„Sąsiadka na każdym kroku skarżyła się i gnębiła swojego wnuka. Gdy wyrzuciła to biedne dziecko z domu, musiałam zareagować”

Smutne dziecko fot. Adobe Stock, Darren Baker
„Nie wypytywałam, o co poszło, a ona nie kwapiła się do zwierzeń. Pościeliłam im w salonie, a rano przyjechał po nich starszy pan autem na koszalińskich numerach. Zabrał od M. rzeczy córki i wnuka i pojechali. Ta mama powariowała, to nieludzkie tak traktować dziecko...”.
/ 08.10.2022 07:15
Smutne dziecko fot. Adobe Stock, Darren Baker

Widziałam, że u sąsiadki jest jakiś ruch, ale nie dochodziłam przyczyn: po przeprowadzce do segmentu, nie mogłam się nacieszyć prywatnością i guzik mnie obchodziło, co robią inni. Dopiero córka mnie oświeciła, że u pani M.zamieszkał chłopczyk.

Potem zobaczyłam małego z młodą kobietą i zaczęłam kojarzyć fakty. M. ma syna, a to niemal na pewno dziewczyna, z którą kiedyś odwiedził matkę. Ergo: dzieciak prawdopodobnie jest wnuczkiem sąsiadki. Sprawa rozwiązana, można się zająć własnym życiem.

Tyle że niezupełnie. M., której dotąd niemal nie było słychać, chyba że akurat był czwartek i odbywał się u niej wieczorek brydżowy, nagle objawiła się jako upierdliwa sąsiadka. Pal sześć rowerek i zabawki przed budynkiem, ale krzyki zza ściany bywały mocno irytujące. Ze dwa razy miałam chęć uświadomić towarzystwu, że ja tu, kurna, pracuję!

Tatuś w Holandii, mama i synek u jego mamusi

Potem kupiłam słuchawki i przestałam się nakręcać.

– To nie jest prawdziwa babcia Kacpra – Ninka, w odróżnieniu ode mnie, była żywo zainteresowana zmianami wokół. – Jego tatuś wyjechał.

– Nieładnie jest wypytywać – spojrzałam na córkę z przyganą.

– Sam powiedział, jak mu podałam piłkę – przewróciła oczami. – Potem mama go zawołała. Mogę pograć na twoim telefonie?

Któregoś dnia wpadłam na M., gdy robiła zakupy. Miała sporo pakunków i po prostu nie wypadało nie zaproponować podwózki.

– Bardzo pani miła – ucieszyła się. – Odkąd syn wyjechał do Holandii, straciłam kierowcę, a taksówki to teraz majątek.

I znienacka rozgadała się w aucie, że Łukaszkowi zaproponowali prowadzenie filii w Rotterdamie. Rodzinę ma ściągnąć, jak się urządzi, najdalej za dwa miesiące.

– Powiedziałam, żeby Lucyna z Kacprem tu zamieszkali przez ten czas, po co wydawać na wynajem? W nowym życiu każdy grosz się przyda.

– To prawda – potwierdziłam.

– Ale chłopiec jest taki nieznośny  – M. dopiero się rozkręcała. – Przy Łukaszu taki nie był, potrzeba mu silnej ręki po prostu. Lucyna na wszystko mu pozwala. Zamiast wyciągnąć konsekwencje i ukarać, łazi za smarkaczem i prosi… Wczoraj stłukł mi kryształ, który dostałam na zakończenie pracy, da pani wiarę? No tak, tak – wyhamowywała powoli, zdając sobie sprawę, że trochę ją poniosło w zwierzeniach. – Jak to mówią, dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane. A ja już nie mam siły na użeranie się. I to we własnym domu!

Pomogłam jej wynieść torby z auta

Zadzwoniła, wyszła ta cała Lucyna, a sąsiadka jej pokazała brodą toboły i rzuciła „do kuchni”. Miłe to nie było, ale nie mnie rzucać pierwszej kamieniem, skoro z własnym mężem nie mogłam żyć pod jednym dachem. Teraz, jak przyjdzie po Ninkę, proszę bardzo, herbaty zrobię, ciastkiem poczęstuję, ale tylko dlatego, iż wiem, że już nigdy w życiu nie znajdę jego brudnych skarpet pod łóżkiem.

Przedwczoraj M. miała gości. Wydedukowałam, że sytuacja musiała się unormować, skoro wróciła do brydżowych czwartków. Siedziałyśmy właśnie z Ninką przy kolacji, gdy za ścianą rozległ się huk.

– Coś się potłukło – stwierdziła córka. – Kacper mówi, że jego babcia ma pełno szkła na szafkach… Różne wazoniki, zwierzątka.

– Lubisz tego chłopca? – zapytałam z ciekawością.

– No co ty, mama – Ninka wzruszyła ramionami i spojrzała z politowaniem. – Przecież on jest mały. Nawet nie chodzi jeszcze do szkoły.

Po dziewiątej goście od M. zaczęli się zbierać i, ledwo spod bramy odjechał ostatni samochód, zaczęła się awantura. Krzyki, płacz dziecka, jakieś gonitwy… Ninka zeszła na dół i stanęła za mną przy oknie.

– Przemoc domowa – stwierdziła po kilku minutach. – Pani psycholog nam o tym mówiła. Trzeba wezwać służby.

– Bez przesady – powiedziałam bez przekonania. – Pani M. ma ponad sześćdziesiąt lat i waży z pięćdziesiąt kilo. Pokrzyczy i pójdzie spać. Ty też już idź – pocałowałam córkę w czubek głowy. – Jutro się nie zwleczesz do szkoły.

Niechętnie zaczęła się zbierać, gdy u sąsiadki trzasnęły drzwi wyjściowe. Nina natychmiast pobiegła do kuchennego okna, skąd był najlepszy widok i zawołała:

– Wyrzuciła Kacpra, mamusiu! Biedny! Stoi na schodach.

Zwariowała baba czy co?

Jest najwyżej siedem stopni!

– Teraz wyszła jego mamusia! – relacjonowała Nina z kuchni. – Mamo, ona ich nie wpuszcza! Zgasiła światło!

– Zaczekajmy chwilkę – teraz ja stanęłam za córką, patrząc przez szybę.

Guzik było widać, bo stara rzeczywiście wyłączyła lampy z tej strony domu. Przeszłam przez mieszkanie i wyjrzałam z drugiej strony – u M. świeciło się tylko w jej sypialni. Po chwili zresztą i tam zapadła ciemność.

– Musisz coś zrobić – stwierdziła Ninka.–  Nie wolno być obojętnym.

Odczekałam jeszcze chwilę, a potem cicho wyszłam na dwór.

– Powinnam wezwać służby? – zapytałam cicho kobietę stojącą po drugiej stronie siatki.

– Nie, nie – przestraszyła się. – Mój tata po nas przyjedzie, ale będzie dopiero rano. On już nie jeździ nocą, a to prawie sto kilometrów.

– Chodźcie do nas, zanim się pochorujecie – zdecydowałam.

Nie wypytywałam, o co poszło, a ona nie kwapiła się do zwierzeń. Pościeliłam im w salonie, a rano przyjechał po nich starszy pan autem na koszalińskich numerach. Zabrał od M. rzeczy córki i wnuka i pojechali.

– Dobrze zrobiłaś, wiesz, mamusiu? – stwierdziła córka, wychodząc do szkoły. – Kocham cię.

No cóż, za to M., kiedy mnie widzi, odwraca głowę w drugą stronę, a i trzasnąć drzwiami jej się zdarzy. Chyba to ja powinnam się czuć urażona, a nie ona. To chyba zrozumiałe, że musiałam zareagować – co pomyślałaby o mnie córka, gdybym pozwoliła tej dwójce marznąć na schodach do rana?

Czytaj także:
„Spędziłam z Jackiem upojne noce, ale gdy spotkaliśmy się na mieście, udawał że mnie nie zna. Nic dziwnego, był z kobietą”
„Co z tego, że nie odbierałem porodu własnego dziecka? Wolałem być w pracy. Ktoś musi harować, by żona żyła jak królowa”
„Dla męża byłam >>pasożytem<<, więc zażądał rozwodu. Nie sądził, że to doda mi skrzydeł, a sam będzie zbierał szczękę z podłogi”

Redakcja poleca

REKLAMA