Przejrzałam kolejną witrynę, chyba dwudziestą tego dnia. Od kilku godzin próbowałam znaleźć w internecie prezent dla teściowej, ale nic nie wpadło mi w oko. Początkowo myślałam o jakimś gustownym szlafroczku albo koszuli nocnej… Ale to wszystko wydawało mi się takie bez wyrazu, nieodpowiednie na prezent. No i najgorsze, że nie mogłam niczego dotknąć. Bo co mi z tego, że w opisie widniało „100% bawełna”? Ale jaka jest w dotyku? Czy to aby nie jakaś zwykła szmatka?
Po co ten cały internet?
– Jak te dziewczyny mogą kupować ciuchy przez internet? – zastanawiałam się na głos.
– A czego szukasz? – tak byłam zaaferowana grzebaniem w internecie, że nawet nie słyszałam, kiedy mąż wrócił do domu.
– Prezentu dla twojej mamy. No wiesz, czegoś praktycznego…
Jacek parsknął śmiechem. Takich właśnie prezentów oczekiwała moja teściowa i takimi też zawsze obdarowywała najbliższych.
„Żadnych durnostojek i wazoników” – przestrzegała nas nieraz, wspominając tym samym podarunki od swojej przyjaciółki od serca.
Przez lata pani Irena obdarowywała teściów porcelanowymi kotkami i słonikami, różnej maści wazonikami i innymi wątpliwej urody bibelotami. Mama Jacka delikatnie sugerowała przyjaciółce, by nie wyrzucała pieniędzy na rzeczy nieprzydatne. Niestety, na każde imieniny lub urodziny pani Irena zjawiała się z kolejnym cackiem. By nie robić przykrości przyjaciółce, teściowa oczywiście stawiała podarunek w widocznym miejscu, a po kilku dniach dyskretnie się go pozbywała. Gdy Irena pytała o los czarnego kotka lub dzbanuszka do kawy w kształcie łabędzia, odpowiadała niezmiennie: „Ach, lepiej nie pytaj. Stłukł się, kiedy robiłam porządki. Widzisz, jak mi się ręce trzęsą, jest coraz gorzej! Boję się, że to jakaś choroba”.
Raz byłam świadkiem takiej rozmowy
Przyznam, że moja teściowa zaimponowała mi wtedy swoim talentem aktorskim.
– Jacek, ty się nie śmiej się, tylko mi coś doradź – jęknęłam.
– Jakbyś chciała jej kupić laptop albo iPhone’a, to służę pomocą, ale wiesz, w babskich dziedzinach jestem raczej cienki – mąż bezradnie rozłożył ręce.
Od początku wiedziałam, że nie miałam co liczyć na jego pomoc. Zrezygnowana zaczęłam więc szukać w księgarni wysyłkowej książek dla bratanków męża i naszych dwóch pociech. Wrzuciłam do koszyka wszystkie pozycje z listy sporządzonej przez naszego Maćka i już miałam wyłączyć komputer, kiedy nagle mnie olśniło:
– Wiem! Kupimy mamie książki – krzyknęłam zadowolona z siebie. – Przecież uwielbia czytać kryminały.
Szybko uwinęłam się z zakupami, zapłaciłam i odetchnęłam z ulgą.
– No to mam prezenty dla twojej mamy! – zatarłam ręce, wchodząc do kuchni.
– To znaczy, że będzie jakaś kolacja? – mąż popatrzył na mnie z nadzieją. – A już się bałem, że przez te serwetki będę musiał zamówić pizzę – puścił do mnie oko.
– Nawet sobie tak nie żartuj.
Od razu robi mi się gorąco ze wstydu
Wspomnienie o serwetkach będzie mnie prześladowało zawsze, choć prawdę mówiąc, to dość zabawna historia. To było rok temu… Siedzieliśmy wciąż przy stole, kiedy mój teść dał sygnał dzieciakom:
– A może by tak sprawdzić, co przyniósł Mikołaj?
Bratankowie męża z ochotą rzucili się do prezentów. Przyglądałam się z ciekawością paczce, którą Piotruś wyciągnął spod choinki. Powoli przeczytał przytroczoną do niej karteczkę i po chwili wahania wręczył upominek mojemu mężowi.
– Przegrałem – Jacek szepnął mi do ucha i z rezygnacją odłożył prezent, nie rozpakowując go do końca.
Uśmiechnęłam się i z politowaniem spojrzałam na teściową. Przed świętami założyłam się z mężem, że i tym razem dostanie w prezencie od swojej matki koszulę: rozmiar kołnierzyka 41, wzrost 192 cm, kolor – biały. Dlaczego? Z nieznanych nam powodów teściowa od kilku lat kupowała Jackowi niezmiennie taki sam prezent. Kiedy rok wcześniej mąż dostał pod choinkę szóstą z kolei koszulę, nasz syn zażartował, że babcia wykupiła po korzystnej cenie towar z jakiegoś sklepu w likwidacji i teraz będzie obdarowywać ojca białymi koszulami przez najbliższe 30 lat. W sumie nie powinniśmy narzekać; koszula to przecież praktyczny upominek. Szkopuł jednak w tym, że za każdym razem teściowa kupowała białą. Szkoda, że nigdy nie zapytała, z jakiego prezentu ucieszyłby się jej syn.
Nie wiedziała lub zapomniała, że Jacek nie znosi białych koszul i wkłada je tylko wtedy, gdy jest zmuszony pojawić się na jakiejś oficjalnej imprezie w pracy. Widziałam, że mąż pogodził się z przegranym zakładem i zajęty był już innym prezentem. Ja rozpakowywałam pakuneczek z wymarzonymi perfumami…
„Pamiętał” – pomyślałam i posłałam mężowi czułe spojrzenie. Dzieciaki na przemian radośnie wykrzykiwały, odkrywając kolejny fantastyczny prezent. Powoli zamieszanie z prezentami dobiegało końca.
Znów siadaliśmy do zastawionego stołu
Kończyliśmy zimne przystawki i zbierałam zamówienia na grzybową i barszczyk, kiedy do pomocy w kuchni zjawiła się teściowa. Ja nalewałam zupę do filiżanek, ona odnosiła je do stołu. W pewnym momencie usłyszałam krzyk męża:
– Uważaj, mamo!
– Oj, oblałam cię, synku… – koszula Jacka była cała czerwona od barszczu. – Przepraszam, to przez Piotrusia. Popchnął mnie… – teściowa miała zmartwioną minę, ale po chwili rozjaśnił ją uśmiech. – Ale może włożysz tę nową, co pod choinkę dostałeś?
– Nie, nie włożę, bo jest biała, a ja białych koszul nie noszę. Nie lubię… mamo… – prawie jęknął.
Tym razem mina teściowej wyrażała bezgraniczne zdumienie. Okazało się bowiem, że z uporem kupowała przez lata synowi taki sam prezent, żyjąc w przeświadczeniu, że Jacek nie ma białej koszuli, bo w każdą Wigilię czy inne święto miał na sobie zazwyczaj jasnobłękitną. Teściowa myślała, że on te białe szybko niszczy, na przykład chodząc w nich codziennie do pracy, i kiedy nadchodzą kolejne święta, znów nie ma odpowiedniej. W mniemaniu obojga moich teściów najwłaściwszym strojem na takie okazje był ciemny garnitur i biała koszula. Teściowa zmartwiła się, że przez lata kupowała nieodpowiedni prezent własnemu synowi. Na szczęście teść wszystko obrócił w żart i stwierdził, że z ochotą zamieni swoje prezenty: szykowne bokserki i wodę po goleniu na białą koszulę w rozmiarze 41. Przy stole zrobiło się jeszcze weselej, kiedy przyniosłam z szafy męża sześć innych białych koszul w tym samym rozmiarze – nowych, zapakowanych jeszcze w folię. Wieczór upłynął nam w rodzinnej atmosferze.
Następnego dnia wszyscy zjawiliśmy się u teściowej na obiedzie. Kiedy najedzeni usiedliśmy do deseru, dzieci brata mojego męża dźgały się mieczami świetlnymi. W pewnym momencie młodszy Daniel machnął swoją bronią nad małym stolikiem, przewracając otwartą butelkę z coca-colą. Teściowa zajęta krojeniem ciasta poprosiła, abym wyjęła z komody czystą serwetę.
– Są w drugiej szufladzie. Weź nową, taką samą jak ta. Mam przecież od ciebie ze trzy identyczne komplety z małymi serwetkami. Pamiętasz? – spytała, figlarnie puszczając do mnie oko.
Oczywiście pamiętałam, jaki prezent pod choinkę dostała od nas teściowa. Myślałam, że przyda jej się taka serweta. Szkoda tylko, że trzy lata z rzędu tak myślałam…
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”