We wtorek, tuż przed zamknięciem biura, wezwał mnie do siebie Szymon. Wezwanie miało charakter nieformalny, firma była mała i panowała w niej rodzinna atmosfera, ale sam fakt, że szef poprosił mnie o rozmowę na osobności, był niepokojący.
Od razu zapytałam, co się stało
– Coś z fakturami? Skarbówka się czepia? – zgadywałam, idąc za Szymonem do jego gabinetu.
– Siadaj, Małgosiu – wskazał mi jeden z dwóch foteli stojących na uboczu przy stoliku do kawy.
Ocieplał atmosferę, widać miał mi coś nieprzyjemnego do przekazania. A więc jednak skarbówka.
– Ile to już lat pracujemy razem? – zagaił, siadając obok.
– Całe moje dorosłe życie, zatrudnił mnie pan zaraz po maturze.
Rzadko o tym myślałam, ale teraz zdałam sobie sprawę, ile znaczy dla mnie firma Szymona. Pracowałam w niej od lat, awansowałam na dyrektorkę do spraw sprzedaży, a w rzeczywistości na zastępczynię szefa. Lubiłam tę pracę, dużo jej poświęciłam, ale nie żałowałam. To było moje miejsce, pracowałam jak na swoim, z poświęceniem, które nie przeszło niezauważone.
Firma potroiła obroty, Szymon na każdym kroku podkreślał, że stoję za tym sukcesem. Był ze mnie dumny, a ja odwdzięczałam się jeszcze większym zaangażowaniem. Doskonale się rozumieliśmy i lubiliśmy. Każdemu życzyć takiej roboty.
Z czasem Szymon odsunął się, przekazując większość kompetencji w moje ręce. Byłam dla niego jak córka, często wspominał, jak cieszy się, że znalazł godną następczynię. Utwierdzał mnie w przekonaniu, że w przyszłości wejdę na jego miejsce, zostanę szefową przedsiębiorstwa.
Nie wnikałam w szczegóły, jak miałoby wyglądać przekazanie firmy w moje ręce. Wierzyłam, że Szymon wszystko załatwi.
– Dobrze, że jesteś, Małgosiu, będzie komu przekazać firmę. Nie masz pojęcia, jaka to ulga – mówił. – Budowałem to przedsiębiorstwo od podstaw, a wieczny nie jestem. Żal by było, gdyby rodzinny interes przeszedł w obce ręce. Leszek nie interesuje się handlem, nie chciałby pracować tak jak my.
Wiele słyszałam o synu Szymona, ale nigdy go nie poznałam. Leszek wyjechał do Stanów jako bardzo młody człowiek i nie zamierzał wracać na ojczyzny łono. Ułożył sobie tam życie, szef często chwalił się sukcesami syna. Leszek miał dobrą pracę, duży dom i jeszcze większy samochód. Spełnił mu się amerykański sen, nic nie ciągnęło go w rodzinne strony.
– Czas leci – westchnął Szymon, całkowicie zbijając mnie z tropu. Nie rozumiałam, do czego zmierza. Nagle na wspominki mu się zebrało?
– Przyjęcie cię do pracy było najlepszą decyzją w moim życiu – uśmiechnął się do mnie. – Postawiłaś firmę na nogi, dzięki tobie wspiąłem się o szczebel wyżej. Chcę, żebyś wiedziała, że jestem ci głęboko wdzięczny za to i za lojalność. Zawsze mogłem na tobie polegać, wspaniale mieć koło siebie kogoś takiego jak ty.
Zaniepokoiłam się nie na żarty
– Szefie, co się dzieje?
– To był zaszczyt z tobą pracować – odparł ni w pięć, ni w dziewięć.
– Chyba się nie żegnamy? Ja w każdym razie nigdzie się nie wybieram.
Zerwał się z fotela i zaczął chodzić po pokoju. Zrozumiałam, że jednak jest poważnie chory i nie wie, jak mi to powiedzieć.
– Proszę się nie martwić, damy sobie ze wszystkim radę. Kto, jak nie my – podsunęłam nieśmiało.
Chciałam dobrze, ale tylko pogorszyłam sytuację. Szymon przestał biegać od ściany do ściany, zatrzymał się przede mną. Wyglądał jak człowiek, który musi połknąć żabę.
– Wolałbym nie musieć ci tego mówić, Małgosiu – zaczął – ale i tak się dowiesz. Leszek wraca do kraju, na stałe. Chce ze mną pracować.
– To świetnie – odparłam, zastanawiając się, gdzie tkwi haczyk.
Szymon spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
– Naprawdę nie masz nic przeciwko temu? Mogłem się tego po tobie spodziewać, jesteś lojalna jak zawsze.
Nie bardzo rozumiałam, dlaczego mnie tak wychwala i z jakiego powodu przyjazd Leszka miałby mnie osobiście dotknąć.
– Więc będę mógł na ciebie liczyć? Nauczysz go wszystkiego, nikt lepiej od ciebie nie wie, jak firma funkcjonuje. Leszek jest bystry, w mig załapie, w Stanach również zajmował się importem towarów.
Nagle do mnie dotarło, co Szymon chce mi powiedzieć. Leszek zajmie moje miejsce! Co innego miałby robić? Firma była mała, dwóch dyrektorów to o jednego za dużo.
– A jak już go wszystkiego nauczę, co stanie się ze mną? – spytałam Szymona.
– Coś dla ciebie znajdziemy – odparł nieszczerze.
Kręcił! To było coś nowego w naszych stosunkach, do tej pory nie było między nami niedomówień, teraz wyczułam fałsz. Do domu wróciłam przybita, czując, że moje uporządkowane i pełne zadowolenia życie chwieje się w posadach. Jeszcze świeciło słońce, ale nadchodził totalny kataklizm.
– Szymon cię wyrolował. Nie mówi już o przekazaniu ci firmy, na horyzoncie pojawił się syn, więc bliższa ciału koszula – złościł się Stefan, któremu opowiedziałam, co zaszło. – W sumie to nic dziwnego. Nie wiem, czego się spodziewałaś, że podaruje ci przedsiębiorstwo?
– Miałam w nim zostać na zawsze, Szymon mówił, że jestem jego następczynią.
– Wygodnie mu było z tobą. Za kilka ciepłych słów zasuwałaś w nadgodzinach jak mały parowóz.
– To nie tak, on mnie nie oszukiwał, uważał mnie za córkę.
– Nic niewarte gadanie. Za bardzo przywiązałaś się do tej firmy, zasuwałaś jak na własnym, nie licząc godzin. Już dawno chciałem ci powiedzieć, że masz za mało dystansu. To tylko praca, nie posłannictwo.
– Lubiłam ją.
Łzy były tuż-tuż, Stefan od razu spuścił z tonu.
– Nie załamuj się, może oboje przesadzamy. Powrót Leszka nie oznacza, że stracisz pracę. Jesteś zbyt dobrym fachowcem, by mieli się ciebie pozbyć. Strach ma wielkie oczy, zobaczysz, jeszcze wszystko będzie dobrze.
Niestety, nie było
Pół roku później byłam tak wykończona napiętą atmosferą w pracy, że sama zaczęłam rozważać złożenie wypowiedzenia.
– Nie wytrzymam z Leszkiem – narzekałam Stefanowi. – Staram się przekazać mu wiedzę o funkcjonowaniu firmy, ale on wszystko wie lepiej i na każdym kroku stara się zrobić ze mnie idiotkę. Zbiera na mnie dowody, że na niczym się nie znam, a to, że nie skończyłam studiów, jest koronnym argumentem. Jeśli sama nie odejdę, on mnie wyrzuci.
– Jest zazdrosny o twoją pozycję i wiedzę. To mały gnojek, ale jest synem właściciela, ma w ręku wszystkie atuty.
– Szymon nie pozwoli zrobić mi krzywdy, nieraz mówił, jak wiele mi zawdzięcza.
O, jak bardzo się myliłam. Leszek zwolnił mnie, elegancko dziękując za wieloletnią współpracę. Przy okazji dowiedziałam się, że do spółki z ojcem został właścicielem firmy. Szymon nie pojawił się, podejrzewałam, że po tym, co zaszło, nie mógł spojrzeć mi w oczy. Spakowałam swoje rzeczy do małego pudełka i wyszłam z biura, grzebiąc nadzieje na przyszłość, jakie zwykłam wiązać z przedsiębiorstwem.
– Nie martw się, mówią, że jak jedne drzwi się zamykają, to drugie się otwierają – pocieszał mnie mąż. – Każda porażka jest matką sukcesu. Damy radę, jak nie my, to kto?
Nieświadomie powtórzył ulubioną sentencję Szymona, człowieka, którego miałam już nigdy nie zobaczyć. Bolało mnie to, jego firma była ważnym kawałkiem mojego życia, nie umiałam wyrzucić jej z pamięci. Szczerze mówiąc, tęskniłam za współpracownikami, codziennie, z nawyku, myślałam, jak sobie radzą z tym czy innym kontraktem, aż mnie ręka swędziała, żeby zadzwonić i spytać o to czy owo.
Trudno było mi się przestawić na sprawy domowe, nie bardzo wiedziałam, jak zabrać się za poszukiwanie pracy, nigdy tego nie robiłam. Od matury moim światem była firma Szymona, chciałam do niej wrócić.
Stefan, widząc, że jego przedsiębiorcza żona oklapła, niespodziewanie złapał wiatr w żagle. Nie dość, że codziennie z uporem stawiał mnie do pionu, to jeszcze obudziła się w nim odpowiedzialność i postanowił na serio wziąć się za zarabianie pieniędzy. Po wielu próbach udało mu się zmienić pracę na lepszą, co niemrawo doceniłam.
– W tym stanie nie powinnaś myśleć o szukaniu zatrudnienia – zawyrokował, rozczarowany moim brakiem entuzjazmu. – Nie myśl już o tej cholernej firmie, posiedź w domu, odpocznij. Może to dobry moment na dziecko?
Martusia przyszła na świat dokładnie rok później, na pierwszy spacer zabrałam ją pod firmę Szymona. Nie wchodziłam do środka, postałam przed furtką i zawróciłam. Byłam ciekawa, co tam się dzieje. Dochodziły mnie wieści o nowych porządkach, które wprowadził Leszek. Pracownicy sarkali, a niektórzy pukali się w czoło.
– Ten człowiek nie ma pojęcia o prowadzeniu interesu, jak nic zatopi tę łódź – opowiadali. – Szymon mało się udziela, Leszek sam podejmuje decyzje. Wszyscy rozglądamy się za pracą, bo ten stan rzeczy już raczej długo nie potrwa, przedsiębiorstwo splajtuje.
W jednej chwili zdecydowałam
Siedziałam w domu, wychowując Martusię, i z uwagą śledziłam poczynania Leszka, który z uporem ciągnął firmę na dno. Zastanawiałam się, jak czuje się Szymon – przecież patrzył, jak syn rujnuje to, co stworzył… Los mi sprzyjał. Kiedy Martusia miała trzy latka i mogła iść do przedszkola, pojawiła się okazja, o jakiej skrycie marzyłam, rozeszły się wieści o zamiarze sprzedaży firmy.
– Leszek ma dość, chce się pozbyć udziałów. O ile wiem, to więcej niż połowa wartości firmy – opowiadała mi księgowa Ala.
– Kupię je – zdecydowałam się momentalnie.
Ala spojrzała na mnie zdumiona.
– Nie masz takiej kasy, to naprawdę dużo pieniędzy.
– Wezmę kredyt w banku, zadłużę się po rodzinie, ale kupię tę firmę – powiedziałam z zaciętością.
– O ile będzie chciał ci ją sprzedać, on nie za bardzo cię lubi…
Ala miała świętą rację, ale zapomniała o mojej sekretnej broni, o Szymonie. W jego rękach pozostawała druga połowa firmy, do niego należał rozstrzygający głos, komu Leszek może sprzedać swoje udziały. Powiadomiłam męża o tym, co chcę zrobić. Stefan złapał się za głowę.
– Wpędzisz nas w straszne długi!
– Odrobię wszystko z nawiązką, za moich czasów firma przynosiła duże zyski, znów tak będzie.
– Nie poradzisz sobie z takim wyzwaniem.
Zaśmiałam się.
– No, teraz to już przesadziłeś. Ja sobie nie poradzę? Jak nie ja, to kto?
Teraz i Stefan zaczął się śmiać
– Jesteś niesamowita, zaczynam wierzyć, że przeniesiesz tę górę. Będę popychał od dołu, żeby ci było łatwiej.
– No to dzwonię do Szymona – zdecydowałam.
Dalej poszło z górki, sprawy nabrały takiego pędu, że aż się przestraszyłam, na co się porywam.
Szymon ucieszył się, że chcę przejąć udziały jego syna, obiecał poparcie i pomoc. Znów mówił, że tylko ze mną mógłby pracować, chwalił moje kompetencje. Pamiętając o tym, co zaszło, niespecjalnie brałam sobie do serca jego umizgi, tylko tyle, na ile było to konieczne. Bank dał kredyt, a brakującą sumę wcisnęła mi babcia, pozbywając się oszczędności całego życia.
– Bierz, nie protestuj, to nie darowizna, tylko inwestycja. W ciebie, moja kochana. Masz głowę na karku, aż przyjemnie popatrzeć. Potrzebujesz lekkiego wsparcia, więc proszę, bierz. Niech i ja mam swój udział w twoim sukcesie. Jestem pewna, że wygrasz. Już wygrałaś.
– Jak to?
– Leszek, wyrzucając cię z pracy, w rzeczywistości zrobił ci przysługę. Przerwa w pracy przyszła w idealnym momencie. Urodziłaś i odchowałaś dziecko, twój mąż się ogarnął i poważniej pomyślał o życiu. Teraz możesz triumfalnie wracać do firmy.
Nie myślałam w ten sposób o tym, co zaszło, ale babcia i Stefan mieli rację – jedne drzwi się zamykają, drugie otwierają. Z tym że ja nie zamierzałam z nich skorzystać, tylko wpakować się oknem.
Z przytupem i na pełnej petardzie
Szymon pomógł mi zdobyć udziały w firmie, syn go zawiódł, więc na mnie skupił uwagę. Wróciłam jako współwłaścicielka przedsiębiorstwa, niestety upadającego. Zastałam firmę w bardzo złej kondycji, musiałam ostro wziąć się do roboty.
Szymon mi nie pomagał, twierdził, że jest za stary na taką harówkę. W sumie niczego innego się po nim nie spodziewałam… Z czasem wyprowadziłam firmę na prostą i wszystko byłoby dobrze, ale pewna sprawa spędza mi sen z powiek. Udziały Szymona. W jego posiadaniu pozostaje połowa firmy, w przyszłości ta część znów przejdzie na Leszka.
Teraz jestem bardziej doświadczona i mniej naiwna, więc pracuję nad wykupem choć ułamka tych walorów, tak by syn Szymona miał jak najmniej do powiedzenia w sprawie działania przedsiębiorstwa. To wielkie zadanie, ale czuję, że podołam. Leszek już nigdy nie wejdzie mi w paradę.
Czytaj także:
„Facet mojej siostry to furiat. Podczas napadów szału bije ją i upokarza. Ewa wie, że powinna go rzucić, ale się boi...”
„Sąsiad zamienił nasz raj w piekło na ziemi. Bezkarnie zatruwa życie połowie wsi. Odpłaciliśmy mu się pięknym za nadobne”
„Gdy poroniłam, mąż odsunął się ode mnie, a przyjaciele bagatelizowali sprawę. Był jednak ktoś, kto rozumiał mój ból…”