„Teść zaprasza do domu bezdomnych, którzy się u nas myją i spędzają noce. Wstyd mi przed sąsiadami”

Zadbany bezdomny w obcym domu fot. Adobe Stock, koldunova_anna
– Powiem ojcu szczerze, zupełnie inaczej wyobrażałam sobie nasze wspólne życie – odpowiedziałam. Wydawałoby się, że starszy człowiek powinien mieć więcej rozsądku. Zapraszać do domu bezdomnych? We własnym mieszkaniu nie miał ojciec zapędów do tego, żeby być świętą Teresą!
/ 08.07.2021 09:08
Zadbany bezdomny w obcym domu fot. Adobe Stock, koldunova_anna

Mieszkamy w bardzo eleganckiej dzielnicy, naprawdę nie chcę, żeby sąsiedzi wytykali nas palcami z powodu przyjaciela teścia.

Naczekałam się na lat, a teraz szlag mnie trafia, gdy wychodzę na dwór! Co z tego, że tak pięknie kwitną kwiaty, skoro tuż w zasięgu wzroku mam sznur z praniem, na którym suszą się poprzecierane, szarobiałe kalesony i spłowiałe flanelowe koszule… A to co znowu?! Matko, jak sąsiedzi zobaczą ten dziurawy koc, będą strzępić języki przez miesiąc!

Zadzwoniłam do męża. To, że siedzi na jakimś zakichanym sympozjum nad morzem, nie znaczy, że może wymiksować się ze wszystkiego.

– Dorota, za pięć minut mam wykład – zapowiedział na wstępie. „Najpierw wysłuchasz mojego, cwaniaczku!” – pomyślałam.

– Ten cholerny menel znów nocował u twojego ojca! – syknęłam. – Nie wytrzymam ani chwili dłużej ze śmierdzielem pod swoim dachem!

– To jest też dach taty – odpowiedział spokojnie Radek. – Przypominam ci, że gdyby on nie sprzedał swojego mieszkania i nie dołożył się do budowy, do dziś siedzielibyśmy w bloku.

– Wiesz co, ja już wolałabym blok niż ten przytułek dla bezdomnych!

– Opanuj się – poradził. – Jutro wracam i załatwię sprawę. Do zobaczenia.

Super, ale kto wie, co wydarzy się do tej pory

Może teść z nowym kolegą założą skup złomu w mojej oranżerii? Akurat młody wracał ze szkoły, ucieszyłam się, że jest bez kolegów, bo już byłby obciach gotowy. Maciek nawet nic nie zauważył, ale co się dziwić, zabiegany jest jak koń na Wielkiej Pardubickiej. Ledwo wszedł do domu, już wołał jeść, bo zaraz leci na basen.

– Maciuś, nie jesteś zmęczony? – żal mi się go zrobiło. – Może byś zwolnił? Spojrzał na mnie jak na kosmitkę. Zmęczony, on? Jak może być zmęczony, skoro za tydzień ma ważne zawody?! No i tak to jest – cały dom ludzi, a nawet nie ma z kim pogadać, bo każdy zajęty swoimi sprawami. Przyjdzie Gosia, też pewnie zamknie się w swoim pokoju z komputerem i zapowie, żeby absolutnie jej nie przeszkadzać, bo się uczy. Tak się cieszyłam, gdy dostałam w nagrodę kilka dni urlopu, a teraz nikomu nie jestem potrzebna, mało tego, nic nie mogę zdziałać w ogrodzie.

Raz, bo nie mam co liczyć na pomoc teścia, który obiecał rozebrać kompostownik, dwa, bo wkurza mnie do czerwoności obecność menela w moim własnym domu! Kiedy Maciek poleciał, puściłam głośno muzykę, żeby zagłuszyć myśli, i zabrałam się za szorowanie podłóg.

– Mamo, co ty, głucha jesteś?! – wyrwał mnie z transu głos córki, akurat gdy udało mi się trochę wyluzować. Stała przy mnie, a za nią ciągnęły się czarne ślady przez cały salon. Gdzież ona znów łaziła, że tak naniosła?

– Byłam po drodze u dziadka, bo widziałam, że znów jest u niego ten dziwny profesor – wyjaśniła. Aż mną zatrzęsło! Profesor! Chyba mniemanologii stosowanej! A Gosia znów, tak jak Maciek, z tym wzrokiem, że niby z choinki się urwałam, czy z Marsa? Przecież dziadziuś już poprzednio mówił, że ten pan to ekspert od literatury francuskiej, kiedyś bardzo sławny. A Gosia akurat ma wiersz do przetłumaczenia, zobaczyła, że pan jest, więc weszła, żeby jej pomógł. Proste?

– I co, pomógł?

– Powiedział, że to moja praca domowa, nie jego – wyjaśniła. – Ale ładnie poprosiłam, więc obiecał, że rzuci okiem na mój przekład, gdy przyniosę gotowy. Rzeczywiście, wielka sztuka… Czyjąś pracę to i ja mogę poprawiać, chociaż po francusku umiem tylko powiedzieć „merde”. Postanowiłam się nie wtrącać, jakoś przetrzymam do jutra. Mąż niech sam gada z ojcem, co ja się będę denerwować.

Ale jak ten profesorek naniesie wszy do domu albo innego robactwa, na pewno to nie ja się zajmę dezynfekcją! Pech jednak chciał, że wybiegłam przed dom za uciekającym kotem akurat wtedy, gdy obydwaj staruszkowie zbierali to nieszczęsne pranie. Wpadłam na nich.

– Dzień dobry miłej gospodyni – gość teścia zbliżył się do mnie, a ja złapałam zwierzaka i w panice pognałam do domu.

Chyba ten dziad nie zamierzał całować mnie w rękę?!

Chyba bym zwymiotowała! Wieczorem ktoś zapukał. Hmm… Teść. Miałam nadzieję, że nie przyszedł do mnie po pościel dla menela.

– Mój gość już wrócił do siebie, Doroto – uprzedził ewentualne pytania. – Chciałem zapytać, co miało oznaczać twoje zachowanie dzisiaj? Czy masz coś przeciwko Henrykowi?

Czy ja mam coś przeciwko obdartemu dziadowi, nieogolonemu od miesięcy, który zajeżdża do mojego domu w eleganckiej dzielnicy, ciągnąc za sobą wózek z supermarketu wypełniony wszelkim badziewiem? Który pojawia się z tym całym majdanem na podwórku, koczuje u teścia i korzysta z okazji, żeby wyprać swoje cuchnące szmaty w jego pralce, a następnie porozwieszać je po całym podwórku, aby cieszyły głodne sensacji oczy moich ustawionych sąsiadów? Odpowiedź za milion!

– Powiem ojcu szczerze, zupełnie inaczej wyobrażałam sobie nasze wspólne życie – odpowiedziałam (chciał, to ma). – Wydawałoby się, że starszy człowiek powinien mieć więcej rozsądku. Zapraszać do domu bezdomnych? O ile wiem, we własnym mieszkaniu nie miał ojciec zapędów do tego, żeby być świętą Teresą!

– Henryk to mój przyjaciel z dawnych lat – zlekceważył przytyk teść. – Zawdzięczam mu wiele, może nawet życie. I rozgadał się o Henryku, że był najlepszym tłumaczem francuskiej literatury, wiele podróżował… Życie załamało mu się jednak za sprawą rodziny i nietrafionej inwestycji, a teraz odrzucił wszystko, został kimś na kształt eremity.

– Nie będzie u nas mieszkał, nie martw się. – Czasem tylko wpadnie coś przeprać, wykąpać się. Dla mnie to wielka radość z nim obcować.

– Powinien ojciec zapytać o pozwolenie – hamowałam nerwy.

– A dlaczego? U siebie jestem. Czy ty mnie pytasz, kto może cię odwiedzać? Po czym dodał, że wcale się nie tłumaczy, tylko mnie uspokaja, i chciałby, żebym zachowała się kulturalnie na przyszły raz, bo przynoszę wstyd rodzinie. Aż się zagotowałam z bezsilności!

Czytaj także: 
„Po rozwodzie wszystkie przyjaciółki się ode mnie odsunęły. Bały się, że... ukradnę im mężów"
„Od 20 lat mam kochanki w całej Europie. Myślałem, że Zosia nic nie wie. Miałem ją za głupią gęś”
„Kiedy tata trafił do domu opieki, mama znalazła sobie kochasia. Byłam na nią wściekła. Przecież to zdrada!"

Redakcja poleca

REKLAMA