„Teściowa nie chciała zajmować się wnukami, ale pierwsza wytykała mi błędy. Szkoda, że syna tak źle wychowała”

niezadowolona kobieta fot. Getty Images, DOF-PHOTO by Fulvio
„Robiła łaskę i ciągle się czepiała. Narzekała, że nie może zająć się swoimi sprawami, bo ja daję ciała jako matka. Masakra, uszy więdły od słuchania tych bredni”.
/ 29.08.2024 11:15
niezadowolona kobieta fot. Getty Images, DOF-PHOTO by Fulvio

Moja teściowa nie zachowuje się jak prawdziwa babcia. Nie chce opiekować się wnukami, chociaż raptem ma ich tylko dwoje – Marylkę i Kamilka. Ilekroć proszę ją o pomoc, tylekroć wymawia się brakiem czasu i natłokiem różnych zajęć. Pierwsza jest za to do wypominania mi, że wyrodna ze mnie matka, bo za wcześnie posłałam dzieci do przedszkola.

Mam gdzieś swoje dzieci

– Tak postępują zwykłe egoistki – to usłyszałam od teściowej, kiedy dowiedziała się, że ja i Marcin zdecydowaliśmy się wysłać Marylkę i Kamilka do przedszkola. – Dzisiejszym kobietom zupełnie się w głowach poprzewracało i zapomniały, gdzie jest ich miejsce.

Oczywiście jakimś cudem „zapomniała”, że nie było to wyłącznie jednostronne postanowienie, ale wspólne – moje i Marcina, który przecież jest jej synem. Winna byłam wyłącznie ja, bo – zamiast gnić w kuchni przy garach – wróciłam do pracy. Nie mam pojęcia, czy ona w ogóle zdaje sobie sprawę z tego, że wychowywanie dwójki dzieci – w naszym przypadku bliźniaków – jest nie lada wyzwaniem, również finansowym.

Pensja Marcina okazała się niewystarczająca do utrzymania rodziny, a poza tym ja nie miałam ambicji skończyć jako kura domowa. Mąż nie do końca to rozumiał i wcale nie dopingował mnie w powrocie na rynek pracy. Miałam pod górę. Teściowa wtórowała mu, jak umiała i miała czelność co i rusz wtrącać swoje trzy grosze.

Co bym nie zrobiła, wszystko było źle

Przez 3 lata po ślubie nie mogłam zajść w ciążę, a tak bardzo chciałam mieć dziecko. Już mieliśmy się poddać, kiedy wreszcie na teście pojawiły się dwie upragnione kreski. Nie posiadałam się ze szczęścia. Dla pewności powtórzyłam test i gdy znów wynik był ten sam, nie byłam w stanie powstrzymać łez.

Jakież było zaskoczenie moje i Marcina, jak dowiedzieliśmy się, że zostaniemy rodzicami bliźniąt! Z jednej strony była ogromna radość, a z drugiej mnóstwo obaw, że nie podołamy temu wyzwaniu. Nie ukrywam, że bardzo liczyłam na teściową. Na moich rodziców nie mogłam, ponieważ niestety oboje nie żyli – zginęli w wypadku w tym samym roku, w którym ukończyłam studia. Gdyby nie Marcin, wpadłabym w ciężką depresję.

Właśnie wtedy los postawił go na mojej drodze. Szkoda tylko, że po ślubie wyszły na wierzch różne kwiatki. Marcin oczekiwał, że będę mu usługiwać i jak wróci z biura, to na stół natychmiast wjedzie ciepły obiadek. Teściowa rzecz jasna ucieszyła się na wieść o tym, że jestem w ciąży, ale po przyjściu maluchów na świat wcale nie kwapiła się do okazywania swojego wsparcia.

– No wiesz – mawiała z przekąsem – ja własne dzieci odchowałam i jakoś musiałam sobie radzić.

To były jej jedyne wnuki

Przykro było tego słuchać, ale przecież nie mogłam jej do niczego zmusić. Starszy brat Marcina, Piotr, póki co nie doczekał się potomstwa. On i Agnieszka jakoś się nie śpieszyli z powiększaniem rodziny – oboje świetnie zarabiali i sporo podróżowali po świecie, chwaląc się w mediach społecznościowych fotkami z rozmaitych egzotycznych miejsc. Miałam nadzieję, że teściowa będzie wniebowzięta, mogąc realizować się w roli babci.

Tymczasem ona nie miała na to najmniejszej ochoty. W żadnym razie nie chciałam jej wykorzystywać, ale od czasu do czasu babcina pomoc by się przydała. Nie miała odwagi wytknąć jej błędów rodzicielskich, które sama popełniła i których Marcin był najlepszym dowodem.

Zbliżały się urodziny Marcina i pragnęliśmy uczcić je tylko we dwoje, łapiąc przy okazji chwilę oddechu od rodzicielskich obowiązków. Nie mieliśmy skomplikowanych planów – kino, kolacja w restauracji i do domu.

– Porozmawiaj z mamą, może się zgodzi – zależało mi na tym, aby to Marcin załatwił sprawę.

Za każdym razem, gdy to ja do niej dzwoniłam, musiałam najpierw wysłuchać całej litanii. W jej opinii nie byłam godna tego, żeby zostać żoną Marcina i matką jego dzieci. Nie powiedziała tego wprost, ale takie wnioski nasuwały się same.

– No dobrze, zagadam z nią – obiecał mąż.

Musiałam się nasłuchać

Słowa dotrzymał. Mieliśmy załatwiona opiekę do bliźniaków, aczkolwiek teściowa nie byłaby sobą, jeśli nie zademonstrowałaby niezadowolenia. Zachowywała się tak, jakby działa się jej wielka krzywda. Przez to ani w kinie, ani podczas kolacji nie mogłam się skupić na Marcinie, a i on też się zastanawiał, czy z dzieciakami wszystko jest w porządku.

– Wstydziłabyś się, kto to widział taki bałagan mieć w kuchni? – z takim tekstem wyjechała na powitanie.

Naturalnie na tym nie skończyła. Wytknęła mi chyba każdy pyłek kurzu obecny w naszym – moim i Marcina – mieszkaniu. Stałam, zaciskając zęby i pięści, a kiedy zamknęły się za nią drzwi, bezsilna opadłam na kanapę i się rozpłakałam.

Mąż nie raczył zdobyć się na jakiś ludzki gest typu przytulenie czy buziak w czoło, ale dostrzegłam, że jest zły. Na drugi dzień do niej zadzwonił i oznajmił, że tym razem przegięła. To było coś nowego – pierwszy raz stanął w mojej obronie. Myślałam już o rozwodzie, bo perspektywa zestarzenia się u boku maminsynka średnio mi się uśmiechała.

Tak się jednak nieszczęśliwie złożyło, że z niezależnych od nas przyczyn musieliśmy potem jeszcze parę razy poprosić ją o pomoc – nikogo innego nie mieliśmy. Robiła łaskę i ciągle się czepiała. Narzekała, że nie może zająć się swoimi sprawami, bo ja daję ciała jako matka. Masakra, uszy więdły od słuchania tych bredni.

Zobaczyłam, czym zajmuje się teściowa

Jestem z natury cierpliwą osobą, ale i moja cierpliwość ma kres. Czara goryczy się przelała i postanowiłam osobiście rozmówić się z teściową. Wyłożyć kawę na ławę i wyrazić brak zgody na dalsze obrażanie mnie. Uprzedziłam Marcina o swych zamiarach i prosto z pracy pojechałam do niej. Było po 16, a ona otworzyła mi drzwi w szlafroku. Wyglądała tak, jakby przed chwilą wstała. Nie kryłam zdziwienia. Ją zresztą też zaskoczył mój widok.

– Napijesz się kawy, bo właśnie robię? – zapytała średnio uprzejmym tonem z tym swoim sztucznym uśmiechem przyklejonym do ust.

– Nie, dziękuję, nie po to tu przyszłam.

– Aha – burknęła pod nosem i udała się do łazienki.

Szybko zajrzałam do sypialni. Łóżko nie było zasłane. W kuchni na stole stał talerz ze świeżo przygotowanymi kanapkami. Ona naprawdę niedawno się obudziła i dopiero o tej porze zamierzała zjeść śniadanie.

– A więc to tym jest mama tak strasznie zajęta? – nie potrafiłam powstrzymać się od złośliwości. – Całe dnie w pieleszach. Nic dziwnego, że nie ma mama czasu dla rodziny.

Wbiła we mnie pełen żalu wzrok i dostrzegłam w jej oczach łzy. Parę sekund później płakała już na całego. Pomimo że byłam na nią wściekła za to, to zrobiło mi się jej szkoda. Szlochając, wyznała, że czuje się niepotrzebna i odtrącona. Jak chciała pomagać Agnieszce i Piotrowi w prowadzeniu domu, uznali, że się wtrąca i wprowadza u nich swoje porządki. Zraziła się, a ja posłużyłam jej jako worek treningowy. Przyznała, że potwornie jej głupio i nie ma pojęcia, jak się teraz zachować.

– Może masz ochotę przyjść w niedzielę na obiad? – zapytałam nieśmiało, bo nie miałam pojęcia, jak zareagować.

– Chętnie – odparła niemalże szeptem

Zamierzałam dać jej szansę. Coś mi mówiło, że ją wykorzysta. Marcina też postanowiłam nie spisywać na straty – czy słusznie, to się przekonam.

Martyna, 36 lat

Czytaj także:
„Przez 20 lat stałam przy garach, a mój mąż robił karierę. Teraz pozwałam go sądu, by mi za to wszystko zapłacił”
„Pielgrzymka skończyła się dla mnie przygodą w namiocie. Za kilka miesięcy powitam na świecie pamiątkę z tej wyprawy”
„Poszedłem w tango tuż przed ślubem. To był test. Musiałem sprawdzić, czy warto wpakować się w małżeńskie bagno”

Redakcja poleca

REKLAMA