„Teściowa boi się mojego karpia i na Wigilię przynosi swoje jedzenie. Pożałuje, że przekroczyła próg mojego królestwa”

kobieta fot. iStock by Getty Images, svetikd
„Zdawała się być w swoim żywiole. W kuchni buszowała, jakby to ona była gospodynią, a nie gościem. Teść siedział cicho przy stole, popijając herbatę, i unikał spojrzeń. Ja z kolei usiłowałam zachować spokój”.
/ 14.12.2024 18:30
kobieta fot. iStock by Getty Images, svetikd

Tego roku Wigilia miała być wyjątkowa. Pierwszy raz organizowałam ją u nas w domu. Kuchnia pachniała już piernikami, choinka błyszczała tysiącem światełek, a bieluteńki obrus czekał na swoją premierę. Starałam się jak mogłam, aby wszystko było idealne. Oczywiście doskonale wiedziałam, że perfekcja to nie lada wyzwanie, szczególnie gdy w grę wchodziła moja teściowa, Helena.

Stresowałam się

Często dawała mi odczuć, że to ona ma monopol na to, co w życiu rodzinnego stołu najlepsze. Jej pierogi, jej kapusta, jej barszcz – wszystko zawsze było „naj”. Dziś chciałam to zmienić, zyskać choć trochę uznania. Ale jednocześnie z tyłu głowy czułam dobrze znany lęk – a jeśli coś pójdzie nie tak?

– Odetchnij – mruknęłam do siebie, wieszając ostatnią bombkę na choince. – Wszystko będzie dobrze.

Kiedy zegar wybił szesnastą, usłyszałam dzwonek do drzwi. Serce podskoczyło mi do gardła. To teściowa, jak zawsze punktualna. Dziś okaże się, czy mój trud zostanie doceniony, czy może – jak zwykle – zginie w cieniu jej błyszczącej osobowości.

Drzwi otworzyły się z impetem. W korytarzu stanęła teściowa. W jednej ręce trzymała torbę, a w drugiej trzy pojemniki na żywność. Obok niej pojawił się teść, cichy i wycofany.

– No, no! Aleś się wystroiła – powiedziała, omiatając mnie wzrokiem od góry do dołu, po czym bez czekania na zaproszenie ruszyła w stronę kuchni. – Andrzej, rozbieraj się i pomóż mi z tymi pojemnikami!

– Witajcie, tak się cieszę, że jesteście – rzuciłam z uśmiechem, starając się nie zwracać uwagi na jej ton.

– Ach, to naprawdę urocze – odparła, odstawiając torbę na blat. – Wiesz, te pierogi, które przywiozłam, są obłędne. Lepsze niż te, które robiliśmy ostatnio. Pomyślałam, że skoro to wasza pierwsza Wigilia, to lepiej, żeby było coś na pewno pysznego na stole.

Było mi przykro

Czułam, jak krew odpływa mi z twarzy. Moje pierogi, nad którymi spędziłam pół dnia, leżały w lodówce, czekając na swój wielki moment. Teraz miały przegrać, zanim w ogóle trafiły na talerze.

– Dziękuję, ale wiesz, mamo, ja też zrobiłam swoje – odpowiedziałam.

– Oczywiście, oczywiście – rzuciła, otwierając kolejno pojemniki i węsząc z zadowoleniem. – Ale wiesz, te są takie domowe. Mój przepis. Prawdziwa tradycja. Andrzej, czujesz ten zapach? – Odwróciła się w stronę męża, który kiwnął głową, ale jak zwykle nie odważył się wtrącić.

Zamknęłam oczy na chwilę, by się uspokoić. Wzięłam głęboki oddech, po czym podeszłam do niej.

– Może usiądziesz? Napijemy się herbaty, odpoczniecie po podróży – zaproponowałam, próbując przejąć kontrolę nad sytuacją.

– Jakaś ty urocza – odparła, nie przestając rozpakowywać swojego jedzenia. – Tylko wiesz, te ozdoby na choince… Słomiane są takie piękne, bardziej tradycyjne. Nie przyszło ci to do głowy?

– Myślę, że nasza choinka wygląda świetnie – odpowiedziałam.

– Nie przeczę, jest ciekawa – powiedziała, z wyraźnym powątpiewaniem w głosie.

Byłam na granicy

Zerknęłam na Kamila, który właśnie zszedł na dół. Jego spojrzenie mówiło jedno: „Trzymaj się, kochanie”. Ale żadne słowa nie były w stanie przebić ciszy, która zawisła między mną a teściową. To był początek wieczoru. Już teraz wiedziałam, że łatwo nie będzie.

Teściowa zdawała się być w swoim żywiole. W kuchni buszowała, jakby to ona była gospodynią, a nie gościem. Teść siedział cicho przy stole, popijając herbatę, i unikał spojrzeń. Ja z kolei usiłowałam zachować spokój, choć czułam, jak napięcie rośnie z każdą minutą.

– To może ja ustawię twoje dania tutaj, na blacie – zaproponowałam, wskazując miejsce.

– Nie, one muszą oddychać. Tu, na środku stołu, będzie najlepiej – odpowiedziała stanowczo, ustawiając swoje pierogi i kapustę w głównym punkcie stołu.

– Ale ja chciałam najpierw postawić barszcz i rybę. Tak wszystko zaplanowałam – zaczęłam nieśmiało, próbując przeforsować choć jeden swój pomysł.

– Oj, daj spokój. Nie komplikuj. Goście na pewno będą woleli zacząć od mojej kapustki.

Czułam, jak z trudem powstrzymuję się przed wybuchem. Kamil wszedł do kuchni, rzucił mi krótkie spojrzenie i zaczął pomagać w ustawianiu zastawy na stole. Wiedział, że jestem bliska granicy wytrzymałości.

– Mamo, z całym szacunkiem, ale może pozwolisz mi podać wszystko według mojego planu? Wiesz, w końcu to nasza pierwsza Wigilia tutaj, chciałam, żeby to miało jakiś porządek – powiedziałam, starając się zabrzmieć uprzejmie, choć głos lekko mi drżał.

Miałam tego dość

– Oj, kochana, planami się nie najemy – zaśmiała się, nieco teatralnie. – Zresztą wiesz, moja kapustka to zawsze hit.

– Proszę, usiądźcie, a ja wszystko przygotuję.

– Ależ skądże! – teściowa zignorowała moją prośbę, zaczynając rozdawać wszystkim swoje pierogi.

Wszystkie moje wysiłki, które pochłonęły kilka dni, zdawały się nieważne. Wtedy poczułam na ramieniu dotyk Kamila.

– Marlena, spokojnie – szepnął. Ale to było silniejsze ode mnie.

– Mamo, naprawdę! – podniosłam głos, zanim zdążyłam się powstrzymać. – Spędziłam całe dnie, przygotowując te potrawy. Nie możesz po prostu pozwolić, żeby ludzie sami zdecydowali, co chcą jeść?

– Kochana, nie unoś się tak. Próbuję ci tylko pomóc – powiedziała z chłodnym uśmiechem.

Atmosfera zgęstniała. Teściowa, zupełnie ignorując moje słowa, rozdawała swoje pierogi. Moje dania nadal tkwiły w kuchni, ledwo zauważone.

– Dość tego! – wybuchłam, odkładając talerz na stół. – Spędziłam tyle czasu, przygotowując wszystko, a ty kompletnie mnie lekceważysz!

– Chcę tylko, żeby wszystko było pyszne – odparła z wyraźnym oburzeniem.

– Pyszne? Moje dania są gorsze? – odpowiedziałam ostro, czując, jak złość wylewa się ze mnie.

Wszystko robiła lepiej

Kamil próbował interweniować.

– Proszę was, to Wigilia…

– Tak, Wigilia! A ja mam dość udawania, że wszystko jest w porządku – rzuciłam.

Teściowa spojrzała na mnie z lodowatym spokojem.

– Musisz się jeszcze wiele nauczyć, kochana.

Po tej wymianie zdań poczułam, że nie mogę już dłużej siedzieć przy stole. Uciekłam do kuchni, gdzie oparłam się o blat, próbując uspokoić oddech. Chwilę później wszedł Kamil.

– Wiem, że jest ciężko, ale może nie warto się tak denerwować?

– Nie warto?! – wybuchłam. – Ona mnie upokarza. Jakbym była gorsza.

– Wiem, że mama bywa trudna – przyznał, unikając mojego wzroku. – Ale ona nie robi tego, żeby cię zranić.

– Nie rozumiesz, prawda? – powiedziałam cicho. – To nie tylko o dzisiejszy wieczór chodzi. To wszystko narasta od lat.

Kamil objął mnie, choć czułam, że chciałby uciec od tej rozmowy.

– Proszę cię, spróbujmy dokończyć ten wieczór w spokoju.

Spojrzałam na niego z rezygnacją. Wiedziałam, że nie zrozumie.

Zepsuła cały wieczór

Po rozmowie z Kamilem wróciłam do stołu, choć czułam, jak kipi we mnie złość. Gdy usiadłam, teściowa rzuciła mi obojętne spojrzenie i powiedziała:

– Może spróbuję twojej ryby. Ciekawa jestem, co wymyśliłaś.

Jej ton był uprzejmy, ale nie sposób było nie wyczuć ironii. Nałożyłam jej porcję, milcząc, choć każda komórka mojego ciała pragnęła powiedzieć coś, co zakończyłoby tę farsę.

Kamil próbował rozładować napięcie.

– Twoje pierogi, kochanie, naprawdę są świetne – powiedział cicho, ale te słowa zniknęły w szumie rozmów.

Goście jedli, a ja patrzyłam na pusty talerz przed sobą. Moje dania były smaczne, ale nikt nie zwrócił na nie uwagi. W głowie pojawiła się myśl: czy zawsze tak będzie? Czy zawsze będę tłem w tej rodzinie?

Kolacja skończyła się w chłodnej, wymuszonej atmosferze. Po odjeździe teściów opadłam na kanapę, czując, jak ulatuje ze mnie cała energia. Kamil usiadł obok i delikatnie objął mnie ramieniem, ale nie powiedział ani słowa. Cisza była jedynym podsumowaniem tego wieczoru.

Marlena, 37 lat

Czytaj także:
„Śnieżnobiałą suknię ślubną zaplamiłam łzami. Po tym, co nawywijał mój mąż, brzydzę się spać koło niego w noc poślubną”
„Stchórzyłem i uciekłem od ciężarnej dziewczyny. Syn odszukał mnie po 16 latach, bynajmniej nie z miłości”
„Mąż składał ręce do pacierza i nie chciał tknąć mnie kijem. Zamiast w objęcia Morfeusza, oddałam się dłoniom kochanka”

Redakcja poleca

REKLAMA