Nic by mnie nie obchodziły anonimowe listy z pogróżkami wysyłane mojej byłej dziewczynie, gdyby nie to, że jej zdaniem ja byłem ich autorem. Musiałem udowodnić swoją niewinność i zdemaskować prawdziwego nadawcę.
Miała mnie za winnego
Wiem, że to ty! – krzyczała do słuchawki Agnieszka.
– O co ci chodzi?! – zapytałem zdziwiony.
– O te wstrętne listy, które do mnie wysyłasz!
– Naprawdę nie rozumiem, o czym mówisz. Nie wysyłam do ciebie żadnych listów.
– Nie wierzę ci! Jeśli jeszcze raz dostanę głupi anonim, to idę na policję.
Rozłączyła się, a ja zostałem ze słuchawką w ręku, nadal nie wiedząc, o co chodzi mojej byłej dziewczynie. Nie pisałem do niej anonimów. Nie miałem żadnego powodu, żeby ją szantażować. Fakt, nasze rozstanie było burzliwe i niezbyt sympatyczne, ale miało miejsce ponad pięć lat temu. Agnieszka dawno wywietrzała mi z głowy. Pomyślałem więc, że musiało zajść jakieś nieporozumienie, które się wkrótce wyjaśni.
Rozmowa z Agnieszką mnie zirytowała, ale próbowałem o niej jak najszybciej zapomnieć. Dlatego kiedy tydzień później do mojego biura przyszedł mężczyzna, który przedstawił się jako podkomisarz W., myślałem, że chodzi mu o włamanie sprzed kilku dni do jednego z moich sąsiadów. On jednak wyjął kartkę papieru, na której były naklejone litery powycinane z gazet. Litery układające się w treść: „Będziesz się smażyć w piekle”.
– Poznaje pan? – zapytał.
– Nie. A powinienem?
– Pani Agnieszka N. twierdzi, że to pan do niej wysyła takie „miłosne” listy. Bo ten jest jednym z wielu. Wszystkie są w podobnym guście, czyli: „Nie masz prawa być z nikim, suko” i tym podobne.
– Wiem.
– Skąd?
– Dzwoniła do mnie przed tygodniem i powiedziała, że ktoś wysyła do niej anonimy. Ale to nie ja.
– Ale pan wie, czego one dotyczą?
– Teraz już tak. Niestety.
– Dlaczego niestety?
– Bo wolałbym o tym zapomnieć. Pewnie tak, jak i pani Agnieszka. Nie zależy mi na rozdrapywaniu starych ran. Miałem zresztą nadzieję, że ta wiedza pozostanie między mną a nią.
– Właśnie dlatego pani Agnieszka uważa, że to pan za tym stoi, bo nikomu o tym nie mówiła.
– Ja również nikomu nie mówiłem. I z całą pewnością nie wysyłałem do niej tych idiotycznych listów!
– Gdyby pan sobie jednak przypomniał, że coś komuś mówił o tym zdarzeniu sprzed lat, to tu są moje namiary – wręczył mi wizytówkę i wyszedł.
Przez resztę dnia nie mogłem sobie znaleźć miejsca. Zdenerwowały mnie oskarżenia Agnieszki. Wiedziałem, że jestem niewinny i zastanawiałem się, że kto próbuje mnie wrobić w tę aferę. Równie mocno jak moja była dziewczyna chciałem się dowiedzieć, kto to taki. Dlatego zacząłem sobie odtwarzać całą tę sytuację sprzed lat…
Nie chciała tego dziecka
Z Agnieszką byliśmy parą przez rok. Ja robiłem plany na przyszłość, ale okazało się, że ona nie chce się wiązać na stałe. Dlatego gdy zobaczyła, że traktuję ten związek poważnie, postanowiła go zakończyć. Ale miesiąc później przyszła do mnie, żeby powiedzieć, że jest w ciąży i oczekuje ode mnie udziału w kosztach pozbycia się tego problemu. Nie miałem zamiaru dawać kasy na skrobankę. Zaproponowałem jej urodzenie dziecka. Gdyby chciała je wychowywać, gotów byłem płacić wysokie alimenty. Gdyby nie miała na to ochoty, mógłbym samodzielnie zająć się wychowaniem naszego dziecka.
Agnieszka wyśmiała mnie i powiedziała, że coś mi się musiało w głowie pomieszać, jeśli wierzę, że ona pójdzie na taki układ. Uważała przy tym, że zwyczajnie chcę się wykpić od odpowiedzialności, bo żal mi tych paru złotych. W to, że naprawdę uważam aborcję za zło, nie chciała uwierzyć. Sądziła, że blefuję, składając jej tak nierealną ofertę. Ale ja zaproponowałem, że możemy od razu pójść do notariusza, gdzie mogę przepisać dom na moje nienarodzone dziecko.
Nie miałem pojęcia, czy coś takiego jest w ogóle możliwe, ale moja determinacja przekonała Agnieszkę, że mówię serio. Wściekła się na mnie, posłała do wszystkich diabłów i powiedziała, że ona nie da się „ewangelizować jakiemuś oszołomowi”. I zaproponowała, żebym się od niej na dobre „odwalił”.
Nie posłuchałem jej i wciąż próbowałem nakłonić do zmiany decyzji. Ale nie mogłem przecież stać przy niej jak Anioł Stróż i pilnować, żeby nie zrobiła czegoś głupiego. Nie odbierała moich telefonów, unikała spotkań ze mną. A potem zniknęła gdzieś. Po kilku dniach zadzwoniła i powiedziała, że już po kłopocie.
Kilka tygodni później dowiedziałem się, że kłamała. Przyszła pod mój dom, znalazłem ją całą we łzach po powrocie z pracy. Była dzień po zabiegu. Wcześniej mnie okłamała, bo miała dość mojego przekonywania. Chciała sama podjąć decyzję. I doszła do wniosku, że najlepiej będzie usunąć dziecko. A teraz żałowała.
Nie mogłem odmówić jej pomocy. Na kilka dni zamieszkała u mnie. Ale któregoś wieczoru po pracy nie zastałem jej w domu. Zostawiła tylko list pożegnalny, że musi się wyprowadzić, bo mój widok sprawia, że jeszcze lepiej pamięta o wszystkim i ma większe poczucie winy. Prosiła, żebym nie próbował się z nią kontaktować.
Tym razem uszanowałem jej prośbę, bo mimo że pomagałem się jej pozbierać, to tak naprawdę nie umiałem jej wybaczyć tego, co zrobiła. Dlatego starałem się jak najszybciej o niej zapomnieć. Wkrótce potem dowiedziałem się, że jest już w nowym związku z jakimś Ryśkiem, dość zamożnym biznesmenem. A po dwóch latach usłyszałem, że zostawiła go, a tamten szalał z wściekłości i zazdrości. Potem sam straciłem kontakt z naszymi wspólnymi znajomymi i nie miałem pojęcia, co się z nią dzieje. Aż do teraz.
Musiałem się z nią rozmówić
Wiedziałem, gdzie mieszka, bo w trakcie gdy była z Ryśkiem, ten kupił jej domek na przedmieściach. Pojechałem tam. Gdy zobaczyła przez okno, kto stoi przed furtką, dość długo nie otwierała. Ale ja byłem uparty. W końcu wyszła przed dom.
– Czego chcesz? – burknęła wściekła.
– Porozmawiać.
– Nie mamy o czym. Po prostu przestań wysyłać mi te idiotyczne listy!
– Nie robię tego, ale nie mam pojęcia, jak mam cię o tym przekonać. Dlatego lepiej się zastanów, czy jeszcze komuś się do tego przyznałaś. Na przykład temu Ryśkowi. On podobno strasznie świrował, jak go zostawiłaś…
– Śledzisz mnie?! – krzyknęła wściekła, a mnie po prostu ręce opadły. – A jemu nic nie mówiłam. Nie jestem idiotką.
– Ale mogło ci się wypsnąć po alkoholu.
– Bądź spokojny. Potrafię się kontrolować i nigdy nie piję tyle, żeby mi się film urwał!
– Ale zastanów się. Po co miałbym to robić po pięciu latach?!
– Ten pan ci się narzuca, kochanie? – usłyszałem nagle za plecami męski głos.
Odwróciłem się i zobaczyłem… podkomisarza W.
– Co pan tu robi?
– Mógłbym pana spytać o to samo. Prosiłem, że jeśli sobie pan coś przypomni, to proszę o telefon, a nie o wizytę u osoby, która oskarża pana o nękanie – Agnieszka otworzyła W. furtkę i wpuściła go do środka.
– Za to ja mam ochotę oskarżyć pana o wykorzystywanie swojego stanowiska w prywatnych celach.
– Śmiało, proszę bardzo – spojrzał na mnie kpiąco. – Tylko ostrzegam, mnie nie jest tak łatwo zastraszyć jak kobietę.
– Ja tego nie robię! I zobaczy pan, udowodnię to!
– Tylko niech pan to udowadnia z daleka od Agnieszki – przytulił moją byłą dziewczynę, a ona objęła go i spojrzała na niego jak na rycerza na białym koniu.
Nie pozostawało mi nic innego jak odejść. I spróbować poszukać winowajcy.
Postanowiłem sam rozwiązać sprawę
Na początek postanowiłem odezwać się do starego wspólnego znajomego i zagadnąć go niby przypadkiem o facetów Agnieszki, którzy byli moim następcami. Okazało się, że Rysiek nie był jedyny. Po nim był jeszcze jakiś Karol, w którym podobno strasznie się zakochała i dla którego rzuciła biznesmena. Ale on zniknął po pół roku bez śladu. Agnieszka zawiadomiła nawet policję, bo podejrzewała wtedy Ryśka, że stał za zniknięciem Karola.
Podobno wtedy poznała właśnie tego podkomisarza W., który prowadził śledztwo. Nie dało ono jednak żadnych rezultatów i wyglądało na to, że ukochany Agnieszki rozpłynął się we mgle w związku ze swoimi problemami finansowymi. Miał podobno jakieś niespłacone kredyty. A z moją byłą dziewczyną zamieszkał przystojny pan podkomisarz.
Pomyślałem, że muszę dowiedzieć się czegoś więcej o tym Ryśku, bo czułem, że to on mógłby pisać te anonimy. Wyglądał mi też na takiego, kto byłby zdolny do usunięcia swojego rywala. Dlatego musiałem być ostrożny. Kiedy zebrałem pierwsze informacje, pomyślałem, że powinienem sobie dać spokój z samodzielnym rozwiązywaniem zagadki tych anonimów. Moi rozmówcy sugerowali dość jednoznacznie, że facet ma jakieś niejasne powiązania i lepiej omijać go z daleka.
Tak też postanowiłem zrobić, bo przecież nie było sensu ryzykować. W gruncie rzeczy te anonimy to nie była moja sprawa, ja byłem w nią tylko przypadkiem zaplątany. A skoro Agnieszka jest związana z policjantem, to niech on spróbuje dorwać tego łajdaka. Zacząłem nawet podejrzewać, że moja była dziewczyna jest teraz z tym W., bo on daje jej poczucie bezpieczeństwa. A gdy się opuściło kogoś takiego jak Rysiek, takie poczucie się bardzo przydaje. Szczególnie, że podobno tamten bardzo chciał, żeby Agnieszka oddała mu dom.
Sprawa stała się całkiem poważna
Starałem się zapomnieć o całej sprawie, ale ona nie dała mi zapomnieć o sobie. Wracałem wieczorem do domu, gdy nagle przy krawężniku zatrzymał się samochód z przyciemnianymi szybami. Zanim zdążyłem zrobić cokolwiek, wyskoczył z niego dwumetrowy drab i bezceremonialnie wrzucił mnie na tylne siedzenie, a samochód ruszył z piskiem opon. Chciałem krzyknąć, ale drab, który wskoczył za mną do auta, zakrył mi usta. Wtedy odwrócił się pasażer siedzący z przodu i powiedział:
– Podobno pytałeś o mnie. Dlaczego? – choć nie widziałem nigdy wcześniej gościa na oczy, zrozumiałem, że musi to być Rysiek. Drab odsłonił mi usta.
– Ktoś wysyła anonimy do mojej byłej dziewczyny. Ona myśli, że to ja. A ja myślę, że pan.
– Czekaj, teraz cię kojarzę. Ty byłeś z Agnieszką przede mną? – kiwnąłem potakująco głową. – Wstrętna dziwka. Co to za anonimy? No mów, przecież nie pytałbym, jakbym je wysyłał – chciałem kazać mu się odpieprzyć, ale drab ścisnął mnie za ramię. Syknąłem z bólu i opowiedziałem wszystko, co wiem.
– A to dopiero – pokiwał z niesmakiem głową. – W każdym razie, gościu, pod zły adres trafiłeś. To nie ja wysyłam jej te listy. Nie wiem, kto to robi. Może to ten Karolek? – zaśmiał się nieprzyjemnie, a drab i kierowca zarechotali tak, jakby ich boss opowiedział świetny dowcip. – On się specjalizował w szantażach. Dlatego pewnie ktoś mu podstawił nogę i pan Karol wpadł do ciemnej dziury – goryle Ryśka znów zarechotali, a on sam dał znak kierowcy ręką, żeby zatrzymał auto. – Wysiadaj. I miłego wieczoru ci życzę
– jego słowa zabrzmiały dziwnie złowieszczo.
Na szczęście nie odjechaliśmy daleko, dlatego do domu dotarłem po kwadransie. Obiecałem sobie solennie, że nie będę się interesował więcej tą sprawą. Nie wiedziałem tylko, że w tej chwili nie mam już takiej możliwości.
Pół godziny później usłyszałem natarczywy dzwonek do drzwi. Kiedy otworzyłem, zobaczyłem podkomisarza W. w towarzystwie kilku kolegów.
– Mamy nakaz przeszukania – machnął mi przed oczyma świstkiem papieru i od razu wyjaśnił z kpiną w głosie. – Jakiś porządny obywatel widział, jak wyrzuca pan gazety z powycinanymi literami i złożył doniesienie.
Zanim zdążyłem zaprotestować, jeden z kolegów W. wyciągnął z półki z książkami niebieską kartonową teczkę, którą pierwszy raz widziałem na oczy. Nie muszę chyba dodawać, że w środku były gazety z powycinanymi literami…
Ktoś chciał mnie wrobić
Zostałem zatrzymany, przewieźli mnie na komisariat. Tam oświadczyłem, że nie będę odpowiadał na żadne pytania, zanim nie skontaktuję się z adwokatem. Na początku W. próbował mnie zastraszyć i zmusić do mówienia, ale w pewnej chwili zadzwonił jego telefon. Policjant wyraźnie się zdenerwował i rzucił zniecierpliwiony, że w jakiejś innej sprawie, którą prowadzi, pojawił się ważny świadek, dlatego musi natychmiast do niego pojechać, aby go przesłuchać.
Kilka minut po odjeździe obecnego chłopaka Agnieszki, przybył mój adwokat. Zadał policjantom kilka prostych pytań, po których tamtym zrzedła mina. Wyglądało na to, że naruszyli kilka procedur, a ponadto nie mają wobec mnie żadnych poważnych dowodów, bo okazało się, że technik, który dostał do przebadania gazety z wyciętymi literami, stwierdził, że nie ma na nich żadnych odcisków palców. Pewnie gdyby na miejscu był W., toby się postawił mecenasowi, ale jego koledzy woleli mnie wypuścić po podpisaniu zobowiązania, że nigdzie nie wyjadę.
Pożegnałem się z mecenasem przed komisariatem, dziękując za pomoc i życząc dobrej nocy. Sam jednak nie miałem zamiaru wracać do domu. Czułem, że muszę porozmawiać z Agnieszką i powiedzieć jej, że za tą sprawą stoi cały ten szemrany biznesmen Rysiek. Bo nie miałem wątpliwości, że to jego sprawką jest podrzucenie mi tych anonimów. Bałem się tylko, że moja była dziewczyna nie będzie chciała ze mną gadać, ale musiałem zaryzykować. Szczególnie, że mogłem liczyć na to, że nie będzie u niej jeszcze W..
Ale gdy podszedłem pod dom Agnieszki, usłyszałem jego wzburzony głos. Wykrzykiwał coś, czego nie mogłem dokładnie zrozumieć, ale wydawało mi się, że grozi mojej byłej dziewczynie. Zobaczyłem, że furtka jest uchylona, jakby ktoś w pośpiechu zapomniał ją zamknąć. Podszedłem bliżej domu.
– Zobaczysz, jeśli się stąd wyprowadzę, nawet przez chwilę nie będziesz bezpieczna!
– A z tobą jestem?! Teraz dopiero wszystko zrozumiałam. Wynoś się stąd, bo zadzwonię na policję…
– Nigdy się nie waż grozić mi policją!
Rzuciłem się do drzwi i szarpnąłem za klamkę. Wpadłem do domu. W. był totalnie zaskoczony moim widokiem, dlatego bez trudu przewróciłem go na podłogę i obezwładniłem. Zadzwoniliśmy na policję. Wściekał się i rzucał, groził kolegom, ale oni dali wiarę wyjaśnieniom Agnieszki.
Za wszystkim stał jej facet
Kilka godzin wcześniej przypadkiem znalazła na podłodze anonim. Prawdopodobnie wypadł on z teczki, którą podrzucił mi podkomisarz. Zadzwoniła do niego, dlatego tak nagle musiał wyjść z komisariatu. Najpierw próbował tłumaczyć, że wysyłał te anonimy dla jej dobra, żeby nie rezygnowała z jego „opieki” i nie zostawiała go.
Kilka tygodni po tych zdarzeniach Agnieszka, w ramach przeprosin, zaprosiła mnie na kawę. Spędziliśmy miłe popołudnie. Gdy jednak nasze spotkanie zbliżało się ku końcowi Agnieszka posmutniała i ni stąd, ni zowąd, stwierdziła:
– Jakoś nie mam szczęścia do facetów… To znaczy nie chodzi mi o ciebie, ty jesteś wyjątkiem.
– Nie możesz tak myśleć. Najlepiej sprzedaj ten dom, wyjedź gdzieś i zacznij życie zupełnie od nowa.
– Rozumiem, że u ciebie nie mam już szans?
– Przykro mi, ale nie. Zbyt wiele złego się stało, żebym mógł to zapomnieć.
– No tak – westchnęła ciężko i wstała od stolika. – Czyli tak jak mówiłam, nie mam szczęścia do facetów…
Czytaj także:
„Co wieczór z mieszkania sąsiadów dochodziły jęki i krzyki. Gdy do nich wtargnęłam, oniemiałam na widok, który zastałam”
„Nasz romantyczny spacer zmienił się w akcję ratunkową. Niewiele brakowało, by była to ostatnia droga tej kobiety”
„Dla rodziny byłam pustą lalą, a w pracy pośmiewiskiem. Marzyłam o tym, by mój nos nie wyglądał jak klamka do zakrystii”