż moi rówieśnicy, że nie zabierze mnie na wycieczkę motocyklem, nie zobaczy koloru moich włosów, ale za to widział to, czego inni, nawet ci widzący, nigdy nie zobaczą. Poza tym, był mądry, wrażliwy, dobry Zaczynałam rozumieć, co tata miał na myśli, mówiąc, żebym uważała na serce. Jego przestroga na nic się zdała. Zakochałam się.

Jego matka chyba nie przewidziała takiego scenariusza i nie bardzo jej się on podobał. Pewnego razu, gdy nakryła nas na pocałunku podczas spaceru, poprosiła mnie o chwilę rozmowy.

– Justysiu, cieszę się, że wzięłaś sobie do serca moją prośbę, ale  nie żądałam aż tyle – wyznała.

– To nie jest spełnianie pani prośby – wyjaśniłam z uśmiechem. – Ja kocham Wojtka, a on mnie. I bardzo chciałabym podziękować, bo to dzięki pani inicjatywie poznaliśmy się i pokochaliśmy...

– Nie pozwolę, abyś rozkochała Wojtka w sobie i potraktowała go jak zabawkę. Chciałaś sprawdzić, jak to jest ze ślepym? No to już wiesz, a teraz zostaw go w spokoju! – była bardzo zdenerwowana.

– Ale ja traktuję to uczucie poważnie. Nie boję się przyszłości z pani synem – tłumaczyłam.

– Jeśli sama nie przerwiesz tej znajomości, ja to zrobię za ciebie – zagroziła.

Zrozumiałam, że matka Wojtka jest w stanie posłużyć się intrygą, tak jak zrobiła to wtedy, gdy chciała nas ze sobą poznać. Rozstałyśmy się w milczeniu.

Matka Wojtka zraniła mnie do bólu

Po przyjściu do domu spakowałam swoje rzeczy i wyjechałam do akademika. Nikomu nie powiedziałam, jaka przykrość mnie spotkała. Nie chciałam o tym rozmawiać. Wojtek kilka razy próbował dodzwonić się do mnie, ale stchórzyłam i nie odbierałam telefonu. „A co, jeśli stanie po stronie matki?” – myślałam.
Kilka dni później, do mojego pokoju wpadła Tośka:

– Masz gościa – zdążyła rzucić. W drzwiach stał Wojtek.

Patrzyłam na niego oniemiała.

– Przyjechałeś z mamą?

– Nie. Ktoś inny mi pomógł… – i wtedy zobaczyłam w drzwiach mojego tatę, stojącego z tyłu.

– Co się stało? – zapytał Wojtek.

– Jeśli byłeś w stanie poradzić sobie bez mamy, to już nic – przytuliłam się do niego.

Nawet dziś, po kilkunastu latach, nie potrafię wybaczyć matce mojego męża. Myślę, że ją też to boli. Zwłaszcza, gdy widzi, że jej syn jest szczęśliwym mężem i ojcem trójki pięknych dzieci.

Czytaj także:
„Mąż ubzdurał sobie, że mam romans. Jego zemsta na moim >>kochanku<< była nieludzka. Zabawił się jego życiem”
„Wyszłam ze szpitala, a synowa nawet nie chciała podać mi wody. Uznała, że jest za młoda na patrzenie na chorą staruchę”
„Zamiast spadku po ojcu, dostałam w prezencie jego długi. Wszystko przez jego głupotę i nałóg”

Redakcja poleca

REKLAMA