„Rodzice obiecali przepisać na mnie dom pod warunkiem, że spłodzę dziedzica. Nie wiedzieli, że kobiety jedynie toleruję”

Ojciec z synem w trakcie sprzeczki fot. iStock by GettyImages, laflor
„Musisz być poważnym człowiekiem i wziąć odpowiedzialność za rodzinę. Firmy też nie zostawię niebieskiemu ptakowi, który skacze z kwiatka na kwiatek – ojciec był wyjątkowo szczery. – Nie będziemy w nieskończoność tolerować takiej sytuacji. Masz się ustatkować i spłodzić dwójkę dzieci”.
/ 21.10.2023 14:30
Ojciec z synem w trakcie sprzeczki fot. iStock by GettyImages, laflor

Ojciec zawsze był apodyktyczny i uważał, że to on powinien mieć ostatnie słowo. Jedyną osobą, której ustępował, była moja mama. Czasami z siostrą zastanawialiśmy się, jak ona to robi, że zawsze potrafi go obłaskawić. Taki lew, który wyłącznie przy niej stawał się łagodny niczym baranek.

Na co dzień twardy, racjonalnie patrzący na świat i nieustępliwy w kontaktach biznesowych swojej żonie potrafił przynieść wielki bukiet czerwonych róż, zaprosić ją na romantyczną randkę na typowy wyciskacz łez do kina czy iść do opery, której szczerze nienawidził.

– Nie wiem, jak ona to robi, że ojciec przy niej zachowuje się zupełnie inaczej niż w kontaktach z innymi ludźmi. Ale chyba na tym właśnie polega prawdziwa miłość – powtarzała moja starsza siostra.

– Nie mam pojęcia. Dla mnie zawsze jest szorstki i twardy. Chyba uważa, że okazanie mi choćby odrobiny uczuć będzie oznaczać, że nie wyrośnie ze mnie prawdziwy mężczyzna – mówiłem z żalem, bo swego czasu bardzo brakowało mi wsparcia ojca, który zawsze bardziej rozpieszczał Amelię, a mnie powtarzał, że muszę być silny i nie mogę pozwolić sobie na babskie sentymenty.

Miałem szczęśliwe i dostatnie dzieciństwo

Mimo tych drobny deficytów miałem szczęśliwe dzieciństwo i młodość. Rodzice mieli duży zakład kamieniarski i hurtownię kamienia. Firma wykonywała stylowe ogrodzenia i sztukaterię ogrodową, kamienne blaty, obudowy kominków. Dopełnieniem oferty były granitowe i marmurowe nagrobki.

Ojciec przejął zakład po dziadku, ale bardzo go rozbudował. Wcześniej to był typowy zakład rzemieślniczy. On zrobił z niego prężnie działające przedsiębiorstwo współpracujące z kilkoma pracowniami architektonicznymi i firmami deweloperskimi, zakładami pogrzebowymi oraz licznymi odbiorcami hurtowymi kamiennych wyrobów. Podpisał wiele umów z zagranicznymi dostawcami i rozszerzył ofertę o sprzedaż różnych gatunków kamienia – niektóre z nich były sprowadzane aż z Chin.

Przyznam szczerze, że nigdy dokładnie nie interesowałem się naszym rodzinnym biznesem, ale na pewno był on dochodowy. Zawsze żyliśmy na naprawdę wysokim poziomie,  a ja i Amelia mieliśmy o wiele więcej niż nasi rówieśnicy ze szkoły w niewielkim miasteczku na wschodzie Polski. Mieszkaliśmy w ogromnym domu, który był swoistą wizytówką usług ojca. Cała posesja wyglądała bardziej na stylizowany zamek niż zwyczajny dom jednorodzinny jakich wiele.

– Ty to masz szczęście – często mówili mi kumple z liceum, w którym każdy chciał się ze mną przyjaźnić, mając chyba nadzieję na ogrzanie się w blasku bogactwa naszej rodziny.

Do milionerów z pierwszych stron gazet oczywiście nie należeliśmy, ale, jak na lokalne warunki dość biednego regionu, uchodziliśmy za prawdziwych krezusów. Mama początkowo pracowała w zakładzie, z czasem jeździła tam jedynie sporadycznie. Bardziej skupiła się na działalności charytatywnej i dbaniu o dom. To dbanie było rzeczą względną, ponieważ miała panią przychodzącą 2 razy w tygodniu do sprzątania i zatrudnionego emeryta zajmującego się naszą posesją z przyległym do niej imponującym ogrodem.

Ojciec marzył o dziedzicu, który przejmie rodzinny zakład

Ojcu marzył się dziedzic, który przejmie jego biznes i będzie kontynuował rodzinną tradycję. Amelia, jako dziewczyna, nie wpisywała się w tę wizję, dlatego rodzice wysłali ją na studia stomatologiczne.

– Będziemy mieć pierwszego lekarza w rodzinie. Ty córcia będziesz najbardziej wykształcona, bo jak wiesz, my studiów nie skończyliśmy – z dumą powtarzał ojciec.

Siłą rzeczy, to ja miałem przejąć zakład kamieniarski i dalej go rozwijać. Tym bardziej że ojciec podpisał kilka dodatkowych kontraktów i miał dostarczać stylizowane ogrodzenia na całe osiedle domów jednorodzinnych budowanych w bardzo prestiżowej okolicy, gdzie swoje rezydencje miało nawet kilku aktorów znanych z telewizji.

– Hubert, w tobie cała nadzieja. Po maturze pójdziesz na budownictwo albo architekturę. Przyda się solidne wykształcenie, gdy zaczniemy jeszcze bardziej się rozwijać. Ja nauczę cię wszystkiego, co przekazał mi ojciec – tata mówił wyjątkowo patetycznym tonem, który doprowadzał mnie do prawdziwej pasji.

– Ale ja kocham historię. Wolałbym iść na studia w tym kierunku – przekonywałem go.

– Ty jesteś poważny? Co niby będziesz robił po historii? W szkole dzieciaki uczył? To jest praca dla kobiet. Śmieszne zarobki i do tego coraz mniej poważania – ojciec wiedział swoje.

–  Ale tato. Przecież w życiu trzeba robić to, co się lubi – nieśmiało próbowałem przeforsować swoje zdanie.

–  A kto ci broni mieć zainteresowania? Możesz czytać książki, zapisać się nawet do jakiegoś bractwa historycznego. Słyszałem kiedyś w telewizji, że organizują rekonstrukcje bitew. Ale to w czasie wolnym. Na co dzień będziesz prowadził nasz zakład – dodał tonem nieznoszącym sprzeciwu.

W takiej atmosferze upłynął czas do matury, a ja nie miałem już śmiałości mu się sprzeciwić. Zwłaszcza, że ojciec marzył o rodzinnym imperium.

Dostanę majątek, gdy spłodzę dwójkę dzieci

– Ożenisz się z jakąś piękną i mądrą dziewczyną. Będziesz miał dzieci, to przepiszemy ci z mamą dom i działki budowlane. Ich wartość cały czas rośnie – mówił ojciec.

Rodzice rzeczywiście zainwestowali dużą sumę w ziemię, którą podzielili na działki i uzbroili. Teraz znajdują się one w bardzo dobrym punkcie i są warte krocie.

– A Amelia? – próbowałem dopytać, co z siostrą.

– Nie martw się synu o siostrę. Amelka po studiach zostaje w stolicy. Planuje otworzyć prywatny gabinet, a my jej w tym pomożemy. Kupimy jej też porządne mieszkanie i damy odpowiednie oszczędności – tata już miał wszystko zaplanowane.

Nie śmiałem sprzeciwić się ojcu, dlatego po maturze poszedłem na architekturę. Studia nie były moją pasją, ale udało mi się je ukończyć. Po obronie tytułu magistra powróciłem na stałe do naszego miasteczka i rozpocząłem pracę w zakładzie kamieniarskim ojca. Na razie pod jego czujnym nadzorem. Ale twierdził, że przygotowuje mnie do przejęcia biznesu.

– Jeszcze kilka lat i może przejdę na wcześniejszą emeryturę. Mnie w końcu też od życia coś się należy. Nie tylko ciągła praca. Może wreszcie będziemy mogli więcej z mamą podróżować. To jest jej wielkie marzenie, a ja chciałbym go spełnić – mówił.

– A co z firmą? Całkowicie przestaniesz nią zarządzać? – nie mieściło mi się to w ogóle w głowie, zwłaszcza, że wcale nie miałem serca do tej naszej kamieniarskiej działalności.

– Jak będę widział, że jesteś na tyle odpowiedzialny, żeby nie zaprzepaścić dorobku życia naszej rodziny, to chętnie ustąpię pola młodszym – ojciec był dumny ze swojej szczodrości.

Był jednak pewien warunek. Rodzice chcieli podarować mi dom i działki pod warunkiem, że się ożenię i spłodzę dwójkę dzieci.

– Tak bardzo chciałabym mieć wnuki. Wiesz, że twoja siostra niestety nie może mieć dzieci, a ja czekam na radość w naszej rodzinie. Dzieci do domu wnoszą nowe życie, energię. Bez nich wszystko jest smutne i nie ma większego sensu – mówiła mama.

– No, najwyższy czas synu. Masz już 28 lat. Gdy ja byłem w twoim wieku, Amelia już chodziła do zerówki, a ty też biegałeś po domu – przypominał tata. – Wiem, że teraz już niewielu 19-latków bierze ślub, ale prawie 30 lat do najwyższa pora. A ty nam jeszcze nie przedstawiłeś żadnej poważnej kandydatki na żonę.

Nikt nie wiedział, że spotykam się z Pawłem

Czy to był aż tak wygórowany wymóg? W mojej sytuacji tak, bo już od dobrych kilku lat spotykałem się Pawłem. Nie miałem jednak śmiałości powiedzieć rodzicom, że nie interesują mnie kobiety. Na pewno wybuchnąłby ogromny skandal nie tylko w naszej rodzinie, ale i całej okolicy.

Już wyobrażam sobie te spojrzenia, plotki, wyśmiewanie. Nie wszyscy nas lubili. Wiele osób zwyczajnie zazdrościło pozycji i majątku. Teraz wreszcie mieliby szansę, żeby tę zazdrość jawnie okazać i udowodnić nam, że jesteśmy gorsi od nich

Kiedy zorientowałem się, że nie darzę sympatią kobiet? Chyba podświadomie czułem to już od czasów nastoletnich. W liceum próbowałem jednak się oszukiwać. Nawet spotykałem się z koleżanką z równoległej klasy – Kamilą. Rodzice ją poznali i polubili. Myślą jednak, że to była typowo młodzieńcza miłość, która szybko mija, dlatego zerwaliśmy ze sobą. Nic więc dziwnego, że teraz niczego nie podejrzewają.

Pawła poznałem jeszcze w czasach studenckich i to było niczym grom z nieba. Dzięki niemu zrozumiałem, kim jestem, jaki jestem i że natury nie da się oszukać. To prawdziwe uczucie. Takie, że chce się dbać o drugą osobę i zrobi się wszystko, żeby była szczęśliwa. Przy nim wreszcie mogę być sobą, niczego nie muszę udawać. On cały czas mi dopinguje i powtarza, że powinienem się sprzeciwić i iść na swoją wymarzoną historię.

Czuję się jak w pułapce

Nie mam pojęcia, co teraz zrobić. Na razie mój partner mieszka w innym mieście., a ja do niego jeżdżę w weekendy. Rodzice myślą, że spotykam się z jakąś dziewczyną i coraz bardziej naciskają na spotkanie.

– Dlaczego ty jej jeszcze nie przywiozłeś do domu? Nie ma, co kobiecie zawracać głowy, gdy nie masz wobec niej poważnych planów. Nie marnuj jej czasu, tylko planuj wesele. Nie będzie czekać jak nastolatka, bo ją tylko wpędzisz w lata – ostatnio mama powiedziała mi to bez ogródek, a ojciec przypomniał o konieczności założenia rodziny.

– Pamiętaj, jaki postawiliśmy warunek, żebyś dostał nieruchomości i dom. Musisz być poważnym człowiekiem i wziąć odpowiedzialność za rodzinę. Firmy też nie zostawię niebieskiemu ptakowi, który skacze z kwiatka na kwiatek – był wyjątkowo szczery. – Nie będziemy w nieskończoność tolerować takiej sytuacji.

I co ja mam teraz zrobić? Kocham Pawła i chcę z nim być. Ale doskonale wiem, że rodzina za ten związek mnie wyklnie i wydziedziczy. Będę musiał wyjechać i zaczynać wszystko od zera. Czy damy radę?

Czytaj także:
"Wychowałam pijawki, nie dzieci. Gdy przeszłam na emeryturę myśleli, że położę się do grobu i oddam im moje biznesy"
„Wegetariański kotlet? Co to za wymysły. Prawdziwy facet powinien jeść prawdziwe mięso, a nie jakieś sojowe podróbki”
„Kilka miesięcy ze starym wujem i dostaliśmy pokaźny spadek. Jego dzieci teraz zgrzytają zębami z zazdrości”

Redakcja poleca

REKLAMA