„Teściowa mówi moim dzieciom, że współczuje im takiej matki. Nie musi mnie lubić, ale niech mnie nie oczernia”

poważna kobieta fot. Getty Images, Image Source
„Wchodząc, usłyszałam, jak teściowa przemawia do moich dzieci. – Współczuję wam bardzo, moje słoneczka. Mamusia was nie kocha. Dla niej liczy się tylko praca. Co to za matka, która idzie do pracy, zamiast zajmować się swoimi słoneczkami?”
/ 01.04.2024 14:30
poważna kobieta fot. Getty Images, Image Source

Zawsze myślałam, że kawały o teściowych są wymyślone. No przecież nie może być tak, żeby wszystkie matki pałały tak wielką nienawiścią do żon swoich synów! Owszem, może się zdarzyć, że się wzajemnie nie lubią, nie dogadują w jakichś kwestiach. Ale od razu takie historie jak w kawałach? Nie może być! A jednak…

Tak to się zaczęło

Sławka poznałam w szkole średniej. Chodził do równoległej klasy, świetnie grał w kosza i oglądała się za nim co druga dziewczyna. On jednak nie był zainteresowany związkami, skupiał się na nauce, często spotykałam go w szkolnej bibliotece. Nie powiem, imponowało mi to, bo koledzy z mojej klasy jakoś się do nauki nie garnęli. Dość szybko się zaprzyjaźniliśmy, a później okazało się, że wybieramy się na tę samą uczelnię.

Choć wiele czasu spędzaliśmy w swoim towarzystwie, to parą zostaliśmy jakoś dopiero na trzecim czy czwartym roku studiów. Łączyło nas wiele, mieliśmy wspólne zainteresowania i wspólne pasje, a ciągnęło nas do siebie coraz bardziej. Na ostatnim roku nawet wynajęliśmy razem mieszkanie, bo męczyło nas nieco ciągłe imprezowanie w akademiku. Zdecydowanie preferowaliśmy ciszę i spokój, zwłaszcza w czasie pisania prac magisterskich.

Kiedy zaczęliśmy planować dalsze wspólne życie, przyszedł czas, by poznać rodziny, do których zamierzaliśmy wejść. Moi rodzice przyjęli Sławka z otwartymi ramionami. Od razu skradł ich serca, tata znalazł w nim kompana do dyskusji o życiu i polityce, a co ciekawe, choć panowie nieco różnili się w poglądach, to potrafili godzinami przerzucać się kontrargumentami i się nie pokłócić. To dobrze wróżyło na przyszłość.

Spotkanie z rodzicami Sławka natomiast nie przebiegało w tak miłej atmosferze. O ile mój przyszły teść był człowiekiem do rany przyłóż, o tyle jego małżonka sprawiała wrażenie osoby bardzo wyniosłej. Widziałam wyraźnie, że stara się zachować dystans między nami, ale nie potrafiłam zrozumieć, z czego to wynika. Kiedy zapytałam o to Sławka, ten tylko machnął ręką i odrzekł, że coś mi się wydaje. No cóż, może faktycznie niesłusznie oczekiwałam więcej serdeczności ze strony matki mojego ukochanego.

Połączył nas ślub i kredyt

Wkrótce pochłonęły nas przygotowania do ślubu i wesela. Zdecydowaliśmy się na skorzystanie z usług wyspecjalizowanej firmy, zajmującej się organizacją tego typu imprez. I całe szczęście, bo kobieta, która z nami wszystko ustalała, okazała się osobą z anielską cierpliwością i niezwykłymi talentami dyplomatycznymi. Jedno i drugie przydało jej się bowiem w kontaktach z matką Sławka, która usiłowała torpedować każdy nasz pomysł.

Ostatecznie impreza się udała, wszystko odbyło się dokładnie tak, jak sobie tego życzyliśmy. Co prawda moi rodzice z teściową najwyraźniej nie przypadli sobie do gustu (teść z miejsca wypił brudzia z moim tatą, a mamę obtańcował na wszystkie strony), ale naiwnie sądziłam, że matka Sławka jest po prostu osobą, której trudno przychodzi nawiązywanie bliższych relacji z innymi ludźmi i z czasem się to zmieni. Nie wiedziałam, jak bardzo się mylę.

Jako małżeństwo mogliśmy się już starać o kredyt na mieszkanie, zwłaszcza że obydwoje znaleźliśmy pracę. Nasze zarobki nie należały do najniższych, każde z nas miało w perspektywie dość długą drabinkę awansu, zatem mogliśmy sobie pozwolić na całkiem poważną inwestycję we wspólne gniazdko. Oczywiście i tu teściowa chciała nam popsuć szyki, ale Sławek potrafił być stanowczy, gdy chciał, a w tym wypadku bardzo chciał, gdyż zależało mu na tym konkretnym mieszkaniu w tej konkretnej lokalizacji.

Wiecznie okazywała niezadowolenie

Założyliśmy rodzinę, związaliśmy się dodatkowo kredytem, kupiliśmy mieszkanie, które wspólnie urządziliśmy. Nasi bliscy oraz znajomi nie tylko to zaakceptowali, ale bardzo cieszyli się naszym szczęściem. Wszyscy, oprócz teściowej. Najgorsze były święta. Staraliśmy się być zarówno u moich rodziców, jak i u rodziców Sławka. Jednak niezależnie od tego, jak zaplanowalibyśmy nasze wizyty w obu rodzinnych domach, tak zawsze jedna osoba okazywała niezadowolenie.

Matka Sławka jawiła mi się jako osoba, której nigdy nic nie pasowało. Zawsze byliśmy u niej w nieodpowiednim czasie. Jeśli odwiedziliśmy teściów w pierwsze święto – ona akurat spodziewała się nas w drugie. Jeśli postanowiliśmy najpierw pojechać do moich rodziców – ona miała pretensje, że utrudniam jej synowi kontakt z rodziną. Oczywiście za każdym razem informowaliśmy o naszych planach z wyprzedzeniem – zawsze było źle.

Podczas jednego ze świątecznych obiadów teściowa wyartykułowała pośrednio, co o mnie myśli.

– Rodzina powinna składać się z matki, ojca i dzieci – wygłosiła swoją złotą myśl. – Nie po to zawiera się małżeństwo, by robić karierę. Kobieta, która nie zostanie matką, nie ma żadnej wartości!

– Kochanie, ale wiesz, że nie wszyscy mogą mieć dzieci? – zaoponował jej mąż.

– Bezpłodność to strasznie wygodna wymówka! – zaprotestowała stanowczo. – Tak sobie tłumaczą brak dzieci młodzi, którzy nie chcą brać odpowiedzialności za kolejne pokolenie!

– A ty, mamusiu, dlaczego ograniczyłaś się do jednego dziecka? – odezwał się mój mąż. – Czyż nie powinnaś dać życia większej ilości istnień ludzkich?

– No wiesz! Jak śmiesz się do mnie odzywać w ten sposób?! – zaperzyła się teściowa.

– Mamo, znam cię nie od dziś. Wiem, do czego pijesz. Jeśli masz czelność wtrącać się w moje pożycie z Julką, to nie dziw się, że ja wtrącam się w twoje z ojcem.

– Jesteś bezczelny! Nie tak cię wychowałam! – wykrzyknęła teściowa.

– Oczywiście, mamo. Tak wychował mnie, na moje szczęście, mój własny ojciec. I chwała mu za to! – zamknął dyskusję mój mąż.

W ten sposób dowiedziałam się, czego oczekuje ode mnie teściowa: potomka. Cóż, staraliśmy się ze Sławkiem o dziecko, choć nie był to nasz priorytet. Mieliśmy tę szczęśliwą sytuację, że w każdej chwili jedno z nas mogło wycofać się z życia zawodowego, by zająć się dzieckiem. Byłam jednak na tyle młoda, że nie mieliśmy ciśnienia, by ciąża nastąpiła natychmiast. Mieliśmy czas, robiliśmy co w naszej mocy i to natura miała decydować, czy zostaniemy rodzicami. Na pewno nie była to sprawa teściowej.

Wkrótce zostaliśmy rodzicami

W końcu jednak nam się udało. Najpierw urodziłam Krzysia, a półtora roku później przyszła na świat Agatka. Chociaż mąż rwał się do opieki nad dziećmi, postanowiliśmy, że to jednak ja, tradycyjnie, pójdę na urlop macierzyński. Zajmowałam się więc dziećmi w czasie, gdy on pracował, a później miałam chwilę dla siebie, gdy stęskniony wracał z pracy i mógł wreszcie samodzielnie zająć się dziećmi.

Nie miałam jednak pojęcia, że i to wzbudzi niezadowolenie mojej teściowej. Pewnego dnia odwiedziła mnie i wygarnęła mi, że jestem „leniwą wywłoką”, która zmusza jej biednego synka do pracy ponad siły, a potem się nim wysługuje w opiece nad dziećmi. Na nic zdały się moje tłumaczenia: ona wiedziała lepiej i zwyczajnie mnie osądziła. Ostatecznie tak bardzo mnie zdenerwowała, że wyprosiłam ją za drzwi.

Gdy opowiedziałam Sławkowi po jego powrocie z pracy, co się wydarzyło, on tylko przytulił mnie i czule pogłaskał po głowie. Kazał się nie przejmować i obiecał, że porozmawia z matką. Obietnicę chyba spełnił, gdyż teściowa po jakimś czasie znów pojawiła się w naszym domu, ale swoją uwagę skupiała wyłącznie na dzieciach. Przyjęłam to (naiwnie, jak się miało okazać) za dobry omen.

Przyszedł moment, że Krzyś poszedł do przedszkola, Agatka do żłobka, a ja wróciłam do pracy. Gdy pewnego razu okazało się, że obydwoje musimy dłużej zostać w pracy, Sławek poprosił swoją matkę o odebranie dzieci i zaopiekowanie się nimi do naszego powrotu. Byłam w domu przed moim mężem. Wchodząc, usłyszałam, jak teściowa przemawia do moich dzieci.

– Współczuję wam bardzo, moje słoneczka. Mamusia was nie kocha. Dla niej liczy się tylko praca. Co to za matka, która idzie do pracy, zamiast zajmować się swoimi słoneczkami? Ale tak to jest, jak się wieśniaczka wżeni w miastową rodzinę. Wydaje jej się, że jest Bóg wie kim! Karierę będzie robić! A skarbulki do przedszkola i żłobka wyśle. Kto to widział?

– Mamo, co też mama wygaduje! – przerwałam tę tyradę mojej teściowej.

– Nie jestem twoją mamą! – odwarknęła.

– No tak, zapomniałam! Idealna matka ma tylko jedno dziecko. I zatruje życie wszystkim, którzy się zechcą do niego zbliżyć! – wykrzyknęłam.

Teściowa ulotniła się w ciągu pięciu minut. Gdy Sławek wrócił z pracy, odbyliśmy długą rozmowę. Obiecał porozmawiać ze swoją matką. Zdajemy sobie sprawę, że na jej sympatię nie zasłużę nigdy. Ale nie ma prawa oczerniać mnie zwracając się do moich dzieci. Więc albo zmieni swoje postępowanie, albo z wnukami się już nie zobaczy.

Czytaj także:
„Mąż, by zrobić mi na złość, zapłodnił jakąś siuśmajtkę. Wszystko dlatego, że nie chciałam dać mu więcej dzieci”
„Na urlopie macierzyńskim marzyłam o powrocie do pracy. Miałam dość ciągłego płaczu dzieci, pampersów i klocków”
„Nie mogłem patrzeć, jak żona ślini się do każdego faceta. Wszędzie widziałem jej kochanków, choć ona zaprzeczała”

Redakcja poleca

REKLAMA