Piotrek zawsze jawił mi się jako bardzo stanowczy i potrafiący rozwiązać każdy problem. Nigdy nie wahał się przed podejmowaniem trudnych decyzji, a do wielu rzeczy to on mnie namówił, podbudowując moją wiarę w siebie. Poznaliśmy się przypadkiem, w poczekalni do laryngologa. Ja byłam wtedy potwornie zakatarzona, on przyszedł tylko do kontroli.
Choć sama niewiele mówiłam, bo gardło strasznie mnie bolało, szybko połączyła nas nić porozumienia. On z kolei wypowiadał się bardzo rzeczowo, umilając mi czas oczekiwania na wizytę. Choć on był pierwszy, zaczekał na mnie i zaproponował, że odwiezie mnie do domu.
– To nie w porządku, żebyś chodziła chora w taką pogodę – argumentował. – Jeszcze ci się pogorszy.
Zmęczenie i ogólna słabość sprawiły, że od razu uległam. Teraz myślę, że na pewno było to bardzo lekkomyślne, ale na szczęście nie pożałowałam swojej spontanicznej decyzji. Piotrek odwiózł mnie prosto do mieszkania, w którym wynajmowałam pokój i pozostawił po sobie swój numer. Z którego oczywiście nie raz i nie dwa jeszcze potem skorzystałam.
Praca na chwilę
Po ślubie zamieszkałam u Piotrka, który miał własne mieszkanie w całkiem niezłej dzielnicy. Wychodziło to oczywiście znacznie korzystniej, no i nie musiałam się stresować ciągłymi utarczkami ze współlokatorami, prowadzącymi zwykle dosyć bujne życie towarzyskie. Piotrek pracował w dużej firmie farmaceutycznej, a co za tym idzie, przynosił do domu niezłą sumkę. Ja natomiast miałam zaledwie część etatu w jednym ze sklepów odzieżowych. I, przyznaję, czułam się z tym bardzo źle.
Mój mąż utrzymywał, że nie muszę się przecież rozglądać za niczym nowym, bo on zarabia dostatecznie dużo. Jego zdaniem miałam lekką pracę i nie musiałam jej zmieniać na nic bardziej wymagającego. Tyle tylko, że to nie była posada moich marzeń – miałam pobyć w tym miejscu przez chwilę, głównie na czas studiów, a nie na całe lata. Dlatego regularnie przeglądałam oferty pracy, by znaleźć sobie coś lepszego. Póki co bez skutku.
Zachowanie teścia było poniżej krytyki
Nim spotkaliśmy się z Piotrkiem przed ołtarzem, nie miałam za dużej styczności z jego rodzicami. To prawda – przedstawił mnie im, wymieniliśmy uprzejmości, ale to by było w gruncie rzeczy na tyle. W zasadzie w ogóle ich nie znałam, z czego świetnie zdałam sobie sprawę, gdy wybraliśmy się kiedyś do nich na obiad.
Teść siedział wystrojony jak na wielkie przyjęcie, natomiast jego żona przywitała nas w wyplamionym fartuchu. Zwróciłam też uwagę na jej podkrążone oczy i ogólne zmęczenie, malujące się na twarzy. Przez cały posiłek to ona obsługiwała wszystkich pozostałych, a ojciec Piotrka ciągle wysyłał ją jeszcze po dokładki. W momencie, gdy zaczęła sama zbierać naczynia ze stołu i stało się jasne, że nikt więcej nie zamierza się ruszyć, zaproponowałam, że pomogę.
Teściowa uśmiechnęła się do mnie ciepło, z wyraźną wdzięcznością i poinstruowała, co mogę zrobić.
– O widzisz, Piotrek, pięknie – usłyszałam za sobą słowa teścia, gdy wychodziłam z salonu. – Kobiety do garów, mężczyźni na odpoczynek. Tak powinno być.
Wtedy jeszcze przełknęłam oburzenie, zwłaszcza że mój mąż coś tam niemrawo przytaknął, głupio się śmiejąc, ale postanowiłam zagadać do matki Piotrka.
– Czemu mama na to pozwala? – odezwałam się. – Przecież tata traktuje mamę jak służącą! Tak nie powinno być!
Teściowa uśmiechnęła się lekko i machnęła ręką.
– Oj, tak to już jest w małżeństwie – stwierdziła. – Przekonasz się zresztą, Julitko.
– No na pewno nie – powiedziałam stanowczo. Nie wyobrażałam sobie, żeby kiedykolwiek tak właśnie miało wyglądać moje życie.
– Nie złość się na Heńka, dziecko – próbowała mnie jeszcze udobruchać teściowa. – To w gruncie rzeczy dobry człowiek. Tylko dosyć zasadniczy.
Piotrek zapatrzył się na tatusia
Choć byłam bardzo oburzona postawą teścia, z czasem wyrzuciłam ją z myśli, zajęta własnymi problemami. Zwłaszcza że ostatnio jakby przybyło mi domowych obowiązków. Miałam już trochę dość tego, że brudne rzeczy męża coraz częściej nie trafiają do kosza na pranie, tylko muszę je sama zbierać po domu, a naczynia po posiłkach nie lądują nawet w zmywarce.
Nie mówiłam jednak nic na ten temat, bo jednak Piotrek ostatnio wracał z pracy dość zmęczony. No ale jego marudzenie na brak porządku w domu i wydawanie mi poleceń, co nagle stało się nagminne, coraz bardziej mnie wkurzało.
Tymczasem znalazłam świetną ofertę pracy – lokalny portal internetowy szukał kogoś do prowadzenia swoich mediów społecznościowych. Jako absolwentka marketingu, postanowiłam się zgłosić i zostałam zaproszona na rozmowę rekrutacyjną. Ta poszła mi naprawdę nieźle i już dwa dni później zadzwoniono do mnie z informacją, że zostałam przyjęta. Nie wiedziałam, jak zareaguje na to Piotrek, ale nawet wtedy o tym nie myślałam. Sama cieszyłam się jak głupia – bo w końcu coś mi się zawodowo udało.
Powiedziałam „nie”
Kiedy tylko mąż zjawił się w domu, zawołałam pełna radości:
– Dostałam pracę!
Popatrzył na mnie bez zrozumienia.
– Przecież ty masz pracę – powiedział w końcu powoli.
– Lepszą pracę – poprawiłam. – Kojarzysz ten lokalny portal internetowy? Szukali kogoś do prowadzenia mediów społecznościowych. Spełniam wszystkie ich wymagania i od przyszłego tygodnia mamy zacząć współpracę.
– Będziesz coś pisać, tak? – Kiedy skinęłam głową, wiedząc, że i tak nie zrozumie istoty moich obowiązków, dodał: – Zdalnie?
– Nie – odparłam natychmiast. – Oni mają biuro w śródmieściu. Będę pracować stacjonarnie. W pełnym wymiarze godzin.
Wytrzeszczył na mnie oczy.
– Julita, nie wymyślaj – zaczął zniecierpliwiony. – Pełny etat? Dla ciebie? Ty się musisz przecież zajmować domem. Jak to sobie wyobrażasz?
Zmarszczyłam brwi, krzyżując ramiona na piersi.
– Nie tylko ja tutaj mieszkam – zauważyłam.
– Ale ty jesteś kobietą – podkreślił. Uśmiechnął się do mnie pobłażliwie. – Przestań się wygłupiać i odmów temu portalowi. To nie dla ciebie. Twoje miejsce jest przecież w domu. Oboje dobrze to wiemy.
Zmrużyłam oczy, wreszcie pojmując, że mojemu mężowi wydaje się, że ustawi mnie dokładnie tak, jak jego tatuś swoją żonę.
– Ta praca to dla mnie ogromna szansa – oświadczyłam spokojnie – i ją rozpocznę, czy ci się to podoba, czy nie. A ty masz dwie ręce i dwie nogi, więc obowiązkami domowymi możemy się spokojnie podzielić. Nie myśl sobie, że jestem jakąś twoją niewolnicą.
Zapowietrzył się, a wtedy dodałam: – A jeśli twoje brudy znowu nie trafią do kosza na pranie, będziesz je sobie prał sam. Albo w nich zgnijesz, jak wolisz.
To ja wygrałam
Ani przez moment nie uważałam, żebym potraktowała Piotrka zbyt ostro. Co prawda z początku coś tam marudził, ale w końcu pogodził się z nową sytuacją. Teraz to on czasem czeka na mnie z obiadem (zwykle kupnym, no ale w końcu liczą się chęci), gdy wracam później od niego, a jego brudne ubrania magicznie znalazły drogę na właściwe miejsce. Mało tego – zauważyłam, że nawet zaczął sam składać ciuchy po wyprasowaniu!
Choć trochę sobie ponarzekał, teraz nie wydaje się niezadowolony. Od kiedy dzielimy się obowiązkami, dużo lepiej się dogadujemy – jest zdecydowanie mniej kłótni i nieporozumień. Co prawda jego ojciec zaczął się z niego podśmiewać, że kobieta go wykorzystuje, ale mój mąż zbył go wzruszeniem ramionami, co wyraźnie wytrąciło teściowi wszelkie argumenty z rąk.
Cieszę się, że udało nam się znaleźć kompromis, a ja mogę spełniać swoje marzenia. Zaczęliśmy też rozmawiać o dziecku, na co dopiero teraz się odważyłam. Fakt, że obecnie ewentualna ciąża aż tak mnie nie przeraża, bo wiem, że nie zostanę już z tym wszystkim sama. Poza tym, zawsze zależało mi na tym, żeby dziecko miało dobre wzorce.
Od kiedy uświadomiłam Piotrkowi, czego oczekuję od naszego małżeństwa, wiem, że będzie świetnym ojcem i idealnym autorytetem, niezależnie od tego, czy na świat przyjdzie chłopiec, czy dziewczynka.
Czytaj także:
„Jeździłam po bogatych dzielnicach i chadzałam do drogich sklepów, żeby upolować nadzianego męża. Trud się opłacił”
„W leśniczówce przeżyłam romans życia. Leśniczy mnie upolował i pod sosną pokazał swoją dziką naturę”
„Rodzice obiecali przepisać na mnie dom i pod warunkiem, że spłodzę dwójkę dzieci. Nie wiedzieli, że kobiety jedynie toleruję”