„Teściowa lansuje się na Facebooku na idealną babcię, a nigdy pieluchy nie zmieniła. Zabroniłam jej robić zdjęcia”

babcia z wnuczką robi zdjęcie fot. Adobe Stock, Stockphotodirectors.com
„Gdy ostatnio odwiedziła nas pod moją nieobecność, zrobiła sobie z dziećmi sesję zdjęciową! Pozy na zdjęciach były tak sztuczne, że nadawałyby się wręcz na kartki świąteczne. Babcia stulecia – myślałam wściekła. Jak można być tak zakłamanym człowiekiem?!”.
/ 21.01.2024 07:15
babcia z wnuczką robi zdjęcie fot. Adobe Stock, Stockphotodirectors.com

Moja teściowa to jedna z tych osób, które uwielbiają przypisywać sobie sukcesy  innych ludzi i podkreślać, jak bardzo była w nie zaangażowana. Nawet, a może zwłaszcza, gdy to wcale nie jest prawda.

Nigdy za nią nie przepadałam

Nie była zbyt zaangażowana w wychowanie swoich dzieci ani w ogóle w jakiekolwiek życie rodzinne. Rzadko dzwoniła, często zapominała o urodzinach, nie była zainteresowana tym, co się dzieje u jej najbliższych. Była jednak pierwsza, gdy należało coś skrytykować lub wyrazić swoje zdanie bez pytania). Chociaż sama była pełna wad, uwielbiała wytykać wady wszystkim dookoła. 

Ja od razu się na niej poznałam, ale niestety mąż nadal miał problem z identyfikacją jej prawdziwych intencji – a te rzadko dotyczyły faktycznego dobra jej bliskich. Nie zliczę, ile razy obiecywałam sobie, że już więcej nie pojawię się w jej domu i nie zaproszę jej do swojego. Po tylu pasywno-agresywnych uwagach, zawoalowanych obrazach i innych nieprzyjemnych incydentach z jej udziałem, miałam już dosyć. Niestety, prędzej czy później łamałam złożone sobie obietnice, kładłam uszy po sobie i ponownie dreptałam na świąteczne obiady, żeby nie sprawiać przykrości mężowi.

Liczyłam, że wnuki ją odmienią

Do jej stałego repertuaru, po pewnym czasie, dołączyły aluzje dotyczące założenia rodziny.

– No, Zuzia od Romana to już drugie dziecko rodzi, a jest rok młodsza od was – cedziła sugestywnie, mieszając herbatę.

– Mamo, staramy się… – odpowiadał nieśmiało mój Arek.

Czułam, jak się we mnie gotuje. Byłam wściekła, kiedy Arek stawiał się w pozycji uległego baranka, zamiast wprost powiedzieć, że nie życzy sobie tego typu pytań. W tamtym momencie byłam już po dwóch poronieniach, ale mojej wrednej teściowej nigdy nie przyszłoby do głowy, że jej wścibskie uwagi mogą komuś sprawiać przykrość…

– No, coraz młodsi się nie robicie, trzeba przyspieszyć te starania . Mamy wam z ojcem wyjaśnić, co i jak? – rechotała, a ja zaciskałam pięści pod stołem.

W końcu jednak udało mi się zajść w ciążę. Po cichu liczyłam, że pierwsze, wyczekane wnuki odmienią nieco teściową i sprawią, że stanie się bardziej czuła i mniej krytyczna… Cóż, niby miałam rację. Ale to w żaden sposób nie poprawiło naszych relacji.

Miała dwie twarze

Zainteresowanie i radość trwały jedynie przez część ciąży i tuż po moim porodzie. Teściowa jednak ani razu nie zaproponowała pomocy, nawet gdy leżałam obolała po cesarskim cięciu. Nie przeszkadzało jej to jednak w regularnym wpadaniu i serwowaniu nieproszonych porad.

– Malwinka, te smoczki to złe kupiłaś, nic przez nie nie leci – narzekała, grzebiąc w mojej wyprawce dla malucha.

– Leci w odpowiednim tempie, położna mi takie poleciła – wyjaśniłam.

– A tam poleciła! One pewnie polecają to, za co dostają pieniądze – parsknęła.

Regularnie miała jakieś uwagi – było ich zbyt dużo, zwłaszcza jak na osobę, która praktycznie nie uczestniczyła w pomocy przy wnuczce.

Nie huśtaj tak tym dzieckiem, bo niedobrze mu będzie – wtrącała, gdy desperacko próbowałam uspokoić córkę, ale… oczywiście nie proponowała, że sama ją weźmie, żebym mogła chwilę odetchnąć, napić się kawy czy wziąć prysznic.

Zmieniała nastawienie od razu, gdy tylko pojawiali się inni ludzie.

– Chodź do babci! – szczebiotała do mojej córki, gdy przyszliśmy któregoś dnia z wizytą do jednej z ciotek. – Jesteś babci księżniczką? Pewnie, że tak! Babcia najchętniej by cię schrupała!

„Nie trzeba, wystarczy, że chociaż raz w miesiącu weźmie na ręce…”, myślałam z przekąsem.

Doczekaliśmy się drugiego dziecka

Byliśmy zachwyceni, bo pamiętaliśmy, jak wiele czasu i wysiłku kosztowały nas starania o pierwsze dziecko. Drugie, i to praktycznie bez planowania, było dla nas prawdziwym błogosławieństwem. Oznaczało też, oczywiście, jeszcze więcej pracy, ale wtedy nas to nie martwiło.

Gdy Antoś przyszedł na świat, nie dało się jednak ukryć, że ledwo żyjemy i nie wyrabiamy z opieką nad dzieciakami.

– Arek, zadzwoń do mamy i zapytaj, czy odbierze jutro Amelkę z przedszkola – prosiłam błagalnym tonem. – Zaoszczędzi mi to godzinę czasu i zdążę wstawić pranie. Antoś nie ma już prawie żadnych czystych śpiochów.

– Ech, no nie wiem… Może jest zajęta?

– I co z tego?! Normalne matki rzucają wszystko i biegną na pomoc swoim dzieciom! Zwłaszcza, że nam nie zdarza się prosić o tę pomoc często, a właściwie to nigdy nam się nie zdarza! Musimy jakoś ogarnąć tę sytuację – powiedziałam, czując, jak wszystko we mnie buzuje z nerwów.

Arek w końcu zdecydował się zadzwonić do swojej matki, ale po odłożeniu słuchawki wyglądał na strapionego.

– Mamo powiedziała, że ma dzisiaj ważne spotkanie z koleżankami i nie da rady zabrać Amelki z przedszkola. Mówi, że może innym razem, ale nie teraz... – poinformował mnie.

Westchnęłam tylko głęboko i wybrałam numer przyjaciółki.

To już przesada

W ciągu kilku lat życia Amelki, wnuczka została u babci na dłużej może dwa razy. Nie była zapraszana na noc, a i na kilka godzin teściowa przyjmowała ją z wielką łaską. Miałam tego dosyć. Jednak najgorsze była w tej babie ta okropna dwulicowość!

Gdy ostatnio odwiedziła nas pod moją nieobecność, zrobiła sobie z dziećmi sesję zdjęciową! Pozy na zdjęciach były tak sztuczne, że nadawałyby się wręcz na kartki świąteczne. Babcia stulecia – myślałam wściekła. Jednak najbardziej zagotowałam się, gdy zauważyłam podpis pod zdjęciami na profilu teściowej na Facebooku:„Sens mojego życia. Z tymi skarbami aż żal się rozstawać”, pisała fałszywie matka Arka.

Jak można być tak zakłamanym człowiekiem?! Czy tylko o to jej chodzi: żeby jacyś krewni i koledzy z pracy myśleli, że jest idealną mamusią i babcią? Nie zależy jej na tym, żeby naprawdę nią być? Co za babsko! To była kropla, która przepełniła czarę mojej cierpliwości. Zdecydowałam się na coś, co wcześniej wydawało mi się niewyobrażalne ze względu na uczucia męża – postanowiłam stanąć w obronie naszej rodziny.

– Arek, wystarczy. Przepraszam, ale nie mogę już tego znieść. Twoja mama potrafi chwalić się wnukami przed innymi i robić z siebie bajkową babcię, ale w rzeczywistości praktycznie nie ma z nimi kontaktu! Pieluchy w życiu nie zmieniła. Nie pamiętam, kiedy ostatnio zabrała Amelkę choćby na lody, a małego bierze na ręce tylko, jak ktoś patrzy. Dosyć tego! Każ jej usunąć te zdjęcia i przekaż, że nie życzymy sobie więcej takich sesji – wysyczałam mężowi.

Widziałam, że Arek jest zmartwiony, ale chyba wiedział, że tym razem matka przegięła i nawet nie próbował mi się stawiać. A może i w nim coś pękło, gdy zobaczył te zdjęcia? Przecież sam doskonale wiedział, jak bardzo odbiegają od rzeczywistości...

Postawiłam granice

Oczywiście, próbowała wmówić mu, że przesadzam, ale mąż w końcu stanął na wysokości zadania i nie dał się zmanipulować. Wkrótce postanowiłam też, że musimy ustalić inne granice. Nie możemy pozwalać, aby teściowa ingerowała w nasze życie w sposób, który szkodzi naszej rodzinie.

– Dosyć tych komentarzy, pouczania i kąśliwych uwag – powiedziałam twardo Arkowi. – Przez wiele lat hamowałam się ze względu na ciebie, ale nie mogę tak dalej. Jestem teraz matką i nie mogę pokazywać moim dzieciom, że można dawać się w ten sposób traktować i nie reagować. Przepraszam, że to powiem, ale nie chcę ich wychowywać na potulne baranki tak, jak twoja matka ciebie. Niech mają odwagę się sprzeciwić, kiedy ktoś ich obraża!

– Może masz rację... Wiesz, mnie też to nie pasuje, ale przez tyle lat to znosiłem, że chyba po prostu nauczyłem się odpuszczać. Tyle razy się przekonałem, że wchodzenie w konflikt jedynie pogarsza sytuację, że wolałem udawać, że mnie to nie rusza... Przykro mi, że i ciebie matka doprowadziła aż do tak skrajnych emocji – odpowiedział mi, po czym wziął mocno w ramiona.

Nasza decyzja miała konsekwencje, ale przyniosła też pewien rodzaj wyzwolenia. Teściowa oczywiście najpierw się obraziła, potem znowu zaczęła udawać, że wszystko jest w porządku, a następnie znowu obraziła – gdy zorientowała się, że nie zamierzamy odpuszczać. Cóż, nie interesują mnie jej fochy. Najważniejsze, że wiemy, że stawiamy granice i dbamy o dobro naszej rodziny.

Czytaj także: „Romans z kolegą miał być początkiem końca mojej łóżkowej posuchy. Niestety, byłam tylko trybikiem w jego brudnej gierce”
„Szef traktował mnie jak niewolnicę Isaurę i zarzucał toną obowiązków. Zbuntowałam się, a ten cynik mnie zwolnił”
„Pojechałam do sanatorium, bo tak zalecił mi lekarz. W zaleceniach było o aktywności fizycznej, więc zdradziłam męża”

 

 

Redakcja poleca

REKLAMA