Jak co noc leżałam z otwartymi oczami, czekając na ciche kroki teściowej na korytarzu. Skradała się ostrożnie, żeby nas nie pobudzić, ale ja czuwałam. Nie mogłam spać i tylko dlatego odkryłam, że Leokadia również cierpi na bezsenność. Snuła się nocą po domu jak duch, ale kiedy ją o to zapytałam, wyparła się wszystkiego.
– Nie przypisuj mi swoich dolegliwości, kochanie – słodkim słowom przeczyło ostre jak stalowa klinga spojrzenie. – W naszej rodzinie nikt nie cierpiał na bezsenność ani na liczne alergie, jak ty. My jesteśmy ulepieni z innej, twardszej gliny.
O, co do tego nie miałam wątpliwości, glina, z jakiej powstała Leokadia, była prima sort, teściowa dała mi to do zrozumienia wiele lat temu, kiedy byłam u niej z pierwszą wizytą. Kiedy Rafał zaprosił mnie do swojego rodzinnego domu, bardzo się przejęłam. Wiele słyszałam o Leokadii, niezłomnej kobiecie, która sama wychowała syna, wpajając mu rodową dumę i przekonanie, że jeśli się postara, zdobędzie świat.
Podziwiałam ją na odległość, jawiła mi się jako dystyngowana matrona o szlachetnych, acz dobrotliwych rysach twarzy. Pomysły na jej temat, jakie lęgły mi się w głowie, zawdzięczałam romansowym lekturom nie najwyższego lotu, w których wówczas namiętnie się zaczytywałam.
Jasne, że chciałam, by matka mojego chłopaka mnie polubiła, z namysłem skompletowałam więc garderobę na dwudniowy pobyt u Leokadii i ograniczyłam liczbę używanych kosmetyków do minimum, w słusznym przekonaniu, że mocnym makijażem nie zachwycę szacownej damy. Chciałam pokazać się od najlepszej strony i byłam gotowa na wiele, by zasłużyć na sympatię matki Rafała.
Leokadia mieszkała w uroczej miejscowości, która przed wojną miała status kurortu. Teraz trochę podupadła, ale przy wąskich uliczkach tłoczyły się domy, których architektura ciągle zachwycała. Wybudowano je w latach 20. i 30. ubiegłego stulecia, jedne były doskonale utrzymane, inne wymagały natychmiastowego remontu, ale wszystkie tchnęły klimatem, jakiego nie znałam.
W przeciwieństwie do Rafała, wychowałam się na socjalistycznym osiedlu z wielkiej płyty, robiłam fikołki na trzepaku, miałam koleżanki z piaskownicy i byłam tak zwyczajna, jak tylko się dało. Niemniej potrafiłam docenić zdziczały, wymagający pilnej interwencji, tajemniczy ogród okalający willę Leokadii, i doskonałe proporcje domu.
– Prześliczna willa – skomentowałam.
– Wymaga remontu – Rafał, wychowany w tak klimatycznym miejscu, był ślepy na jego urok. – To kosztowne przedsięwzięcie, chwilowo mnie nie stać. Może kiedyś przywrócę willi blask, mama bardzo by tego chciała, to jedyne dziedzictwo, które zostało jej po przodkach. Ja nie przywiązuję takiej wagi do przeszłości, dom to dom.
Na szczęście nasze dzieci pokochała całym sercem
Mój chłopak wzruszył ramionami i otworzył przede mną furtkę do wspólnej przyszłości i zarazem przeszłości, która należała tylko do niego i jego matki. Gdyby ktoś mi powiedział, że moje osiedlowo-robotnicze pochodzenie stanie się kiedyś dla mnie problemem, wyśmiałabym go. A jednak dla Leokadii było.
Przyjęła mnie nadzwyczaj grzecznie, lecz od razu wyczułam, że zza gładkich form towarzyskich przebija źle maskowany chłód. Nie spodobałam się jej. Rano, kiedy przemykałam do łazienki, usłyszałam głosy. Rozmawiała w salonie z Rafałem. Kto w takiej sytuacji oparłby się podsłuchiwaniu? Ja nie zdołałam.
– No wiesz, myślałam, że ożenisz się z Joasią, byliście taką ładną parą – mówiła Leokadia. – Dziewczyna ładna, mądra, z dobrego domu, przynajmniej wiedziałabym, kogo wpuszczam pod swój dach.
– Oj, mamo – jęknął Rafał, jakby nagle zamienił się w sztorcowanego przez rodzicielkę nastolatka.
– Wiem, serce nie sługa, ale zrozum i mnie. Pielęgnowałam nadzieję, że Joasia wejdzie do naszej rodziny. No trudno, stało się – Leokadia zamilkła na chwilę, a potem wypuściła zatrutą strzałę. – A właściwie, jak się poznaliście z Julitą? Swoją drogą, co za pretensjonalne imię ma ta dziewczyna – prychnęła dyskretnie, dając wyraz uczuciom, jakie żywiła wobec takich jak ja. – O ile wiem, byłeś wtedy z Joasią, czyżby Julita ją wykurzyła?
– Oj, mamo! – jęknął jeszcze bardziej rozpaczliwie Rafał.
– Dobrze, już o nic nie pytam. Przecież wiesz, że nie chcę wtrącać się w twoje prywatne życie. Tylko tak myślę… Cwana kobietka musi być z tej Julity, skoro udało jej się rozbić twój związek z Joasią.
O mało nie wparowałam do pokoju, żeby powiedzieć Leokadii, co myślę o takich pomówieniach. Jaka znowu Joasia? Jeśli takowa była, Rafał ukrył ją przede mną. Zdrowo udało się namącić uprzejmej Leokadii, dwa dni wystarczyły, żeby między mną i Rafałem powstały tarcia.
Ja żądałam szczegółów o wspaniałej Joasi, on prosił, żeby nie szukać problemu tam, gdzie go nie ma. Pogodziliśmy się dojeżdżając do Warszawy, dopiero wtedy, gdy wlekące się za nami widmo Leokadii straciło moc.
Pobraliśmy się i zamieszkaliśmy w stolicy, w stosownej i bardzo szczęśliwej odległości od teściowej. Z pozoru wydawało się, że Leokadia pogodziła się z moją obecnością w rodzinie, nigdy w niczym mi nie uchybiła, nie pozwoliłoby jej na to dobre wychowanie, a jednak potrafiła dać mi znać, że jestem uzurpatorką. Niewerbalna wymiana informacji odbywała się tylko między nami, Rafał był jej kompletnie nieświadomy.
Na szczęście Leokadia nie przeniosła niechęci na wnuki, kochała moje dzieci ponad wszystko, i to była jedyna płaszczyzna, na której mogłyśmy się spotkać. Nie korzystałyśmy z tej okazji zbyt skrupulatnie, nie lubiłyśmy się, ona działała na mnie jak płachta na byka, ja byłam jej solą w oku. Denerwowałam się w jej obecności, wiedziałam, co o mnie myśli.
Uważała mnie za byle kogo, za cwaną babeczkę, która w stosownym momencie użyła swoich wdzięków i omotała jej syna. Nie mogłam jej tego darować.
Nagle wróciły moje dolegliwości z dzieciństwa
Tak sobie żyłyśmy, ukrywając jedna przed drugą, co o sobie myślimy. Łatwo było, bo widywałyśmy się rzadko, najczęściej wysyłałam do babci Rafała z dziećmi, wynajdując pilne sprawy, które zatrzymywały mnie w domu. Jeśli Leokadia gościła u nas, uśmiechałam się wytrwale, odliczając dni do jej wyjazdu.
A teraz zamieszkałyśmy razem. Oczywiście to był pomysł Rafała, uzasadniony, bo związany z długo odkładanym remontem domu Leokadii.
– Nie możesz mieszkać na placu budowy, przeniesiesz się do nas – tłumaczył matce przez telefon.
Leokadia nadspodziewanie długo się opierała, dopiero kiedy odcięli jej gaz, poddała się i spakowała walizki. Przyjęłam ją uprzejmie, dzieci się ucieszyły, ale od początku nic nie szło dobrze.
Miałam na jej tle obsesję, denerwowałam się jej obecnością, po nocach nasłuchiwałam kroków na korytarzu. Zastanawiałam się, czy ciągle żałuje, że jej syn się ze mną ożenił. W dodatku zaczęłam chorować.
Ciągle pokasływałam, musiałam wrócić do inhalatora, mojego przyjaciela ze szkolnych lat. Wtedy też zapadłam na alergię, która przerodziła się w astmę i nikt nie wiedział, dlaczego tak się stało. Dolegliwości ustąpiły wraz ze zmianą szkoły i koleżanek, prawdopodobnie były spowodowane stresem.
Rany boskie, na stałe z nami? Tylko nie to!
Teraz sytuacja się powtórzyła, z tym że do alergii dołączyła bezsenność. Podejrzewałam, że tym razem byłam uczulona na… teściową. Nie przesadzaj, ganiłam się w duchu, ona nie jest taka zła. Nie kłóci się, nie wtrąca, nie zaprowadza swoich porządków.
Niby nie, ale w wyraźny sposób działałyśmy sobie na nerwy. Podejrzałam, że Leokadia zaczęła ukradkiem popijać ziołowy specyfik, który miał jej pomóc przetrwać pod moim dachem. Tymczasem remont jej domu trwał, nic nie wskazywało, że skończy się w najbliższym czasie. W dodatku Rafał wpadł na nowy pomysł.
– Myślała mama o przeprowadzce do nas na stałe? – spytał przy kolacji. Zastygłam z uniesionym do ust widelcem.
– Wygląda mama znakomicie, ale nikt nie młodnieje, kiedyś trzeba będzie pomyśleć o opiece na starość. Od tego jesteśmy my, więc po co zwlekać? Dom po remoncie się wynajmie, będzie miała mama na własne potrzeby ładną sumkę.
Leokadia wyraźnie spłoszyła się pod pytającym spojrzeniem syna.
– Dziękuję ci, kochany, ale… – widać było, że na gwałt szuka dobrego argumentu. – Mam inne plany – wybrnęła.
– Tak? A jakie? – spytał ciekawie Rafał i zawiesił w powietrzu dłoń z łyżką.
Leokadia ożywiła się, jak na dłoni widziałam, że wpadła na doskonały pomysł. Nie chciała mieszkać ze mną, ale nie zamierzała informować o tym syna. Pomyślałam z rozbawieniem, że w jednym jesteśmy podobne, obie zgodnie utrzymywałyśmy wzajemną niechęć w tajemnicy.
– Ziuta wraca z Paryża, została wdową i nic jej już nie trzyma na obczyźnie, zatęskniła za rodzinnymi stronami. Pomyślałam, że mogłybyśmy zamieszkać razem w domu, który tak pięknie wyremontowałeś! – oznajmiła. – W zasadzie już ją zaprosiłam, biedaczka bardzo się ucieszyła, nie miała gdzie się podziać, widmo kupowania nowego mieszkania przerażało ją. Ja też jestem zadowolona, będę miała koło siebie starą przyjaciółkę, to ważne móc porozmawiać z kimś, kto ma takie same wspomnienia. Mam wielkie plany na przyszłość, może nawet będę wynajmowała pokoje turystom? Ziuta mi pomoże.
– Mamo, ona jest już stara! – Rafał wyraźnie się załamał. – Prowadzenie pensjonatu to ciężka praca, żadnej z was nie widzę w tej roli.
– Ziuta jest młodsza ode mnie o trzy lata – wycedziła jego matka.
Rafał zamierzał ją przekonywać, Leokadia się okopała, ale w tym momencie zaniosłam się takim kaszlem, że oczy wyszły mi z orbit. Sięgnęłam po omacku po inhalator i nie znalazłam go. Rafał rzucił się szukać urządzenia, pytając gorączkowo, gdzie widziałam je po raz ostatni.
Zajęta łapaniem oddechu nie mogłam mu odpowiedzieć, ale w tym momencie wtrąciła się teściowa. Bez słowa włożyła mi do ręki inhalator.
– Dziękuję – odetchnęłam z ulgą.
– To stres, prawda? Nie miałaś dolegliwości, jak mnie tu nie było – Leokadia nie pytała, wiedziała to tak samo dobrze jak ja. – Tym bardziej muszę się wyprowadzić, nie chcę mieć cię na sumieniu.
Nigdy nie rozmawiałyśmy tak szczerze, byłam ciekawa, dlaczego zdjęła maskę.
– Ależ mamo, co ty mówisz, to nie o ciebie chodzi. Męczy mnie alergia – odpowiedziałam równie cicho jak ona.
– Będzie ci lepiej, jak się wyprowadzę. Musisz mi w tym pomóc – Leokadia nachyliła się do mnie.– Przekonaj Rafała, że muszę wracać do siebie.
– Hmm… Musisz? – pozwoliłam sobie zmrużyć złośliwie oczy.
– Ja się tu duszę – położyła rękę na szyi. – Tęsknię za spokojem mojego miasteczka, za moim starym domem.
– I za Ziutą – postanowiłam skorzystać z okazji i poużywać sobie na Leokadii. – Czy ona w ogóle istnieje?
– Pewnie że istnieje, nigdy nie kłamię w małych sprawach – teściowa spojrzała na mnie twardo. – Rzeczywiście ostatnio owdowiała i zaczęła przebąkiwać o planach powrotu do ojczyzny, a ja pomyślałam, że razem byłoby nam dobrze. Nic jeszcze nie jest ustalone i Ziuta tak szybko do mnie nie przyjedzie, dlatego potrzebna mi twoja pomoc. Przekonaj Rafała, że starych drzew się nie przesadza, że mogę być szczęśliwa tylko we własnym domu. Mogę na ciebie liczyć?
Wyciągnęła rękę, jakby chciała dobić targu. Uścisnęłam jej dłoń, zawierając pakt, który miał pozostać tajemnicą przed jej synem, a moim mężem. Żadna z nas nie chciała go martwić, a poza tym wątpiłyśmy, czy zrozumiałby o co nam chodzi.
W sumie kiedyś chciałabym być taka jak Leokadia
Po zakończeniu remontu domu teściowa wróciła do siebie. Jej wyjazd dobrze zrobił nam obu – odkąd jej nie ma, znacznie rzadziej używam inhalatora i wreszcie zaczęłam dobrze sypiać.
Leokadia również ma się fantastycznie, donosi, że czuje się jakby odmłodniała o dziesięć lat.
Prawda jest więc taka, że byłyśmy na siebie uczulone, żyłyśmy w stresie, osobno jest nam znacznie lepiej. Prawie zaczęłam ją lubić, a ona zawsze przesyła mi przez Rafała pozdrowienia. Zaprosiła nas na święta. Pojedziemy, pobędziemy z nią, nawet się z tego cieszę.
Może kiedyś zapomnę jej, jak mnie potraktowała? Chętnie to zrobię, pod warunkiem, że ona zmieni o mnie zdanie i wreszcie doceni skarb jaki trafił się jej synowi.
Wisi jeszcze nad nami sprawa Ziuty. Wiekowa dama rzeczywiście nabrała chęci do zamieszkania z teściową, Rafał jest z tego powodu niezadowolony, ale ja się cieszę, że Leokadia ma własne życie. Nie lubię jej, ale chciałabym kiedyś, gdy dorosnę, być… taka jak ona.
Czytaj także:
„Chciałam zeswatać przyjaciółkę, ale najpierw postanowiłam sama przetestować faceta. I wpadłam jak śliwka w kompot”
„Ukochany wylądował na wózku i skończyła się nasza sielanka. Odtrącał mnie, bo nie chciał, żebym żyła z niepełnosprawnym”
„Macocha stawała na rzęsach, bym ją zaakceptowała. Nie było szans. Czekałam na powrót matki, której nawet nie pamiętałam”