„Teściowa mieszka w chlewie i żywi się byle czym. Nie poślę tam córki, bo się po prostu brzydzę”

kobieta na wsi fot. Getty Images, Westend61
„Jej miłość do zwierząt przewyższa zamiłowanie do czystości, a nawet urąga zdrowemu rozsądkowi. Sierść jest dosłownie wszędzie, aż po szafkę z naczyniami, nie wspominając o łuskach z nasion, które latają po całym domu niczym dmuchawce na polu. Całkowity brak higieny!”.
/ 16.03.2024 07:15
kobieta na wsi fot. Getty Images, Westend61

Czy to takie dziwne, że nie mam zamiaru zostawić mojej córki pod opieką pierwszej lepszej osoby? W końcu ktoś musi się nią zaopiekować, dać jej coś do jedzenia i przypilnować przy myciu, zgadza się?

Problem z głowy?

Witek przyszedł do domu z pracy niezwykle późno. Zbyt późno, nawet jak na jego standardy. Nie zdążyłam się odezwać, kiedy nagle powiedział:

– No i lipa z urlopu i wakacji. Będę musiał zastąpić Jacka, ponieważ jego żona ma zaplanowaną operację na luty, więc on będzie musiał kursować między domem a szpitalem.

Zdębiałam. Co to znaczy „po wakacjach”?! Kto będzie opiekował się Miśką podczas tych przeklętych ferii zimowych, które zawsze są problemem?! Przecież tylko cudem udało mi się zorganizować kilka dni wolnego w drugim tygodniu ferii, kiedy Witek miał wrócić do pracy! Do cholery z tym wszystkim... Później, kiedy córka trochę dorośnie, można pomyśleć o zimowisku, ale teraz? Nie ma nikogo, kto chciałby zaopiekować się maluchem z pierwszej klasy!

– Spokojnie, już wszystko zorganizowałem – mąż objął mnie ramieniem i delikatnie usadził na krześle. – Opanuj się, Martynko. Rozmawiałem z mamą, możemy przyprowadzić Miśkę, kiedy chcemy.

No i załatwione! Tak sądzi mój mąż, który już nie widzi problemu i szuka czegoś do jedzenia... Ktoś mógłby pomyśleć, że problem został rozwiązany! Zdecydowałam, że pozwolę mu spokojnie zjeść, bo gdy jest głodny, żadne argumenty do niego nie trafiają. W międzyczasie sama spróbuje wymyślić, jakieś inne rozwiązanie. Ale wygląda na to, że nie mam innego pomysłu.

Moi rodzice już dwa miesiące siedzieli u siostry w Australii i w najlepszym wypadku mieli zamiar wrócić tuż przed rozpoczęciem wakacji. Przyjaciółki miały dorosłe dzieci i nic by ich nie przekonało, aby teraz poświęcić choć jeden dzień wolny na coś innego niż podróż do ciepłych krajów. Kuzyn, który mieszkał w okolicy, szykował się na wyjazd na narty do Szwajcarii. Szczerze mówiąc, to jest to skandal, że w ferie zimowe lokalne władze w żaden sposób nie zapewniają opieki nad dziećmi! Nie ma nawet porządnej świetlicy, tylko jakieś zajęcia w bibliotece, dwie godziny dziennie. Ciekawe kto miałby odprowadzać tam Miśkę.

– Witek, nie bierz tego do siebie – próbowałam powiedzieć to jak najdelikatniej, kiedy oboje usiedliśmy do oglądania filmu – ale czy jesteś pewien co do tego pomysłu? Planujesz zabrać Miśkę na ferie do twojej mamy na wieś?

– A dlaczego by nie? – odparł pytaniem na pytanie. – Nasza córka kocha babcię, na pewno ją to ucieszy.

Oczywiście, że tak. Gdyby mogła skakać po kałużach przez cały dzień, też bym była zadowolona. Ale czy to dobre dla dziecka?

– Jagienka urodziła kociaki kilka dni temu, Miśka na pewno będzie przeszczęśliwa, widząc małe koty – dodał mój mąż.

Dwa psy, kociątko z małymi i jeszcze para papug. Moja teściowa uwielbia zwierzęta, co samo w sobie nie jest złe, ale jej miłość do nich przewyższa zamiłowanie do czystości, a nawet urąga zdrowemu rozsądkowi. Sierść jest dosłownie wszędzie, aż po szafkę z naczyniami, nie wspominając o łuskach z nasion, które latają po całym domu niczym dmuchawce na polu. Całkowity brak higieny!

Prawdziwa antyczna tragedia bez powodu

Zamiłowanie do zwierząt sprawiło, że moja teściowa uznała, że nie powinniśmy ich jeść, i od prawie dekady jest wegetarianką. To jej decyzja, jej wybór... Ja jednak myślę tylko o jednym. Mianowicie podczas tych prawie dwóch tygodni, które Miśka spędziłaby na wsi, biedne dziecko nie dostałoby w diecie nawet grama pełnego białka, które jest jej niezbędne, aby rosnąć. Jeszcze bardziej niepokoję się, że może zostać całkowicie zindoktrynowana.

– Wiesz, Martyna, masz talent do robienia antycznych dram z prostych rzeczy – skomentował moje zastrzeżenia mąż. – Kiedykolwiek zastanawiałaś się nad pisaniem scenariuszy do filmów sensacyjnych?

– Bardzo zabawne, aż umieram ze śmiechu! Jestem ciekawa tylko, jak potem skłonisz Miśkę do spożywania normalnego jedzenia! – odpowiedziałam z irytacją.

Moja wyobraźnia była do tego zdolna. Mojego męża, Bóg nie obdarzył nawet odrobiną wyobraźniPrzecież jest oczywiste, że jeśli nasza córka będzie co rusz słyszeć o biednych krowach i świnkach cierpiących w rzeźni, nie będę w stanie namówić jej na zjedzenie kotleta.

– Skończ, mama nie jest taka. Ona uważa, że każdy ma prawo do swoich wyborów – Witek był już wyraźnie zniecierpliwiony. – Przecież karmi normalnie psa i kota.

Chyba tylko dlatego, że może kupić suchą karmę, inaczej prawdopodobnie nauczyłaby zwierzęta jeść warzywa! Doszłam do wniosku, że jeśli mamy zawieźć Miśkę na wieś, kupię dla córki gotowe posiłki. Może to być mrożona ryba lub kurczak w panierce. Teściowa chyba nie umrze, jeśli podgrzeje to dla wnuczki, prawda? Witek powinien ją uprzedzić, że nie życzę sobie żadnej indoktrynacji! I, na miłość boską, niech nie daje psom talerzy do oblizywania! Teściowa musi mi się do tego zobowiązać. I tak się wszystkiego dowiem, bo Miśka jest zdecydowanie za młoda, aby dać radę utrzymać tajemnice.

– Wiesz co? – oznajmił mój mąż, kiedy opowiedziałam mu o wszystkim. – Z moją mamą porozmawiaj sama, nie zamierzam robić za twojego posłańca.

– Jakiego znowu posłańca?! – zareagowałam z irytacją. – To są tylko proste prośby.

– Nie próbuj nawet jej wspominać o tych gotowych posiłkach dla Miśki – dodał, jakby całkowicie mnie ignorując. – Bo mnie szlag zaraz trafi! Moja matka doskonale gotuje, kocha swoją wnuczkę, a twój pomysł ją po prostu obrazi.

Co w tym obraźliwego? Co on znowu wymyśla? Wychodzę naprzeciw kobiecie, żeby nie musiała codziennie stać przy kuchni, a on ma pretensje! Ale tak, Witek ma swoje zdanie... Jeśli jego mama wychowała trójkę dzieci, to na pewno poradzi sobie z jedną siedmiolatką przez półtora tygodnia.

– I, mówiąc otwarcie, mam gdzieś, co Miśka tam będzie jadła, bo na pewno nikt jej nie otruje, ani nie będzie wciskał dziecku czegoś na siłę – dodał.

To wybór między cholerą a dżumą

Chwile się pokłóciliśmy, częściowo dlatego, że ciągle miałam nadzieję na pokojowe rozwiązanie problemu... W nocy śniło mi się, że moja córka usiłowała dorwać się do miski dla psów. Maluch próbował to z jednej, to z drugiej strony, ale nie miał żadnej szansy w starciu z tymi kundlami. Gdy obudził mnie telefon, właśnie próbowała zjeść pokarm dla zwierząt, który podstępnie wykradła...

Dzwoniła do mnie Aneta, dawna współpracownica, która teraz prowadziła swoją własną firmę. Odpowiadałam na jej pytania, a w tym samym czasie intensywnie zastanawiałam się: czy Aneta przypadkiem nie pracuje zdalnie? Kto zdecydował, że Miśka koniecznie musi wyjeżdżać? W końcu mogłabym ją odwozić do Anety rano, a potem ją odbierać po południu!

Ostatecznie zapytałam ją, jak pracuje, a Aneta potwierdziła – tak, obecnie ma biuro w swoim domu. Nie była zbyt entuzjastycznie nastawiona do mojego pomysłu, ale zapewniła, że poradzi sobie z małą. Tylko ona musi zadbać o siebie, ponieważ Aneta musi spędzać wiele czasu na papierkowej robocie. Ale to przecież duża dziewczynka, na pewno da sobie radę. Nie powinnam się martwić o obiady: jeśli weźmiemy pod uwagę gotowe posiłki, Aneta ciągle się nimi odżywia i doskonale opanowała ten temat.

A teraz sama nie wiem, co powinnam zrobić... Wybór jest jak między dżumą a cholerą – albo nuda, ale za to dobre jedzenie i czystość, bo Aneta to pedantka, albo wiejska sielanka bez białka u babci w ciągłym brudzie!

Czytaj także:
„Nie kochałem narzeczonej, a ślub wziąłem, bo jestem praktyczny. Liczył się dla mnie tylko cel, czyli luksusowe życie”
„W naszym domu pojawił się >>ten trzeci<< i uratował nasze małżeństwo. Gdyby nie on, już dawno byłabym rozwódką”
„To miał być wyjątkowy prezent, ale nie podołałem. Zamiast weselnych dzwonów usłyszałem nadjeżdżający anielski orszak”

Redakcja poleca

REKLAMA