„Teściowa w Święta potraktowała moje dzieci jak śmieci. Cieszę się, bo w końcu pokazała prawdziwe oblicze”

zamyślona kobieta fot. Adobe Stock, nyul
„Olek rozpakował swoją paczkę. W środku była zabawka – stara ciężarówka, odrapana, z brakującym kołem. Zosia dostała poplamionego pluszowego misia, który ledwo trzymał się na szwach. – Babciu, to używane... – zaczął niepewnie Olek, spoglądając na Krystynę. – Każdy dostaje to, na co zasłużył – rzuciła z uśmiechem, który aż mnie zmroził”.
/ 09.12.2024 17:30
zamyślona kobieta fot. Adobe Stock, nyul

To miał być nasz mały raj na ziemi. Mieszkamy w niewielkim, ale przytulnym mieszkaniu na przedmieściach – ja, Tomek i nasze dzieci: Olek, pełen energii 7-latek, oraz trzyletnia Zosia, urocza i ciekawa świata. Tomek jest dobrym ojcem, choć czasem wydaje mi się, że stara się unikać konfliktów, zwłaszcza tych rodzinnych. A konflikty były – odkąd pamiętam, jego matka, Krystyna, zawsze miała ze mną jakiś problem. 

Teściowa mnie nie lubi

– Wiesz, Kamila, w naszej rodzinie mamy zwyczaj, że obiad podaje się o trzynastej, a nie o piętnastej – tego rodzaju uwagi towarzyszyły każdej naszej wizycie.

A ja, choć zawsze starałam się być uprzejma, czułam, że czego bym nie zrobiła, nigdy nie będzie wystarczająco dobrze. Po narodzinach Olka sprawy zaczęły się psuć jeszcze bardziej. Krystyna wyraźnie traktowała go inaczej niż inne wnuki. Nigdy nie powiedziała tego wprost, ale czasem coś rzuciła: „Jakiś on niepodobny do Tomka”, albo „Dzieciaki w naszej rodzinie zawsze miały ciemne oczy, a ten... no, dziwny przypadek”. 

Starałam się ignorować te komentarze, bo wiedziałam, że Tomek kocha swoją matkę i nie chciałam go stawiać w trudnej sytuacji. Ale kiedy urodziła się Zosia, sytuacja tylko się pogorszyła. Krystyna zaczęła traktować mnie jak obcą. Wnuki – jakby były ciężarem, który musi znosić. 

Upokorzyła moje dzieci

Siedzieliśmy wszyscy w salonie, przy niewielkiej choince ozdobionej bombkami. Olek i Zosia byli podekscytowani – Mikołajki to dla nich wielkie wydarzenie. Szeptali do siebie, zgadując, jakie prezenty dostaną. Przy innych wnukach Krystyny – dwójce dzieci jej córki, Ani – ustawiono już duże, pięknie zapakowane paczki. 

Krystyna uśmiechała się, podając każdemu jego upominek.

– No proszę, Krzysiu, to dla ciebie – wręczyła siostrzeńcowi Tomka olbrzymie pudełko klocków Lego. – A to dla ciebie, Natalio. – dziewczynka otworzyła pudło z zestawem lalek. 

Na koniec przyszła kolej na Olka i Zosię. Krystyna wręczyła im dwa małe, niezgrabnie zapakowane pakunki. 

O, chyba babcia pomyliła prezenty – zażartowałam, widząc wyraźną różnicę. 

– Nie pomyliłam – powiedziała chłodno. 

Olek rozpakował swoją paczkę. W środku była zabawka – stara ciężarówka, odrapana, z brakującym kołem. Zosia dostała poplamionego pluszowego misia, który ledwo trzymał się na szwach. 

– Babciu, to używane... – zaczął niepewnie Olek, spoglądając na Krystynę. 

Każdy dostaje to, na co zasłużył – rzuciła z uśmiechem, który aż mnie zmroził. 

Moje dłonie zacisnęły się na kolanach, ale starałam się zachować spokój.

– Nie sądziłam, że prezenty dla dzieci mogą być aż tak różne. 

– No cóż, dzieci wychowane porządnie mają inne potrzeby – odpowiedziała, patrząc na mnie znacząco. 

Zosia wtuliła się we mnie, a ja z trudem powstrzymałam łzy. To był ten moment, kiedy zrozumiałam, że Krystyna traktuje moje dzieci jak obcych. 

Mąż nie widział problemu

Kiedy zamknęły się drzwi naszego mieszkania, gniew w końcu znalazł ujście. 

– Tomek, czy ty widziałeś, co się działo? – rzuciłam, odkładając płaszcz na krzesło. – Ona upokorzyła nasze dzieci. Olek patrzył na tę starą ciężarówkę, jakby dostał odpadek. 

Tomek westchnął i spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.

Kamila, przestań wyolbrzymiać. Mama po prostu... czasem nie myśli, co mówi. 

– Nie myśli?! – podniosłam głos, wskazując ręką na pokój, w którym Olek i Zosia rozpakowywali kolejne paczki, próbując cokolwiek z nich wyciągnąć.

– To było celowe. Zawsze takie jest! Nasze dzieci nigdy nie będą dla niej wystarczająco dobre, bo według niej ja nie jestem. 

Nie musisz z nią rozmawiać, ale... – Tomek rozłożył ręce, jakby chciał zakończyć dyskusję. 

– Ale co?! To twoja matka, Tomek! Powiedz mi, co zrobiłeś, żeby ją powstrzymać? Powiedziałeś choć jedno słowo, kiedy zasugerowała, że nasze dzieci są gorsze? 

Zacisnął szczękę i spuścił wzrok.

– Kamila, wiem, że mama jest specyficzna. Po prostu musimy to jakoś przetrwać. 

– Przetrwać? Nie jestem w wojnie, Tomek. Jestem twoją żoną, a to twoje dzieci. Jeśli nie postawisz jej granic, ja to zrobię – mój głos drżał, a serce waliło mi w piersi. 

Przez chwilę patrzył na mnie zrezygnowany.

– Nie wiem, czego ode mnie oczekujesz. To moja matka. 

– A ja jestem twoją żoną – wyszeptałam, czując narastającą samotność. 

Olek wybiegł z pokoju i wtulił się w moje nogi.

– Mamusiu, a babcia mnie lubi? 

Spojrzałam na Tomka. Milczał. 

Co za podłość!

To, co usłyszałam przypadkiem, zburzyło resztki mojego spokoju. Byłam w kuchni u teściowej, odgrzewając zupę dla dzieci. Krystyna rozmawiała przez telefon w salonie, sądząc pewnie, że jej nie słyszę. 

– No wiesz, Jadziu, ja od początku wiedziałam, że coś jest nie tak – jej głos brzmiał pewnie, wręcz triumfalnie. – Te dzieci wcale nie przypominają Tomka

Zamarłam, ale nie mogłam się powstrzymać, żeby nie nasłuchiwać dalej. 

– Ona pewnie miała kogoś na boku. No bo spójrz sama, Olek ma takie jasne włosy. Ani w naszej rodzinie, ani w ich – kontynuowała. – A Zosia? Te piegi... skąd? 

Zupa kipiała na kuchence, ale już jej nie słyszałam. W głowie brzmiały mi tylko te słowa. Wzięłam głęboki oddech i wkroczyłam do salonu. 

– Naprawdę musisz takie rzeczy opowiadać o mnie i swoich wnukach? – zapytałam, głos mi drżał, ale patrzyłam jej prosto w oczy. 

Krystyna odłożyła telefon z udawaną nonszalancją. – Ależ Kamila, nie wiem, o co ci chodzi. Rozmawiałam z Jadzią o... ogrodzie. 

– O „ogrodzie”? – Prychnęłam, czując narastającą wściekłość. – Słyszałam, co mówiłaś. Wmawiasz ludziom, że moje dzieci nie są Tomka. To obrzydliwe, nawet jak na ciebie

Krystyna wzruszyła ramionami.

– Ludzie sami wyciągają wnioski. Ja nic nie mówiłam. 

– Dosyć tego – głos mi się załamał. – Jeśli jeszcze raz usłyszę coś takiego, nigdy więcej nie zobaczysz Olka ani Zosi. 

– Nie podniesiesz na mnie ręki – odparła chłodno. – To ty tu masz coś na sumieniu, a nie ja. 

Jej słowa utkwiły we mnie jak nóż. Wybiegłam stamtąd, łkając z bezsilności. 

Chciałam skończyć tę farsę

Nie mogłam tego dłużej znosić. Jej słowa wracały jak echo: „To ty masz coś na sumieniu”. Wiedziałam, że muszę coś zrobić – nie dla siebie, ale dla Olka i Zosi. Tego samego dnia zapisałam nas na testy DNA. Tomek na początku protestował, ale w końcu, widząc mój upór, zgodził się. 

– To nic nie zmieni – powiedział, kiedy czekaliśmy na wyniki. – Ona i tak znajdzie sposób, żeby to zbagatelizować. 

– Może. Ale ja będę miała dowód – odparłam stanowczo. 

Kilka dni później w ręku trzymałam kopertę z wynikami. Ręce mi drżały, gdy ją otwierałam. Wszystkie wątpliwości zniknęły. Olek i Zosia to dzieci Tomka. Poczułam ulgę, ale zarazem gniew. Dlaczego musiałam to udowadniać? 

Z kopertą w dłoni pojechałam do teściowej. Otworzyła drzwi z niechętnym wyrazem twarzy. 

– Znowu ty – mruknęła. 

– Tak, ja – odparłam zimno, wchodząc do środka. Wyciągnęłam dokumenty i położyłam je na stole. – Masz. Wyniki testów DNA. Olek i Zosia to dzieci Tomka. 

Nic się nie zmieniło

Krystyna spojrzała na kartkę, a potem na mnie. Jej twarz pozostała nieprzenikniona. 

– Dowód to jedno, a oczywistość to drugie – powiedziała z chłodem w głosie. – Te dzieci i tak do nas nie pasują

Zamarłam.

– Ty... nawet teraz nie potrafisz przyznać, że się myliłaś? 

– Ja się nie myliłam – odpowiedziała spokojnie. – Widać, że są inni. 

Wyszłam stamtąd, trzaskając drzwiami. Wyniki nic nie zmieniły. Ale teraz przynajmniej wiedziałam, że walka o jej akceptację jest jak rzucanie kamieniem w mur. 

Postawiłam granice

Patrzyłam przez okno na bawiące się w ogrodzie dzieci. Ich śmiech był jak plaster na moje zranione serce. Podjęłam decyzję – dla nich, nie dla siebie. 

– Tomek, to koniec – powiedziałam, kiedy usiedliśmy wieczorem przy kuchennym stole. 

– Koniec czego? – spytał, choć chyba znał odpowiedź. 

– Kontaktów z twoją matką. Nie pozwolę, by dalej tak traktowała nasze dzieci. 

Zamilkł. Widocznie chciał coś powiedzieć, ale widziałam w jego oczach, że walczył z lojalnością wobec matki. 

To nie jest łatwe – powiedział w końcu. 

– Wiem. Ale twoja bezczynność kosztuje nas więcej, niż myślisz. 

Nie odpowiedział. Wiedziałam, że to będzie trudne – dla niego, dla nas. Ale postanowiłam chronić nasze dzieci, nawet jeśli oznaczało to ochłodzenie naszego małżeństwa. 

Czasem miłość wymaga poświęceń, ale nie takich, które zabierają poczucie wartości. Krystyna mogła nadal snuć swoje teorie, ale nie miała już władzy nad naszym życiem. Tylko czy my przetrwamy jako rodzina? Tego nie wiedziałam. Ale wiedziałam jedno: granica została postawiona, a ja zamierzałam jej bronić. 

Kamila, 38 lat

Czytaj także: „Na Mikołajki chłopak podarował mi taniochę z marketu. Już miałam go rzucić, ale okazało się, że to ja dałam plamę”
„Sąsiadka zabawiła się w Mikołaja dla seniora. Nie chciałem darów z litości, ale gdy otworzyłem torbę, zmiękło mi serce”
„Na imprezie mikołajkowej dostałam prezent dla niegrzecznej dziewczynki. Za 9 miesięcy odbiorę go z porodówki”

 

 

Redakcja poleca

REKLAMA