„Szukając miłości, tata trafił na sanatoryjną pijawkę. Łasy na kasę babsztyl zarzucił wędkę na jego portfel i serce”

Załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, Kurhan
„Nasze gołąbeczki spędzały ze sobą coraz więcej czasu. Chodziły do teatru, kina, do restauracji, jeździli na wycieczki. Mieli czas, nic ich w domu nie trzymało. Wysyłali nam piękne zdjęcia, a ja cieszyłam się, że tata w końcu zaczął korzystać z życia i odnalazł ukochaną”.
/ 03.08.2022 10:30
Załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, Kurhan

Mój tata był dla mnie jak strażak i superbohater w jednym. A zwłaszcza od czasu, kiedy mama od nas odeszła. Zakochała się i wybrała życie z innym mężczyzną, za granicą. Zniknęła z naszego domu i rodziny, kiedy miałam sześć lat i kończyłam zerówkę.

Nie było jej przy mnie, gdy szłam do pierwszej klasy, gdy kończyłam kolejne szkoły, gdy zdawałam maturę, wybierałam się na studia, gdy poznawałam miłość, zaręczałam się i wychodziłam za mąż. Za to był przy mnie mój tata. Niezawodny, na którego zawsze mogłam liczyć. Na pewno nie było mu łatwo wychować dziewczynkę, a ja, gdy dorastałam, nie ułatwiałam mu tego zadania, ale dał radę. Kochałam go i podziwiałam.

Zawsze trzymaliśmy się razem

Chciałam, by wiedział, że ma mnie. Jako córka nie mogłam skleić jego złamanego serca, ale starałam się, by czuł, że jest dla mnie najważniejszy na świecie. Kiedy dorosłam – także do założenia własnej rodziny – martwiłam się, że zostanie sam. Oczywiście nie dosłownie, zawsze będzie obecny w moim życiu, nie wyprowadzałam się przecież na koniec świata, tylko do innej dzielnicy. Ale wiadomo, że im więcej obowiązków – mąż, praca, a w niedalekiej przyszłości także dzieci – tym mniej czasu na wszystko inne.

Zaczęłam więc go namawiać, żeby może zapisał się do klubu seniora, w końcu był już na emeryturze, może by tam poznał kogoś sympatycznego, z kim mógłby spędzać czas. Może nawet udałoby mu się spotkać jakąś miłą, ciepłą panią, która umiałaby docenić jego walory. Cieszyłabym się, gdyby w jesieni życia nie był samotny, gdyby miał u swego boku kogoś kochanego i kochającego.

Tata długo wykręcał się, mówiąc, że nikogo nie potrzebuje, że wystarczy, jak my wpadniemy w weekend, a z czasem zaczniemy mu też przywozić wnuki. Ale nim te wnuki pojawiły się na świecie, udało mi się wreszcie wysłać go do sanatorium. Wrócił stamtąd rozanielony i… z panią Krysią.

– Wyobraź sobie, Kasiu – relacjonował mi przez telefon – że Krysia też jest z naszego miasta. Musieliśmy jechać taki kawał drogi, żeby się spotkać. Wpadnijcie w sobotę na ciasto, to się poznacie.

Oczywiście, że wpadliśmy na ciasto i na rekonesans. Ciekawość mnie zjadała. Pani Krysia okazała się sympatyczną kobitką, zabawną i żwawą, wpatrzoną w mojego tatę jak w obrazek. Nigdy nie założyła rodziny.

– A, jakoś tak wyszło – machnęła ręką na swojego pecha. – Jednego poznałam za wcześnie, bo on chciał już stabilizacji, a ja nie. Drugi zapowiadał się na alkoholika, więc go pogoniłam, trzeci wyjechał do pracy za granicę i się nam związek na odległość nie sprawdził, a potem… potem już się żaden sensowny kandydat nie pojawił.

No, zakochana para, aż miło popatrzeć! 

Bywa. Pracowała na poczcie i tam dorobiła się problemów z kręgosłupem. Trafiła do sanatorium, gdzie poznała Zbyszka, czyli mojego ojca. I widać było, że go polubiła, że on jest tym „sensownym kandydatem”. Co chwilę sobie żartobliwie dogadywali, dotykali się, jedno kończyło myśl drugiego… No, zakochana para, aż miło popatrzeć! Tata promieniał, więc ja też cieszyłam się jego szczęściem.

Nasze gołąbeczki spędzały ze sobą coraz więcej czasu. Chodziły do teatru, kina, do restauracji, jeździli na wycieczki. Mieli czas, nic ich w domu nie trzymało, więc czemu nie? Wysyłali nam piękne zdjęcia, które robili w rezerwatach przyrody, podczas historycznych pikników, w zamkach, które zwiedzali.

Zawsze przywozili nam jakiś drobiazg z takiej wyprawy, żeby nam nie było przykro, że oni się relaksują, a my musimy siedzieć w pracy. Urocze. Czysto egoistycznie cieszyłam się, że tata ma towarzystwo i opiekę, w razie czego, bo coraz poważniej myśleliśmy z mężem o dziecku. W ciąży, a potem z niemowlakiem u piersi, ciężko mi będzie kursować między dwoma domami. Dzięki pani Krysi mogłam trochę odpuścić i nie biec do taty niemal każdego dnia. Wszak był w dobrych rękach zakochanej w nim kobiety.

Dzięki nim uwierzyłam, że miłość faktycznie nie ma wieku. Krysieńka ciągle przynosiła swojemu Zbyniowi ciasteczka własnego wyrobu, na osłodę, bo jednocześnie namawiała go do zdrowszej diety i wyciągała na spacery z kijkami, żeby żył jak najdłużej i w jak najlepszej kondycji. Anioł nie kobieta. 

W sercu nic anielskiego nie miała…

Któregoś dnia, razem z innymi listami i reklamami, wyciągnęłam ze skrzynki taty wezwanie do zapłaty – z informacją, że zalega z czynszem za dwa miesiące. Srogo zdumiona, uznałam to za jakieś nieporozumienie, ale tata wyznał, że zapomniał zapłacić. Zapomniał?

– Nie martw się, załatwię to.

– Jeśli potrzebujesz pieniędzy… – zaczęłam odruchowo, choć ojciec, z emeryturą po latach pracy jako strażak, miał nie mniej pieniędzy, niż ja zarabiałam w korporacji.

– Raczej tabletek na pamięć! – roześmiał się. – Ech, głowa już nie ta, co kiedyś.

– W dodatku w chmurach… – też się uśmiechnęłam.

Sądziłam, że to incydent. Ot, zdarzyło się, po prostu zapomniał zrobić przelew. Więcej takiego wezwania w skrzynce nie znalazłam. Natomiast kilka miesięcy później zadzwoniła do mnie pani ze spółdzielni. Okazało się, że ojciec jednak nie płacił czynszu. Już od ponad pół roku.

Uprzejma pani poinformowała mnie, że wezwania są dostarczane do skrzynek lokatorów. Co oznaczało, że ojciec je wyjmował i chował albo niszczył, żebym się nie dowiedziała. Pani poprosiła o „interwencję rodzinną” i pokrycie zaległości, bo inaczej spółdzielnia będzie musiała rozpocząć procedurę windykacji długu. Zabrzmiało groźnie.

Czego się nie robi w imię miłości?

Tym razem był sam, więc zapytałam wprost, co się dzieje. Kręcił. Próbował się wykpić od odpowiedzi, ale czytałam w nim jak w otwartej księdze i nie dałam się zbyć. Przycisnęłam go i w końcu poznałam prawdę, od której aż się spociłam. Ojciec wziął ogromną pożyczkę.

Krysia nie miała męża, owszem, ale miała nieślubnego syna. I ten syn wpadł w kłopoty po uszy i potrzebował pieniędzy. Ona ich nie posiadała, a żaden bank nie chciał jej udzielić kredytu na taką sumę, biorąc pod uwagę wysokość jej emerytury. Pożyczkę wziął zatem mój ojciec, a Krysia miała ją spłacać. Z czego? Ano wzięłaby z czynszu, którego by nie musiała płacić, gdyby przeprowadziła się do „kochanego Zbynia”.

Jakby zacisnęli pasa i oszczędniej żyli, to z emerytury ojca spokojnie by się we dwoje utrzymali. W dwa-trzy lata Krysia spłaciłaby dług i wyszła na zero. Rozumiałam, że tata kochał Krysię, że chciał jej pomóc, dlatego wziął kredyt na swoje nazwisko i zaoferował jej dach nad głową.

Problem polegał na tym, że Krysia nie spłacała rat. Najpierw miała problem z wypowiedzeniem umowy najmu swojego mieszkania i musiała za nie płacić. Ojciec uiścił więc pierwszą i drugą ratę pożyczki. Potem odezwał jej się kręgosłup i musiała prywatnie chodzić na rehabilitację, bo na fundusz, wiadomo, człowiek zdąży umrzeć, zanim się doczeka.

Ojciec płacił więc kolejne raty, tyle że ich wysokość była absurdalna: ponad trzy tysiące złotych! Nie wystarczało mu więc na czynsz w spółdzielni. Nie opłacił też dwóch ostatnich rachunków za prąd.

Tata postarzał się o dekadę…

– A oszczędności? – spytałam.

Rozłożył bezradnie ręce.

– Rozeszły się.

– Na co?

– No wiesz… Na różności.

– Aha, no tak. Pewnie ty płaciłeś za te wszystkie wycieczki, knajpki, muzea, teatry…

– No ja. A co, kobieta miała płacić? – obruszył się. – Kasiu, ale najgorsze jest to, że Krysia zniknęła. Tydzień temu spakowała swoje rzeczy, gdy byłem u lekarza, i rozpłynęła się. Może coś jej się stało?

Miałam ochotę zapytać tatę: „To jest dla ciebie najgorsze w tym wszystkim? Naprawdę sądzisz, że ktoś ją porwał albo straciła pamięć?”. Ale był tak znękany, tak przybity, że ugryzłam się w język. Choć te podstępna baba pewnie nawet żadnego syna nie miała!

Razem z mężem spłaciliśmy dług taty w spółdzielni. Niestety, kredytu w banku nie dało się odkręcić, tym bardziej że ojciec nie miał pieniędzy, które bank mu pożyczył. Mógł iść z tym na policję, zgłosić wyłudzenie, ale ciągle się wahał.

– Taki wstyd… Stary, a głupi… – powtarzał.

– Ale dzięki temu, że przełkniesz ten wstyd, możesz ochronić innych naiwnych.

– Naprawdę myślisz, że ona… znowu to zrobi? Może… była w sytuacji bez wyjścia? Może się wstydzi i dlatego zniknęła?

– Tato… – jęknęłam. – Ty wciąż masz nadzieję, że ona wróci?!

Biedny tata. Trafił na cwaną, kutą na cztery nogi oszustkę, która polowała w sanatoriach na samotnych starszych panów i robiła to z takim wdziękiem, tak przekonująco udawała, że tata nadal na nią czekał, nadal był gotów jej wybaczyć. Podła małpa!

Wokół jest mnóstwo dobrych kobiet…

Gdy w końcu zrozumiał, że nie wróci, postrzał się o dekadę w jeden miesiąc. Pal sześć pieniądze, ale złamanego serca taty nigdy tej babie nie daruję. Tyle lat nie szukał nikogo na miejsce mojej matki, tyle lat dbał tylko o mnie, a gdy wreszcie odważył się pomyśleć o sobie, gdy komuś zaufał i zakochał się, jego wybranka okazała się wyrachowaną złodziejką bez serca. Bardzo sprytną, bo oszukała nas wszystkich – mnie też zwiodła uśmiechami i ćwierkaniem.

Też liczyłam na to, że tata odnalazł swoją drugą połówkę na jesień życia. Nie wiem, jak go pocieszyć. Mówię, że po prostu źle trafił, że pewnie nie jego jednego ta cała Krysiunia oszukała, o ile w ogóle tak ma na imię, ale to nie znaczy, że ma się poddawać.

Niby potakuje, ale widzę, jak zamknął się w sobie i nie chce wychodzić do ludzi, nawet do klubu seniora, by pograć z kolegami w szachy. Sama zgłosiłam sprawę na policję. A jeśli spotkam tę babę gdzieś na ulicy, to mogę mieć sprawę o napaść, bo do najbliższej komendy zaciągnę ją za te tlenione kudły.

Wzięła na cel i oskubała najlepszego człowieka, jakiego znam. Nigdy jej tego nie wybaczę. Pazerny, podły i bezduszny babsztyl!

Czytaj także:
„Całe życie poświęciłam pielęgnowaniu mamy i brata. Mam 70 lat, nigdy nie miałam przyjaciółki, męża ani żadnego hobby”
„Na drodze do serca Bożeny stanął mi... jej pies. Mały kundel dyktował własne warunki i terroryzował mnie na każdym kroku”
„Żona mojego klienta porzuciła go, zaliczyła romans z Włochem, a następnie wróciła z podkulonym ogonem. Było mi go żal”

Redakcja poleca

REKLAMA