„Teściowa dała mi krzyżyk, wodę święconą i kazała przyjąć księdza po kolędzie. Nie mam zamiaru marnować na to pieniędzy”

zdenerwowana kobieta fot. Getty Images, Maskot
„Wtedy coś we mnie pękło. Nie miałam najmniejszego zamiaru stosować się do jej poleceń. – My nie przyjmujemy księdza – powiedziałam bardzo stanowczo – i zdania w tej kwestii nie zmienimy, bo ty tak sobie życzysz”.
/ 10.12.2023 15:15
zdenerwowana kobieta fot. Getty Images, Maskot

Nie potrafię gotować, w domu mam bałagan, jestem złą matką i jeszcze gorszą żoną – to ja w oczach teściowej. Na początku naszej znajomości była tak miła, że do rany przyłóż, ale szybko pokazała prawdziwe oblicze. Jest fałszywa i nie toleruje zdania innego, niż jej. Do tego ma totalnego hopla na punkcie wiary – nie przesadzam, mówiąc, że to fanatyczka.

Wiedziałam, że jest wierząca, ale...

Kiedy po raz pierwszy odwiedziłam dom rodziców Arka, dosłownie opadła mi szczęka. Nigdy wcześniej czegoś takiego u nikogo nie widziałam. W salonie na honorowym miejscu, gdzie ludzie zwykle umieszczają telewizory, stała ponad metrowa figurka Matki Boskiej. Na ścianach wisiało mnóstwo obrazków o tematyce religijnej i co najmniej dziesięć różańców. Autentycznie odjęło mi mowę.

– Tak, kocham pana Jezusa ponad życie i wcale się tego nie wstydzę – oznajmiła z dumą matka Arka, dostrzegając zaskoczenie malujące się na mojej twarzy.

Mój narzeczony, bo wtedy jeszcze nie byliśmy małżeństwem, szepnął mi tylko do ucha, żebym się nie przejmowała.

– Ona zawsze tak miała – skwitował krótko i wzruszył ramionami, jakby w czymś takim nie było niczego nadzwyczajnego.

Nie byłam zachwycona, ponieważ to wcale nie wróżyło dobrze na przyszłość. Od koleżanek słyszałam rozmaite historie o teściowych i uważałam, że najzwyczajniej w świecie demonizują matki mężów. Szybko się jednak przekonałam, że w tych opowieściach nie było ani krzty przesady. Ja również dołączyłam do szerokiego grona kobiet, które mają problem z teściową i nie potrafią się z nią dogadać.

Teściowa wie wszystko najlepiej

Tak się złożyło, że po ślubie zamieszkaliśmy niedaleko teściów. Nadmienię tylko, że o sam ślub toczyła się istna batalia. Ja i Arek nie chcieliśmy brać kościelnego, bo do niczego nie był on nam potrzebny. Jednakże gdy matka mojego ukochanego usłyszała, że zamierzamy poprzestać na cywilnym, o mało nie dostała zawału. Wierciła nam dziurę w brzuchu, dopóki nie ulegliśmy. W końcu zgodziliśmy się na ten cyrk dla świętego spokoju, pomimo że żadne z nas nie było zadowolone z tej decyzji.

Arek próbował wielokrotnie porozmawiać z matką, ale finał był zawsze ten sam. Uderzała w płacz i zachowywała się tak, jakby wydarzyła się jakaś tragedia na skalę globalną. Męczyła nas telefonami o dziwnych porach. Wtedy pierwszy raz wyrwało się jej, że to ja sprowadziłam jej Areczka na złą drogę, bo przecież ona wychowała go w duchu bożej miłości. Potem tego typu teksty stały się już standardem – i nie tylko zresztą one. Uwielbiała pojawiać się bez zapowiedzi i rugać mnie za wszystko.

– Tak ciężko ci powiesić krzyż na ścianie? – nie szczędziła mi krytycznych uwag.

Potrafiła nieproszona władować się do kuchni i przestawiać rzeczy w szafkach, żeby bron Boże nie były ustawione po mojemu. Zaglądała nawet do lodówki i kręciła nosem na widok tego, co się w niej znajduje.

– Sałata? Ty chyba do reszty oszalałaś – wyrokowała tonem nieznoszącym sprzeciwu. – Mężczyzna potrzebuje mięsa, a nie zieleniny.

Zdaniem teściowej porządny posiłek powinien składać się ze schabowego i fury ziemniaków okraszonych boczkiem. Miała do mnie pretensje o to, że Arek jest szczupły.

– Ty go po prostu głodzisz – nienawidziłam, kiedy wbijała we mnie ten swój oskarżycielski wzrok.

Nie raczyła jednak przyjąć do wiadomości tego, że jej syn lubi się zdrowo odżywiać i regularnie chodzi na siłownię.

– Słuchaj, zrób coś z nią, bo nie ręczę za siebie – mówiłam mężowi.

– Przecież z nią tyle razy gadałem, a ona nic – Arek rozkładał bezradnie ręce. – Ojca też prosiłem, żeby przemówił jej do rozsądku, ale to jak walenie gumowym młotkiem w ścianę.

– W takim razie sprzedajmy mieszkanie i wynieśmy się na drugi koniec miasta albo i Polski – całkiem poważnie zaczęłam rozważać to rozwiązanie, byle tylko uwolnić się od tego babsztyla.

Wreszcie się zbuntowałam

Doszło do tego, że przestaliśmy jej otwierać i nie odbieraliśmy większości telefonów. Niemniej Arek nie czuł się z tym dobrze. Miał potworne wyrzuty sumienia.

– Wiesz, jakby nie patrzeć, to moja matka… – minę miał kwaśną.

Czara goryczy przelała się, kiedy teściowa przyniosła mi krzyż i wodę święconą, nakazując przyjąć księdza po kolędzie. Wtedy coś we mnie pękło. Nie miałam najmniejszego zamiaru stosować się do jej poleceń.

– My nie przyjmujemy księdza – powiedziałam bardzo stanowczo – i zdania w tej kwestii nie zmienimy, bo ty tak sobie życzysz.

– To nie do pomyślenia! – nie kryła oburzenia.

– Nie ty będziesz decydowała o tym, kogo wpuszczamy do naszego mieszkania – miałam w głębokim poważaniu, czy się obrazi. – A teraz proszę, wyjdź.

Nie zliczę, ile razy sprawiła mi przykrość. Skierowała pod moim adresem kilka niewybrednych obelg, ale przynajmniej sobie poszła. Arka nie było w domu, a kiedy wrócił, opowiedziałam mu o całym zajściu.

– Nie będę dłużej tego tolerować – oznajmiłam – więc dobrze się zastanów, zanim zaczniesz jej bronić.

Nie odezwał się słowem. Miałam świadomość tego, że nie czuł się w tej sytuacji zbyt fajnie, ale cóż, nie byłam w stanie dłużej pozwalać jego matce panoszyć się w naszym domu niczym kwoce na grzędzie. Przez pewien czas mieliśmy spokój – aż do momentu, kiedy okazało się, że jestem w ciąży.

Postawiłam męża pod ścianą

O tym, że zostaną dziadkami, teściowie zostali poinformowani, kiedy byłam już w piątym miesiącu ciąży. Matka Arka wciąż żywiła urazę, więc nie bombardowała mnie telefonami. Uwagę przekierowała na syna – było mi szkoda Arka, bo nie dawała mu odetchnąć, a on wciąż nie potrafił definitywnie odciąć pępowiny. Tak czy siak, było wiadomo, że bomba wybuchnie, gdy zostanie poruszany temat chrzcin. Rzecz jasna się nie pomyliłam. Burza się rozpętała, kiedy na świecie pojawił się Krzyś.

Zaprosiliśmy rodziców Arka, jak nieco doszłam do siebie po porodzie.

– Nie wyobrażam sobie, żeby mój wnuk nie był ochrzczony – oznajmiła teściowa.

– Będziesz musiała z tym żyć – nie chciałam się z nią patyczkować.

– To jest skandal – fuknęła.

Zgodnie z moimi przewidywaniami wizyta nie trwała długo. Teściowa nie pojmowała, że nie mamy ochoty żyć pod jej dyktando. Słyszałam, jak Arek gadał z nią przez telefon i zobowiązał się do przeprowadzenia rozmowy ze mną o tych nieszczęsnych chrzcinach. Zrozumiałam, że muszę postawić sprawę jasno.

– Albo ona, albo ja – zakomunikowałam mężowi. – Albo żyjesz z mamusią, albo ze mną.

– Nie możemy tego odwalić i mieć z głowy? – Arek najwyraźniej chciał zjeść ciastko i mieć ciastko.

– Sam jesteś temu przeciwny. Przypomnieć ci, jak było ze ślubem?

– Nie trzeba, pamiętam – westchnął głęboko.

– Piłeczka jest po twojej stronie. Ja sobie z dzieckiem poradzę, jeśli wolisz słuchać się mamusi – Twoja sprawa.

Arek wybrał mnie i Krzysia. Podjął słuszną, chociaż niełatwą, decyzję. Czasami jednak trzeba odciąć się od tego, co nam nie służy. Nie mamy wpływu na to, w jakiej rodzinie się rodzimy i kim są nasi rodzice – bywa niestety, że to toksyczni ludzie, którzy nam szkodzą. Na szczęście możemy otaczać się osobami, które dodają skrzydeł, a nie ciągną w dół.

Czytaj także:
„Sąsiadka zaczęła rodzić na klatce schodowej. Pomogłam jej, bo wszystko jest ciekawsze od samotnej Wigilii”
„Moja była to podła manipulantka. Pozbyła się dziecka, a to mnie osądza o bycie typem spod ciemnej gwiazdy”
„Kochałem Renatę, ale ona wybrała mojego brata. Z rozpaczy wstąpiłem do seminarium i tam leczyłem złamane serce”

Redakcja poleca

REKLAMA