„Terroryzowałem syna i kazałem mu łamać prawo, bo byłem przeświadczony o swojej racji. W końcu ojciec wie najlepiej!”

Terroryzowałem swojego syna fot. Adobe Stock, skif
„– Tato, czy mógłbyś nie mówić o mnie tak, jakby mnie tutaj nie było? – odezwał się w końcu mój syn. Już mu miałem odpowiedzieć, że aby zasłużyć sobie na moją uwagę, nie można być takim beztalenciem. Chyba ojciec lepiej wie, co może, a czego nie?!".
/ 04.06.2022 19:30
Terroryzowałem swojego syna fot. Adobe Stock, skif

– Czego was uczą na tym kursie? Ty nawet zaparkować nie umiesz! – ryknąłem, obserwując popisy mojego syna. – Jak ty chcesz zdać egzamin?

Paweł nie odezwał się słowem, wbijając wzrok w podłogę.

– Może niech weźmie jeszcze kilka lekcji? – zapytała moja żona.

– Jeszcze tego tylko brakowało! Nie będę im płacił za to, że nie nauczyli mojego syna prowadzić! On przecież nic nie umie! – znów podniosłem głos.

– Tato, czy mógłbyś nie mówić o mnie tak, jakby mnie tutaj nie było? – odezwał się w końcu mój syn.

Już mu miałem odpowiedzieć, że aby zasłużyć sobie na moją uwagę, nie można być takim beztalenciem, ale nie zdążyłem, bo nagle do głowy przyszedł mi pomysł.

– Jutro jest sobota, nie idę do pracy. Rano sobie pojeździmy – powiedziałem.

– No, i to jest fajny pomysł. Zabierz Pawła na przejażdżkę, pokaż mu wszystko na spokojnie – pokiwała głową moja żona, po czym zmieniła temat. – Co chcecie na kolację? Może naleśniki zrobię?

Paweł nie palił się do tego, by ze mną jechać, ale miałem dla niego niespodziankę.

Kazałem mu wsiąść za kółko

– A ty gdzie się ładujesz? – zapytałem, kiedy chciał się usadowić na siedzeniu pasażera. – Siadaj za kierownicą!

– Ale tato! Tak nie można. Ja jeszcze nie mam uprawnień – stwierdził.

Co za gadka? Czasami mój syn wydaje mi się strasznym sztywniakiem.

– Siadaj, mówię! Ze mną jedziesz, nic ci się nie stanie – zapewniłem.

– A jak nas zatrzyma policja? – Paweł był wyraźnie zdenerwowany.

– No to nas zatrzyma. I co? Za jazdę bez prawka grozi tylko mandat. Pięć stów.

– Dużo – westchnął mój syn.

Ale ja nie zamierzam płacić – roześmiałem się. – Synu, kiedy ty po raz ostatni w naszej okolicy widziałeś jakiś patrol?

– No, dawno. Nie pamiętam – odparł.

– No właśnie – uśmiechnąłem się. – Pojeździmy tylko sobie tutaj. Nauczysz się płynnie zmieniać biegi, parkować, zawracać i wrócimy do domu.

– No dobra… – w końcu zgodził się Paweł.

Chwilę potem wyjechaliśmy za bramę. Samochód trochę poskakał żabką, gdy syn zapalił silnik, ale przemilczałem to, uznając, że nie warto na samym początku syna denerwować. Lepiej, żeby się skupił na swojej jeździe.

– Całkiem dobrze – pochwaliłem go, gdy skręcił sprawnie w lewo.

Jechaliśmy powoli wąskimi uliczkami. Paweł poprawnie wykonywał wszelkie manewry, ale musiałem przyznać, że trochę mnie ta jazda nudziła. Włączyłem sobie radio.

– Tato, musisz? To mnie stresuje...

– Jedź i nie rozpraszaj się. A co ty sobie myślisz, że zawsze na drodze będzie pusto, tak jak teraz? A wyobraź sobie, że w korku jedziesz. Jeden trąbi, drugi wyprzedza bez sensu, z lewej i prawej strony pchają się motocykliści. Im także powiesz, żeby cię nie rozpraszali? – zapytałem.

– No nie! – odparł Paweł, kurczowo ściskając kierownicę.

– No właśnie. I przyspiesz trochę, bo wleczesz się jak stara baba.

– Nie mogę! Przecież tutaj jest ograniczenie do pięćdziesięciu, bo to teren zabudowany – zaoponował Paweł.

– Bzdura! Jest sobota, ósma rano! Ulica jest kompletnie pusta. Dociśnij gaz!

Paweł wcisnął pedał...

Silnik zawył i auto ruszyło z kopyta. Teraz jest dobrze, pomyślałem. Czarny ford mondeo pojawił się nie wiadomo skąd. Wyjechał nagle z prawej strony i  wpakował się nam pod koła! Nastąpił głuchy huk, a potem nastała cisza. W naszym aucie zgasł silnik. W fordzie także. Spojrzałem na syna. Był kompletnie blady.

– No i jak jechałeś? Przecież on miał pierwszeństwo – jęknąłem.

– Ale kazałeś mi przyspieszyć. Nie zdążyłem wyhamować – usłyszałem.

Bardziej zszokowany niż wściekły, wysiadłem z samochodu. Nasza astra wbiła się w bok forda dość głęboko.

– Prawie nowy samochód! Co pan narobił – lamentowała kobieta, która siedziała za kierownicą. – I co mój mąż teraz powie? – prawie się popłakała.

– Odda pani do lakiernika i po sprawie – próbowałem załagodzić sytuację. – Mam ubezpieczenie. Wszystko będzie dobrze – zapewniłem.

– Dzwonię na policję! – oświadczyła kobieta.

– Ale po co? – poczułem lekki niepokój. – Przecież nie mówię, że jestem bez winy. Spiszmy oświadczenie – zaproponowałem.

– Niczego nie będę spisywać – uparła się kobieta. – Potem się pan wycofa i co ja zrobię? Mam zapłacić za naprawę z własnej kieszeni?

– Zapłaci mój ubezpieczyciel – pokręciłem głową, ale ona już dzwoniła z komórki i prosiła o przysłanie patrolu.

W akcie desperacji próbowałem jej wyjaśnić sytuację i namówić, żeby poświadczyła, że to ja kierowałem autem. Ale ona zrobiła tylko wielkie oczy i pokręciła głową, że nie będzie kłamała. No to pięć stów poszło się rąbać, pomyślałem, jeszcze nie wiedząc, że to nie koniec kłopotów. Przez tę głupią babę muszę zapłacić nie tylko mandat za Pawła, ale jeszcze koszty naprawy jej samochodu. Okazało się bowiem – o czym nie miałem pojęcia – że kiedy samochód prowadzi osoba bez uprawnień, to ubezpieczenie nie pokrywa ewentualnych szkód. Zamiast dać lekcję synowi, sam ją odebrałem.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA