„Teściowa okradła mojego synka, bo mściła się, że żyjemy w dostatku. Kładła nam kłody pod nogi, bo mąż nie został rolnikiem”

Kobieta, którą gnębi teściowa fot. Adobe Stock, DimaBerlin
„Nie rozumiałam, czemu tak się nastroszyła​. Wcale nie miałam zamiaru komentować tego, że mój szwagier gdzieś wyjeżdża, ani mu zazdrościć. Moja teściowa jednak najwyraźniej uznała za punkt honoru, aby podkreślić, że rodzina jej młodszego syna sroce spod ogona nie wypadła”.
/ 12.10.2022 08:30
Kobieta, którą gnębi teściowa fot. Adobe Stock, DimaBerlin

Kiedy mąż mi powiedział, że jego mama zgodziła się opiekować naszym synkiem przez całe dwa tygodnie, to naprawdę nie wiedziałam, czy mam się cieszyć, czy raczej bać. Niby bowiem sama tego chciałam i jeszcze niedawno suszyłam głowę Rafałowi, aby zadziałał w tej sprawie. Ale… chyba gdzieś w głębi serca pragnęłam, aby teściowa jak zwykle odmówiła bawienia naszego Dawidka.

W te wakacje byliśmy z mężem naprawdę zajęci. Planowaliśmy od dawna porządny remont łazienki, który stał się wręcz konieczny po tym, jak dwa miesiące temu zalała nas sąsiadka z góry. Nie bardzo przy tym mogliśmy wziąć urlopy w pracy, co oznaczało, że po przyjściu do domu będziemy harowali popołudniami i nocami, wspomagani przez niewielką ekipę remontową.

Miałby się niby dostać na medycynę? 

Prawdę mówiąc, w całej tej sytuacji bardzo liczyłam na swoją własną mamę, choć jest ona dość schorowaną osobą, więc zazwyczaj staram się nie obciążać jej opieką nad Dawidkiem. Zgodziła się jednak zabrać go do siebie na okres remontu, żeby mały nie wdychał w tym czasie pyłu i nie przebywał w bałaganie i hałasie.

W tym samym czasie dałam wolne opiekunce naszego dwulatka, przemiłej pani Ani, już dawno bowiem mówiła, że na wakacje chce wyjechać do swojej córki za granicę. Wszystko więc wydawało się idealnie zaplanowane i zgrane, kiedy…

– Kochani, wypadł mi dysk! – moja mama zadzwoniła do nas na dwa tygodnie przed umówionym terminem przyjścia ekipy remontowej.

– No to koniec! – byłam naprawdę załamana. – Rehabilitacja zajmie mamie mnóstwo czasu, a i po niej nie będzie mogła nosić naszego chłopczyka, ani za nim ganiać.

– Kupiłam już bilet i naprawdę nie mogę przełożyć swojego wyjazdu – oznajmiła z kolei pani Ania.

Rozumiałam ją. Nie chodziło przecież tylko o zwrot pieniędzy za bilet, które bym jej oddała bez słowa tylko po to, aby z nami została. Wiedziałam jednak, że bardzo stęskniła się za swoimi wnukami mieszkającymi za granicą. Widuje ich tylko dwa razy do roku, a tak na co dzień tylko przez skype’a. No i jej córka wzięła już na ten czas urlop, aby też pobyć z mamą.

„Nie ma rady, musimy poprosić drugą babcię o opiekę nad wnusiem” – pomyślałam, ruszając do męża z prośbą, aby urobił własną matkę.

Wiedziałam, że dla Rafała nie jest to zadanie ani łatwe, ani przyjemne. Nie był bowiem ze swoją rodziną w najlepszych stosunkach, jako ten wyklęty syn, który ośmielił się zostawić ojcowiznę i uciec do miasta. Jego rodzice mieli mu to bardzo za złe, bo przecież był najstarszy i to jemu właśnie zamierzali przepisać gospodarkę. Nic to, że od podstawówki mówił im, że zamierza być lekarzem! Wydawało im się, że to są tylko mrzonki dla miastowych.

Szymon jest jej ukochanym wnukiem

– Przecież na pewno się nie dostaniesz! – powtarzali mu, nie widząc lub też raczej nie chcąc widzieć, jakie  syn ma w szkole dobre stopnie.

Kiedy dostał się na Akademię Medyczną i skończył ją z wyróżnieniem, a potem zaczął robić kolejne specjalizacje, więcej czasu spędzając w szpitalu niż w domu, nadal uważali, że… jest mu dużo łatwiej, niż gdyby po prostu pracował na roli!

– Wy to tam w mieście macie lekką pracę! – powtarzała moja teściowa. – Nie to co my, na roli od świtu do zmierzchu! U nas nie można sobie chorować, bo bydlęcia się nie oszuka. Ono nie rozumie, że człowiek się źle czuje, tylko czeka na paszę!

Ta jej niechęć przeniosła się  najpierw z Rafała na mnie, a potem także na naszego Bogu ducha winnego synka, Dawidka. I bardzo mnie zawsze bolała, chociaż starałam się być ponad nią i nigdy nic nie okazałam. Teściowa miała jeszcze drugiego wnuka, syna młodszego brata mojego męża. Szymek był w podobnym wieku co Dawid, bo tylko pięć miesięcy młodszy. I jego, w przeciwieństwie do Dawida babcia uwielbiała!

– Muszę szybko wracać do siebie, bo kto się tam zajmie kochanym Szymonkiem – mawiała, kiedy czasami przyjeżdżała do nas z wizytą.

Wciąż tylko paplała o swoim drugim wnuczku, o Dawidku kompletnie zapominając. Nie przywoziła mu nawet nic w prezencie, bo jak mówiła „on przecież i tak już wszystko ma!”
Dlatego, kiedy matka mojego męża okazała się dla nas ostatnią deską ratunku, serce mi się ścisnęło na myśl, że będę musiała tej okropnej kobiecie powierzyć Dawida.

– Nic mu się nie stanie! – uspokajał mnie Rafał. – Moja mama ma swoje dziwactwa, ale przecież nie jest żadnym potworem! Na pewno zajmie się wnukiem lepiej, niż jakaś przypadkowa opiekunka, którą byśmy musieli teraz na gwałt wynajmować.

Wiedziałam, że Rafał ma rację, dlaczego więc czułam taki niepokój, kiedy odwoziliśmy synka do teściowej? Zawiozłam jej piękny lniany obrus w prezencie, zupełnie jakbym chciała ją przekupić, aby dobrze zajęła się moim dzieckiem…

Nie rozumiałam, czemu tak się nastroszyła

– Jaki on już duży! – wykrzyknęłam uprzejmie na widok Szymonka bawiącego się na podwórku w piasku. – Teraz, kiedy przyjechał Dawidek, będzie miał towarzystwo.

Ale teściowa tylko spojrzała na mnie ironicznie, po czym oświadczyła:

– Przecież oni wyjeżdżają! Myślałaś, że miałabym czas dla Dawida, gdybym musiała bawić Szymona? – po czym dodała z dumą. – No co? My chłopi także mamy prawo do wypoczynku! Nad morze jadą, mój młodszy syn z synową i dzieckiem! A jak!

– No, to bardzo fajnie… – wymamrotałam zaskoczona jej tonem.

Wcale nie miałam zamiaru komentować tego, że mój szwagier gdzieś wyjeżdża, ani mu zazdrościć. Moja teściowa jednak najwyraźniej uznała za punkt honoru, aby podkreślić, że rodzina jej młodszego syna sroce spod ogona nie wypadła…

– Nie przejmuj się! – szepnął mi mąż do ucha. – Wiesz, jaka ona jest.

– Masz rację! – skinęłam głową.

Zostawiałam przecież z tą kobietą swojego synka na całe dwa tygodnie, więc co się będę negatywnie nakręcać. Jak by nie było, krzywdy dziecku nie zrobi. To w końcu jego babcia.
I tak Dawidek został na wsi. Kiedy odjeżdżaliśmy, ledwie zrobił „pa! pa!” tak go wciągnęło oglądanie kurek i kaczek, biegających po podwórku.

„Będzie dobrze” – pomyślałam, mając przed oczami jego roześmianą buzię. Przez kolejne dwa tygodnie dzwoniliśmy do synka codziennie. Wydawało się, że wszystko w porządku. Opowiadał nam w swoim dziecinnym języku, co tego dnia robił i zobaczył. Mimo to strasznie za nim tęskniłam i kiedy drugi tydzień dobiegał końca, pomyślałam, że chętnie widziałabym synka w domu już teraz.

Od tego wam się w głowach poprzewracało

– Łazienka prawie gotowa, w sobotę majster ma wesele, a lepiej, aby ekipa bez niego nie pracowała – powiedziałam mężowi. – Może więc damy im wolne i pojedziemy po Dawidka wcześniej, już w piątek, zamiast dopiero w niedzielę wieczorem?

Mąż zgodził się z ochotą, także wyraźnie stęskniony. No i wyruszyliśmy. Kiedy zajechaliśmy na podwórko teściowej, pierwsze, co mi się rzuciło w oczy, to mój synek w spodenkach, których zupełnie nie znałam. Podbiegł do samochodu i rzucił mi się uradowany w ramiona.
„Pewnie babcia go tak ubrała. Może w jakieś ubranko Szymona, bo swoje wszystkie pobrudził. Są przecież tego samego wzrostu, bo syn szwagra jest dość duży” – pomyślałam.

Mimo wszystko byłam zaskoczona, bo wydawało mi się, że naprawdę dałam Dawidkowi dużo rzeczy…

– O, już jesteście?! – teściowa na nasz widok jakby nieco się zmieszała.

– Jesteśmy i zabierzemy małego już dzisiaj. Przynajmniej mama sobie odpocznie, zanim tamci wrócą znad morza – stwierdził Rafał, ale jego matka nie była tym zachwycona.

Jakoś tak dziwnie zaczęła się krzątać, przestawiać stołki w kuchni.

– Może herbaty się napijecie? – zaproponowała w pewnym momencie.

– Chętnie. Rafał, zrobisz? Ja przez ten czas spakuję Dawidka – powiedziałam. – Gdzie jego rzeczy? – zapytałam teściową, a ta spiekła raka.

Zapadła niezręczna cisza, którą przerwał dopiero mój mąż.

– Mamo? – ponaglił ją.

– Ja… eee… tego… Wyprałam je dzisiaj i jeszcze są mokre! – usłyszałam i wzięłam to za dobrą monetę.

– A, to nic nie szkodzi, zabiorę w reklamówkę – machnęłam ręką pojednawczo. – Zresztą nie trzeba było prać, po co się mama męczyła? – paplałam niczego nieświadoma, podczas kiedy mój mąż patrzył na swoją rodzicielkę badawczo.

– Gdzie NAPRAWDĘ są rzeczy mojego syna? – spytał z groźną miną, akcentując słowo „naprawdę”.

W tym momencie teściowa pękła i wylał się z niej cały potok wymówek i żalu. Usłyszeliśmy z mężem, że w głowach nam się przewraca od tego naszego dobrobytu. Bo kto to słyszał, żeby swojemu dziecku kupować takie drogie rzeczy, podczas kiedy biedny Szymonek nie ma wcale ładnych ubranek! Tak być nie może!

Nigdy nie powierzę swojego syna tej kobiecie!

– No, to pozwoliłam im zabrać nad to morze torbę z ubrankami Dawida. – powiedziała teściowa. – Zwłaszcza że była już spakowana! A jemu nic się nie stało, że pochodził w ubraniach Szymonka. One nie gryzą!

Czułam, jak powoli zaczynam się gotować ze złości. Jak ten wredny zazdrosny babsztyl śmiał oddawać rzeczy naszego syna bratankowi Rafała?! Jakim prawem się tak porządziła?!
A najgorsze, że razem z ubrankami szwagier ze szwagierką zabrali także dawidkowy fotelik do samochodu, który mu specjalnie zostawiłam, wiedząc, że pewnie czasami dziadek z babcią gdzieś go zabiorą na przejażdżkę. I jeździł z nimi, owszem. Siedząc na kolanach babci! Nawet go nie przypinała pasami…

– U nas drogi polne, a ludzie spokojne, nie szaleją za kółkiem! Nic mu się przecież nie stało, prawda?– zlekceważyła sytuację teściowa, kiedy Rafał zaczął jej robić wyrzuty.

– Ostatni raz dałam jej dziecko! – zapowiedziałam mężowi. – Twoja matka jest nieodpowiedzialna!

Z konieczności poczekaliśmy do soboty na powrót brata mojego męża, bo ubranka może bym i sobie odpuściła, ale jak tu jechać przez pół Polski bez dziecięcego fotelika?
Od szwagra nie usłyszałam żadnego „przepraszam” czy „dziękuję”.

Oddał nam torbę Dawidka z komentarzem, że moglibyśmy podzielić się tymi ubrankami z Szymonem, ale generalnie to on łaski nie potrzebuje. Wzięłam torbę bez słowa. I coś teraz czuję, że teściowa i brat męża szybko się do nas po tych wakacjach nie odezwą. A i my do nich także nie.

Czytaj także:
„Mąż dał mi warunek: mam rodzić dzieci lub iść do pracy. Nie widzi we mnie >>Matki Polki<<, tylko lenia na ciągłym macierzyńskim”
„Firma była dla mnie jak dom, a szef jak ojciec. Czułam, że już grzeje się dla mnie fotel prezesa, gdy straciłam wszystko”
„Sąsiadka na każdym kroku skarżyła się i gnębiła swojego wnuka. Gdy wyrzuciła to biedne dziecko z domu, musiałam zareagować”

Redakcja poleca

REKLAMA