„Teść oddał nam cały majątek, a sam wylądował na dnie. Nie miał gdzie mieszkać, bo chciał żeby nam było dobrze”

kobieta, która martwi się o swojego ojca i teścia fot. Adobe Stock, Space_Cat
„Okazało się, że leki i rachunki pożerają emeryturę, a jedzenie lepsze niż makaron z sosem stało się luksusem. Oczywiście zapraszaliśmy go na obiady, woziłam zapasy w słoikach, ale to było tymczasowe rozwiązanie. Wiedzieliśmy, że przez nas klepie biedę”.
/ 04.04.2022 04:00
kobieta, która martwi się o swojego ojca i teścia fot. Adobe Stock, Space_Cat

Jechałam do taty pełna niepokoju. Mieszkał w połówce bliźniaka i właśnie wyprowadzili się jego sąsiedzi – jedyni, z którymi utrzymywał kontakt. Wynajęli swoją część domu jakiejś firmie. Tata bardzo na to narzekał.

– Odgrodzili się koszmarnym plastikowym płotem, jakbym był jakimś szkodnikiem! – denerwował się. – A pracownicy nawet „dzień dobry” nie mówią!

Rzeczywiście, trawnik przed domem był przedzielony zielonym płotem, na którym wisiały banery reklamujące firmę, która wprowadziła się obok. Westchnęłam na myśl o tym, jak tata lubił patrzeć przez okno i że ten widok musi go irytować i przygnębiać. Nie dość, że został sam, to jeszcze odebrano mu jedną z nielicznych przyjemności.

Kiedy weszłam, nawet nie wstał z kanapy

Zapytałam, czy coś go boli, ale tylko mruknął, że po prostu jest stary. Usiłowałam go jakoś zabawić, opowiadałam, co u mnie i Kamila, ale nie wiem, czy mnie słuchał. Kiedy wróciłam do domu, mąż robił kanapki na kolację.

– Co u twojego staruszka? – zagadnął.

Opowiedziałam mu, że tata popada w apatię i zupełnie nie wiem, co na to poradzić. Kamil martwił się razem ze mną, tyle dobrze, że jego ojciec był kompletnie inny. Teść był od mojego taty młodszy o dwanaście lat i też mieszkał sam, podobnie jak on był wdowcem. W odróżnieniu od taty był aktywny, dużo jeździł na rowerze, miał kolegów od brydża, świetnie posługiwał się komputerem i internetem. Jak na pana po sześćdziesiątce świetnie się trzymał i przez jakiś czas nawet mieliśmy z Kamilem nadzieję, że zwiąże się ze swoją dentystką. Szkoda, że nic z tego nie wyszło, bo moglibyśmy przestać się martwić o inny problem. A mianowicie o lokum dla teścia.

Kiedy powiedział, że przekazuje nam swoje mieszkanie w prezencie ślubnym, na początku oczywiście odmówiliśmy. To prawda, że wynajmowaliśmy dwa ciasne pokoje, a ja byłam wtedy w ciąży z drugim dzieckiem, ale wydawało nam się, że damy sobie radę. Niestety, wydatki rosły, ja musiałam zostać na stałe w domu, bo Hania miała lekką niepełnosprawność ruchową, a właściciel mieszkania podniósł czynsz. Wtedy teść powiedział:

– Kochani, musicie się przeprowadzić do czegoś większego i własnego. Podjąłem decyzję. Jedziemy do notariusza i mieszkanie jest wasze. Ja w pojedynkę zawsze sobie coś znajdę.

Byłam mu ogromnie wdzięczna za tę stanowczość, bo prawdę powiedziawszy, nie dawaliśmy już rady w wynajmowanych dwóch pokojach i z jedną pensją, która ledwie starczała na opłaty i jedzenie. Kiedy wprowadziliśmy się do wymarzonego mieszkania, teść zamieszkał w kawalerce w dość odległej dzielnicy. Wciąż pracował w zakładzie mleczarskim, miał pensję z dodatkami i wystarczało mu na wynajem oraz aktywne życie.

Problemy zaczęły się, kiedy przeszedł na emeryturę

Nagle okazało się, że same leki i rachunki pożerają całą tę kwotę, a jedzenie lepsze niż makaron z sosem stało się dla niego luksusem. Oczywiście zapraszaliśmy go na obiady, woziłam mu zapasy w słoikach, ale doskonale wiedzieliśmy, że problem tkwił gdzie indziej.

– Ojca nie stać na samodzielne wynajmowanie mieszkania – powiedział w końcu Kamil. – Wszystko wydaje na czynsz. Wiedziałaś, że sprzedał swoją whisky? Rany, gdyby powiedział mi wcześniej, to bym jakoś zorganizował pieniądze…

Whisky była kolekcjonerskim trunkiem z limitowanej edycji, który teść dawno temu dostał od kogoś za jakąś przysługę i latami trzymał w kredensie, co i rusz sprawdzając, jak rośnie jego wartość. Wiele razy opowiadał, co sobie kupi, kiedy wreszcie zdecyduje się sprzedać swój skarb jakiemuś kolekcjonerowi. A teraz okazało się, że te pieniądze musiał wydać na jedzenie i godne życie… Było mi z tego powodu bardzo źle, bo przecież oddał nam cały swój majątek.

Na kolejne odwiedziny u taty zabrałam sześcioletniego syna, ulubieńca dziadka. Miałam nadzieję, że młody rozrusza dziadzia, wyciągnie go na spacer. Tata naprawdę lubił moje dzieci… Ale tym razem odpowiadał monosylabami i nawet nie wstał, kiedy Tadzio próbował go nakłonić, by wyszedł na ogródek zobaczyć, jak umie wspinać się na drzewo. Nie mówiłam Kamilowi o tym, jak mnie to gryzło. W końcu to jego ojciec się dla nas poświęcił, a teraz miał problemy finansowe. Mój stracił chęć do życia, ale wciąż miał gdzie mieszkać i z czego żyć. Parę tygodni później tatuś poślizgnął się na schodach i złamał nogę. Stał się zupełnie niesamodzielny… Kamil aż schował głowę w dłoniach, kiedy się o tym dowiedział.

– Czyli ja muszę pomagać mojemu ojcu finansowo, a ty jeździć codziennie do swojego, żeby się nim opiekować?! – zapytał z nutą histerii w głosie. – Bożena, przecież tak się nie da żyć! Oszalejemy!

Przestraszyłam się, ale tym razem o Kamila

Pracował po dziesięć, dwanaście godzin dziennie, martwił się o nas, a problemów tylko przybywało. Naprawdę zaczęłam się bać, że dostanie zawału albo załamania nerwowego. Tamtego wieczoru w tajemnicy zadzwoniłam do teścia. Chciałam się poradzić, jak postępować z Kamilem, żeby mi chłop nie zwariował.

– Czekaj, kochanie – przerwał mi. Zawsze zwracał się do mnie z czułością, jak do własnej córki. – Mówisz, że twój tata miał wypadek? Jak się czuje? Czegoś mu trzeba? Może do niego podjadę?

Taki właśnie był „tata Tomek”, jak go żartobliwie nazywałam. Zawsze troszczył się o innych, zawsze chciał pomóc. Mojego ojca znał z rozmaitych rodzinnych okazji i wiedziałam, że obaj starsi panowie nawet się lubili. Nigdy bym jednak nie śmiała prosić go o pomoc, przecież teść syna był dla niego w sumie obcym człowiekiem. Ale następnego dnia „tata Tomek” zadzwonił do mnie z domu mojego ojca. Pytał, czy wiem, gdzie jest przepychacz do rur, bo odpływ w wannie się zatkał.

– A ojciec nie wie? – zdziwiłam się.
– Pewnie wie, ale jest za domem, czyta książkę, a mnie się nie chce biegać – odpowiedział. – No to gdzie mam szukać? Bo tu jest jeszcze sporo do zrobienia. A, słuchaj! Te gotowe dania z zamrażalnika mogę wyrzucić? Feliks mówi, że miał awarię prądu i nie jest pewien, czy się nie rozmroziły.

Nie mogłam się połapać w natłoku informacji. Najbardziej zdziwiło mnie, że tata dał się wyprowadzić z domu i usadzić na leżaku. Bo to, że teść zajął się awarią i sprzątaniem lodówki, jakoś mnie nie zdumiewało. On już taki był. Tata zadzwonił do mnie jeszcze tego samego dnia. Miał inny głos niż przez ostatnie tygodnie. Był ożywiony, mówił o wspaniałym dniu, jaki spędził z Tomaszem.

– A tak w ogóle, to gdzie on mieszka, skoro oddał wam swoje M-5? – zapytał, a ja opowiedziałam mu o kłopotach lokalowo-finansowych teścia.

I wtedy ojciec zaproponował, żeby pan Tomasz wprowadził się do niego. Mieszkanie w bliźniaku było wystarczające duże dla dwóch starszych panów. Powiedziałam, że zapytam męża.

– Myślisz, że to dobry pomysł? – skończyłam relacjonować mu rozmowę z tatą. – W sumie znają się i lubią… Ale nie wiem…

Miałam wtedy masę wątpliwości, ale rozwiał je sam teść.

– Feliks potrzebuje pomocy, a ja mam mnóstwo wolnego czasu – oznajmił. – Może po prostu zobaczymy, jak to się sprawdzi.

Po roku możemy wszyscy powiedzieć, że się sprawdziło. „Tata Tomek” wprowadził się na dobre, panowie są świetnymi współlokatorami. Mój tatuś odżył i nawet przypomniał sobie, jak się gra w brydża, kiedy przyszli koledzy teścia. Teraz mówi, że nie wyobraża sobie, jak mógł mieszkać sam. Z teściem grają w karty, popijają koniaczek i oglądają kanały sportowe. Idealne życie dwóch starszych panów. A my mamy wygodę, bo kiedy jedziemy odwiedzać dziadków, to obu naraz. Dzieciaki to uwielbiają!

Czytaj także:
Moi rodzice od wnuczki wolą butelkę. Nie kochają mojej Paulinki
Mama we wszystkim mnie wyręczała. Nawet nie umiałam nastawić prania
Wiedziałem, że gdzieś żyje owoc mojej zdrady, ale nie sądziłem że zapuka do mych drzwi

Redakcja poleca

REKLAMA