W trakcie ważnej narady biznesowej, moja sekretarka powiedziała, że jest do mnie telefon. A przecież doskonale wiedziała, że kiedy mówię, że nie ma mnie dla nikogo, to żeby się waliło i paliło – nie wolno mi przeszkadzać! Dlatego byłem wściekły. Powiedziałem, że później odbiorę, ale ona nie odpuszczała.
– Lepiej teraz – szepnęła. – Panie prezesie, niech pan mnie posłucha.
Wyglądała tak, jakby miała się rozpłakać, więc przeprosiłem zebranych i wyszedłem z sali konferencyjnej. Nie jestem nerwusem i chamem, ale zaraz za drzwiami się na nią wydarłem, że zawraca głowę głupotami i wyleci z roboty, jeśli się nie nauczy pewnych zasad.
Bez słowa podała mi słuchawkę.
Nie od razu zrozumiałem, co do mnie mówią, bo myślami cały czas byłem na naradzie za drzwiami.
– Jakie okno? Kto wypadł? Gdzie? O co chodzi? – dopytywałem. – Tak, znam tę panią. To przecież moja żona! Jezu! Już jadę...
Kierowca ruszył jak szalony. Czekał na mnie, wszyscy już wiedzieli o nieszczęściu, jakie mnie spotkało, bo takie wieści roznoszą się lotem błyskawicy. Podtrzymał mnie, kiedy dobiegłem do Anki. Gdyby nie on, chyba bym zemdlał. Leżała twarzą do ziemi. Jasne, długie włosy ułożyły się wokół jej głowy jak złota aureola. Wypadła z ósmego piętra. Nie miała szans!
Tak, planowałem odejść od żony
Z tego, co się działo później, niewiele pamiętam... Przesłuchiwali mnie kilkakrotnie, pytali, jakim byliśmy małżeństwem, czy się kłóciliśmy, czy mieliśmy problemy, i w ogóle, jak się między nami układało. Zgodnie z prawdą mówiłem, że ostatnio nie najlepiej... Chcieli wiedzieć, dlaczego, więc musiałem się przyznać do romansu z Agatą i do tego, że Anka groziła mi rozwodem, jeśli tego nie skończę.
– Skończył pan? – prokurator sprawiał wrażenie obojętnego.
– Nie – odparłem. – Ona jest w ciąży. Nie mogłem jej zostawić.
Prokurator wyglądał, jakby mnie doskonale rozumiał. Więc mówiłem dalej, że Anka nie mogła mieć dzieci i dlatego wiadomość o niedalekich narodzinach mojej córki strasznie ją zabolała. Że zachowywała się agresywnie i robiła piekło przy każdej okazji. Że miałem tego dosyć...
– Jesteśmy, to znaczy byliśmy razem od dziesięciu lat – tłumaczyłem. – Wcześniej też miałem jakieś flirty i przygody, ale to nie było nic poważnego. Dopiero Agata stała się dla mnie kimś wyjątkowym. Tak, planowałem rozstanie z żoną i związanie się z matką mojego dziecka. Nie ja pierwszy, nie ostatni...
– No tak, ale przyzna pan, że nieczęsto zdradzana żona wypada z okna wieżowca. Mam rację?
Pogrzebu Anki prawie nie pamiętam... Byłem na silnych lekach uspokajających. Wszystko działo się jak w wacie i za szkłem. Tylko jeden moment zarejestrowałem bardzo wyraźnie – teść podszedł do mnie już po ceremonii, wziął mnie mocno pod łokieć, odciągnął na bok i powiedział:
– Jeśli to ty, pamiętaj, że nie odpuszczę! Będzie oko za oko!
– Jeśli, co „ja”?
– Jeśli masz z tym cokolwiek wspólnego… Jeśli się przyczyniłeś do śmierci Anki, zemszczę się.
Przestraszył mnie. Po śmierci żony sam wychował córkę, był dla niej ojcem, przyjacielem, nauczycielem, kumplem. Córkę kochał najbardziej na świecie, uważał ją za ósmy cud świata, tylko ona potrafiła zrobić z nim, co chciała, chociaż należał do twardych facetów. Lepiej było w nim mieć przyjaciela niż wroga!
Był zamożny, kupił nam mieszkanie, pomógł mi rozkręcić firmę, miał łeb do interesów, wychodziło mu wszystko, za co się zabrał. Tylko w życiu rodzinnym nie miał szczęścia. Najpierw przedwczesna śmierć żony, potem tragedia z Anką. Inny by się rozpadł na kawałki, ale on tylko zacisnął zęby i zaczął węszyć. Twierdził, że jego córka nie była szczęśliwa. Nic nie mówiła, ale on to czuł.
Musiałem się liczyć z tym, że wcześniej czy później o wszystkim się dowie i uzna mnie za sprawcę nieszczęścia, może nawet za mordercę. Nikt mu nie wytłumaczy, że w naszym życiu coś się tragicznie splotło, a ja tego żałuję i dałbym dużo, żeby cofnąć czas.
Musiałem jakoś zdobyć te pieniądze
Po paru miesiącach śledztwo umorzono i uznano śmierć Anki za nieszczęśliwy wypadek. W mieszkaniu znać było ślady porządków, odkurzacz stał na środku salonu, na parapecie feralnego okna znaleziono myjkę i płyn do szyb. Wyglądało na to, że Anka za bardzo się wychyliła, straciła równowagę i poleciała w dół. Nie odkryto śladów czyjejkolwiek obecności wtedy, kiedy stało się nieszczęście. Drzwi były zamknięte od wewnątrz, grał włączony telewizor, na komodzie stała filiżanka z niedopitą kawą.
– Kto parzy sobie kawę przed planowanym samobójstwem? – mówił prokurator. – Albo robi generalne sprzątanie? Gdyby w grę wchodziła wódka, to byłoby bardziej wytłumaczalne, ale w tej sytuacji nic nie wskazuje na świadomy i celowy zamysł pozbawienia się życia!
Odetchnąłem, tym bardziej że Agata źle znosiła ciążę i musiałem być dla niej oparciem. Ona także bardzo przeżywała wszystko, co się stało. Miała wyrzuty sumienia i zadręczała się, że Anka umarła przez nią!
– Jak to, przez ciebie? – denerwowałem się. – Gadasz, jakbyś ją wypchnęła z tego okna! Co się stało, to się nie odstanie... Myśl o dziecku!
– Ja myślę o tym, jaka ona musiała być nieszczęśliwa. Może dlatego się wzięła za sprzątanie? Też tak mam – jak mnie coś męczy i nie mogę sobie znaleźć miejsca, myję podłogę albo piorę… To mi pomaga.
W głowie mi huczało od tego wszystkiego. Ludzie byli grzeczni i sprawiali wrażenie współczujących, ale mnie się wydawało, że patrzą podejrzliwie, oskarżają mnie i traktują jak zbója. Te miesiące do narodzin córeczki były ciężkie, ale prawdziwe piekło zaczęło się później.
Agata wykrakała, opowiadając, że za winę trzeba odpokutować. Co gorsza, kara dotknęła istotę niewinną – moją małą dziewczynkę, która urodziła się ciężko chora, i żeby żyć, potrzebowała pomocy wybitnych specjalistów. Nie u nas w kraju, niestety… Ci doktorzy, którzy mogli ją operować, byli daleko stąd. Dawali duże szanse, ale to kosztowało straszne pieniądze! Dużo większe niż miałem i mogłem zdobyć.
W pierwszej chwili chciałem sprzedać wszystko, co mam: firmę, mieszkanie, samochód, każdą rzecz, jaka mogła być coś warta. Ale przyszedł moment zastanowienia…
„Dobrze – myślałem. – Zbiorę kasę, i co dalej? Wrócimy z dzieckiem, które będzie wymagało opieki, dobrych warunków, lekarstw, rehabilitacji i innych kosztownych spraw. Zostanę z tym wszystkim sam. Bez pracy i bez dochodów nic nie zrobię! Muszę mieć jakieś zabezpieczenie. Muszę zarabiać!”.
Czas gonił… Wykorzystałem wszystkie ścieżki, wszystkie możliwości, zapożyczyłem się i zebrałem dwie trzecie potrzebnej sumy. Wtedy walnąłem głową w ścianę. Już nie było skąd brać, a ja musiałem mieć te pieniądze i to szybko!
Poszedłem do byłego teścia…
Nie chciał mieć ze mną nic wspólnego
Nie widzieliśmy się od miesięcy. Nie mieliśmy ze sobą kontaktu, wszystko się między nami skończyło, od kiedy teść powiedział: „Wiem, że miałeś i masz kochankę. Moje dziecko przez ciebie płakało… Zejdź mi z oczu, bo za siebie nie ręczę!”. To było parę dni po pogrzebie. Wyglądał wtedy tak, jakby chciał mnie rozszarpać. Myślałem, że już nigdy go nie zobaczę, a jednak…
– A więc już wiesz, jak to jest, kiedy się cierpi i znikąd nie ma pomocy? – zapytał. – Życzyłem ci tego.
– Pożycz mi pieniądze – poprosiłem bez żadnych wstępów. – Zebrałem, ile mogłem, więcej nie dam rady. Mała bez tego nie ma szans… Proszę cię… Ona musi żyć!
– Niby dlaczego ona ma być ważniejsza od Anki? – zdziwił się.
– Bo Anki już nie ma, a ona jest – to było głupie, ale nic mądrzejszego nie przyszło mi do głowy. – Jest malutka. Bardzo ją kocham.
– Ja Ankę też bardzo kochałem.
– Błagam cię, pomóż jej. Nie mnie, ja nie jestem ważny. Ze mną zrób, co chcesz, ale daj tę brakującą kasę. Przysięgam, kiedyś oddam…
Patrzył na mnie chwilę, a potem otworzył drzwi i powiedział:
– Żegnam. Rozmowa skończona.
Więc wyszedłem. Co miałem robić? Usiadłem na ławce w pobliskim parku i płakałem jak dziecko. Nie wiem, jak długo tam siedziałem, ale chyba długo, bo kiedy zadzwoniła komórka, Agata prawie krzyczała:
– Gdzie ty się podziewasz człowieku? Tyle czasu cię nie ma, a tu się dzieje i dzieje… Mamy na koncie całą sumę. Tyle, ile trzeba. Rozumiesz? Dostałam wiadomość z banku… Twój były teść przelał nam pieniądze. Jak ty go przekonałeś?
Natychmiast do niego wróciłem, ale nie otworzył mi drzwi, choć wiem, że był w domu. Napisałem list, nie odpowiedział… Nadal nie chciał mieć ze mną nic wspólnego. Wyjechaliśmy tak szybko, jak się dało. Już z tego zagranicznego szpitala wysłałem teściowi maila z fotką mojej córki. Nie spodziewałem się odpowiedzi, ale przyszła. Tylko trzy słowa: „Trzymaj się, mała!”.
Czytaj także:
„Teść przez 23 lata tępił mnie jak karalucha, a dziś ten sam człowiek uratował mi życie. Wydał na mnie ostatni grosz”
„Teść traktuje mnie jak śmiecia, bo nie mam rodziców. Gardzi mną, a mąż i synek tańczą jak stary dziad im zagra”
„Teść nie tolerował naszego małżeństwa, bo w jego oczach byłem nikim. Dopiero łzy wnuczki zmiękczyły jego serce”