„Moja 12-letnia córka była molestowana przez kolegę z klasy. Szkoła ignorowała jej cierpienie, była po stronie chłopaka”

Moja córka była molestowana w szkole fot. Adobe Stock, Africa Studio
Chłopcom puszcza się płazem wybryki, które w istocie są molestowaniem seksualnym, bo „to tylko dzieci” albo „chłopcy już tacy są”. Dziewczynkom wmawia się, że nie powinny się bronić, bo przecież „nic tak naprawdę ci nie zrobił”.
/ 15.11.2021 13:14
Moja córka była molestowana w szkole fot. Adobe Stock, Africa Studio

„To tylko dzieci”, „Chłopcy tacy już są”, „Głupie żarty”… Dyrektorka szkoły i nauczyciele bagatelizowali problem, a tymczasem moja córka cierpiała. I ja nie mogłam tego tak zostawić. Nie pozwolę krzywdzić mojego dziecka.

Skończyłam zmianę o dwudziestej drugiej pięćdziesiąt. Zostawiłam tramwaj w zajezdni i poszłam na przystanek, żeby złapać autobus nocny. Taka ironia losu: przez cały dzień kieruję tramwajem, którego trasa wiedzie koło mojego domu, ale żeby wrócić, muszę jechać naokoło autobusem.

– Nie śpisz jeszcze? – zapytałam córki, która w koszuli nocnej siedziała w kuchni. – Rano masz chyba test na pierwszej lekcji?

– Nie pójdę jutro do szkoły – oznajmiła i zobaczyłam po jej zapuchniętych oczach, że płakała. – Szukałam w internecie, rodzice mogą zmienić dziecku szkołę nawet w ciągu roku. Przepisz mnie, mamo, bo ja tam nigdy więcej już nie pójdę!

Bianka miała wtedy dwanaście lat

Była w szóstej klasie, bo poszła do szkoły jako sześciolatka. Obiecywano nam, że wszystkie dzieci będą z tego samego rocznika, ale w praktyce okazało się, że ponad połowa to jednak siedmiolatki. Nikt nie dostosowywał tempa pracy do młodszych dzieci, więc spędziłam dziesiątki godzin na odrabianiu zadań domowych z córką, żeby Bianka nadążała za kolegami i koleżankami.

Ale nie to było najgorsze. Córka, jako najmłodsza w klasie, bo jest urodzona w grudniu, słabo dawała sobie radę emocjonalnie. Starsze dziewczynki nie chciały się z nią przyjaźnić, a chłopcy jej dokuczali.

– Co się stało? – zmęczona usiadłam na taborecie.

Bianka wzruszyła tylko ramionami, wbiła załzawione spojrzenie w kuchenkę mikrofalową i przez chwilę milczała.

– Kuba z Igorem ciągle za mną łażą, mówiłam ci…

Faktycznie, wspominała, że dwóch chłopców z klasy, obecnie dojrzewających gwałtownie trzynastolatków ciągle rzuca pod jej adresem jakieś dwuznaczne uwagi.

– Dzisiaj Igor pokazywał mi o tak…

Wstała i zademonstrowała obsceniczny gest stosunku płciowego. Nabrałam głośno powietrza. Bianka opowiedziała więcej szczegółów z życia klasy. Mówiła, że chłopcy coraz śmielej zaczepiają dziewczynki, zwłaszcza te z młodszego rocznika.

Jeden na lekcji muzyki włożył sobie flet w spodnie i udawał, że ma erekcję, inny pytał dziewczynki, czy naprawdę mają w stanikach piersi, czy wkładają tam zwinięte skarpetki. Inni oczywiście ryczeli ze śmiechu i wrzeszczeli, że mogą to sprawdzić.

– To stado małp! – denerwowała się córka. – A nauczyciele, jak im o tym mówimy, to tylko powtarzają „chłopcy, tak nie wolno”, ale oni mają to gdzieś. Nie da się biegać do wychowawczyni na każdej przerwie, a oni nie chcą odpuścić! Ale Igor dzisiaj przegiął. Pokazał mi te ruchy i wrzeszczał z drugiego końca sali, że będziemy się bawili w mamę i tatę.

Moja córka łykała łzy, a mnie coraz bardziej skakało ciśnienie.

– Wszyscy rechotali, nawet niektóre dziewczyny się śmiały. Mamo, ja się zrobiłam czerwona i wybiegłam z klasy, a potem mnie pani od plastyki siłą przyprowadziła i było jeszcze gorzej! Nie chcę chodzić do szkoły! Nienawidzę tego palanta! I innych chłopaków też nienawidzę!

Było już dobrze po północy, kiedy wreszcie przekonałam ją, że musi iść na test z matematyki. A także na resztę lekcji.

Obiecałam jednak, że poruszę temat na zebraniu

Chciałam też pójść do szkolnego pedagoga poprosić o interwencję.

Następnego dnia chciałam zadzwonić do Bianki z trasy, ale zorientowałam się, że zostawiłam komórkę w zajezdni. Westchnęłam, bo miałam tam wrócić dopiero za prawie dwie godziny, a denerwowałam się o ten jej test. Bianka słabo wypadała na półrocze z matmy, a jeśli do tego ten chłopak znowu wytrąciłby ją z równowagi, mogła zawalić bardzo poważny sprawdzian.

Kiedy zjechałam z trasy i weszłam do kantorka dla motorniczych, odkryłam, że mam siedem nieodebranych połączeń. Cztery od Bianki, trzy z nieznanego numeru. Odsłuchałam pocztę głosową.

Mamo, zaraz ktoś do ciebie zadzwoni z sekretariatu i cię tu wezwą. Nie denerwuj się, ja się tylko broniłam! Przysięgam, nie chciałam nic zrobić Igorowi! Przyjedź szybko!”, „Mamo, dlaczego nie odbierasz?! Musisz tu przyjechać!”, „Mówi Irena S. zastępca dyrektora w szkole numer trzydzieści dwa. Bardzo proszę o pilny telefon i przyjazd do placówki. Pani córka zaatakowała innego ucznia”, „Mamo, jestem w sekretariacie. Odbierz mnie stąd!”.

Spojrzałam dookoła dzikim wzrokiem

Nie jestem pracownicą biurową, która w razie nagłej potrzeby może wyjść z pracy na kilka godzin. Kieruję tramwajem i nie ma mnie kto tak nagle zastąpić. Tramwaje mają sztywne rozkłady jazdy i żaden nie może wylecieć z kursu tylko dlatego, że motorniczego wzywają do szkoły dziecka…

Zadzwoniłam do dyrektorki szkoły i wyjaśniłam jej, że nie mogę opuścić stanowiska pracy. Jak zrozumiałam, moja córka nie była chora ani ranna, a sprawa wymagała jedynie wyjaśnienia.

– Proszę zatem przyjechać po lekcjach, my tu na panią zaczekamy – powiedziała pani dyrektor lodowatym głosem. – Sprawa jest poważna. Rodzice pobitego przez Biankę chłopca chcą zawiadomić o napaści policję. Bianka ma poważne problemy, więc może jednak uda się pani wyjść.

To brzmiało dość przerażająco. W końcu załatwiłam nagłe zastępstwo i dotarłam do szkoły. Weszłam do gabinetu dyrektorki i zobaczyłam moje dziecko skulone na krześle pod oknem, trzy kobiety z surowymi i zaaferowanymi minami oraz wąsatego, łysego mężczyznę z garniturze. Kiwnęłam głową wychowawczyni i dyrektorce.

Trzecią kobietą okazała się być nauczycielką angielskiego, a mężczyzną – ojciec poszkodowanego ucznia. Szybko przedstawiono mi, co się wydarzyło.

– Bianka i Igor posprzeczali się na lekcji angielskiego – zrelacjonowała nauczycielka. – On siedzi w ławce za nią. Słyszałam, że coś do siebie mówią i próbowałam ich uciszyć, ale…

Mówiłam, co on do mnie mówił! Mówiłam pani! Że chce mnie… – przerwała jej Bianka, ale zaraz ucichła pod karcącym spojrzeniem trzech przedstawicielek szkolnej władzy.

– Tak, Bianka zgłaszała mi, że Igor nieodpowiednio się do niej zwraca i poprosiłam go, żeby przestał – nauczycielka najwyraźniej była z siebie dumna. – Ale w pewnym momencie Bianka się odwróciła i uderzyła Igora książką w twarz! Poleciała mu krew z nosa, bałam się, że jest złamany…

Zapytałam, gdzie jest teraz Igor. Okazało się, że w pokoju pielęgniarki. Przekonano mnie, że młody człowiek był obolały i zszokowany po brutalnym ataku przeprowadzonym przez moją córkę i potrzebował spokoju.

– To ci nie ujdzie na sucho, pannico! – odezwał się wreszcie facet w garniturze. – Naruszyłaś nietykalność osobistą mojego syna! Na to jest paragraf! Dobrze, że pani wreszcie znalazła dla nas czas – to było skierowane do mnie i powiedziane z przekąsem – bo prawo wymaga, żeby przy przesłuchaniu osoby nieletniej był obecny jej opiekun prawny. Pani dyrektor, teraz wreszcie chciałbym wezwać policję! Ta dziewczyna odpowie za to, co zrobiła! Mój brat jest prawnikiem i już mi powiedział, że będzie się starał o załatwienie jej poprawczaka!

Czułam, że blednę

Kątem oka zobaczyłam, że Bianka też jest biała jak ściana i chyba bliska omdlenia. Jednocześnie zalała mnie fala wściekłości. O tym Igorku słyszałam od miesięcy, widywałam go czasem w szatni. Chłopak, długowłosy, zawsze w modnych ubraniach i butach, mógłby grać w rugby, taki był wysoki i umięśniony, pomimo swoich trzynastu lat.

Dzieciaki teraz szybciej dojrzewają. Ten najwyraźniej wsiadł w ekspres do dorosłości. A teraz leżał w gabinecie pielęgniarskim jako „ofiara pobicia” przez zaledwie czterdziestokilową, młodszą o rok dziewczynkę.

– Zanim pan wezwie policję, chcę usłyszeć, jaki był cały przebieg tego zdarzenia – powiedziałam, hamując gniew. – Od mojego dziecka.

Bianka wyprostowała się nagle. Przez chwilę walczyła z łzami, ale w końcu opowiedziała swoją wersję historii. Cóż, nieco różniła się od tego, którą przed chwilą usłyszałam. Według niej, Igor zwyczajnie ją molestował. Wszystko działo się na lekcji angielskiego, więc chłopaczysko wpadło na pomysł, że będzie rzucać do koleżanki teksty w obcym języku.

„I want f*** you” – powtarzał jej zza pleców.

„Chcę cię pie***yć” – chyba tak to należy przetłumaczyć na polski.

To było wulgarne i agresywne, ale Bianka na początku starała się go zignorować. Potem się odwróciła i syknęła, żeby dał jej spokój. Następnie zgłosiła sprawę nauczycielce, a ta wygłosiła sakramentalne „Igor, uspokój się”.

Chłopak czuł się bezkarny i dalej wyszeptywał obsceniczne uwagi za plecami Bianki.

– A w którymś momencie poczułam, że mnie dotyka na plecach… – mojej córce drżał głos, była bliska płaczu. – On… on… rozpiął mi stanik przez bluzkę… Wtedy nie wytrzymałam i walnęłam go podręcznikiem.

– I właśnie w tym momencie przesadziłaś, moja panno! – ryknął ojciec młodego prześladowcy. – Co innego utarczki słowne, a co innego czynna napaść! Pani dyrektor, czy wreszcie możemy wezwać policję? Chcę złożyć zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa.

Poczułam, jak krew uderza mi do głowy. Serce waliło mi jak szalone, omal nie rozsadziło klatki piersiowej. Furia, ogarnęła mnie najprawdziwsza furia.

– Nie, proszę państwa, to ja wezwę policję – oznajmiłam, wstając. – Zamierzam złożyć zawiadomienie o próbie gwałtu na nieletniej.

Wszyscy spojrzeli na mnie z otwartymi ustami. Wykorzystałam ich osłupienie i ciągnęłam.

– Pana syn – spojrzałam ostro na brzuchatego – kilkakrotnie groził mojej córce powtarzając, że chce odbyć z nią stosunek płciowy. Spodziewam się, że nie był zbyt dyskretny i słyszało to przynajmniej kilkoro uczniów. Zapewniam, że kiedy mój prawnik weźmie ich w obroty, nikt nie będzie krył pańskiego syna. Powiedzą, co usłyszeli. Jeśli trzeba, zlecę tłumaczenie przysięgłe, żeby było jasne, jaki zamiar wygłaszał Igor.

Zobaczyłam, jak dyrektorce drga lewa powieka, a ojciec chłopaka purpurowieje na twarzy. Ale ja dopiero się rozkręcałam…

– Potem zaatakował moją córkę i bez jej zgody rozpiął jej bieliznę. Na to także znajdą się świadkowie, pewnie widziała to połowa klasy. W mojej ocenie to się nie nazywa „utarczki” – tym razem rzuciłam zimne spojrzenie anglistce – tylko „molestowanie seksualne”. Gwałciciel także najpierw zrywa ofierze bieliznę, więc nie będzie problemu z kwalifikacją czynu…

– Zaraz, chwileczkę, przecież my mówimy o dzieciach… – to dyrektorka odzyskała mowę i próbowała załagodzić sytuację. – Po co takie ostre słowa? To tylko dzieci!

Niepotrzebnie to powiedziała. Kobiet-motorniczych jest niewiele, większość załogi to mężczyźni. Często prości faceci, wielu urodzonych przed rokiem siedemdziesiątym. Kiedy przyszłam do pracy, żarty o podtekście seksualnym były na porządku dziennym.

Panowie rzucali dwuznaczne uwagi pod adresem kobiet i rechotali ubawieni własnymi dowcipami. Wszystko skończyło się, kiedy zmienił się zarząd. Zrobiono nam szkolenie na temat molestowania seksualnego w miejscu pracy. Jednego motorniczego, pana Jurka z trzydziestoletnim stażem strasznie to ubawiło, czemu dał wyraz na głos, ogłaszając, co sądzi o kobietach, w szczególności o prowadzącej szkolenie.

Wszyscy się śmiali

Przestali, kiedy pan Jurek dostał wypowiedzenie w trybie dyscyplinarnym. Odszedł tuż przed emeryturą w atmosferze skandalu, bez premii i nagród. Dwuznaczne uwagi skończyły się jak nożem uciął. to właśnie z tamtego szkolenia zapamiętałam, że nasze społeczeństwo daje przyzwolenie na seksistowskie zachowania, a szczególnie zaniedbuje się edukację w tej materii dzieci.

Chłopcom puszcza się płazem wybryki, które w istocie są molestowaniem seksualnym, bo „to tylko dzieci” albo „chłopcy już tacy są”. Dziewczynkom wmawia się, że nie powinny się bronić, bo przecież „nic tak naprawdę ci nie zrobił”.

Te, które jednak się bronią, postrzegane są jako niegrzeczne i problematyczne. Nauczyciele i wychowawcy zwykle wolą zamieść problem pod dywan. To dlatego z tych chłopców wyrastają mężczyźni, którzy na głos komentują szczegóły anatomiczne koleżanek z pracy.

Tak, doskonale pamiętałam tamto szkolenie

A uwaga „to tylko dzieci” przypomniała mi, jakie błędy popełniamy jako społeczeństwo.

– Tak, to tylko dzieci – przytaknęłam z chłodną uprzejmością. – Dlatego należy je edukować i pokazywać, jak nie wolno się zachowywać. Gdyby któryś uczeń ukradł innemu telefon, potraktowałaby to pani poważnie, prawda? Więc ja potraktuję poważnie molestowanie seksualne. Wspomnę także prawnikowi, że szkoła nic nie zrobiła, żeby przeciwdziałać takim incydentom.

Trzy kobiety patrzyły na mnie jak wystraszone pieski preriowe. Ojciec Igora wyglądał, jakby był bliski udaru. Zaczął coś mówić, a potem krzyczeć. Obstawał przy tym, że to Bianka ma problem z agresją i „on to zgłosi komu trzeba”. A rozpięcie stanika nazwał „żartem” i „końskimi zalotami”, z których niby ja robię wielki problem.

– Tak? Więc niech pan teraz podejdzie do pani dyrektor i rozepnie jej biustonosz! – nie wytrzymałam. – No już! Na co pan czeka? Skoro to żart, to pośmiejmy się razem.

Dopiero w tym momencie poczułam, że wygrałam. Dyrektorka kazała przyprowadzić Igora, a potem przy nas wszystkich udzieliła mu nagany za to, co zrobił. Chłopak wyglądał na skołowanego, najwyraźniej sądził, że tatuś go skuteczniej wybroni. W zdenerwowaniu żuł kosmyk długich włosów.

Coś mówił, ale wpadłam mu w słowo i obiecałam solennie, że jeśli jeszcze raz odezwie się niepytany albo dotknie moją córkę, zawiadomię odpowiednie organy. Na koniec zażądałam, by szkoła zorganizowała uczniom szkolenie przeciwdziałające molestowaniu seksualnemu, chwyciłam Biankę za rękę i wyszłyśmy z gabinetu.

Nie musiałam zmieniać córce szkoły, ani nawet klasy

Dręczenie się skończyło, chociaż Bianka nadal nie miała w klasie przyjaciół. Machnęłyśmy jednak na to ręką, bo od września szła do gimnazjum. W nowej szkole „klasa jest spoko” jak mówi. Siedzi w ławce z chłopakiem, genialnym matematykiem, który został jej najlepszym przyjacielem.

Jak łatwo się domyślić, nie ma już problemów z matmą. Niedawno ktoś powiedział mi „dzień dobry” na przystanku. W pierwszej chwili nie rozpoznałam młodego, schludnie ostrzyżonego człowieka w białej koszuli i garniturowych spodniach.

Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że to Igor w wersji gimnazjalnej. Był z dziewczyną. Uśmiechnęłam się do siebie, bo miałam wrażenie, że mimo wszystko pomogłam temu chłopcu.

W domu ani w szkole nikt nie uczył go szacunku do kobiet i miał szansę wyrosnąć na rechoczącego, seksistowskiego prymitywa. Dzięki mnie może będzie kiedyś dobrym facetem, takim, jakiego chce mieć przy boku każda kobieta. Oby!

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA