„Teściowa mówiła mi jak mam się ubierać i myć podłogę. Mój mąż maminsynek radził się jej nawet w sprawach łóżkowych”

pokłócona para fot. Getty Images, Wavebreakmedia Ltd
„Ta kobieta zmieniła moje życie w koszmar. To po prostu nie mogło trwać w nieskończoność. Musiałam podjąć radykalne kroki, by w końcu wyzwolić się i wrócić do normalnego życia”.
/ 25.11.2023 22:00
pokłócona para fot. Getty Images, Wavebreakmedia Ltd

Wychodząc za Krystiana miałam pełną świadomość, że wraz z mężem zyskam także nową rodzinę. Ot, naturalna kolej rzeczy, w końcu wypowiadając sakramentalne „tak”, bierze się tę drugą osobę „z całym dobrodziejstwem inwentarza”. Nie sądziłam jednak, że w dniu mojego ślubu wyszłam nie tylko za niego, ale także... za moją teściową.

Ignorowałam presję zamążpójścia

Nie wyobrażam sobie, jak duża presja musiała ciążyć na mojej babci i mamie. Niby żyjemy w czasach, w których małżeństwo w dojrzałym wieku nie jest niczym niezwykłym, a wiele kobiet nigdy nie rezygnuje ze stanu wolnego. Gdy jednak moje koleżanki zaczęły wychodzić za mąż, niektóre jeszcze na studiach, inne – tuż po zakończeniu nauki, miałam wrażenie, że wszystkie patrzą na mnie jak na jakąś kosmitkę.

„Kiedy wreszcie znajdziesz męża?”, „Jeszcze trochę, a wszyscy zaczną nazywać cię starą panną” – to tylko niektóre docinki, jakie musiałam znosić. Nieważne. Miałam to w nosie, ale skoro ja spotykałam się z tak jawną krytyką mojego stanu cywilnego, to z czym musiały mierzyć się przedstawicielki wcześniejszych pokoleń, żyjące w czasach, kiedy presja społeczna była znacznie silniejsza? Wzdrygałam się na samą myśl o tym.

Na szczęście mama nigdy nie krytykowała moich wyborów. „Wyjdziesz za mąż, jak będziesz gotowa” – mówiła. I w końcu nastał ten czas, kiedy status singielki stał się dla mnie męczący. Chciałam mieć kogoś, kto będzie wspierał moje decyzje. Chciałam mężczyzny, przy którym będę zasypiała każdego wieczora i obok którego będę budziła się każdego ranka. Problem w tym, że nie mogłam poznać nikogo, kto wzbudziłby we mnie choćby cień zainteresowania.

– Spróbuj na Tinderze, ja tak poznałam Marcina – poradziła mi Anka, moja przyjaciółka. – Będziesz musiała oddzielić ziarno od plew, ale zaufaj mi, nie pożałujesz.

I zaufałam. „Niewiele tu tego ziarna” – pomyślałam sobie, gdy zaczęłam korzystać z aplikacji. „Sami gogusie, chwalący się muskulaturą, ale niemający do zaoferowania nic poza ciałem. I ja mam tu znaleźć kandydata na męża?”. Każdy kolejny profil przesuwałam w lewo, aż trafiłam na zdjęcie Krystiana.

Zignorowałam sygnały alarmowe

Od razu wpadł mi w oko, choć na fotce profilowej nie emanował przesadną męskością (a może właśnie dlatego?). Zero prężenia muskułów, zero wymuszonej pozy. Moją uwagę od razu zwrócił jego uśmiech. Wyrażał nim chłopięcą radość życia, czyli coś, czego brakuje większości mężczyzn. Pomyślałam sobie wtedy, że to może być właśnie ten, którego szukam.

Na pierwszym spotkaniu ta nieśmiała myśl zaczęła przeradzać się w przekonanie. Mieliśmy ze sobą dużo wspólnego, a na żywo wyglądał jeszcze lepiej niż na zdjęciu. Okulary idealnie wpisywały się w rysy jego twarzy i uwydatniały niebieskie oczy. Blond włosy miał ułożone w sposób sugerujący nieład, ale na pierwszy rzut oka było widać, że to zamierzony efekt. Aż miałam ochotę wpleść w nie swoje palce. Zauroczył mnie swoją osobą, a na kolejnych randkach rozkochał w sobie.

Jedną z cech, za którą ceniłam Krystiana, było jego przywiązanie do matki. Często o niej wspominał. Właściwie to przywoływał ją zawsze, gdy pojawiała się taka możliwość. „Moja mama to...”, „Moja mama tamto...”. Gdy o tym teraz myślę, to mogę przysiąc, że na każdej randce ze mną, dostawał od niej wiadomości i zawsze na każdą odpisywał. Wtedy myślałam, że to urocze.

„Prawdziwego mężczyznę poznasz po tym, jak traktuje swoją matkę” – mawiała moja rodzicielka. Te słowa utkwiły mi głęboko w pamięci, więc nie widziałam niczego podejrzanego w ich zażyłości. Przeciwnie, odbierałam to jako dobrą wróżbę na przyszłość. Nie było też dla mnie specjalnie dziwne, że w wieku 32 lat wciąż mieszkał w rodzinnym domu, mimo że jako programista spokojnie mógł sobie pozwolić na własne mieszkanie. „To rozsądne z jego strony” – myślałam. Byłam naiwna. Chociaż nie, czas zacząć nazywać rzeczy po imieniu – byłam głupia, bo zignorowałam tak oczywiste sygnały alarmowe.

Teściowa prawie u nas zamieszkała

Po dwóch latach znajomości Krystian poprosił mnie o rękę, a ja przyjęłam oświadczyny. Na naszym ślubie po raz pierwszy dostrzegłam, że moja teściowa ma rogi, ale wtedy jeszcze nie wiedziałam, że jest ludzkim wcieleniem diabła. „Pięknie wyglądasz cała w bieli. Może nawet ktoś ci uwierzy, że wciąż jesteś niewinna” – wyszeptała do mnie i natychmiast roześmiała się, sugerując w ten sposób żart. To było ledwie preludium. Pierwszą niezapowiedzianą wizytę złożyła nam w dniu, w którym wróciliśmy z podróży poślubnej.

– Mamusia? Nie spodziewaliśmy się ciebie. Strasznie się cieszę, wejdź – usłyszałam, gdy Krystian otworzył drzwi.

– Na pewno jesteś głodny, więc przyniosłam kolację. Ktoś przecież musi o ciebie dbać.

„Jasne, że ktoś musi i tym kimś jest żona” – pomyślałam sobie wtedy.

Cieszymy się, że przyszłaś, mamo – przywitałam niespodziewanego gościa. – Właśnie zrobiłam sałatkę, wystarczy dla wszystkich.

– Mój syn to nie królik, żeby żywił się zieleniną – wycedziła przez zęby.

W tym samym momencie złapała za półmisek, poszła z nim do kuchni i całą zawartość wysypała do kosza, a ja dosłownie zaniemówiłam. Spojrzałam na Krystiana. W odpowiedzi pokręcił głową, jakby starał się powiedzieć: „Nie rób o to awantury”. Posłuchałam go. To był mój błąd, bo swoi cichym przyzwoleniem dałam jej do zrozumienia, że może mi wejść na głowę.

Kolejne wizyty mojej teściowej wyglądały dokładnie tak samo. Krytykowała wszystko, co robiłam. „Może i masz jakieś zalety, ale gust nie jest jedną z nich. Kto dobiera takie zasłony do takiej firanki?”. „O, proszę... mopujesz podłogę. A wyszorować to już nie łaska?”. I tak na okrągło. A Krystian? Tylko się śmiał z jej docinek, jakby mamusia właśnie opowiedziała najzabawniejszy ze wszystkich kawałów świata.

Z czasem mój mąż zaczął spędzać coraz więcej czasu u swojej mamy. Gdy wracał do domu, nawet nie siadał ze mną do stołu. Zawsze miał pod ręką to samo wyjaśnienie: „Wiesz przecież, że mamusia nie wypuści mnie bez obiadu”. Powoli zaczynałam mieć tego dosyć. Stawało się dla mnie jasne, że wyszłam za maminsynka.

Tą rozmową postawiła kropkę nad i

Akurat wieszałam pranie, gdy w mieszkaniu rozległ się dźwięk telefonu. Wystarczył rzut oka na ekran, by mój dobry humor nagle prysnął niczym mydlana bańka. To była ona – wredna jędza. „Zapraszam dziś was oboje na obiad. Mam tylko do ciebie jedną prośbę. Ubierz się skromnie i elegancko, a nie jak pospolita ladacznica. Może mojemu synowi się to podoba, ale mi nie” – powiedziała i odłożyła słuchawkę, nie czekając na odpowiedź. Cała ona: władcza i apodyktyczna do bólu.

Zanim jeszcze podała do stołu, poprosiła Krystiana, żeby poszedł do sklepu i wybrał butelkę wina. Gdy zostałyśmy same, od razu zainicjowała rozmowę, którą niemal doprowadziła mnie do szału.

– Dlaczego każesz mojemu synkowi używać prezerwatyw? – zapytała tak swobodnie, jakby chodziło o przepis na ciasto.

– Słucham? – odparłam ze zdziwieniem. Tak mnie tym zaskoczyła, że w tamtej chwili nie byłam w stanie powiedzieć nic więcej.

– On tego nie lubi. Nie namawiam cię, żebyś się nie zabezpieczała. Nie nadajesz się na matkę, więc lepiej nie ufaj kalendarzykowi. Ale mój synek musi mieć z tego przyjemność. Nie chodzi tylko o ciebie, ty... ty... ty egoistko! – wykrzyczała mi w twarz.

– To, co dzieje się w naszym łóżku, nie jest twoją sprawą i nie życzę sobie...

– Oczywiście, że jest moją sprawą – przerwała mi. – Krystianek rozmawia ze mną o wszystkim. Od kogoś przecież musi się dowiedzieć, co lubią takie jak ty...

Nie pozwoliłam jej dokończyć. Miałam już dość traktowania mnie w ten sposób. Byłam żoną jej syna, ale to nie uprawniało jej do odbierania mi godności. Obróciłam się na pięcie i wyszłam. Gdybym tego nie zrobiła, najpewniej wymierzyłabym jej siarczysty policzek. Przed domem minęłam się z Krystianem. Nie odpowiedziałam, gdy zapytał mnie, dokąd idę. Do domu wrócił dopiero wieczorem.

On chyba bredził!

– Wytłumacz się ze swojego dzisiejszego zachowania – usłyszałam, gdy tylko przekroczył próg.

– Ja mam się tłumaczyć? Wydaje mi się, że jednak to ty powinieneś wytłumaczyć mi, dlaczego rozmawiasz ze swoją matką o naszych intymnych sprawach.

– A dlaczego miałbym z nią o tym nie rozmawiać? Nie mogę mieć tajemnic przed mamą. Ty za to potraktowałaś ją bardzo nieładnie...

– Bardzo nieładnie? Uważasz, że powinnam tłumaczyć się jej, że ze względów medycznych nie mogę stosować antykoncepcji hormonalnej? Uważasz, że powinnam pytać ją, jak mam cię zaspokoić w łóżku? Ty chyba na głowę upadłeś!

– Podtrzymuje swoje zdanie. Zachowałaś się niegrzecznie i mamusia jest przez ciebie roztrzęsiona. Spędzę u niej weekend, żeby mogła dojść do siebie po tej rozmowie. Wezmę tylko kilka swoich rzeczy...

– Możesz zabrać wszystkie.

– Jak to?

– Tak to. Spakuj się i wracaj do swojej mamusi. Ja mam już dosyć.

– Histeryzujesz, Sandra. Wrócę w poniedziałek po pracy. Do tego czasu na pewno ci przejdzie.

Nie przeszło. Gdy mój wkrótce już były mąż wrócił, zastał swoje rzeczy spakowane. Składając jego ubrania, myślałam sobie, że na pewno nie robię tego tak, jak zrobiłaby to jego mamusia. Wczoraj wysłałam mu wniosek rozwodowy. Mój podpis w wykropkowanym miejscu był równoznaczny z wypisaniem się z tej szalonej rodzinki. Rany, gdzie ja miałam oczy, że wcześniej nie dostrzegałam tego, co było oczywiste?

Czytaj także:
„Jako zbuntowana nastolatka trochę poszalałam. Najadłam się wstydu, gdy przeszłość wróciła jak bumerang”
„Matka to kobieta z piekła rodem. Była zazdrosna o moją dziewczynę i chciała się jej pozbyć”
„Przepisałam dom na syna, a on potraktował mnie jak stary mebel. Wyrzucił mnie na bruk i wymienił zamki w drzwiach”

Redakcja poleca

REKLAMA