To nie było miłe rozstanie. Kiedy po kilku latach wspólnego mieszkania i emocjonalnego inwestowania w związek dowiadujesz się, że miałaś zmienniczki, a potem, pod twoją nieobecność, twój były ukochany wynosi z chaty wszystko, co miało jakąś większą wartość, można zwątpić w miłość, lojalność i podstawową ludzką przyzwoitość. Czułam to zwątpienie do głębi plus mnóstwo złości.
– Może i lepiej, że tak się stało, Magda. Przynajmniej jesteś wkurzona i masz siłę do działania, a nie leżysz z pudełkiem ciastek.
– I nie płaczesz, do upokorzenia dodając rozmazanie.
Tak, na przyjaciółki zawsze można liczyć. Anka i Bogna pocieszały mnie, jak umiały.
– Ja bym to zgłosiła na policję.
– Daj spokój. Policja umorzy sprawę z powodu małej szkodliwości czynu. Albo powiedzą, że skoro miał klucze, nie można mówić o kradzieży. Telewizor i wieża były w gruncie rzeczy stare, biżuteria tylko srebrna, rower używany… Niech się drań tym udławi. Dobrze, że laptopa wzięłam do pracy i nie zapomniałam telefonu. Bo gdyby moje dane poszły w świat, chyba bym go zatłukła. A tak… kopniak mu na drogę. Opijmy, że śmieci same się wyniosły, a tego zdradliwego, pazernego dziada nie ma już w moim życiu!
Potrzebowałam kilku solidnych drinków. Chciałam, żeby poprawiły mi humor, odrobinę zmiękczyły rzeczywistość. I tak się stało. Siedziałyśmy, objadałyśmy się pyszną pizzą, piłyśmy kolorowe drinki i śmiałyśmy się do rozpuku, bo… ile można wyć? Podobało mi się to. Nie chciałam być smutna i zawiedziona.
– Ej, mam pomysł! – Bogna podniosła ręce do góry, chcąc zwrócić naszą uwagę. – Słuchajcie! Zróbmy laleczkę voodoo! Wbijemy w nią szpilki i dziad sczeźnie! – darła się, przekrzykując muzykę, którą włączyłyśmy.
Sięgnęłam po szpilkę
Ponieważ byłyśmy już w bardzo wesołym nastroju, a alkohol zamroczył nam mózgi, obydwie z Anką przyklasnęłyśmy idei. Bo niby dlaczego nie? Głupia zabawa, ale zawsze zabawa, jeszcze więcej śmiechu. W dodatku będzie to takie symboliczne i ostateczne pożegnanie się z Rafałem.
– Dawaj te resztki świeczek, co to je trzymasz, żeby kiedyś przetopić na jedną dużą! – zarządziła Bogna.
Zdecydowanie za dobrze mnie znała. Fakt, szkoda mi było wyrzucić tych ogarków, więc czekały na swój czas.
– Dawaj, roztopimy je. Masz jeszcze coś po tej mendzie? Jakąś koszulę, gacie, cokolwiek? To musi być coś, czego używał, dotykał.
Cholera, ten gnojek chyba wszystko zabrał, gdy się stąd ewakuował w złodziejskim pośpiechu. Mógł coś przeoczyć? No jasne, brudne ubrania! Pognałam do łazienki. Nie miałam czasu zrobić prania w ciągu ostatnich trzech dni, a tam na bank była jego koszulka. Rzeczywiście, była. Ulepiłam figurkę z wosku i ubrałam ją w szmatkę wyciętą z koszulki mojego byłego.
– Przydałyby się jeszcze włosy… – marudziła Anka.
– Jakie włosy? Co ty bredzisz? Przecież on był łysy. Znaczy jest łysy – poprawiłam się. – Wciąż żyje.
– Jeszcze! – Bogna zachichotała.
– Wystarczy to, co mamy. No, dawaj szpilki. I jedziesz, maleńka!
Patrzyłam na woskową figurkę, a widziałam mojego ex. Myślałam o tym, ile razem przeżyliśmy. Jak byliśmy sobą zauroczeni na początku, jacy zakochani. Potem przyszła codzienność, gdy zamieszkaliśmy razem, ale mimo wszystko, przynajmniej z mojej strony, uczucie dalej się rozwijało. Kochałam go. Myślałam o nim bardzo poważnie i choć nie planowaliśmy ślubu, to jednak planowałam z nim życie.
Tych kilka lat obfitowało w mnóstwo pięknych, szczęśliwych chwil. Teraz zastanawiałam się, ile z nich było tylko zasłoną dymną dla jego zdrad. I kogo tak naprawdę zdradzał, bo może to ja byłam tą drugą albo i trzecią? Sięgnęłam po szpilkę i z całej siły wbiłam ją figurce w czoło.
– Zmień myślenie, chłopie, i nie krzywdź już więcej żadnej z nas – szepnęłam. Naprawdę tego chciałam. Dla mnie ten etap życia już się skończył, ale nie chciałam, by inne kobiety czuły się tak jak ja. By stały się nowymi ofiarami tego donżuana.
Sięgnęłam po następną szpilkę i wbiłam ją w serce figurki. No, w miejsce, w którym znajdowałoby się serce, gdyby woskowa lalka je miała.
– Miej serce i bierz pod uwagę, że swoim zachowaniem możesz ranić innych.
Trzecią szpilkę miałam ochotę wbić figurce między nogi, jednak…
– Okej, wystarczy mu na ten moment – Bogna odłożyła kukiełkę na stół i wręczyła mi wysoki kieliszek z kolorowym drinkiem. – Pij, bo nam się zaraz rozkleisz.
Żarty wymknęły się spoza kontroli
Telefon obudził mnie z samego rana. Podniosłam się, czując, że moja głowa waży tonę. Dzwonek uparcie brzęczał, więc sięgnęłam po komórkę.
– Dzień dobry, szpital wojewódzki, pani Magdalena B.?
Potwierdziłam mruknięciem.
– Jest pani wpisana jako kontakt „w razie wypadku” w telefonie pana Rafała S.. Miał w nocy atak serca.
– Słu… cham? – wyjąkałam.
– Jest u nas na oddziale, może pani przyjechać i się z nim zobaczyć. Bliższych informacji udzieli lekarz.
Zebrałam się i pojechałam do szpitala. Matko Boska… Serce i wylew do mózgu? Wczoraj wbijałam szpilki w laleczkę, która miała go symbolizować, właśnie w te miejsca. Czy to miało jakikolwiek związek z jego obecnym stanem? Czy ja mu zrobiłam realną krzywdę?!
Rafał był blady i nieszczęśliwy.
– Boże, Madzia… – szepnął na mój widok.
– No i jak się czujesz? – zapytałam niepewnie.
– Nawet, nawet. Lekarze mówią, że trafiłem do szpitala w odpowiednim czasie. Ale to straszne, że tuż po czterdziestce dzieją się takie rzeczy. Przecież ja jestem zdrowy, byłem…
Słuchałam jego biedolenia, bo czułam się winna. Gdy na dłuższą chwilę zamilkł, pożegnałam się.
– No to życzę ci dużo zdrowia, pa, trzymaj się!
Zmyłam się stamtąd i nie zamierzałam wracać, niemniej męczyło mnie to cały dzień. Nie dość, że miałam kaca, to jeszcze ciągle po głowie tłukło mi się pytanie, czy to możliwe, bym wywoła u Rafała tak poważne choroby. Przecież nie życzyłam mu śmierci, chciałam tylko, by przemyślał swoje zachowanie, by wykazywał się większą empatią… A może to przez szpilki?
Musiałam to sprawdzić
Nie umiałam przejść nad tym do porządku dziennego. To była tylko zabawa, a przy okazji odreagowanie stresu po rozstaniu. Taki trochę pijacki żart, a trochę rozliczenie się z kimś, kto mnie skrzywdził. I nagle Rafał doznaje urazu serca oraz głowy, czyli miejsc, w które wbiłam igły. Dokładnie tej samej nocy. Zbyt duży zbieg okoliczności jak na mój gust.
Mogłam się przekonać, czy to prawda, tylko w jeden sposób. Pojechałam do domu i usiadłam nad laleczką, której jeszcze nie wyrzuciłam, choć już wyciągnęłam z niej obydwie szpilki. Tak na wszelki wypadek. Nie chciałam być odpowiedzialna za kolejne ataki serca czy wylewy u byłego chłopa.
Siedziałam i wpatrywałam się w woskową pokrakę. Wahałam się. Sprawdzić, czy mogę za jej pomocą zrobić Rafałowi krzywdę? Czy odpuścić i żyć w niewiedzy? Z jednej strony, bałam się ryzykować. Z drugiej, nie znosiłam żyć w niepewności. No bo jakim cudem byłam w stanie coś takiego zrobić? Na odległość? Jak to zadziałało? Jakich potrzebowało myśli, działań, energii? Przecież to fascynujące! Przerażające, ale fascynujące…
Zrobiłam mu krzywdę
Wahałam się. Jeśli chciałam rzecz potwierdzić albo wykluczyć, musiałam ukłuć lalkę jeszcze raz. Tylko tym razem tak, by nie zrobić mu większej krzywdy, ale zarazem nie mieć wątpliwości, że to moja sprawka.
Nie umiałam tego zrobić. Nie potrafiłam świadomie zdecydować się na wyrządzenie komuś szkody, tylko po to, by się przekonać, czy jakieś tam szamańsko-pijackie voodoo działa. Zresztą miałam już dość zajmowania się Rafałem. To był koniec naszego związku, chciałam zostawić go za sobą i iść dalej.
Figurkę z wosku wyrzuciłam do śmieci.
– Dzień dobry, szpital wojewódzki… – odebrałam kolejny telefon. – Pan S. poprosił, by powiadomić panią w razie wypadku…
– Tak, wiem, miał atak serca i udar, ale ja już nie jestem…
– Nie, to było wczoraj. Dziś złamał rękę i nogę przy próbie zejścia z łóżka.
Nie no! To już nie moja wina. Wykluczone! Przecież wyrzuciłam figurkę do śmieci i nie wbiłam w nią żadnej igły. Zajrzałam do kosza. Figurka leżała na stosie obierek… z nadłamaną ręką i nogą. Zrobiło mi się słabo. Dosłownie, aż zakręciło mi się w głowie.
Woskowe alter ego
Wyciągnęłam szybko woskowego ludzika i umyłam pod bieżącą wodą. Miałam już tę swoją pewność, potwierdzoną eksperymentalnie. To jednak moja wina. Nieświadomie, ale znowu zrobiłam mu krzywdę. Po chwili ręka i noga znowu były przymocowane jak należy, jednak tak samo szybko nie wyleczą się rany na żywym człowieku.
Pytanie, co mam teraz zrobić z figurką? Nie wyrzucę jej do śmieci. Nie spuszczę w toalecie. Nie spalę. Strach pomyśleć, czym by to zaowocowało dla Rafała.
Umieściłam figurkę w plastikowym pudełku. Włożyłam jej tam ręcznik papierowy, żeby miała wygodnie i ciepło. Rozstałam się z Rafałem, ale o jego woskowe alter ego będę musiała dbać, pilnować tej głupiej kukiełki jak oka w głowie. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji, nie znałam też nikogo, kto byłby specjalistą od voodoo, żeby poprosić go o radę. Musiałam zdecydować sama.
Cholera, a jak się udusi? Nożyczkami zrobiłam dziurki w przykrywce i schowałam pudełko głęboko na dnie szafy. Bardzo chciałabym o nim zapomnieć, ale po prostu się nie da. Zawsze gdzieś z tyłu głowy będzie się gnieździć myśl o figurce z wosku. Nie wiem, jak wytłumaczyłabym to komuś, kto by ją znalazł. Powiedzieć prawdę? Komuś, kto ze mną zamieszka i będziemy na tyle blisko, by mógł grzebać mi w szafach? Albo weźmie mnie za wariatkę, albo zacznie się bać. Nie wiadomo, co gorsze. Muszę coś wymyślić.
Rafał w końcu wyszedł ze szpitala. Kości mu się zrosły, atak serca nie zostawił żadnych trwałych śladów. Całe szczęście, inaczej czułabym się tak winna, że jeszcze bym do palanta wróciła, by opiekować się nim do końca życia. O co zresztą prosił.
Czytaj także:
„Były odgrażał się, że pożałuję zerwania z nim. Okazało się, że próbował odprawiać przeciwko mnie jakieś czary”
„Matka nie zaakceptowała mojego narzeczonego. Chciała, żebym go rzuciła i zaczęła wysyłać mi anonimowe pogróżki”
„Mój mąż ma dwie miłości: mnie i morze. Muszę się godzić na wielomiesięczną rozłąkę, bo inaczej stracę go na zawsze”