Właśnie założyłem piżamę, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. O północy raczej nikt nie składa wizyt, więc najpierw sprawdziłem sytuację przez okno w kuchni. Na zewnątrz stał jakiś młodziak z torbą przewieszoną przez rami. Miał na sobie bluzę z naciągniętym kapturem. Mieszkam w spokojnej dzielnicy i nie słyszałem ostatnio o żadnych kradzieżach w okolicy, ale kto wie – może akurat na mnie trafiłby pierwszy złodziej. Ruszyłem w stronę domofonu i podniosłem słuchawkę.
Nie mogłem w to uwierzyć
– Zaraz wzywam policję – powiedziałem zdecydowanym głosem. – O tej porze nie otwieram nikomu drzwi, więc radzę ci się stąd wynosić, zanim zjawi się radiowóz.
– To tylko ja, Marcin – chłopak zbliżył twarz do domofonu. – Jestem pana synem...
Stałem przy telefonie osłupiały i pochylony jak czapla. Ten obraz pojawił się w mojej głowie, gdy zauważyłem, że w całym tym zamieszaniu zgubiłem gdzieś kapcia i stoję na jednej nodze. Miałem świadomość, że gdzieś na świecie żyje moje dziecko, ale nigdy nie było mi dane je poznać. Rozstałem się z Joanną, kiedy była w pierwszym trymestrze ciąży. Wybrałem najprostsze rozwiązanie – płacenie alimentów i całkowite zerwanie kontaktu, zamiast wychowywania potomka. Krótkotrwałe zauroczenie nią minęło, a konsekwencje tego związku kompletnie mnie nie obchodziły.
No i tyle z mojego spokoju. Po takim czasie w końcu mnie wyśledził.
– Tato – usłyszałem wołanie od strony ogrodzenia. – Jesteś tam?
W sumie gdzie miałbym się podziać o takiej godzinie? Jasne, że stałem w miejscu, tylko kompletnie nie miałem pojęcia, co w tej sytuacji zrobić.
– Poczekaj chwilę, już do ciebie idę – odpowiedziałem.
Moja żona była w szoku
Prawda była taka, że nie spieszyłem się z poznaniem niespodziewanego gościa, choć wmówiłem sobie, że muszę go dokładnie obejrzeć. Nałożyłem bluzę, wciągnąłem klapki na nogi i wziąłem solidną latarkę do ręki. W tym momencie światło rozbłysło w pokoju, a w uchylonych drzwiach stanęła zaspana Marzenka.
– Co się dzieje? – spytała, potężnie ziewając.
Cholera, nie powinienem był jej budzić! Trzeba było być ciszej.
– Wiesz co, ktoś się do nas dobija – powiedziałem bez entuzjazmu. – Przedstawia się jako mój syn. Mam nadzieję, że to jakiś głupi żart i zaraz będę z powrotem. Połóż się, kochanie.
Moja małżonka tak szeroko otworzyła oczy, że jej brwi poszybowały prawie do sufitu. Patrzyła na mnie wzrokiem osoby, której sen całkowicie wyparował. I co mogłem poradzić? Tylko bezradnie rozłożyłem ramiona, bo nie było sensu tego przeciągać. Włączyłem lampę zewnętrzną i ruszyłem stawić czoła temu, co na mnie czeka. Co ma być, to będzie.
Spojrzałem mu w oczy
Młody chłopak w kapturze ciągle stał obok furtki, chociaż bardzo chciałem, żeby sobie poszedł. Dygotał z zimna. Wyciągnąłem latarkę i oświetliłem jego twarz, próbując wypatrzeć jakieś znajome rysy. Rażące światło sprawiło, że przymknął powieki.
– Proszę przestać tak świecić – powiedział.
Opuściłem latarkę.
– Możesz się czymś wylegitymować? – spytałem.
Wyciągnął zmiętą legitymację ze znajdującej się z tyłu spodni kieszonki i podał mi ją przez metalowe kraty. Chociaż imię się zgadzało, to nazwisko różniło się od tego, które nosiła jego matka, gdy się spotykaliśmy.
– To dlatego, że przyjąłem nazwisko ojczyma – wyjaśnił.
No tak, przypominam sobie teraz – gdy skończył dwa lata, jego mama wyszła ponownie za mąż, a jej nowy partner go adoptował. Od tego czasu nie musiałem już płacić alimentów. Prawnie rzecz biorąc nie byłem już jego ojcem, więc jakim cudem sobie pozwalał na nocne odwiedziny zupełnie nieznajomego człowieka?! Szybko zerknąłem na dokument, sprawdzając rok urodzenia. Potwierdziło się, że historia się zgadza, więc wręczyłem mu ten zniszczony dokument i spytałem wprost:
– Po co tu przylazłeś?
Ledwo wzruszył barkami w odpowiedzi.
– Potrzebujesz pieniędzy?
Jego głowa zakołysała się bez przekonania – trudno było rozszyfrować, czy potwierdza, czy zaprzecza. Najchętniej wcisnąłbym mu jakiś grosz, byleby się wyniósł i nie zostawał do rana. Kompletnie nie w porę się zjawił, nawet mnie nie uprzedził.
Nie miałem zamiaru mu pomagać
Moje córki leżały pogrążone we śnie, nie miały pojęcia o istnieniu swojego brata. Żona pewnie też już drzemała i raczej nie marzyła jej się późnowieczorna rozmowa z nieoczekiwanym przybyszem. W dodatku następnego dnia czekał nas intensywny początek dnia – dzieci musiały zdążyć na lekcje, a my z żoną ruszyć do pracy.
– Zwiałem z domu – rzucił.
Milczałem, nie mogąc wykrztusić ani słowa. Gdzieś we mnie zanikło wszystko, co wiązało się z rolą ojca. Najgorsze było to, że patrząc na tego dzieciaka stojącego obok, nie czułem żadnej rodzinnej więzi. Ten brak emocji mnie zaniepokoił, bo zawsze myślałem o sobie jak o przyzwoitym człowieku. Moje córki były całym moim światem, próbowałem być idealnym partnerem dla żony, a kiedy widziałem bezdomnych albo głodne zwierzęta, robiło mi się naprawdę przykro. A teraz? Kompletna próżnia w sercu...
Ten gość z zadartą głową i wystającą szczęką zaczynał mnie naprawdę irytować. Z każdą chwilą coraz bardziej marzyłem, żeby się wreszcie odczepił i zostawił mnie w spokoju. Szczerze mówiąc, miałem gdzieś jego problemy, ale czułem się w obowiązku coś powiedzieć.
– Słuchaj, nie można się tak zachowywać wobec matki... – rozpocząłem pouczającym tonem.
– A ty niby miałeś do tego prawo? – wypalił bezczelnie.
W sumie dzieciak się nie mylił, ale nie zamierzałem się tłumaczyć. Nie mogłem przecież powiedzieć, że wylądowałem w łóżku z jego matką tylko dlatego, że sama tego chciała. Wszyscy wiedzieli, że nie była wzorem cnót, a ja po prostu szukałem okazji do seksu. Trudno, co się stało, to się już nie odstanie.
Chciałem, żeby dał mi spokój
– No dobra – powiedziałem z rezygnacją. – Zwiałeś z domu i teraz nie wiesz, co dalej, ale to nie mój problem. Nie masz jeszcze osiemnastki, więc tak naprawdę powinienem powiadomić twoją matkę albo gliny, ale pewnie byś tego nie chciał... Posłuchaj, zrobimy tak: skoczę na moment do mieszkania zabrać portfel, dam ci trochę kasy na hotel i transport, a ty sam wybierzesz, jak chcesz to rozegrać.
Zmierzył mnie lodowatym wzrokiem z góry na dół, wysoko unosząc brodę. Ten denerwujący gest! Szczerze – miałem ochotę mu przyłożyć. Stał cicho jak grób, więc uznałem, że zrozumiał mój przekaz. Odwróciłem się i ruszyłem do domu po pieniądze.
– Czego tam szukasz? – spytała żona, odrywając wzrok od kuchennego okna.
Otoczyła mnie ramionami od tyłu i przywarła do moich pleców.
– Jest taki podobny do ciebie – powiedziała cicho. – Widzisz, jak obaj macie ten śmieszny zwyczaj zadartej głowy podczas rozmowy? Patrzyłam na was i się uśmiałam, bo wyglądaliście jak na zawodach, który bardziej wyciągnie szyję. Dokładnie jak para gęsi. A może byś go zaprosił do nas?
Znieruchomiałem kompletnie, jakby ktoś mnie zamroził.
– Chyba sobie żartujesz? – wydusiłem z siebie zszokowany. – Chcesz mi powiedzieć, że jak z kimś gadam, to wystawiam podbródek do góry i do przodu, jakbym był jakimś głodnym kurczakiem? Naprawdę wyglądam wtedy jak kretyn? Czemu nigdy mi tego nie powiedziałaś?
– No wiesz, to ma w sobie coś uroczego – mruknęła cicho, całując mnie w ucho. – A teraz lepiej powiedz, co planujesz zrobić z chłopakiem. Gdzie zamierzasz go umieścić?
Nie wspomniałem o tym, że przed momentem próbowałem się pozbyć go, zostawiając go samego w wielkim mieście nocą. Wiedziałem dobrze, że żaden hotel nie przyjmie nieletniego bez dokumentów. Chciałem być cwany, a wyszedłem na kompletnego idiotę. Wyswobodziłem się z uścisku Marzenki i pobiegłem do wyjścia, a moje klapki głośno uderzały o bruk. Niestety, mojego syna już tam nie było. Należał do osób, które nie pozwalają się traktować jak popychadła i nie udają, że wszystko jest w porządku, gdy ktoś je obraża. Zupełnie jak ja. Poczułem wtedy dziwną dumę z tego chłopaka, do którego jeszcze kilkanaście minut temu podchodziłem z taką nieufnością. Problem w tym, że nie miałem pojęcia, gdzie go teraz znaleźć.
– Może sprawdź dworzec – powiedziała Marzenka. – Zawsze kręcą się tam ludzie, którzy nie wiedzą, gdzie się schować na noc.
Błyskawicznie się ubrałem, wsiadłem do samochodu i ruszyłem w stronę stacji. Niestety, choć spędziłem tam przeszło godzinę przeszukując każdy zakamarek, chłopaka nigdzie nie było widać. Wyglądało na to, że kolejny raz mi się nie udało.
Dawno nie rozmawiałem z matką Marcina, więc nie byłem pewien, czy wciąż mieszka pod tym samym adresem. Mimo wątpliwości zdecydowałem się wysłać list do swojego syna tego samego dnia. Do tej pory nikt mi nie odpowiedział – możliwe więc, że list nie dotarł do celu. Chociaż równie dobrze może być tak, że są sprawy, których nie da się naprawić, bez względu na to, jak bardzo byśmy chcieli.
Jacek, 45 lat
Czytaj także:
„Moja żona jest tak skąpa, że nie chciała kupić mi leków. Leczyła mnie syropem z cebuli, a ja się niemal przekręciłem”
„Po 30 latach żona uznała mnie za wadliwy towar. Jestem pewien, że stara baba szybko pożałuje bycia singielką na rencie”
„Dziewczyna zabawiła się moimi uczuciami i zniknęła. Po latach wróciła tylko po to, by narobić bigosu”