Jeszcze zanim się zaręczyłam, zastanawiałam się, czy moja przyszła teściowa okaże się taka, jak w dowcipach. Brałam pod uwagę, że będzie się we wszystko wtrącać, zawsze bronić swojego syna i udzielać nam niechcianych rad. Co ciekawe, nie znałam żadnego kawału o teściu, więc na ten temat nie miałam żadnych wyobrażeń. Może dlatego przeżyłam taki szok, kiedy Olek przedstawił mnie swoim rodzicom. Jego ojciec, podając mi rękę na powitanie, otaksował mnie krytycznym wzrokiem.
– Nie za duży ten dekolt? – spytał, a ja poczułam się zażenowana.
Potem było już tylko gorzej. Ojciec mojego narzeczonego robił nieprzyjemne uwagi na temat mojego zawodu, makijażu, a nawet tego, że używam za dużo soli.
– Po co tyle soli sypać do zupy? – skomentował z potępieniem, gdy przyprawiałam pomidorową. Speszyłam się, bo nie wiedziałam, co mam na to odpowiedzieć. – Nie czytała pani, że sól to biała śmierć?
– Tato… – jęknął Olek.
– Andrzejku… – zawtórowała mu błagalnym głosem matka.
– Normalnie tyle nie solę… – usiłowałam jakoś się obronić.
– Ale dzisiaj tak? – przyszły teść odłożył łyżkę i spojrzał na mnie z wyzwaniem w oczach. – Bo co? Bo w naszym domu jedzenie jest mdłe?
Pierwszy raz w życiu spotkałam się z takim zachowaniem. Przed Olkiem miałam kilku chłopaków, ich rodzice zawsze starali się robić dobre pierwsze wrażenie. Otwarta krytyka, prowokowanie do kłótni, czepianie się czyichś upodobań kulinarnych… – to było dla mnie coś nowego i nie miałam pojęcia, jak na to reagować. Na szczęście mama Olka, miła, niziutka kobieta o pełnych kształtach i łagodnych niebieskich oczach, poprosiła, bym pomogła jej w kuchni przybrać ciasto. Z ulgą wstałam od stołu.
– Nie przejmuj się moim mężem – szepnęła pani Irena, krojąc szarlotkę. – On zawsze tak się wszystkiego czepia, ale to dobry człowiek. Po prostu uśmiechaj się i go ignoruj. A bluzeczkę masz bardzo ładną – dodała z wymuszonym uśmiechem.
Zapowiedziałam Olkowi, że nie chcę widywać jego ojca
Kiedy wróciłam do salonu, Olek i jego ojciec rozmawiali o igrzyskach olimpijskich. Chociaż „rozmawiali” to niewłaściwe słowo. Starszy pan bowiem wykrzykiwał obelgi pod adresem naszych zawodników, krytykując ich lenistwo, nieudolność i brak zaangażowania, natomiast Olek próbował bronić sportowców. Wychodziło mu to jednak słabo.
– A co ty mi tu będziesz za dyrdymały opowiadał! – gospodarz był czerwony na twarzy i ciskał gromy z oczu. – Ta durna pipa nawet nie potrafi sznurowadeł porządnie zawiązać, a oni ją wystawiają na olimpiadę?! Przegrała z jakąś Bułgarką! Pytam się: co ona tam robi?! A nasza sztafeta? Przecież oni się ruszają jak paralitycy! Byle Murzyni ich wyprzedzają na prostej! Lenie, mówię! Patentowane lenie i łamagi!
Mowa była o najlepszych zawodnikach świata! Słuchałam tego ze zgrozą i niedowierzaniem. Samozwańczy komentator sportowy miał pokaźny brzuch, nalaną twarz i zasapywał się, wstając z fotela. Nie przeszkadzało mu to wymądrzać się i obrażać prawdziwych mistrzów. Z ulgą wyszłam z tego domu i od razu zapowiedziałam Olkowi, że więcej tam nie pójdę. A na pewno nieprędko.
– Przesadzasz – mruknął. – Jasne, ojciec jest trochę trudny, lubi pokazać, że ma swoje zdanie, ale przez całe życie utrzymywał matkę i mnie, wszystko w domu robił sam, całe życie dla nas poświęcił. Nie ma powodu, żeby się go czepiać.
Zerknęłam na niego w zdumieniu. To brzmiało jak wyrecytowana lekcja, zresztą bardzo podobna do tej, którą usłyszałam w kuchni od jego matki. Przez jakieś pół roku udało mi się unikać ojca Olka. Nie widziałam jednak powodu, by nie spotykać się z jego mamą. Olek czasem ją do nas zapraszał. Pani Irenka zawsze była miła, prawiła mi komplementy, a kiedy dowiedziała się, że uwielbiam orzechy, przynosiła ciasta i ciasteczka orzechowe własnej roboty. Któregoś dnia zadzwoniła, żeby odwołać zaplanowane niedzielne spotkanie. Powiedziała, że boli ją noga. Olek skrzywił się na tę wiadomość, a ja, zaniepokojona, zaczęłam wypytywać, co się stało.
– Wie pani, że jestem masażystką – przypomniałam. – To może być naruszenie mięśnia albo ścięgna. Może bym przyszła i spróbowała rozmasować uraz?
– Och nie! – zaprotestowała odrobinę zbyt gwałtownie. – Nie fatyguj się, słonko. To pewnie tylko nadwyrężenie. Nie przychodź! Jak wydobrzeję, to do was wpadnę.
Z jednej strony odpowiadało mi, że nie muszę tam iść, bo nie miałam ochoty spotykać się z moim wrednym przyszłym teściem, z drugiej – było mi żal pani Irenki. Kiedy spotkałyśmy się ponownie, noga miała się dużo lepiej, ale za to bolała ją szyja. Nie skarżyła się, ale zauważyłam, że jakoś dziwnie sztywno trzyma głowę. Wyraźnie się speszyła, kiedy zapytałam, czy miała ostatnio jakiś uraz.
– Nie! Chyba mnie przewiało. Albo może za długo siedziałam przed telewizorem… To przejdzie, smaruję na noc maścią tygrysią.
Uważam, że maść tygrysia pomaga tylko czasami, natomiast solidny masaż leczniczy przynosi ulgę zawsze, więc zaczęłam ją namawiać, żeby dała mi rozmasować ból.
– Nie, kochanie, naprawdę nie trzeba! Zresztą, muszę już biec. Andrzej chciał buraczki dzisiaj do obiadu, a ja nawet ich jeszcze nie kupiłam!
Wyszła, czy raczej uciekła z naszego domu, krzywiąc się boleśnie przy zakładaniu palta. Zmarszczyłam brwi. To nie wyglądało na zwyczajny nerwoból… Chciałam porozmawiać z Olkiem o tym, czy jego mama często miewa takie bóle, ale potraktował temat z niechęcią.
– Każdego czasem coś boli. Mama niepotrzebnie zawraca ci głowę takimi rzeczami. Ja, jak boli mnie głowa, biorę tabletkę, a nie opowiadam o tym wszystkim wokoło.
Zamrugałam oczami, bo nie tego się po nim spodziewałam. Zdałam sobie sprawę, że nigdy wcześniej nie rozmawialiśmy poważnie o jego rodzicach czy dzieciństwie. Gdy o to pytałam, Olek zwykle zmieniał temat albo rzucał jakąś wymijającą uwagę. A kiedy chciałam coś z niego wyciągnąć, wręcz się denerwował, jak wtedy, kiedy powiedziałam, że nie polubiłam jego ojca.
Nie uniknęłam spotkania przy świątecznym stole
Zbliżały się święta i wiedziałam, że nie uniknę spotkania z ojcem Olka. Drżałam na samą myśl o tym, ale o dziwo, wszystko poszło dość gładko. Oczywiście przyszły teść przez cały wieczór na coś narzekał, coś krytykował i kogoś obrażał, ale na szczęście nie byłam to ja. Tym razem skupił się na jakiejś Bogu ducha winnej aktorce, której „nie powinno się już pokazywać, bo wygląda jak stary buldog” i programach typu talent show, które na pewno „są ustawione, bo wiadomo, że to wszystko dzieciaki i pociotki tych, co u góry siedzą”.
Pani Irenka znowu łagodnie się uśmiechała, dając mi wzrokiem znać, żebym nie traktowała wywodów jej męża poważnie, a Olek, pewnie dla świętego spokoju, udawał, że ma takie samo zdanie, jak ojciec.
Ja usłyszałam tylko, że powinnam sobie znaleźć pracę, która nie polega na „ugniataniu spoconych cielsk”, ale zanim zdążyłam odpowiedzieć, mama Olka oznajmiła, że potrzebuje mojej pomocy przy strucli.
– Lubię moją pracę – powiedziałam do niej w kuchni, wciąż wzburzona po uwadze przyszłego teścia. – To wcale nie jest tak…
– Kochanie, ja to wiem – szepnęła uspokajająco. – Andrzej gada, byle gadać, nie przejmuj się nim.
To już zaczynało mnie irytować. Dlaczego zarówno Olek, jak i jego matka odmawiali mi prawa do wyrażania swojego niezadowolenia z zachowania głowy domu? Dlaczego właściwie miałam się nim „nie przejmować”, skoro mnie otwarcie atakował i obrażał? Dlaczego nikt mu się nie przeciwstawiał, kiedy zatruwał atmosferę przy stole, a jego agresywne komentarze odbierały wszystkim apetyt i psuły humor?
Czułam jednak, że nie powinnam się w to mieszać. Pani Irenka wyglądała, jakby za wszelką cenę chciała zadowolić swojego męża tyrana. Miałam przeczucie, że gdybym ośmieliła się go skrytykować, to ona padłaby ofiarą jego gniewu. Bo, że się potrafił gniewać, zrozumiałam tuż po tamtej Wigilii.
Olek oznajmił mi któregoś wieczoru zdenerwowanym tonem, że wróci później, bo jedzie na chwilę do rodziców. „Chwila” trwała do pierwszej w nocy.
– Co się stało? – zapytałam zdenerwowana, kiedy wrócił. – Dlaczego nie odbierałeś moich telefonów?
– Bo wydzwaniałaś nie w porę! – cisnął się nieoczekiwanie. Wyglądał na bardzo zdenerwowanego. – Jak mówię, że mam sprawę rodzinną, to nie dzwoń co pięć minut, bo ojca to denerwuje!
Nie zrozumiałam go i poprosiłam o wyjaśnienia. Co dokładnie zrobiłam źle? Olek nieco się zreflektował, ale nie chciał mi powiedzieć, co tyle czasu robił u rodziców. Wyjaśnił tylko, że rodzice się pokłócili, a kiedy on tam przyjechał, tata dodatkowo się zdenerwował tym moim dzwonieniem, wyrwał mu telefon z ręki i cisnął nim o podłogę. Chwilę później patrzyłam w osłupieniu na rozbity wyświetlacz smartfona…
Wypychał mnie za drzwi, wyzywając od najgorszych
Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z panią Irenką. Zatelefonowałam do niej, ale odebrał mąż i warknął, że żona jest na bazarze. Kiedy zadzwoniłam trzy godziny później, była już podobno na mszy. Tyle, że ja się wychowałam przy kościele i świetnie wiedziałam, że o czternastej w dzień powszedni nie ma żadnych mszy świętych. Coś mi się w tym wszystkim nie podobało, więc wsiadłam w samochód i pojechałam pod dom rodziców narzeczonego. Mój przyszły teść kłamał. Jego żona była w domu. Widziałam jej cień za firanką, kiedy krzątała się po kuchni. Zadzwoniłam do drzwi. Oczywiście to on mi otworzył. Mój widok wyraźnie go zaskoczył. I to raczej niemiło.
– Co pani tu robi?! – zajazgotał, zastępując mi drogę. – Mówiłem, że…
– Chciałabym porozmawiać z panią Ireną – nie ustąpiłam. – Wiem, że jest w domu. O, dzień dobry pani, chciałam… – urwałam, kiedy zobaczyłam ją, jak wychodzi z kuchni. – Boże drogi, co się stało?!
– Uderzyła się o drzwi szafki – odpowiedział za nią pospiesznie mąż. – Przyszła pani w złym momencie. Bardzo proszę stąd…
Nie zamierzałam dać się wyrzucić. Zdałam sobie sprawę, że od dawna przeczuwałam coś takiego. Znałam to. Moja ciocia była ofiarą przemocy domowej. Jej mąż bił ją latami. Mama i babcia robiły wszystko, żeby ciocia się z nim rozwiodła, ale ona zawsze powtarzała, że przecież on nie jest złym człowiekiem. Że utrzymuje ją i dzieci, że tak naprawdę to wcale nie chciał jej uderzyć… To typowe zachowanie ofiary – jak wyczytałam w jednym piśmie w dziale psychologicznym. Ofiara przemocy domowej zazwyczaj kryje swojego oprawcę, umniejsza jego winy, stara się przekonać otoczenie, że nic złego się nie dzieje… Moja ciocia też bardzo często „wpadała na drzwi”, „uderzała się o szafki” albo „potykała o wykładzinę”. Tak nam, dzieciom, tłumaczyła swoje posiniaczone nogi i ręce, a często też krwiaki na twarzy.
– Widzicie, jaka ze mnie niezdara? – mówiła cichym, jakby nieobecnym głosem, pocierając strupy i siniaki.
Latami wypierałam to, czego byłam mimowolnym świadkiem jako dziecko. Ale na widok pani Irenki z zapuchniętymi oczami i rozbitą wargą, coś we mnie wstąpiło.
– Co on pani zrobił? – zawołałam, wychylając się, by widzieć ją zza potężnej sylwetki jej męża. – Pani Irenko! Co się stało?!
Znów on odpowiedział.
– Wynocha! – tym razem to było już agresywne warknięcie. – Nie obchodzi mnie, że dajesz mojemu synowi! Wynoś się stąd, pókim dobry! No już, wyp…laj!
Wulgarne słowo, zamiast mnie zastraszyć, tylko wyzwoliło falę adrenaliny. Mimo że gość był ode mnie dwa razy cięższy, odepchnęłam go i doskoczyłam do jego malutkiej żony o zapłakanych oczach.
– Musi się pani od niego wyprowadzić! – rzuciłam do niej. – Teraz! Ze mną! Proszę, niech pani jedzie do Olka i do mnie, może pani z nami mieszkać, dopóki…
W tym momencie mnie szarpnął. Jego ciężkie łapsko chwyciło mnie za bluzkę na plecach i poleciałam do tyłu. Jednocześnie wydzierał się na mnie, że mam się wynosić, i wyzywał mnie od najgorszych.
– Dzwonię na policję! – wrzasnęłam, odbijając się od boazerii. – Niech pan się natychmiast cofnie!
W potwornym zdenerwowaniu zaczęłam szukać telefonu w kieszeni, ale nie mogłam go odblokować. Agresor to wykorzystał i znowu mnie szarpnął, ciągnąc do wyjścia.
– Przestań! – rozległ się piskliwy głos i wielki facet stanął zdziwiony. – Dosyć tego! Zostaw tę dziewczynę!
Pani Irenka podbiegła do mnie i zaczęła błagać, żebym wyszła.
– Ja sobie poradzę, nie przejmuj się mną… – mówiła szybko. – To tylko tak wygląda, ale Andrzej już przeprosił… Nic mi nie jest, naprawdę. No, kochanie, idź już…
Przypomniałam sobie, jak kiedyś, jako dziecko, podsłuchałam rozmowę mamy i cioci, tej maltretowanej. Mama błagała ją, żeby odeszła od męża potwora, a ciotka jak zaklęcie powtarzała, że wszystko jest w porządku, że wszystko się ułoży. I że mama ma się nie przejmować. Ciocia umarła, kiedy miałam piętnaście lat. Trafiła do szpitala z ogromnym bólem brzucha. Zdiagnozowano u niej pęknięcie śledziony i silny krwotok wewnętrzny. Zanim straciła przytomność, potwierdziła to, co mówił mąż, który ją tam przywiózł. Że spadła z drabiny w ogródku, prosto na kosiarkę do trawy, w którą uderzyła się brzuchem.
Chociaż rodzice starali się trzymać nas, dzieci, od tego z daleka, wiedziałam, że wujek po śmierci żony na stole operacyjnym był przesłuchiwany przez policję. Wiedziałam też, że jego dorosłe już wtedy dzieci zerwały z nim wszelkie kontakty i tak pozostało do dziś. Ale to nie wróciło życia mojej cioci…
Wyszłam stamtąd i pojechałam prosto do pracy Olka. Wywołałam go na zewnątrz i roztrzęsionym głosem wyrzuciłam z siebie:
– Słuchaj, musimy zabrać twoją mamę od tego drania! Natychmiast!
A potem opowiedziałam mu, jak jego ojciec mnie zaatakował, kiedy zjawiłam się u nich w domu.
Jak syn może patrzeć na cierpienie własnej matki?
Byłam pewna, że narzeczony rzuci wszystko, wybiegnie z biura i pojedzie wydostać matkę ze szponów oprawcy. Zszokowało mnie więc, kiedy spytał zimnym tonem:
– Po jaką cholerę tam w ogóle jeździłaś?
– Co?! Martwiłam się o nią…
– Niepotrzebnie. Co ty w ogóle wiesz o moich rodzicach, że się wtrącasz w ich życie?! Moja matka żyje z moim ojcem trzydzieści parę lat, a tobie się wydaje, że możesz rozwalić ich małżeństwo, bo ci się nie podoba, jak żyją? Ojciec utrzymuje matkę od zawsze, nie pije, jest dobrym mężem.
– Olek… co ty mówisz?! – nie mogłam uwierzyć w to, co słyszałam.
– To jest dobre małżeństwo, nie rozumiesz tego? Chcesz wszystko zepsuć.
– Przecież on ją bije!
– Przesadzasz – bagatelizował. – To są zwykłe małżeńskie sprzeczki.
– Sama widziałam. Olek, to nie chodzi o ten jeden raz! Te jej bóle, ta sztywność karku… On jej to robił! Zaraz… ty o tym wiedziałeś, prawda? Boże jedyny…
Nagle zrozumiałam, że wszyscy wiedzieli. Tak jak w przypadku mojej świętej pamięci cioci. Wszyscy wiedzieli, ale nikt nie potrafił jej uratować. Nie można było na siłę zabrać ją od jej kata, aż ten kat dosłownie zatłukł ją na śmierć. A ona do ostatniego dnia życia go chroniła, nie przyznając się, co jej robił… Po tamtej rozmowie coś we mnie pękło. Olek powiedział mi, co robił noc wcześniej u rodziców. Starał się uspokoić ojca. Najgorsze było jednak to, że uważał, iż mu się udało. Uważał za sukces to, że ojciec tylko „trochę poszarpał matkę”.
– Ostatecznie nic wielkiego jej nie zrobił – powiedział mój narzeczony i zrozumiałam, że nie jest tym człowiekiem, którego pokochałam.
Nie mogłam być z kimś, kto bagatelizował przemoc. Oczywiście, znałam mechanizm rządzący psychiką ofiar, bo Olek w końcu też był ofiarą ojca. Ten mechanizm polega na wypieraniu i zaprzeczaniu temu, co się dzieje. Na umniejszaniu skali wyrządzanego zła. Na naiwnej wierze, że to był ostatni raz, i że wszystko będzie już dobrze. Ale Olek był dorosły. Silniejszy od ojca. Mógł stanąć w obronie matki. Nie, nie „mógł”. Miał obowiązek!
Zerwałam zaręczyny i wyprowadziłam się od niego. Nie był mi już bliski. Widziałam w nim tylko człowieka, który przymyka oczy na krzywdę własnej matki, bo tak mu wygodnie. Nie obchodziło mnie, że wiele osób robi dokładnie to samo, dlatego ofiary przemocy są tak straszliwie samotne i pozbawione wsparcia. Nie chciałam żyć z kimś takim.
Po rozstaniu zainteresowałam się pracą dla fundacji wspierającej ofiary przemocy domowej. Zostawiłam kilka wiadomości mamie Olka, powiedziałam, że może do mnie zadzwonić w każdej chwili. Każdego dnia miałam nadzieję, że kiedyś odbiorę od niej telefon. Ale ona wybrała milczenie. Od tamtych wydarzeń minęło już osiem lat. Dowiedziałam się, że ojciec Olka zmarł na zawał dwa lata po naszym rozstaniu. To okropne, ale ucieszyła mnie ta wiadomość. Pomyślałam wtedy, że jego żona wreszcie odzyskała spokój i poczucie bezpieczeństwa.
Dlaczego akurat teraz to wszystko wspominam? Ponieważ wczoraj do naszej fundacji wpłynęła prośba o pomoc. Pewna młoda kobieta prosi o prawnika, by mogła rozwieść się z mężem, który stosuje wobec niej przemoc psychiczną i finansową. Dziewczyna nie ma pieniędzy nawet na podpaski i szampon, a co dopiero na adwokata… Kiedy zobaczyłam na wniosku jej nazwisko oraz dane jej męża, aż zamarłam.
Wiedziałam, że Olek się ożenił. Ale dopiero teraz dowiedziałam się, że jest taki sam jak jego ojciec. Na szczęście jego żona przerwała milczenie, a już ja dopilnuję, żeby uzyskała wszelką możliwą pomoc.
Czytaj także:
„Moja 12-letnia córka była molestowana przez kolegę z klasy. Szkoła ignorowała jej cierpienie, była po stronie chłopaka”
„Kochałem swoją dziewczynę, ale wdałem się w romans ze starszą i urodziwą wdową, u której mieszkałem”
„Kochanek zostawił mnie i wrócił do żony. Kiedy jego syn potrzebował przeszczepu, poprosił mnie o zostanie dawcą”