Dopiero co powróciłem z małych zakupów w sklepie spożywczym i przygotowywałem kanapki, kiedy niespodziewanie zadzwonił dzwonek w mieszkaniu. Była sobota rano, więc przypuszczałem, że to moja sąsiadka z lokalu obok.
Ostatnimi czasy coraz częściej mnie odwiedzała, czasami aby pożyczyć coś, innym razem aby prosić o pomoc, na przykład kiedy miała problem z cieknącym kranem. Wspominała niedawno o planowanym wspólnym wyjeździe na sobotni targ. Rozumiecie – jestem sam, ona jest sama, obydwoje jesteśmy w podobnym wieku.
Trudno ją za to winić
Jednak nie miałem potrzeby pogłębienia tej znajomości. Pokręciłem głową, wykrzywiłem twarz w grymasie bólu, położyłem dłoń na brzuchu, aby mieć pod ręką gotową wymówkę i otworzyłem drzwi. Natychmiast ją rozpoznałem, mimo że nie spotkaliśmy się... od kiedy? Trzydzieści dwa... nie, trzydzieści trzy lata.
Te same duże oczy w piwnym odcieniu, te same pełne usta z nieco wystającą górną wargą na skutek drobnej wady zgryzu. Czas obdarował ją dodatkowymi zmarszczkami w kącikach ust, kilkoma kilogramami i większą dojrzałością. Uśmiechała się nieśmiało.
– Witaj, Niko – rzekła cichutko.
– Lidka, skąd się tu wzięłaś? – wymsknęło mi się.
Dźwięk zasuwki w drzwiach obok wyrwał mnie z osłupienia. Pani Bożenka na pewno zechce się przyjrzeć, kto mnie odwiedził. Tym bardziej, że jest to kobieta.
– Proszę, wejdź – odsunąłem się od wejścia. – Dopiero co zaparzyłem świeżą kawę.
Lidka przekroczyła próg i rozejrzała się dookoła.
– Nieco się tu zmieniło – zauważyła.
– No cóż, przez te ponad trzydzieści lat na pewno mogło – odrzekłem. – Ale ty wydajesz się taka sama.
– Łaskawco. O tobie nie można tego samego powiedzieć. Stałeś się przystojniejszy – uśmiechnęła się i teatralnie obdarzyła mnie wnikliwym spojrzeniem od stóp do głów.
– Czyżbyśmy zaczynali od komplementów? Zakładam, że sprowadza cię coś bardzo ważnego – zażartowałem.
Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy. Lidka była dość wysoka jak na kobietę, więc nie musiała zbytnio podnosić głowy.
– Moja mama bardzo chce cię zobaczyć. Nie jest teraz w najlepszej kondycji. Rozumiesz.
Niesamowicie rozpoczęła się ta sobota, nie można zaprzeczyć. Lidka była dla mnie tym, co nazywa się pierwszą, prawdziwą miłością. Była ekspresyjna, pełna namiętności i gorąca. W tym czasie byliśmy jeszcze bardzo młodzi – ja miałem 24 lata i właśnie ukończyłem studia, ona miała dwadzieścia dwa lata i pracowała nad swoją pracą magisterską. Po miesiącu spędzonym razem w łóżku uznaliśmy, że nie ma sensu dłużej czekać.
Zdecydowaliśmy się na ślub
Dla naszych rodzin była to ogromna niespodzianka, że tak nagle, bez hucznej uroczystości, ale byliśmy młodzi, pełni zapału. Nasz seks był cudowny. Jednak życie szybko weryfikuje zaślepienie. Po trzech latach już wiedzieliśmy, że seks nie jest rozwiązaniem ani nie naprawia niczego. Wręcz przeciwnie.
Postanowiliśmy się rozwieść. I nie było nawet mowy o utrzymaniu przyjaźni. Matka Lidki zadbała o to. Moja była małżonka zasiadła przy kuchennym stole, ja nalałem jej kawę do filiżanki.
– Posłodzisz? Dodać mleko? – zapytałem.
– Tak, proszę. Nie umiem pić takiej palonej jak ty.
– Teraz piję taką samą jak ty – odparłem, dodając mleko do swojej kawy. – Ale bez cukru. Mam stan przedcukrzycowy.
Podniosła brwi.
– Zawsze byłeś wielkim fanem słodyczy. Ciastka, czekolady. Ale nikt by tego po tobie nie zgadł. Zazdrościłam ci twojego metabolizmu. Ja przybierałam na wadze nawet od powietrza – zaśmiała się.
– Wyglądasz dobrze w tej nieco pełniejszej wersji – przyznałem. – Zawsze myślałem, że jesteś zbyt szczupła.
– A ja wpadałam w szał, gdy przynosiłeś coś słodkiego, bo jestem łasuchem. Gdy w domu były jakieś przysmaki, to zjadałam. A chciałam być chuda. Teraz mi to minęło.
Wymieniliśmy spojrzenia pełne ciekawości, przypominając rywali, niepewnych, co robić podczas zawieszenia broni.
– Jak się ma mama? – zapytałem.
Lidka wzięła głęboki wdech
– Jest już po osiemdziesiątce. Diabetyk, z arytmią serca, dolegliwościami kręgosłupa. Astmatyk. Niedawno jej stan zdrowia uległ pogorszeniu. I nagle zaczęła odczuwać obsesję. Upiera się, że musi cię zobaczyć. Nie da się z nią rozmawiać o czymkolwiek innym.
– Ale dlaczego chce się pożegnać właśnie ze mną? Po wszystkim, co się wydarzyło – wzruszyłem ramionami.
Lidka rzuciła mi krótkie spojrzenie, po czym ponownie zatopiła swój wzrok w filiżance.
– Minęło już trzydzieści lat. Jest teraz staruszką, chorą. Bądź dla niej łaskawy.
– Ona nigdy nie okazała mi litości.
Lidka podniosła się.
– Cóż, starałam się. Przykro mi, że zepsułam ci sobotę.
Złapałem ją za rękaw.
– Zaczekaj. Przyjadę. Zauważ proszę, że próbuję zachować się jak dorosły – moje usta wykrzywił uśmiech pełen goryczy.
„Próbuję zachować się jak dorosła”. Te słowa słyszałem od Lidki w końcowym okresie naszego małżeństwa co najmniej raz na dobę. Podobnie jak: „Jesteś despotą” czy „Nie jestem twoją służącą”. I najgorsze z nich: „Kłamiesz bez przerwy. Nie ufam ci”. Miesiąc później Lidka opuściła nasze wspólne mieszkanie i powróciła do swojej matki.
Dokonała wyboru
To najbardziej mnie zraniło. Było to niezrozumiałe, ale gdy przyglądałem się Lidce, trzy dekady jakby skurczyły się do zaledwie paru dni. Zanikły. Siedziała naprzeciwko mnie przy stole, tak jakby to zawsze było jej miejsce. Wyglądało to tak, jakby nigdy nie zajmowały tego miejsca inne kobiety, moje dwie poprzednie żony.
– Hej, Nikodem? – Lidka poprzez pstryknięcie palcami przywróciła mnie do rzeczywistości. – Zdrzemnąłeś się?
– Tak. I marzyłem o przeszłości. Nie wszystko było tak złe, czyż nie?
– Nie. Nie było.
Na moment spojrzeliśmy na siebie, a ja miałem wrażenie, jakby czas się cofnął. Odkaszlnąłem.
– Kiedy mam przyjechać?
– Dzisiaj, po szesnastej, jeśli Ci to pasuje – Lidka niespodziewanie zaczęła się spieszyć. – Teraz muszę załatwić coś ważnego. Tu masz mój adres i numer telefonu – zostawiła na stole notes z informacjami.
I właściwie zniknęła. Stałem w otwartych drzwiach, obserwując jak wsiada do windy, kiedy drzwi mieszkania obok otworzyły się, a z nich wyszła pani Bożenka. Wyglądała na nieco niezadowoloną.
– Nowa znajoma, panie Nikodemie?
– Była żona – odpowiedziałem, nie przestając patrzeć na zamknięte drzwi windy. – Wie pani, to ciekawe, jak czas usuwa z naszej pamięci wszystkie negatywne wspomnienia. Patrzę na moją ex–żonę i widzę tylko niesamowicie atrakcyjną kobietę, z którą spędziłem wiele pięknych chwil. Czy pani ma podobnie ze swoimi byłymi? – zapytałem, niewinnie robiąc duże oczy.
Rzuciłem okiem na sąsiadkę, która natychmiast poczerwieniała ze złości.
– Nie – oznajmiła, a następnie wkroczyła do swojego mieszkania i mocno zamknęła drzwi za sobą.
Uśmiech zagościł na mojej twarzy
Tak, nadszedł odpowiedni moment na wyznaczenie granic sąsiedzkich. Przed godziną siedemnastą, tuż przed moim wyjściem, zadzwoniła do mnie Monika, córka z mojego drugiego związku małżeńskiego.
– Tato – padło z jej ust – Radek dał ciała, nie mam z kim zostawić Basi, muszę lecieć na zajęcia o 18. Mógłbyś? Prooooszę...
Monika jest zatrudniona w klubie fitness, gdzie prowadzi lekcje aerobiku i różnego rodzaju ćwiczeń. Z kolei Radek jest ojcem Basi. Moja córka nie jest skłonna do małżeństwa z nim i całkowicie ją rozumiem, ponieważ ten mężczyzna absolutnie nie nadaje się do życia rodzinnego.
To nie jest pierwszy raz, kiedy muszę zostawić wszystko i pospieszyć po wnuczkę, ponieważ jej ojciec zapomniał, że powinien zadbać o swoje dziecko. Zwykle z przyjemnością odbierałem Basię, która jest niezwykle energiczną pięciolatką, ale dzisiaj to mi nie do końca pasowało. Ale nie mogłem zawieść mojej córki.
Monika mieszka dwie ulice dalej, więc w drodze do Lidki zabrałem Basię i jej plecak z kolorowymi kredkami i blokiem do rysowania. Ustaliliśmy z wnuczką, że będzie spokojnie rysować w kącie u cioci Lidki, podczas gdy dziadek załatwi ważne sprawy.
– Czy ciocia Lidka jest sympatyczna? – zapytała.
– Hm, również jestem tego ciekaw – odpowiedziałem. – Nie widziałem jej od dawna. Powiesz mi, czy jest sympatyczna, zgoda?
– Czyli to będzie moje sekretne zadanie, nieprawdaż, dziadziu? – maluch popatrzył na mnie olbrzymimi zielonymi oczami, a ja poczułem, jak ogarnia mnie fala uczucia.
Ostatnio czytałem jej opowieść o Baltazarze Gąbce i sekretne zadania bardzo jej się spodobały.
– Dokładnie, kochanie, to będzie twoje bardzo ważne zadanie – odpowiedziałem.
– Pachniesz ładnie, dziadziu – dodała Basia, kiedy kładłem ją na tylnym foteliku.
Pochłonęła zapach mojej twarzy małym nosem i dała buziaka w policzek.
–To jak podczas świąt. Na pewno jest to bardzo ważna sprawa – wyraziła z dziecinną powagą, kiwając głową.
Poczułem się zakłopotany
Młoda mądrala dostrzegła to, czego ja starałem się nie dostrzec – jak bardzo zależało mi na tym, żeby zaprezentować się Lidce w lepszym świetle niż rano, kiedy zaskoczyła mnie w starych spodniach i wyblakłej koszuli.
Poświęciłem pół dnia na przeszukiwanie szafy. Plus ta siwiejąca skroń... dobrze, że nie mam genetycznych skłonności do łysienia, chociaż czoło wydaje się nieco wyżej niż przed laty. No i te worki pod oczami. Zmarszczki na twarzy. I usta już nie tak pełne... Zmusiłem się, aby odsunąć się od lustra, zanim wpadnę w depresję.
Lidka zamieszkuje świeże osiedle położone na skraju miasta. Urocze domy segmentowe ukryte są wśród starannie pielęgnowanej roślinności otaczających je ogrodów. Z tyłu ciągnęły się jeszcze rozległe pola. Powietrze przesiąknięte było zapachem dojrzewającego zboża.
– Piękne miejsce – skomentowałem do wnuczki, wyciągając ją z fotelika. – To mogłaby być raj dla ciebie.
Kiedy przekraczaliśmy bramkę prowadzącą do ogrodu, Lidka pojawiła się w otwartych drzwiach domu. Gdy zauważyła Basię, jej oblicze nabrało natychmiastowego blasku.
Poczułem silne bicie serca
Tak samo jak w momencie, kiedy po raz pierwszy ujrzałem ją podczas kolonii dla podopiecznych domu dziecka, gdzie pełniliśmy rolę opiekunów.
– To jest Basia, moja wnuczka. Jej mama jest zajęta pracą, więc ja musiałem podjąć się jej opieki.
– Cześć, malutka. Czy lubisz kotki? Moja Grunia niedawno urodziła i ma teraz pięć puszystych maluchów. Idź – wskazała na pokój za nią.
Basia jedynie kiwnęła głową, odrzucając plecak i ruszyła biegiem. No i tyle zostało z rysowania i tajemniczej misji.
– Masz szczęście – stwierdziła Lidka, obserwując małą. – Moje dziecko chyba nie zdecyduje się na swoje dzieci. Tak, zdaję sobie sprawę, że kiedyś nie pragnęłam wnucząt. Ale wszystko ulega zmianie...
Lidia mogła przemienić się duchowo, ale jej ciało wciąż na mnie oddziaływało jak dawniej...
– Nikodem, niespełna sześćdziesięcioletni. Trzykrotnie rozwiedziony, samotny od prawie dekady. Szczęśliwy ojciec jednej córki i zakochany dziadek jednej wnuczki. Doskonale gotuje, sprząta i od jakiegoś czasu uznaje, że kobiety mają prawo do własnego zdania i rozwoju zawodowego. Żałuje niezmiernie, że uświadomił sobie to tak późno. Miło mi cię poznać.
Przez moment staliśmy tak, wpatrzeni w siebie, mając dziwne uczucie deja vu. Wiatr nagle nadszedł i sprawił, że całe to wrażenie znikło.
– A twoja mama...? – zapytałem.
Lidka puściła moją dłoń i odparła:
– Jest na górze. Ja natomiast pójdę do Basi.
Odwróciła się i odeszła
Przez chwilę obserwowałem, jak delikatnie kołyszą się jej pełne biodra. Następnie westchnąłem i udałem się na piętro. W pokoju panował półmrok. Zasłony były zasunięte, na stole stała lampka nocna, której ciepłe światło tworzyło przyjemny klimat. Bardzo korzystne dla urody. Łucja siedziała w fotelu, elegancko ubrana i uczesana. Patrzyła na mnie uważnie. Trzydzieści trzy lata temu wyglądała tak samo jak teraz jej córka – wysoka, atrakcyjna kobieta w średnim wieku, elegancka i zadbana.
Teraz była starszą kobietą, której czas na tym świecie dobiegał końca Zauważyłem w jej spojrzeniu coś, co sugerowało, że już to przeczuwała. Przyciągnąłem krzesło i usiadłem naprzeciw niej.
– Witaj, Łucjo.
– Nikodem. Jesteś inny.
Jej głos brzmiał nieco zachrypnięty, co zapewne było efektem palenia papierosów, które od lat były jej nieodłącznym towarzyszem. To niewiarygodne, że nie zachorowała na raka.
– Wszyscy się zmieniliśmy. Zaproponowałaś spotkanie. Czy powinienem poczuć się zaszczycony, że wciąż o mnie pamiętasz? – Mimo iż starałem się, nie udało mi się powstrzymać ironii.
– Pragnęłabym zapomnieć, lecz wraz z wiekiem czuję coraz większą potrzebę odkupienia win.
Ona na pewno żartuje.
– Nie ma takiej możliwości, żeby cofnąć czas – rzekłem. – A bez tego zadośćuczynienie jest nieosiągalne, a przeprosiny bez sensu
– No to powiedz – uniosła suchą, pokrytą plamami starości dłoń i położyła ją na swoim gardle. – Powiedz, że zniszczyłam wasz związek małżeński. Nigdy nie powiedziałeś mi tego prosto w oczy, dlaczego?
Powinienem był ponownie zamilknąć albo powiedzieć coś nieszczerze, ale grzecznie. W końcu to była kobieta niemal na łożu śmierci. Lecz jej obecność przywołała wspomnienia. Te, o których nie pragnąłem pamiętać. Zagnieżdżony żal, o którym sądziłem, że dawno zniknął, niespodziewanie wybuchł jak palący gejzer.
– Dlaczego? Ponieważ darzyłem cię zbyt wielką pogardą. Wiedziałem, że i tak tego nie pojmiesz, bo zawsze byłaś samolubnym stworzeniem, które musiało zdobyć to, czego pragnęło. A jeżeli coś nie mogło należeć do ciebie, musiałaś to zniszczyć.
– Żałuję tego wszystkiego – szepnęła wysuszona, zszarzała, cierpiąca staruszka.
Odczułem gniew na siebie, za brak samokontroli. Kiedyś właśnie byłem taki bezkompromisowy. Wyrażałem swoje myśli, nie zastanawiając się nad konsekwencjami. Ale w końcu zdałem sobie sprawę, że to zachowanie nierozsądnego człowieka. Że mądra osoba wie, kiedy uderzyć pięścią w stół, a kiedy ukryć swoje emocje. Że czasem można więcej zdobyć, nie angażując się w konflikt.
Myślałem, że stłumiłem w sobie tego taniego buntownika. Ale wystarczyło zobaczyć tę jedną kobietę, aby wszystkie moje słabości powróciły. Już miałem pozwolić, aby wstyd mnie zalał, kiedy zauważyłem iskierkę w starych oczach. Ledwo zauważalny ruch kącika wąskich ust. Niewielkie przechylenie głowy na bok, jak u kobry, która obserwuje swoją ofiarę po zaatakowaniu jej.
Zawsze postępowała w ten sposób
Bolało, a potem obserwowała, jak jej ofiara cierpi. A wiecie, co było najbardziej zdumiewające? Tylko ja to dostrzegałem. Nikt nie rozumiał, że ta mina skrzywdzonej ofiary to tylko maska. Jej słowa, które u innych budziły poczucie winy i poczucie bycia złym człowiekiem, były starannie przemyślane i opanowane.
Łucja manipulowała łzami i przeprosinami za grzechy, które nie były jej własne. Była bezlitosna. Od dnia, kiedy Lidka przyprowadziła mnie do domu matki wdowy, Łucja postanowiła, że chce mnie mieć tylko dla siebie. W końcu była gotowa ewentualnie się mną podzielić. Stało się to jej obsesją. Po roku prób, kiedy zrozumiała, że nie ma szans, postanowiła się zemścić. Najpierw zatruwała umysł Lidki. Ona, doświadczona kobieta, patrzyła na mnie bez żadnych złudzeń i była w stanie wyliczyć wszystkie moje słabości. Prezentowała je mojej żonie, która nie miała innego wyboru, jak tylko je zauważyć. I próbować naprawić.
Ostatecznie Łucja zaważyła, że moje niedoskonałości nie są na tyle odstręczające, aby zrujnować nasze wspólne życie. Wówczas oznajmiła córce, iż została przeze mnie uwiedziona. Lidia uwierzyła jej, a nie mi, mimo że starałem się zaprzeczyć temu fałszywemu twierdzeniu. I odeszła.
Czułem wobec niej wielki żal, że wybrała stronę matki, więc nie zdecydowałem się walczyć o nią. Teraz, po upływie trzydziestu trzech lat, siedziałem naprzeciwko swojego przeciwnika, który dalej świetnie sobie radził z manipulowaniem ludzi. Ale ja nie byłem już tym naiwnym, impulsywnym dwudziestokilkulatkiem, który nie potrafił radzić sobie z taką osobą. Miałem już pięćdziesiąt sześć lat, więcej niż ona wtedy.
Teraz umiałem pozbawić ją satysfakcji
Zebrałem myśli, uspokoiłem się i rzekłem:
– To nie ty zniszczyłaś nasz związek małżeński. Być może jedynie przyczyniłaś się do tego, że szybciej zauważyliśmy, iż nie jesteśmy dla siebie stworzeni. Byliśmy zbyt różni, a jednocześnie zbyt młodzi, aby umieć osiągnąć kompromisy i dopasować się do siebie.
Wówczas nagle uświadomiłem sobie, że to jest prawda. Przez te wszystkie lata, gdy wspominałem tę pierwszą, tak intensywną i bezwarunkową miłość oraz moje pierwsze małżeństwo, to właśnie moją teściową winiłem za to, że mi i Lidce nie udało się stworzyć udanego związku.
– Wiesz, jestem ci wdzięczny, że do mnie dzwoniłaś – wyznałem. – Mam takie wrażenie, że teraz Lidka i ja jesteśmy dla siebie stworzeni. Czas i doświadczenia pozwoliły nam dojrzeć, zmieniły nasze podejście do życia. Wydaje mi się, że to jest idealny moment, by poznać siebie, a nie wtedy. Sądzę, że nawet bez twojego wpływu nasze drogi by się rozeszły, tylko że pewnie dużo później, być może mielibyśmy już kilkoro dzieci, ale bylibyśmy tak zranieni w naszej codziennej bitwie, że nigdy już byśmy się nie pogodzili.
Spodziewałem się na twarzy Łucji wyrazu gniewu, może rozczarowania, ale zamiast tego ona się uśmiechnęła. Jej uśmiech był zaskakująco autentyczny.
– Cieszę się, że zrozumiałeś, Niko. A jednak jest możliwość naprawy win. Teraz idź, jestem zmęczona. Potrzebuję odpocząć – powiedziała, zamykając oczy.
Sami to zniszczyliśmy
Zmarła dwa dni później, spokojnie we śnie. Przyznaję, że byłem zdezorientowany. Czyżbym znów padł ofiarą manipulacji jak naiwny dzieciak? Ale równocześnie czułem, jakbym wcześniej oddychał jedynie jednym płatem płuca, a teraz wziąłem głęboki oddech. Zszedłem na parter. Obserwowałem przez chwilę, jak Lidka bawi się z Basią i kotami. Moja była żona podniosła wzrok, spojrzała na mnie i powiedziała:
– Kiedy powiedziałam jej, że przyjdziesz, przyznała się. Że kłamała. I że kiedy nie dałeś się sprowokować, zniszczyła z zemsty nasze małżeństwo. Nie wiem, co powiedzieć...
Podszedłem do niej, usiadłem na dywanie tuż obok. Wkrótce jeden z kotów podszedł i wspiął się na moje uda.
– Zniszczyliśmy to sami, nie mieliśmy innego wyjścia – oznajmiłem. – O co w tym chodzi, wyjaśnię Ci podczas obiadu, który przygotuję dla Ciebie. Wyjaśnię Ci również, dlaczego teraz między nami może być zupełnie inaczej. Tak, jak powinno być.
Czytaj także:
„Usychałam jak kwiat, bo mąż odrzucał na bok moją potrzebę bycia matką. Gdy się zdecydował, było za późno”
„To urocze, że mój chłopak chciał kupić mi mieszkanie. Szkoda, że za pieniądze, które bezczelnie ukradł mojej babci”
„Moja była to podła manipulantka. Pozbyła się dziecka, a to mnie osądza o bycie typem spod ciemnej gwiazdy”