Święta Bożego Narodzenia nigdy nie wzbudzały we mnie szczególnych emocji. Prawdę mówiąc, właściwie nawet ich nie lubiłam. Za dzieciaka to jeszcze – dostawało się prezenty, wypatrywało pierwszej gwiazdki, ubierało choinkę i niczym się nie martwiło, ale teraz?
Nie lubię Świąt
Dorosłe życie to nie były przelewki. Te wszystkie zakupy, latanie po sklepach za głupotami, które przecież musiały być w domu w okresie świątecznym, teraz spadły na moją głowę. Dobrze, że chociaż dzieci nie mamy, to odpadał chociaż problem zajmowania się nimi i wymyślania odpowiednich prezentów.
Nie narzekałam. W końcu Kacper, mój mąż siedział całymi dniami w biurze, to nie miał czasu biegać po galeriach. No ale cóż – on przynosił do domu więcej pieniędzy niż ja, więc jakiś podział obowiązków musiał być. Mieszkania właściwie nawet bym nie dekorowała, zwłaszcza że oboje tylko się wkurzaliśmy, gdy coś skądś spadało albo gdy któreś z nas zaplątywało się w łańcuch lub inne niepotrzebne ozdoby. Sęk w tym, że kochana mamusia Kacpra, a moja teściowa, w życiu nie przepuściłaby okazji, żeby mnie za to skrytykować.
– W ogóle nie myślisz o duchu świąt – usłyszałabym na pewno. – To taki radosny czas… Trzeba się cieszyć, że Bóg się rodzi! I odpowiednio to manifestować.
Miałam na ten własne zdanie, ale wolałam je zachować dla siebie – jeszcze tylko kłótni z teściową mi w tym wszystkim brakowało. Mimo to, nie zamierzałam się zmieniać w jakąś tryskającą radością, roześmianą wariatkę, która przez cały grudzień nie myśli o niczym innym, tylko o nadciągających świętach.
Planowałam czas po swojemu
Oczywiście, nie zamierzałam nikomu narzucać, jak ma spędzać Boże Narodzenie, ale ja nie miałam żadnych wzniosłych pomysłów na Boże Narodzenie. Owszem, mogłam pogadać z rodziną, łącznie z krewnymi mojego męża, ale nie zamierzałam z tym przesadzać, by nie wszczynać kolejnych kłótni. Bardzo irytowały mnie te rodzinne spędy i siedzenie ze sobą bez przerwy, jakby nie wolno było złapać oddechu. Dosłownie marzyłam o wszelkich wymuszonych uśmiechach i udawaniu, że wcale nie słyszę wszystkich krytycznych uwag na swój temat.
Właśnie dlatego w wolnej chwili od razu sprawdziłam, co będą puszczać w telewizji w Gwiazdkę i w oba dni świąt. Laptopa nie zamierzałam wszędzie ze sobą ciągać, a poza tym już widziałam oburzoną minę teściowej, gdy go wyciągam w jej salonie i proponuję wspólny seans. Na szczęście, poza zatrzęsieniem powtórek, w tym Kevina, natrafiłam na film, którego jeszcze nie widziałam. Nic dziwnego – wszedł do kin na początku tego roku i akurat miał mieć premierę o 23.00 w Wigilię. Uznałam, że to trochę wynagrodzi mi czas spędzony u mamusi Kacpra.
Wizyta u teściowej była konieczna
Na święta jeździliśmy i do moich rodziców, i do rodziców męża. W tym roku mieliśmy spędzić u teściów Wigilię i Boże Narodzenie, a do mojego rodzinnego domu zajrzeć w drugi dzień świąt. Nie bardzo mi się to uśmiechało, ale taki był układ – raz u jednych, raz u drugich, żeby nikt nie miał do nikogo pretensji.
Oczywiście urocza mamusia Kacpra nie byłaby sobą, gdyby nie wpadła do nas na tydzień przed Wigilią i nie przedstawiła całego planu na nasz pobyt. Jakby to było nie wiadomo co.
– Musi być dwanaście potraw, koniecznie – mówiła z powagą, gdy ja starałam się nie zasnąć na fotelu. – Kamila, liczę, że coś przygotujesz?
– Ta. – Poruszyłam się na miejscu. – Przywiozę rybę po grecku jak zawsze.
– No tak. – Cmoknęła z niesmakiem. – Tyle by było z twojego zaangażowania.
– Mamo, musimy tu jeszcze trochę poogarniać – tłumaczył cierpliwie Kacper. – Kamila nie będzie miała czasu, żeby pichcić. Ale obiecała, że upiecze ten pyszny sernik, który tak ci smakował na Wielkanoc.
No proszę. A ja słyszałam, że ledwie go zjadła.
– Wcale nie smakował – burknęła natychmiast teściowa. – Powiedziałam po prostu, że to jedyne jej ciasto, które da się zjeść.
Miała gotowy plan
Uśmiechnęłam się pod nosem, ale nie miałam zamiaru drążyć tematu. Nie byłam mistrzem kulinarnym, więc i nie widziałam potrzeby, żeby się kłócić o pierwszeństwo w kuchni.
– Po kolacji obejrzymy prezenty i posiedzimy chwilę w rodzinnym gronie – ciągnęła, kiedy nie doczekała się mojej reakcji.
Pewnie była zawiedziona, ale mało mnie to obchodziło.
– Porozmawiamy, przekąsimy coś może jeszcze i pójdziemy razem na pasterkę.
– Ja zostanę – odezwałam się. – Nie lubię chodzić po nocy. Zresztą, i tak potem przysypiam w tym kościele.
Teściowa popatrzyła na mnie dokładnie tak, jakbym urwała się z choinki. Jej oczy się zwęziły, a twarz wykrzywił niezadowolony grymas.
– Kacper, przemów swojej żonie do rozumu – powiedziała chłodno. – Kto to widział, żeby nie przywitać świętego dzieciątka, tylko gnić w domu? Wyspać się przecież może innym razem!
– Mamo, Kamila jest dorosła – próbował załagodzić mój mąż. – Nie można jej narzucać…
– Będzie w moim domu i spędzi święta tak, jak Bóg przykazał! – przerwała gniewnie teściowa. – Pójdzie na pasterkę tak jak wszyscy. Nic jej od tego nie będzie.
Nie kłóciłam się, choć nie wierzyłam, że naprawdę to powiedziała. Z jakiej racji w ogóle sądziła, że będę jej słuchać? Mogłam znosić jej narzekania, ataki i dziwne komentarze, ale nie wpływanie na to, jak spędzam czas! A ja zamierzałam obejrzeć film i dobrze się bawić, a nie marznąć w ławce w kościele!
Postanowiłam uśpić jej czujność
Oczywiście, nawet przez chwilę nie zamierzałam spełnić śmiesznych żądań teściowej. Na Wigilię wyszykowałam się tak, jak zwykle. Założyłam sukienkę, którą kupił mi Kacper na Mikołajki, do tego dodałam kolczyki, które dostałam w zeszłym roku od teścia. Uznałam, że nawet teściowa nie będzie miała się do czego doczepić, więc pozostawałam spokojna aż do wyjścia.
Kacper zapakował moją nudną i przewidywalną rybę po grecku, wziął też sernik, który upiekłam z myślą o teściowej i jej minie, gdy już zrozumie, że na żadną pasterkę się nie wybieram. Za wiele z mężem nie rozmawialiśmy – chyba był się, że wciąż jestem zła na jego matkę.
– Dasz radę? – spytał mnie, nim weszliśmy do domu jego rodziców.
Uśmiechnęłam się promiennie, całkiem szczerze zresztą.
– Oczywiście, że dam. – Puściłam mu oko. – To tylko twoja matka.
No i weszliśmy. Od razu zaczęły się milutkie komentarze ze strony teściowej. A to, że chyba przytyłam, bo sukienka się strasznie na mnie opina, a to, że sernik coś średnio mi wyrósł, a to, że Kacper mógł sobie mniej leniwą żonę znaleźć, co by jego biedną, starą matkę bardziej w kuchni wsparła.
– Nie przejmuj się, Kamilko – odezwał się do mnie teść, gdy pomagałam mu nakrywać do stołu. – Ona tak zawsze. Ale wiesz, że nie ma na myśli niczego złego.
Posłałam mu uspokajający uśmiech. To był taki miły człowiek. Nie miałam pojęcia, jakim cudem i dlaczego w ogóle z nią wytrzymywał. Czasem zastanawiałam się, czy to nie jakaś kara, którą sam sobie wymyślił.
O dziwo wieczerza przebiegła we względnym spokoju. Na szczęście wszyscy przy stole skupili się przede wszystkim na Poli, żonie brata Kacpra, która właśnie zaszła w ciążę. Autentycznie jej zresztą współczułam. Od ilości pytań, jakie wyrzucała z siebie teściowa, można było oszaleć. Pola miała szczęście, że przynajmniej była tą lepszą synową. Chcącą przekazywać geny dalej.
Czekałam, aż się od tego uwolnię. Aż odpocznę od jazgotu synowej i tej napiętej, niby rodzinnej atmosfery. No i w końcu się doczekałam.
Zrobiłam tak, jak chciałam
Po obejrzeniu prezentów posiedziałam w salonie jeszcze przez godzinę, a potem pod pretekstem senności, uciekłam do pokoju, w którym mieliśmy nocować. Powiedziałam, że muszę się zdrzemnąć, co akurat nie było prawdą. Ułożyłam się na sofie, włączyłam sobie niewielki telewizor i uśmiechnęłam się do siebie.
Choć nikt z obecnych o tym nie wiedział, zamknęłam się od środka na klucz. Bo nie ma siły, która byłaby mnie zdolna wyciągnąć z domu tej nocy. No, chyba że teściowa zamierzała wyważać drzwi. Tak czy inaczej, na mnie czekał film.
Kamila, 35 lat
Czytaj także: „Bożonarodzeniowy jarmark puścił mnie z torbami. Wpadłam w pułapkę, przez którą w Wigilię chyba będę gryzła sianko”
„Teściowa w Święta potraktowała moje dzieci jak śmieci. Cieszę się, bo w końcu pokazała prawdziwe oblicze”
„Nienawidzę kupować prezentów na Święta, bo mnie nie stać. Aż mnie telepie, jak mam znowu wydać kasę na głupoty”