„Teściowa kazała nam oddać psa. Mówiła że jest brudny, roznosi bakterie i zarazi czymś dziecko”

smutna kobieta siedząca z psem fot. Adobe Stock
„– Wyobrażasz sobie późniejsze spacery z dzieckiem i tym psem? On jest szalony, trzeba się go pozbyć.” Moja mama nie pozostawała w tyle. Też prorokowała, że Rumpel wkrótce doprowadzi do jakiejś tragedii...
/ 24.03.2021 09:25
smutna kobieta siedząca z psem fot. Adobe Stock

Miał być rodowodowym ogarem polskim, jak chciał Kacper, lub maleńkim yorkiem, o którym ja marzyłam. Trochę się spieraliśmy, ale zaczęliśmy szukać hodowli podlegającej Związkowi Kynologicznemu, żeby mieć pewność, że kupując szczeniaka nie przyczyniamy się do cierpienia zwierząt rozmnażanych na handel w strasznych warunkach.

Kacper szukał ogara, ja yorka, a Rumpel skorzystał z okazji, żeby się nam polecić

Zawsze potrafił dbać o swoje interesy. Kacprowi natychmiast wpadło w oko ogłoszenie z jego roześmianą mordka. Podsunął mi laptop.

– Fajny, co?

Spojrzałam. Z ekranu prosto w nasze serca zajrzał Rumpel, daleki krewny wyżła i pociotek foksteriera, pies o trzech kolorach sierści i rzadkim uroku osobistym.

– Prześliczny – przytaknęłam. – Oddają go z powodu alergii? Czyjej? A, dziecka. No tak, to poważny powód.
Ograny numer, a nie powód – parsknął ironicznie Kacper. – A co mieli napisać? Że go już nie chcą? Biedny Rumpel, ludzie go zawiedli, gdybym mógł, to bym go wziął.
– To nie jest york – zawahałam się, ale łobuzerski urok trzykolorowego psa już zaczynał działać i na mnie.
– Ani ogar – zgodził się Kacper. – Ale… bo ja wiem. Może to lepiej?
– Nie będziemy się kłócić – roześmiałam się.

Z Kacprem było łatwo, zawsze wychodziliśmy sobie naprzeciw, szukaliśmy się we mgle nieporozumień tak długo, aż chwyciliśmy się za ręce. Potem już było z górki, razem mogliśmy wszystko. Jak tylko wynajęliśmy mieszkanie, postanowiliśmy, że weźmiemy psa. Zawsze chciałam mieć kudłatego przyjaciela, a Kacper wychował się z kotami – bardzo długowiecznymi, jak zawsze z naciskiem podkreślał – które przepędzały każde żywe stworzenie, więc pies nie utrzymałby się w domu ani minuty.

Rumpel nie mógł trafić do bardziej spragnionych jego obecności ludzi. W rzeczywistości był jeszcze fajniejszy niż na zdjęciu, sierść sterczała śmiesznie na wszystkie strony, rozdziawiony pysk posyłał najpiękniejsze psie uśmiechy, a ogon… Rządził całym psem, wymachując na wszystkie strony ciałem Rumpla. Kucnęłam przy nim, a on skorzystał z okazji i wsadził mi nos w oko.

Ma dopiero rok, jest jeszcze głupi – powiedział ojciec rodziny.

Żona posłała mu mordercze spojrzenie, jakby zdradził pilnie strzeżoną tajemnicę, jednocześnie powstrzymując kilkuletnią córkę rwącą się do pieska. Dziecko wyglądało nadzwyczaj zdrowo, nie przejawiało objawów alergii.

– Wychowamy go, będzie miał u nas dobrze – zapewniłam, bo coś trzeba było powiedzieć.
– To bierzecie go? Tak? – upewnił się ojciec alergiczki i szybkim ruchem wręczył mi smycz, jakby się bał, że się rozmyślimy.

Jak tylko zamknęły się drzwi domu, który Rumpel uważał za swój, pies stawił opór, napinając smycz, aż oczy wyszły mu z orbit. O mało się nie popłakałam. Kacper wziął nieboraka na ręce i wyniósł na ulicę.

Noc zdechłej ryby zaowocowała dużą zmianą

Przez pierwsze tygodnie Rumpel strasznie tęsknił. Leżał i ciężko wzdychał, jakby miał złamane serce, jednak stopniowo zaczynał się do nas przyzwyczajać. Nie szczędziliśmy mu pieszczot, pocieszaliśmy smakołykami i pewnego dnia Rumpel odżył. A nawet rozkwitł. Rozejrzał się po świecie, w oku mu błysnęło i nasze życie nabrało tempa. Był szybki jak błyskawica, sprytny i nieposłuszny. Ze spaceru wracaliśmy, dopiero gdy udało się go złapać, brudził i bałaganił, ale nie to było najgorsze.

Zostawiony na chwilę sam, niszczył wszystko, co mu wpadło w łapy. Zjadał buty, które przemyślnie wyjmował z szafki, nadgryzał meble i wywlekał śmieci z kubła. Pewnego dnia wydrążył głęboką dziurę w ścianie… Nigdy nie wiedzieliśmy, co zastaniemy po powrocie do domu. Byliśmy zaskoczeni rozmiarami jego działalności. Spacery, sprzątanie po psie i usuwanie zniszczeń zajmowały nas bez reszty, a nieprzewidywalność Rumpla zrobiła z nas dwa kłębki nerwów.

Zaczęliśmy się kłócić, oskarżając się nawzajem o brak nadzoru nad psem.

– Dlaczego na niego nie uważałeś? – warczałam na Kacpra, gdy wracał ze spaceru z ubłoconym po czubek nosa Rumplem.
– Jest nieznośny, bo go rozpieściłaś – wytykał mi Kacper, kiedy pies zjadł jego kapcie.

Rumpel zamiast wzmacniać, dzień po dniu podkopywał nasz związek. Pewnego dnia wróciłam z pracy, pociągnęłam nosem i o mało się nie przewróciłam.

– Co tak cuchnie? – zawołałam do Kacpra.
– Myślałem, że to z lodówki – powiedział, pojawiając się w przedpokoju.

Wściekłam się. A nawet gorzej. Poszłam za zapachem, ślad prowadził do sypialni. Koło mnie natychmiast pojawił się czujny Rumpel. Zabiegał mi drogę, przymilał się, próbując odciągnąć od łóżka. Podejrzenia przerodziły się w pewność.

– Aaa! Kacper, jak mogłeś tego nie zauważyć! – wrzasnęłam, odwijając pościel.

Na materacu leżał kawał śmierdzącej ryby, a koło niej uwijał się Rumpel, posyłając mi błagalne spojrzenia, żebym nie zabierała znalezionego na spacerze skarbu.

– Zrobił sobie zapas na ciężkie czasy – uśmiał się Kacper, szczęściarz obdarzony gorszym niż ja powonieniem.

Wsadziliśmy Rumpla do wanny i kłócąc się zawzięcie, straciliśmy czujność – kudłaty łobuz wyprysnął z łazienki, znacząc drogę ucieczki pianą. Tego było już za wiele, normalnie ręce mi opadły. Usiadłam na zalanej wodą podłodze i popłakałam się.

– On nas zniszczy, cały czas się kłócimy, nie tak miało być – wycierałam łzy mokrą ręką.
– Nie o takim psie marzyliśmy – przyznał Kacper, kucając koło mnie.

Między nas wcisnął się mokry nos, a za nim reszta Rumpla. Ciepły jęzor przejechał po mojej twarzy, brązowe oczy patrzyły z tak niewinnym oddaniem, jakby ich właściciel nie miał nic na sumieniu.

Głupek przyszedł powiedzieć, że cię kocha. Mimo mokrych włosów i zapłakanej twarzy jesteś najpiękniejsza na świecie – przetłumaczył Kacper.
– Ty też tak uważasz? – uśmiechnęłam się z bezsensownym w tej sytuacji optymizmem.
– Pozwól mi pomyśleć… Hm… No cóż, chyba tak.

Chlusnęłam na niego wodą. Za długo się zastanawiał. Kacper otrzepał się jak pies i pociągnął mnie za rękę, pomagając wstać. Spojrzeliśmy na drzwi zapowietrzonej sypialni i zaczęliśmy się śmiać. Poszliśmy do drugiego pokoju, zostawiając zawiedzionego Rumpla za zamkniętymi drzwiami. Noc zdechłej ryby zaowocowała kolejną zmianą w życiu – nasza rodzina miała się powiększyć, tym razem o małego człowieczka. Byłam w ciąży.

Odkąd mianował się niańką, nie ma czasu na psoty

– Musicie oddać psa, nie poradzisz sobie z tym szatanem, pociągnie cię, przewróci i tragedia gotowa – prorokowały obie przyszłe babcie. – Wyobrażasz sobie późniejsze spacery z dzieckiem i tym psem? On jest szalony, trzeba się go pozbyć.

Odrzucaliśmy wszystkie dobre rady, ramię w ramię dając odpór rodzinie, ale sami mieliśmy wątpliwości. Rzeczywiście, jak to będzie? Małe dziecko i siejący zniszczenie Rumpel? To nie do pogodzenia. Kiedy ciąża stała się widoczna, z Rumplem coś się stało. Zaczął mnie traktować jak niepełnosprawnego członka stada, którym trzeba się opiekować. Kacprowi nadal dawał szkołę, ale mnie nie ciągnął.

Spacerowałam powoli pod czujnym okiem zaniepokojonego psa, który zachowywał się, jakbym była figurką z saskiej porcelany. Po mieszkaniu chodził za mną krok w krok, a kiedy usiadłam, kładł się tuż obok. Pilnował mnie dzień i noc, nic sobie nie robiąc z Kacpra nabijającego się z nowych zwyczajów psa. Pewnej nocy obudziło nas skomlenie.

– Rumpel, cicho bądź – wymamrotał Kacper, przewracając się na drugi bok.

Ja całkiem się rozbudziłam. Zobaczyłam psie oczy wpatrujące się we mnie z natężeniem i dziwnie się poczułam. Coś się zmieniło. Rumpel ponownie zaskomlał, potwierdzając moje podejrzenia.

Chyba się zaczyna, piesku, ty pierwszy o tym wiedziałeś, co? – szepnęłam do niego. – Mamy jeszcze czas. Chyba. Trochę się boję, wiesz?

Wsłuchiwałam się w siebie, Rumpel przekrzywiał głowę, łowiąc niesłyszalne dla ludzkiego ucha dźwięki. Towarzyszył mi w oczekiwaniu na rozwój wydarzeń. Obudziliśmy Kacpra dopiero wtedy, gdy trzeba było jechać do szpitala.

Pierwsze spotkanie Rumpla i naszego syna Maksymiliana przebiegło dość burzliwie. Zainteresowany pies skoczył ku dziecku, obie babcie krzyknęły ze zgrozą, a ja syknęłam jak wściekła żmija. Pies zrozumiał. Wyhamował, położył uszy po sobie, wykręcając je śmiesznie do tyłu, i uruchomił nos, który – jak u Pinokia – zdawał się wydłużać w nieskończoność, aż dotknął pięty Maksa.

– Uff – sapnął zdziwiony Rumpel i ponowił eksperyment.
On jest brudny, roznosi bakterie, zarazi dziecko – wyliczała w tym czasie teściowa, ale pies nie przejmował się.

Coraz śmielej obwąchiwał dziecko, aż uznał, że wszystko już wie. Położyłam synka w łóżeczku, a Rumpel uwalił się obok na podłodze, patrząc nieprzychylnie na obie babcie. Nawet Kacpra potraktował zmarszczeniem brwi, najwidoczniej nie ufając w jego świeże ojcowskie umiejętności. Odkąd Rumpel mianował się niańką naszego synka, spoważniał i nie ma już czasu na psoty, bo musi pilnować dziecka i informować, że trzeba zmienić pampersa. Jest w tym bezbłędny.

Śmiejemy się, że dzięki ekstremalnym doświadczeniom, które zebraliśmy, wychowując Rumpla, opieka nas rosnącym synkiem to teraz bułka z masłem. Dotarliśmy się z Kacprem w ogniu walki i nic nie jest nam straszne. Bo psa dostajemy nie takiego, jakiego chcemy, ale jaki jest nam potrzebny.

Czytaj więcej prawdziwych historii:
Nie bawi mnie bycie babcią. Nie dla mnie niańczenie 4-latki
Mój 13-letni syn ma konto na portalu erotycznym
Gdy mój mąż umierał, odkryłam że ma romans

Redakcja poleca

REKLAMA