„Ten Wojtek to ma jednak szczęście. Jak można zrobić publicznie coś tak głupiego i wyjść z tego praktycznie bez szwanku?”

mężczyźni rozmawiają na schodach fot. Adobe Stock, loreanto
„Wszystko szło pięknie aż do tego dnia… Szef wymyślił jakąś wielką fetę z okazji 10-lecia firmy. Wynajął niezły lokal i zaprosił chyba ze sto osób – głównie z firm współpracujących z nami, ale też i paru oficjeli ze starostwa, ratusza, gazety. Krótko mówiąc, zebrała się cała lokalna śmietanka…”.
/ 28.04.2023 11:15
mężczyźni rozmawiają na schodach fot. Adobe Stock, loreanto

Jeszcze niedawno słyszałem o tym, jaką to świetną fuchę ma Wojtek, jak świetnie mu się wiedzie. Był dyspozytorem ruchu w prywatnej firmie transportowej i zgarniał niezłą kasę. Aż tu nagle rozniosło się po mieście, że z hukiem wyleciał z pracy. I to w atmosferze skandalu! Ponieważ znałem go od lat i spotykaliśmy się od czasu do czasu, postanowiłem wyjaśnić sprawę.

Udało mi się dodzwonić do niego i umówić na wieczór. Do pubu obaj przybyliśmy punktualnie. Od razu jednak ze zdziwieniem zauważyłem, że Wojtek jest w bardzo dobrym humorze.

A przecież dopiero co wyleciał z roboty!

– Cześć, chłopie! – rzuciłem na powitanie. – Co u ciebie? Bo dochodzą do mnie jakieś różne dziwne wieści…

– Ha! Rzeczywiście było trochę zamieszania i miałem problemy, ale to już przeszłość. Już wszystko w porządku.

– To świetnie. W takim razie powiedz mi, co się właściwie stało. Jakie zamieszanie? Za co wyleciałeś?

– To dłuższa historia, więc proponuję najpierw zamówić jakieś piwko i dopiero potem spokojnie pogadać.

Zarządziliśmy zatem po browarze, rozsiedliśmy się wygodnie i po chwili Wojtek zaczął opowieść:

– Jak pamiętasz, od pewnego czasu pracuję jako dyspozytor. Nie powiem, praca nerwowa i dość czasochłonna, ale forsa niezła, więc nie mogłem narzekać. Wszystko szło pięknie aż do tego dnia…

Szef wymyślił jakąś wielką fetę z okazji 10-lecia firmy. Wynajął niezły lokal i zaprosił chyba ze sto osób – głównie z firm współpracujących z nami, ale też i paru oficjeli ze starostwa, ratusza, gazety. Krótko mówiąc, zebrała się cała lokalna śmietanka…

Najpierw część oficjalna

Boss poględził trochę o swoich planach i marzeniach, sponsorowaniu czegoś tam, potem wystąpił burmistrz i zachwycał się przedsiębiorstwem, które zapewnia mieszkańcom tyle miejsc pracy, i tak dalej. Wystąpił jeszcze ktoś z gazety – tego już nie słuchałem, bo okazało się, że już można korzystać z bufetu.

Jak wiesz, w takich sytuacjach nie zasypiam gruszek w popiele. Strzeliłem dwie pięćdziesiątki pod coś na zimno, potem jeszcze jedną i pognałem do sali bankietowej, gdzie właśnie zaczynała się część mniej oficjalna przy stołach i na parkiecie. Ledwie się rozsiedliśmy, ledwo wychyliliśmy pierwszy toast, kiedy zapowiedziano główną atrakcję wieczoru – body sushi.

– Co takiego? – wtrąciłem zdziwiony.

– Nie słyszałeś o tym?

– Coś mi się obiło o uszy…

– W skrócie polega to na tym, że zjada się przystawki i inne potrawy bezpośrednio z nagiego ciała modelki. Albo z modela. To już zależy od... hmm… preferencji.

– A jak to u was wyglądało?

– Normalnie. Na stoliku wjechała dziewczyna „ubrana” tylko w te potrawki…

– I rzeczywiście była całkiem naga?

– No, miała na sobie jakieś stringi, ale to wszystko – wyjaśnił kumpel.

– Coś podobnego! Niezłe! I co dalej, mów! – nie kryłem zniecierpliwienia.

– Przygasły światła, wszyscy podnieśli się od stołu i do niej. Wyrwałem się jako jeden z pierwszych i przypadłem do tej dziewczyny, a ponieważ byłem już trochę ruszony, to zrobiłem to jakoś tak niedelikatnie i…

– I co?

– No i niechcący ugryzłem ją…

– Daj spokój! W co?

– Ach, lepiej nie mówić! W biust!

Parsknąłem śmiechem

Rzeczywiście to było coś nieprawdopodobnego – trochę komiczne, a trochę straszne. Wojtek kontynuował.

– Ale zrobiło się zamieszanie! Dziewczyna zapiszczała, podskoczyła, wyrżnęła mnie na odlew w gębę i poderwała się ze stołu. Wszystko się z niej posypało, a ona w nogi. Trzeba przyznać, zgrabna z niej bestyjka…Szef wściekły doleciał do mnie. Kazał mi się wynosić i nie pokazywać mu więcej na oczy.

Wtedy pomyślałem, że to już koniec. Żeby tak dać plamę! Taka złota robota, niełatwo znaleźć coś równie dobrego. Krótko mówiąc, byłem całkowicie załamany.

– Ale przecież mówiłeś, że…

– Pozwól mi dokończyć. No więc myślałem, że już po mnie. Przez dwa dni nie wychodziłem z domu i tankowałem. A tymczasem trzeciego dnia szef dzwoni do mnie i mówi, żebym natychmiast do niego przyjechał. Wyobrażasz sobie, jaki byłem zdziwiony?

Jadę, wchodzę do niego, a on z uśmiechem do mnie: „Wracaj do roboty. Odwołuję to, co powiedziałem na bankiecie. Wszystko zostaje po staremu”.

Okazało się, że ten incydent przysporzył firmie rozgłosu

– Szef uznał to za – może kontrowersyjną, ale niezłą – reklamę.

– Stary, jesteś dzieckiem szczęścia! A swoją drogą – co z tą dziewczyną? Coś jej się stało?

Nie, wszystko w porządku – nie jestem przecież piranią. Ta dziewczyna pracuje w agencji modelek. Zadzwoniłem do niej z przeprosinami, a w ramach rekompensaty zaprosiłem ją do dobrego lokalu. I w ten sposób ostatecznie ukręciłem łeb sprawie. Chociaż właściwie nie tylko, bo właśnie umówiłem się z nią na następne spotkanie.

Z wrażenia mowę mi odjęło. No bo naprawdę, żeby mieć takie szczęście…

Czytaj także:
„Mój syn wpadł w wir zarabiania pieniędzy i zapomniał o własnej żonie. Żyła sama w pałacu i powoli usychała"
„Zamiast pierścionka zaręczynowego, mój chłopak podarował mi świnię. Rodzice zamiast się cieszyć, załamywali ręce"
„Urocza ratowniczka bez reszty skradła moje serce. Musiałem znaleźć sposób, żeby ją poderwać, więc wymyśliłem genialny plan”

Redakcja poleca

REKLAMA