„Matka to kobieta z piekła rodem. Była zazdrosna o moją dziewczynę i chciała się jej pozbyć”

smutna para fot. Getty Images, Westend61
„Nie była zachwycona, gdy związałem się na poważnie z Anetą. Mama przestała się do mnie odzywać na trzy dni, co oznaczało, że zraniłem ją tak, jak tylko syn potrafi”.
/ 21.11.2023 18:30
smutna para fot. Getty Images, Westend61

Chcieliśmy odłożyć z Anetą pieniądze na wkład własny i dlatego zamieszkaliśmy w moim rodzinnym domu. Szybko tego pożałowaliśmy.

Bardzo o mnie dbała

Zawsze była trochę nadopiekuńcza. No cóż, byłem jedynakiem, tata pracował na morzu, więc w domu bywał, a nie był. Na co dzień mama miała tylko mnie, nic więc dziwnego, że troszczyła się o mnie. Nawet jeśli była zbyt natarczywa, wybaczałem jej to i tolerowałem. Jasne, koledzy podśmiewali się ze mnie, gdy jako jedyny musiałem wracać do domu wraz z zachodem słońca albo gdy mama ganiała za mną z czapką, ale z czasem przywykli.

Gdy wyfrunąłem spod jej skrzydeł na studia, przeżywała syndrom opuszczonego gniazda. Skończyło się robienie mi prania, sprzątanie pokoju, serwowanie obiadków, ale regularnie, gdy nie mogła przyjechać, wysyłała mi słoiki pełne zawekowanych dań, choć mówiłem, że nie trzeba, że przecież to nie sztuka coś sobie upichcić.

– Muszę dbać o mojego synusia – powtarzała. – Nikt się tak o ciebie nie zatroszczy jak ja.

Niespecjalnie się więc zdziwiłem, że nie była zachwycona, gdy związałem się na poważnie z Anetą. Moich dotychczasowych dziewczyn nie traktowała serio, bo też nie musiała – nie wchodziłem w jakieś długotrwałe związki. Z Anetą już po trzech miesiącach zamieszkaliśmy razem. Trochę dlatego, żeby ograniczyć wydatki na dwa oddzielne pokoje, trochę, żeby zyskać nieograniczony dostęp do siebie nawzajem. Efekt? Mama przestała się do mnie odzywać na trzy dni, co oznaczało, że zraniłem ją tak, jakbym wbił jej nóż w plecy.

– Czyli znalazłeś sobie jakąś inną babę zamiast matki, tak? – spytała, gdy w końcu odebrała ode mnie telefon.

– Oj, przecież wiesz, że to nie tak… Mama zawsze będzie mamą. Ale chyba nie oczekujesz, że zostanę do śmierci sam, bo ty jesteś zazdrosna, co? – roześmiałem się.

Odpowiedziała mi cisza. Hm, czyżby jednak wolała syna starego kawalera?
Postanowiłem przyzwyczajać ją do nowej sytuacji, czyli do tego, że mam dziewczynę i że będę ją miał. Szybko bowiem doszliśmy z Anetą do wniosku, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Może nie planowaliśmy od razu dawania na zapowiedzi, ale zamierzaliśmy budować wspólną przyszłość – skończyć studia, poszukać pracy, wynająć albo kupić mieszkanie, może mały domek…

Zamieszkaliśmy z moimi rodzicami

O ile pierwsze cele zrealizowaliśmy w miarę bezproblemowo, o tyle z tym kupnem mieszkania, o domku nie wspominając, było dużo trudniej. Należało uzbierać na wkład własny, co nie jest takie proste na początku kariery, gdy zarobki niewiele przekraczają minimalną krajową, a wynajem pochłania jedną z pensji.

– Synku, przecież możecie zamieszkać u nas! – zaproponowała mama, niemal entuzjastycznie. – Ja wiem, wielkich wygód tu nie ma i trzeba dojeżdżać do miasta, ale zawsze zaoszczędzicie, bo my grosza od was nie weźmiemy.

Długo biliśmy się z myślami, czy skorzystać z tej propozycji, bo wiadomo, młodym to najlepiej bez rodziców, którzy ciągle patrzą im na ręce, a mama naprawdę czasem potrafiła zapomnieć, że jestem już dorosły. No ale kiedy przeliczyliśmy wszystko, wyszło nam, że przemęczymy się rok, góra dwa i mamy kredyt na własne lokum, a potem to już hulaj dusza, piekła nie ma. Więc się zgodziliśmy.

Tata, który przeszedł już na emeryturę, w sumie niewiele się odzywał, zamykał się w swoim świecie książek i namiętnie czytał. Mama za to starała się nam dogodzić. Głównie mnie dogadzała, bo moje gusta znała, Anetkę musiała dopiero poznać. Tylko coś kiepsko jej to szło…

– Dzisiaj gołąbki w sosie pomidorowym! – obwieściła radośnie. – Dla mojego synusia, który je uwielbia!

– Mamo, Aneta nie może jeść pomidorów, jest uczulona. Pamiętałaś? Zostawiłaś kilka bez sosu? – spytałem, bo już widziałam, jak mojej ukochanej rzednie mina.

– A to ja mam o wszystkim pamiętać? – mama wzruszyła ramionami. – Każdy tylko wymaga i wymaga…

Aneta zjadła na kolację kanapki i od tamtej pory starała się zawsze kupić i uszykować coś dla siebie, bo od tych potraw z pomidorami w naszym jadłospisie nagle zrobiło się gęsto. Dziwnym trafem też, kiedy mama zobowiązywała się do zrobienia prania – bo przecież ona zostaje w domu, a ładna pogoda, to szybko wyschnie – ubrania Anety nie mieściły się do pralki.

– Oj, przepraszam, ale boję się włożyć jej fikuśne ciuszki razem z resztą – tłumaczyła się mama. – Żeby nie było, że coś zniszczyłam.

Gorzej, że mama często robiła pranie, więc Anecie często brakowało czystych ubrań i musiała prać coś na szybko, a potem suszyć na kaloryferze albo wręcz suszarką do włosów, żeby mieć w czym iść do pracy. Czy to dziwne, że zaczęła podejrzewać moją mamę o, nomen omen, nieczyste zagrania?

– Nie obraź się i nie denerwuj, ale twoja mama chyba robi to specjalnie, bo mnie nie lubi…

– No coś ty! – obruszyłem się. – Obie jesteście nieco przewrażliwione. Pierwsze koty za płoty. Musicie się przyzwyczaić do siebie. Poza tym, skarbie, przecież to nie na zawsze, jeszcze kilka miesięcy, góra kilkanaście, damy radę.

Chciała ją wrobić

Naprawdę tak myślałem. Żeby poprawić ukochanej nastrój, zabrałem ją na weekend w góry. Piękne widoki, pyszne jedzenie, tylko my… Atmosfera sprzyjała, więc się oświadczyłem. Po powrocie pochwaliliśmy się moim rodzicom.

– Gratuluję ci, moja droga. Wierz mi, że zdobyłaś najlepszego chłopaka na świecie – wycedziła mama w kierunku Anetki. – A tobie życzę, żebyś nie zapomniał dla – było nie było – obcej kobiety, kto cię urodził.

– Oj, mamo… – zaśmiałem się, chcąc zatuszować tę niezręczność, by nie powiedzieć, niegrzeczność.

Któregoś dnia stało się coś dziwnego. Aneta zauważyła brak karty do konta. Obszukaliśmy cały dom, wsiadłem z nią w samochód i objechaliśmy wszystkie sklepy, w których była, a także zajrzeliśmy do jej biura. Nic. Zadzwoniła do banku i zablokowała kartę, jednak ktoś zrobił już zakupy, korzystając z naszych pieniędzy. Naszych, bo choć nie byliśmy małżeństwem, korzystaliśmy ze wspólnego konta.

Cholera, oszust musiał znać PIN. Ci złodzieje są teraz straszni! Osiem tysięcy złotych. Osiem tysięcy z kawałkiem! Jubiler, drogeria, sklep z ubraniami… Ręce opadały. Jeśli kiedykolwiek udałoby się te pieniądze odzyskać, to poprzez długie reklamacje w banku.

Przybici i bez karty wróciliśmy do domu. Aneta zamknęła się w naszym pokoju, ja poszedłem zrobić nam coś do picia. W kuchni przydybała mnie matka.

– Synku, ja nie chcę nic złego mówić – zaczęła z konspiracyjną miną. – Ale Aneta po prostu poszalała na zakupach, a teraz płacze i głupią udaje…

– Mamo, kto jak kto, ale nie Aneta. Oszczędzamy przecież. Trzy razy ogląda wszystko, zanim coś kupi. Po prostu ktoś ukradł nam kartę, jakoś zgadł albo zhakował PIN. Już powiadomiliśmy policję, sklepy też, będą szukać nagrań…

– Ale po co policja? Jak to? Nagrania? Znaczy z kamer w sklepach? – dopytywała dziwnie spłoszona mama.

– Teraz wszystko da się sprawdzić. Będzie widać, że to nie Aneta dokonała zakupów, na podstawie nagrań może uda się ustalić, kto to nas okradł.

– Ale po co to, na co? Daj spokój! Fatygować tyle osób… Ja ci mówię, a matki się słuchaj, że to Aneta i już!

Dwa dni później dowiedziałem się, czemu próbowała mnie tak usilnie przekonać do winy narzeczonej. Zadzwonili z komendy. Już mieli filmy i chcieli, byśmy podjechali sprawdzić, czy przypadkiem nie znamy złodziejki. Owszem, znaliśmy ją doskonale. A przynajmniej wydawało mi się, że dobrze ją znam. To była moja matka.

Postawiona wobec faktów, przyznała, że ukradła kartę Anecie, a PIN znała, bo podejrzała go kiedyś podczas zakupów. Natychmiast spakowaliśmy swoje rzeczy. Mogę do końca życia wynajmować mieszkanie, ale nie chcę więcej widzieć tej kobiety, która podobno mnie kocha, a była w stanie posunąć się tak daleko, chcąc pozbyć się Anety z mojego życia.

Strach pomyśleć, co jeszcze mogła zrobić. Przez kilka dni przenocuje nas mój kumpel, potem coś znajdziemy. Zresztą mogę spać pod mostem, byle z dala od toksycznej, niebezpiecznej i niereformowalnej matki. Kocha mnie – tak zapewniała. Tyle że ta miłość okazała się wyjątkowo toksyczna. Teraz już to wiem i nie chcę jej znać.

Czytaj także:
„Mąż w moje urodziny odszedł do kochanki. Rok później błagał o przebaczenie, bo związek ze mną bardziej mu się opłacał”
„Byłam ulubienicą ciotki, a w spadku po niej dostałam szczotkę. Była dziwaczką, ale nie sądziłam, że do tego stopnia”
„Chciałem pomóc koledze w potrzebie, a on wpuścił mnie w kanał. Mógł mnie przewieźć do wieczności albo do puszki”

Redakcja poleca

REKLAMA