„Były odgrażał się, że pożałuję zerwania z nim. Okazało się, że próbował odprawiać przeciwko mnie jakieś czary”

przestraszona kobieta fot. Adobe Stock
Zawsze uważałam się za osobę trzeźwo myślącą i twardo chodzącą po ziemi. Do dziś nie mogę więc uwierzyć w to, co mi się przydarzyło. A jednak...
/ 24.02.2021 11:37
przestraszona kobieta fot. Adobe Stock

Patrzył na mnie tak, jak wcześniej nigdy nie patrzył żaden mężczyzna. Bartek najpierw mnie oczarował, a potem... zaczarował. Dosłownie. I to tak, że omal nie przypłaciłam tego życiem.
Miałam nocny dyżur w pogotowiu, gdy karetka przywiozła ofiarę wypadku, młodego mężczyznę z kilkoma stłuczeniami i złamaną ręką. Kiedy zakładałam mu gips, nie spuszczał ze mnie wzroku.
– Jest pani aniołem – powiedział.
– Nie, proszę pana. Tylko lekarzem – odparłam sucho. Chłopak był przystojny i w moim typie, ale byłam w pracy, a on był moim pacjentem. Nie miałam ochoty ani czasu, żeby się wdawać w romanse.
– Doktor K. – przeczytał moje nazwisko na plakietce. – Jeszcze się spotkamy, zobaczy pani! – stwierdził z dziwną pewnością siebie.
– Zamierza pan znowu rzucić się pod jakieś auto? – roześmiałam się.
– Aż tak zdesperowany nie jestem, ale wspomni pani moje słowa.

Rzeczywiście, spotkaliśmy się. I to wcale nie przypadkiem.
– Pani doktor, ktoś do pani – usłyszałam podekscytowany głos pielęgniarki.
– Już nie przyjmuję, proszę powiedzieć, że za chwilę przyjdzie doktor Wojciechowski – poinformowałam, zbierając z biurka bloczki recept i pieczątki.
– Nie, to nie o to chodzi... – zaczęła tłumaczyć, ale w tej samej chwili drzwi otworzyły się szerzej i zobaczyłam ogromny bukiet kwiatów oraz jego ofiarodawcę.
– Ach, to pan – powiedziałam i od razu poczułam, że serce zabiło mi żywiej.
– Mówiłem, że się jeszcze zobaczymy, bo ja wierzę w przeznaczenie – odparł.

Bartek był wesołym, oczytanym chłopakiem z intrygującą, tajemniczą głębią w oczach, w której natychmiast utonęłam. Zaczęliśmy się spotykać.
– To nie ma sensu, żebyśmy utrzymywali dwa mieszkania – stwierdził już po kilku tygodniach. – Przeprowadzisz się do mnie, a twoje wynajmiemy.
– A może ty zamieszkaj ze mną, a twoje wynajmiemy? – zaproponowałam. Żal mi było mojej kawalerki.
– Ależ Kasiu, pomyśl sama, ja mam większe mieszkanie, w centrum, więc wszędzie blisko. A poza tym... Twoja kawalerka ma niedobre fluidy – zakończył szeptem.
– Co ma niedobre? – jęknęłam.
– Nie mówiłem ci wcześniej, ale dokładnie obejrzałem twoje mieszkanie i tam jest coś złego. Jakaś żyła wodna albo...
– Bartek, co ty pleciesz? – nie poznawałam go. – Jaka żyła wodna? Mnie się tam dobrze mieszka.
– Podziemne żyły wodne mają wpływ na organizm ludzki – zaczął tłumaczyć. – Na szczęście każdy człowiek ma swoje biopole, które go chroni przed ich szkodliwym działaniem. Gorzej, gdy organizm jest osłabiony albo żyły są szczególnie silne, a tak, wydaje mi się, jest w twoim mieszkaniu, rozumiesz?

Nie, nie rozumiałam, ale dla świętego spokoju pokiwałam głową. Każdy ma przecież jakieś dziwactwa. I tak zamieszkaliśmy u niego.
Wtedy dopiero spostrzegłam, że na półkach stoi mnóstwo książek o magii i innych zjawiskach nadprzyrodzonych, a w całym mieszkaniu pełno jest tajemniczych drobiazgów, których nie można było ruszać. Bartek jeździł nawet na jakieś spotkania klubowe, które zrzeszały ludzi o podobnych zainteresowaniach. Ja wierzyłam w medycynę, on w magię, ale dogadywaliśmy się i byliśmy szczęśliwi.

Po roku jednak coś się zepsuło. Zaczęło się od tego, że postanowiliśmy wyjechać na urlop do Turcji. Niestety, tydzień przed wyjazdem Bartek zaczął kręcić nosem, że to nie jest dobra pora, nie ta pełnia księżyca czy jakieś inne dyrdymały.
– Nie chcesz, to nie – powiedziałam wkurzona. – Ja jadę. Wycieczka zapłacona, mam urlop, chcę odpocząć.
– Źle robisz – patrzył na mnie tymi swoimi dziwnymi oczami. – Ja nie pojadę, a dla ciebie może się to źle skończyć.

Mimo wszystko pojechałam. Nic złego się nie stało, wróciłam opalona i wypoczęta.
– No i co? – śmiałam mu się w nos.
– Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni – wzruszył ramionami. – Co wieczór modliłem się za twój szczęśliwy powrót, mój duch czuwał nad tobą, dlatego wróciłaś zdrowa.
Pomyślałam wtedy, że Bartek czasami zachowuje się i mówi jak świr i że muszę pogadać o tym z moim kolegą psychiatrą. Może powinnam była to zrobić, bo z każdym dniem w naszym związku działo się coraz gorzej. Kłóciliśmy się o drobiazgi. Wszystko było uzależnione od pogody, fluidów, feng shui. Doszło do tego, że głupiego krzesła nie mogłam przestawić, bo Bartek wpadał w szał.
– Tak ma być! – krzyczał. – Przestaw to krzesło z powrotem, bo wprowadzasz złe moce do domu!
– Uspokój się – pukałam się w czoło. – Jesteś chory, to tylko krzesło – tłumaczyłam.
W końcu jednak nie wytrzymałam, spakowałam się i wróciłam do siebie.

Z Bartkiem zobaczyłam się jeszcze tylko raz, gdy przyszedł zabrać swoje drobiazgi. Przy wyjściu rzucił:
– Jak mogłaś mi to robić? Nie dałem ci pozwolenia, żebyś odeszła. Jeszcze mnie popamiętasz!
Szybko zamknęłam za nim drzwi, ale i tak przeszły mi ciarki po plecach. Nie czekałam długo na kłopoty. Najpierw miałam wypadek samochodowy, potem zalało mi mieszkanie, zaczęłam mieć silne bóle głowy, koszmarne sny, źle się czułam. Zrobiłam badania, ale nic niepokojącego w nich nie było.
– Jesteś po prostu przemęczona – orzekła koleżanka – lekarka, do której zwróciłam się o radę. – Weź sobie urlop, odpocznij. Znajdź jakiegoś mężczyznę...
– O nie, żadnych facetów! Po tym ostatnim jestem jeszcze chora – rzuciłam. Urlop jednak wzięłam, bo postanowiłam zrobić remont mieszkania.

Laleczkę całą nakłutą szpileczkami znalazłam pod materacem. W miejscu, gdzie powinna znajdować się buzia, była wycięta ze zdjęcia moja twarz.
– Bartek, ty draniu – wyszeptałam, bo od razu wiedziałam, że to jego sprawka. Musiał to podłożyć podczas ostatniej wizyty.

Nie wiedziałam co robić, w końcu znajoma poleciła mi specjalistkę od magii.
Przyjęła mnie bardzo miła pani. Opowiedziałam jej wszystko i pokazałam laleczkę. Kobieta wyraźnie się przestraszyła.
– Trzeba wszystko odczarować – stwierdziła. – Musi pani ją spalić i to zaraz.
Zrobiłam to i poprosiłam o wyjaśnienia.
– Widzi pani, są dwie magie, czarna i biała. O ile biała magia to po prostu dobro i harmonia, które jeśli są w nas, sprawiają, że wokół dzieją się magiczne rzeczy. One dzieją się same, bez zaklęć i rytuałów. Natomiast skutki uprawiania czarnej magii są zawsze tragiczne, nawet jeśli robimy to nieświadomie, albo choćby z przekonaniem, że nasze intencje są doskonale czyste. Nie tylko dlatego, że obciążamy się w ten sposób, ale też dlatego, że naruszamy boski porządek w świecie. W końcu sami padamy ofiarą własnych, nieprzemyślanych działań.
– Wszystkie nieszczęścia przytrafiały mi się więc przez tę laleczkę? To byłam ja, prawda? Bartek chciał mnie zniszczyć? – pytałam ją przerażona.

Wróżka pokiwała głową.
Odeszła pani od niego, a on chciał się zemścić. To niebezpieczny człowiek. Nie wie, że magią nie wolną się bawić, bo w końcu obróci się przeciwko niemu. Może pani iść, teraz wszystko będzie już dobrze.

I faktycznie, moje nieszczęścia skończyły się jak ręką odjął, poznałam też wartościowego człowieka, z którym planuję przyszłość. Trochę dręczył mnie niepokój, co będzie z Bartkiem i jego kolejną ofiarą, bo nie wątpiłam, że szybko znajdzie moją następczynię. "Przecież nie zamknę go z zakładzie dla umysłowo chorych" – myślałam. Los jednak rozwiązał sprawę sam. Mój były zginął w wypadku samochodowym. Podobno zasnął i wjechał na drzewo. Do dziś nie wiem, czy to przypadek, czy przeznaczenie?

Więcej prawdziwych historii:
„Mąż bił mnie tak, by nie było widać. Bałam się odejść lub komukolwiek o tym powiedzieć”
„Zazdrościłam przyjaciółce wszystkiego, ale najbardziej męża, który ją kochał. Próbowałam zniszczyć jej związek”
„Matka nie zaakceptowała mojego narzeczonego. Chciała, żebym go rzuciła i zaczęła wysyłać mi anonimowe pogróżki”

Redakcja poleca

REKLAMA