„Teść remontował nasz dom nie pytając mnie o zdanie. Partner zamieniał się przy nim w dziecko i nie umiał się postawić"

Kobieta, która złości się na partnera fot. Adobe Stock, fizkes
– Tata by się obraził, jakby każdą pierdołę musiał konsultować – stwierdził Piotr. – Powiedziałeś „obraził”? – dopytałam. – To jest twój… Nie, to jest nasz dom i my decydujemy, co jest ważne, nie twój tata!
/ 16.08.2021 15:46
Kobieta, która złości się na partnera fot. Adobe Stock, fizkes

Póki żyliśmy sobie z Piotrem w mieszkanku po mojej babci, wszystko wyglądało wspaniale. Może dlatego, że rodzina partnera była daleko od nas? A może nie zaistniały odpowiednie warunki, by mógł pokazać się z innej strony?

Zaczęło się od tego, że życie w mieście nam obrzydło. Codzienny stres, hałasy, nieznośny upał w lecie i brudne błoto zimą, korki, smog, wszystko to coraz bardziej nam przeszkadzało.

– Po co my się tu dusimy? – zrzędził Piotr, chłodząc twarz przed wentylatorem. – Rzućmy wszystko w diabły i przeprowadźmy się na wieś. Obydwoje mamy pracę, którą możemy wykonywać gdziekolwiek, więc po co się umartwiamy w tym rozpalonym do czerwoności betonowym piekle?

Miał skłonności do przesady, ale pomysł z przeprowadzką nie był nowy

Często marzyliśmy, przeglądając zdjęcia z weekendowych wyjazdów, o tym, jak pięknie byłoby zamieszkać w tym, czy innym miejscu. Z folderów firm ogrodniczych wybieraliśmy rośliny, które chcielibyśmy zasadzić w naszym ogrodzie.

– O to, to – krzyczał rozentuzjazmowany Piotr. – Winobluszcz! Taki koniecznie musi oplatać nasz domek. Wyobrażasz sobie, jak pięknie będzie wyglądał jesienią, kiedy liście zrobią się czerwone?

To były takie nasze zabawy w urządzanie sielskiej zagrody, w której wiedlibyśmy szczęśliwe życie, otoczeni przez kochające zwierzaki, a z czasem może i przez własne dzieci. Gdzie nawet na starość byłoby słodko czekać...

Oczywiście, byliśmy pewni, że będziemy się kochać do śmierci, bo w takim miejscu nie mogło wydarzyć się nic złego. Piotrek snuł fantazje o koniu, ja o warzywnym ogrodzie i pewnie pozostałoby to w sferze marzeń, gdyby nie wspaniała okazja, którą odkryliśmy na jednej z wypraw na Kaszuby…

Nie było wygód, ale za to był niepowtarzalny klimat

Było to nieduże gospodarstwo z zabudowaniami w typie szachulcowym, sadem i własną studnią. Kwota, której oczekiwał właściciel, mieściła się w zasięgu naszych możliwości.

– Gdybyśmy sprzedali twoje mieszkanie i wzięli mały kredyt – robił obliczenia Piotrek – to za miesiąc moglibyśmy się przeprowadzać. Całość jest w niezłym stanie. Moglibyśmy remontować, mieszkając już w tej lepszej części domu!

Trzeba było zdecydować, czy chcemy całe życie ględzić i narzekać, czy brać byka za rogi i realizować marzenia. Nasz związek nie był formalnie zatwierdzony, ale ufaliśmy sobie i nie widziałam nic dziwnego w tym, żeby pozbyć się mieszkania po babci i zainwestować we wspólne przedsięwzięcie. Przecież byliśmy parą od pięciu lat i mieliśmy nie tylko wspólne łóżko, ale i konto.

Po kilkukrotnym przeanalizowaniu wszystkich za i przeciw, zdecydowałam się wziąć pożyczkę, a mieszkania jednak nie sprzedawać, tylko wynająć. Piotrkowi udało się dostać kredyt, więc mogliśmy zamknąć wszystkie sprawy łączące nas z miastem, kupić wymarzoną posiadłość i rozpocząć nowy etap w życiu.

Warunki były mniej komfortowe niż w miejskim mieszkaniu, ale za to miejsca mieliśmy w bród. Poza tym dla mnie palenie w piecu, mimo iż wymagało trochę wprawy, stanowiło raczej atrakcję niż udrękę. Ba, nawet braku ciągłego dostępu do ciepłej wody nie odbierałam jako uciążliwości! Gdy nie napalisz w piecu, to jej nie będzie – proste. Zaryzykowałabym stwierdzenie, że wszystko to było nawet romantyczne.

Na pierwsze święta w nowym domu wprosił się ojciec Piotrka

Niby, że samotny i takie tam, ale oboje wiedzieliśmy, że już się nie może doczekać, by rzucić okiem fachowca na naszą przyszłą rodową siedzibę.

– Średniowiecze – mruknął, zaglądając do paleniska w kuchennym piecu. – Ale to się zrobi.

Miał żal, że nie poprosiliśmy go o obejrzenie gospodarstwa przed kupnem, przecież mógł nam uzmysłowić, ile usterek jest w tej starej chałupie.

– Najlepiej by było to wyburzyć – skrobał śrubokrętem po belkach. – Kupić pustaki i postawić nowe mury. Taniej by was to wyniosło.

Nie przejmowałam się tym marudzeniem. Dla mnie to był wymarzony i piękny dom – utyskiwanie teścia nie mogło tego zmienić. Zastąpienie „pruskiego muru” pustakami uważałam za profanację niewartą polemiki, ale Piotrek zaczął „pękać”.

– Może rzeczywiście palnęliśmy głupstwo, kupując tę ruinę? – zastanawiał się po wyjeździe ojca. – Przecież my się nie znamy na budownictwie.

– Twój ojciec jest hydraulikiem, więc też się nie zna – powiedziałam.

– Tak – przyznał – ale nie zapominaj, że prowadzi firmę i czasami zajmują się też budowlanką, więc wie, o czym mówi.

Odniosłam wrażenie, jakbym nie doceniając jego taty, popełniła jakiś nietakt, jakby Piotrek był na mnie zły. Przytuliłam się i powiedziałam, że dla mnie ten dom jest jak z bajki.

– Przecież liczy się tylko nasza miłość – dodałam. – Reszta jest dodatkiem. A musisz się zgodzić, że ten dom jest bardzo klimatycznym dodatkiem i do tej pory podobał się nam obojgu.

– Rozumujesz, jak typowa kobieta – mruknął, odsuwając się ze zniecierpliwieniem. – Ciekawe, co zrobisz, jak nam się to wszystko zawali na głowy? Nadal miłość będzie nas chronić?

Nie podobał mi się ten ton, bo do złudzenia przypominał ględzenie jego ojca. Miałam wrażenie, że im dłużej mój partner był pod jego wpływem, tym bardziej robił się przeźroczysty, wręcz nikł w cieniu ojcowskiej „świetności”. Piotr chyba zupełnie zapomniał, że to jest nasz dom – mój i jego! Coraz mniej podobał mi się pomysł, by teść przeprowadzał u nas remont.

– No co ty? – przekonywał mnie Piotrek. – Wiesz, ile kosztują teraz fachowcy? A ojciec obiecał przyjechać na cały miesiąc wraz z dwoma pracownikami. Mamy im tylko zapewnić wikt, on będzie ich opłacał. Rozumiesz, ile oszczędzimy?

Nie wiedziałam ile, ale zaczynało do mnie docierać, że cały miesiąc spędzę przy kuchni i zlewie, a summa summarum, gotowanie i sprzątanie po pięciu osobach i tak nie będzie mi poczytane za żadną zasługę. Ot, się ugotowało i posprzątało.

Bohaterem zostanie, oczywiście, tatuś i jego ekipa. Może jestem nieżyciowa, ale wcale mi się to nie podobało, tym bardziej że nikt nie pytał mnie o zdanie.

Przypomniałam Piotrkowi o tym, że oprócz usługiwania mam jeszcze pracę zawodową i zobowiązania z niej wynikające.

– Damy radę – powiedział Piotrek, całując mnie w czoło. – Ludzie nie tak harują przy budowie swoich domów.

Trochę się zawstydziłam swojej małostkowości

Może rzeczywiście za bardzo się cackam ze sobą? Przecież to tylko miesiąc. Zacisnę zęby i jakoś wytrzymam, a remont i tak nas czeka, więc powinnam się raczej cieszyć z pomocy teścia. Piotrek zawiesił działalność w firmie, dla której robił oprogramowania i przeistoczył się w budowlańca. Całe dnie chodził z młotkiem, łopatą i metrem.

Mierzył, zapisywał, robił zapotrzebowanie i wydzwaniał do składów budowlanych, zamawiając potrzebne materiały. Był taki seksowny w starych dżinsach i spłowiałej koszuli! Widziałam, że praca fizyczna sprawia mu dużo frajdy i nawet go rozumiałam: fajnie jest, gdy tworzymy coś trwałego, coś, co przetrwa dłużej niż obiad, po którym zostają tylko brudne gary i resztki do sprzątnięcia...

Kiedy byliśmy sami, wszystko układało się świetnie. Rozumieliśmy się i wspieraliśmy nawzajem, wymienialiśmy spostrzeżenia, planowaliśmy. Sytuacja zmieniała się, kiedy przyjeżdżał teść: ja schodziłam wtedy na dalszy plan, a w domu królowały poważne, męskie klimaty. Piotrek robił się całkiem malutki, a rolę kierownika przejmował jego ojciec.

Pierwsza poważna kłótnia między nami dotyczyła starej gruszy rosnącej obok domu. To było cudowne drzewo obsypane zielonymi jeszcze owocami. Obydwoje z Piotrkiem uwielbiamy gruszki i czekaliśmy z utęsknieniem, aż będziemy mogli skosztować ich słodyczy.

Któregoś dnia, kiedy robiłam zakupy w miasteczku, ekipa teścia uznała, że drzewo rośnie za blisko fundamentów i korzeniami zagraża ich trwałości. Chwycili więc piłę i, zanim wróciłam z miasta, pocięli naszą gruszę na kilkudziesięciocentymetrowe klocki.

– Będziecie mieli świetny opał na zimę – poinformował mnie teść na powitanie.

Nie wytrzymałam i zrobiłam dziką awanturę

Teść spojrzał na mnie jak na wariatkę, wzruszył ramionami i odszedł do swoich pracowników.

– Nie rób scen – powiedział Piotrek. – Przecież to tylko drzewo. Zagrażało fundamentom i dachówce.

– Tak się nie robi – wyjaśniłam, kiedy już trochę ochłonęłam. – Ja też tu mieszkam. Powinnam wiedzieć, co zamierzacie obrócić w perzynę.

– Tata by się obraził, jakby każdą pierdołę musiał konsultować – stwierdził Piotr, a ja nie byłam pewna, czy się nie przesłyszałam.

– Powiedziałeś „obraził”? – dopytałam. – Do cholery, co się z tobą dzieje, człowieku? To jest twój… Nie, to jest nasz dom i my decydujemy, co jest ważne, nie twój tata.

Przyznał mi rację, ale miałam wrażenie, że jedynie dla świętego spokoju. Nie był już moim partnerem, tylko synkiem swojego ważnego tatusia. Nie potrafił grać dwóch ról jednocześnie. Mam dość! Niech sobie mieszka sam albo z tatusiem!

Przez następny tydzień ekipa remontowa zajmowała się wzmacnianiem fundamentów, a ja gotowaniem, myciem naczyń, zakupami i sprzątaniem. Zalegałam ze zleceniami, ale miałam nadzieję, że nadgonię robotę. Starałam się nie wtrącać, bo najwyraźniej mężczyźni nie byli ciekawi babskiego zdania.

Wydawało się, że jakoś przebrniemy przez ten remont, gdy któregoś ranka na podwórko zajechał samochód z materiałami budowlanymi. Mężczyźni zaczęli wyładowywać wielkie kostki styropianu i układać pod domem. Zaniepokoiła mnie ta niespodziewana dostawa, bo, o ile orientowałam się w finansach, nie wydawaliśmy ostatnio żadnych większych pieniędzy.

„Może to jakaś pomyłka” – pomyślałam.

Wyszłam na zewnątrz, by spytać Piotra, co się dzieje

– Tata nam zafundował ocieplenie ścian – odpowiedział rozpromieniony, jakby właśnie dostał długo wyczekiwany prezent. – Piętnaście centymetrów izolacji zapewni nam takie ciepło, że zimą będziemy paradować na golasa po mieszkaniu.

– Zamierzasz oblepić tym styropianem nasz dom? – upewniłam się spokojnym głosem, choć w  środku aż się we mnie gotowało ze złości.

Zabytkowe, szachulcowe ściany mające ponad sto lat. Piękne dębowe belki tworzące konstrukcję nośną, wypełnioną czerwoną cegłą. Coś, co nadawało temu domowi niepowtarzalny urok, on zamierzał przykryć styropianową izolacją i pociapać tworzywem udającym tynk.

– Nie wariuj, Agnieszka – powiedział Piotrek cicho.

Znał mnie i spodziewał się, że będzie awantura. Dokładnie wiedział dlaczego, bo i jego urzekło piękno pruskiego muru, kiedy oglądaliśmy ten dom po raz pierwszy.

Który Piotrek był prawdziwy, ten romantyczny, gotowy do ryzyka, czy ciapciak bez własnego zdania?

– Co się dzieje, Piotruś? – krzyknął z rusztowania teść.

– Wszystko w porządku – odkrzyknęłam. – Piotruś jest szczęśliwy, że ma taki fajny styropian. Będzie go grzał zimą.

Tatuś zarechotał i zajął się besztaniem jednego ze swoich pracowników, a ja dodałam już ciszej słowa adresowane tylko do Piotrka.

– Nie zużyj całego styropianu, Piotruś. Zachowaj sobie choć jeden arkusz do łóżka, bo może ci być jednak zimno samemu. Chyba że zamieszkacie tu z tatusiem... W każdym razie ja wracam do miasta.

Jeszcze tego samego dnia spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy, wsiadłam w samochód i wyjechałam.

Piotrek mnie nie zatrzymywał

Może chciał uchodzić za twardziela w oczach taty, a może nie wierzył, że naprawdę go zostawiam? Dzwonił potem do mnie i prosił, bym się nie wygłupiała i wróciła. Bardzo bym chciała, naprawdę, tym bardziej że waletowałam u koleżanki, póki nie minął półroczny okres wynajmu mojego mieszkania, ale zacisnęłam zęby i powiedziałam sobie:

Straciłaś 5 lat życia, by przekonać się, że twój partner to niewypał. Nie stać cię na następną pomyłkę. Gotówkę, którą utopiłaś w wiejskiej daczy, da się jeszcze odzyskać, bo jesteś jej współwłaścicielką, więc głowa do góry. Może okazać się, że i tak wywinęłaś się tanim kosztem. Masz jeszcze mieszkanie po babci, resztki urody, dobrą pracę i wszystko przed tobą, dziewczyno!”.

Czytaj także:
„Nasz syn ma firmę budowlaną. Wstyd nam we wsi, bo wyzyskuje ludzi, zatrudnia na czarno bez umowy i ubezpieczenia”
„Czułem się jak król życia. Piłem, ćpałem, zmarnowałem karierę i zniszczyłem małżeństwo. Zawiodłem też córki”
„Przyjaciółka dała się omamić narcyzowi i teraz płacze mi w ramię. Uwiódł ją, a potem szybko zajął się kolejną pięknością"

Redakcja poleca

REKLAMA