Moja sytuacja nie jest zapewne wyjątkowa. Jak wiele innych kobiet mam problem z teściową. Matka męża jest wdową, co oznacza dużo wolnego czasu, który uwielbia spędzać na „pomaganiu” nam. Odkąd ją poznałam, obawiałam się, że tak będzie. Namawiałam nawet Krzysia, żeby po ślubie zamieszkać w innym mieście.
Nie mogłam pozwolić jej wtrącać się w nasze życie
Wtedy ona nagle zaczęła narzekać na serce, więc zdecydowaliśmy się kupić mieszkanie blisko niej. Oczywiście potem choroba natychmiast jej przeszła. I tak się zaczęło... Jako młoda mężatka jestem według niej „niedoświadczoną panią domu”, w związku z czym wszystko robię źle. Już na początku, gdy urządzaliśmy nasze gniazdko i wybraliśmy meble do salonu, musiała wtrącić swoje trzy grosze.
– Te białe obicia są bardzo niepraktyczne, zaraz będą brudne, a po praniu zżółkną albo zsinieją – skomentowała.
Poza tym czepia się absolutnie wszystkiego. Twierdzi na przykład, że niedokładnie sprzątam i źle prasuję koszule jej ukochanego synusia. Jednak prawdziwym polem bitwy jest kuchnia.
– Krzysztof tak ciężko pracuje – słyszę ciągle. – Potrzebuje pełnowartościowego posiłku. Nie jest przecież jakimś królikiem, żeby wcinać sałatę.
Według teściowej „pełnowartościowy posiłek” oznacza potrawy tłuste, kaloryczne i ciężkostrawne. Nie rozumem, jakim cudem kobieta, która większość czasu spędza na oglądaniu telewizji, nie ma pojęcia o zdrowym odżywianiu! Przecież co chwila lecą tam programy kulinarne, w których mówią o tym, co należy jeść, a czego nie.
Ona zawsze wie wszystko lepiej...
Najbardziej mnie wkurza, gdy zjawia się nieproszona i szarogęsi w naszej kuchni. Czasem przychodzę z zakupów, a ona jest w połowie gotowania obiadu. Ma klucze do naszego mieszkania, bo wymusiła to na Krzyśku, stwierdzając, że tak często wyjeżdżamy na weekendy, a przecież ktoś musi pilnować domu. Kiedy wracam, widzę, że ktoś przestawiał mi rzeczy w szafach. Kilkukrotnie pozbyła się moich rzeczy z lodówki i zastąpiła je tłustymi śmietanami, golonką czy słodyczami.
Moja teściowa uznaje, jak lubi powtarzać, „wyłącznie tradycyjną kuchnię polską”, i co chwila bombarduje mnie swoimi złotymi radami. Obiad musi koniecznie składać się z dwóch dań: słonej i zawiesistej zupy i drugiego dania, mięsnego, chyba że jest akurat piątek, to wtedy smażony dorsz w panierce z bułki i jajka. Do tego oczywiście słodki kompot. Kiedy wychodziłam za Krzysia, miał nadwagę. Obiadki mamy zrobiły swoje.
Na szczęście podczas naszej podróży poślubnej do Włoch pokochał kuchnię śródziemnomorską. Odkrył, że sosy nie muszą zamulać żołądka, a mięso ociekać tłuszczem. Zaczął też gustować w świeżych sałatkach, oliwie z oliwek i owocach morza. W ciągu kilku miesięcy z pulchnego, misiowatego faceta zmienił się w szczupłego, zdrowego mężczyznę. Naiwnie sądziłam, że teściowa to doceni: wreszcie Krzyś naprawdę świetnie wyglądał. I kondycja mu się poprawiła, mimo że przecież nie uprawiał żadnego sportu. Ale skąd!
Teściowa spojrzała na syna z autentycznym przerażeniem i zawołała:
– Kochanie, jakiś ty strasznie mizerny! Czy nie jesteś aby chory?
Wyjaśniłam jej, że staramy się zdrowo odżywiać i bardzo oboje lubimy kuchnię śródziemnomorską. Pamiętam spojrzenie, jakim mnie obrzuciła. Zupełnie jakbym tym stwierdzeniem ją obraziła.
– Czyli karmisz mojego syna robalami? – wycedziła z niesmakiem i pretensją w głosie.
„Robale” to jej określenie na krewetki. Dania z makaronem z kolei nazywa pogardliwie „kluchami”, a oliwa z oliwek to „gorzkie, przereklamowane paskudztwo”. Nic na to wtedy nie powiedziałam, lecz w środku aż gotowałam się ze złości. Zresztą, odkąd pamiętam, tak jest. Ona wszystko krytykuje, a ja siedzę cicho, żeby przypadkiem nie wywołać konfliktu. A Krzysiek jakby nie dostrzegał problemu.
Próbowałam z nim rozmawiać, ale on tylko machnął ręką i stwierdził, że robię z igły widły. Sądzę, że gdyby mąż jakoś reagował na te jej przytyki, teściowa przestałaby się do wszystkiego wtrącać. Nie mam pojęcia, jak go do tego nakłonić. Jednak jeśli coś się nie zmieni, czarno widzę nasze małżeństwo.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”