„Na drodze do serca Bożeny stanął mi... jej pies. Mały kundel dyktował własne warunki i terroryzował mnie na każdym kroku”

Kobieta, która kocha swojego psa fot. Adobe Stock, PinkCoffee Studio
„Udało się, zaprosiła mnie do siebie. Dalszych trudności nie przewidywałem, dopóki nie spotkałem w progu rudego Bolka. Nie wyglądał na straumatyzowanego, raczej na rozpuszczonego. Rzucił się z piskiem i wyrzekaniem na Bognę, umiejętnie wpędzając ją w poczucie winy”.
/ 30.07.2022 18:30
Kobieta, która kocha swojego psa fot. Adobe Stock, PinkCoffee Studio

Cotygodniowe spotkania zespołu z kierownictwem nie budziły mojego entuzjazmu. W dodatku odbywały się w poniedziałek, chyba tylko po to, żeby mnie dobić. Wszedłem do małej salki nazywanej szumnie konferencyjną, znalazłem sobie wystarczająco oddalone krzesło i zagłębiłem się w zawartości telefonu, tracąc z oczu świat.

– Ale superlaska! – zachwycony głos Bogusia przywrócił mnie do rzeczywistości.

Podniosłem głowę i zamarłem. Lechu, nasz wiecznie głodny sukcesu szef, wchodził właśnie do sali w towarzystwie bardzo zgrabnej szatynki. Wyglądał na bardzo nią zajętego.

– Ładna dziewczyna – dorzucił z uznaniem Boguś.

– Taka sobie, nie ma się czym podniecać – odparła natychmiast Iza.

– Jestem innego zdania. Ciekawe, kto to – droczył się z nią Boguś.

Ucieszyłem się, jakbym dostał premię

Nie mogłem oderwać wzroku od dziewczyny, którą obgadywali. Zastanawiałem się, kim jest i co tutaj robi. Lechu skakał koło niej jak pajac na sznurku, więc założyłem, że kobieta stoi znacznie wyżej od niego w hierarchii, Lechu nie zwykł spoufalać się ze zwykłymi pracownikami.

– Pozwólcie, że wam przedstawię Bognę – nagle podniósł głos, czemu towarzyszyła wzniesiona władczo dłoń. – Mamy szczęście, że zgodziła się dołączyć do naszego zespołu, jestem pewien, że będzie nam razem dobrze.

– Fiuu – Boguś cichutko gwizdnął przez zęby. – Ale wzięło pajaca, podrywa ją na oczach wszystkich.

– Przegina – zgodziła się Iza, a mnie z gniewu aż podniosło. Bogna wyglądała na speszoną, na pewno nie podobały jej się słowne obmacywanki szefa.

– Czy ja dobrze słyszę? Ona ma być jedną z nas? To po co Lechu tak ją obskakuje?

– Ładna jest, pewnie myśli, że coś wyskacze – zachichotał Boguś.

Nie spodobało mi się to.

– Witamy w zespole – podniosłem się gwałtownie i szurnąłem wolnym krzesłem. – Skoro mamy razem pracować, powinnaś do nas dołączyć.

Bogna oderwała się od zaborczego Lecha i usiadła między mną a Izą. Szefunio odprowadził ją zawiedzionym wzrokiem.

– Dzięki – szepnęła z ulgą.

– Nie ma za co, w zamian biegasz po kawę – wygłupiłem się. Jak mi zależy, żeby dobrze wypaść, zawsze muszę coś schrzanić.

Bogna udała, że nie słyszy, nasz Lechu opanował się i zaczął cotygodniowy napuszony monolog, więc udaliśmy, że skupiamy się na tym, co mówi. Przez cały czas zerkałem na dziewczynę, aż wreszcie zostałem przyłapany, nasze spojrzenia skrzyżowały się. Odwróciłem szybko wzrok, ale zauważyłem, że się uśmiechnęła. Ucieszyłem się, jakbym dostał premię. Bogna była super, chciałem, żeby uważała mnie za fajnego faceta.

Chciałem znaleźć z nią wspólny język

Pod koniec pracy zaproponowałem, że podwiozę ją do domu. Odmówiła.

– Śpieszę się, Boluś na mnie czeka – wyjaśniła. – Na ulicach są korki, tramwajem będzie szybciej.

– Masz rację – zgodziłem się i poszedłem z nią na przystanek, porzucając własny samochód. To był pierwszy, ale nie ostatni sygnał, że Bogna padła mi na mózg.

– Kim jest Boluś? – stanąłem tak, żeby odgrodzić ją od czekających na tramwaj ludzi.

– To mój pies.

– Uwielbiam psy.

To była prawda, rozmaite mieszańce towarzyszyły mi od dzieciństwa, mocno wpijając się w serce. Po niejednym skrycie płakałem, wiem, jak boli rozstanie z przyjacielem.

– Jestem psiarzem do szpiku kości, chwilowo samotnym – powiedziałem z naciskiem. – Ale jak będę miał warunki, natychmiast w moim domu pojawi się pies.

Bogna spojrzała na mnie ciepło. Czułem, że zapunktowałem, w dodatku wcale nie musiałem kłamać.

– Czuję, że Boluś by cię polubił. Oswajam go z ludźmi, żeby pozbył się traumy ze schroniska, ale to żmudny proces.

– Jeśli chcesz, mogę posłużyć za pozoranta – ofiarowałem się.

Udało się, zaprosiła mnie do siebie. Dalszych trudności nie przewidywałem, dopóki nie spotkałem w progu rudego Bolka. Nie wyglądał na straumatyzowanego, raczej na rozpuszczonego. Rzucił się z piskiem i wyrzekaniem na Bognę, umiejętnie wpędzając ją w poczucie winy.

– Biedny piesek, musiał siedzieć sam, zaraz pójdziemy na spacerek – Bogna wzięła go na ręce i przytuliła policzek do rudego pyszczka.

Bolek zamknął z zadowoleniem oczy, wyglądał tak miło, że zwiedziony słodkim obrazkiem wyciągnąłem rękę, by go pogłaskać, a on błyskawicznie uciął mnie w palec. Zrobił to z wielką wprawą, która świadczyła o dużej praktyce. Jak on był nieszczęśliwym pieseczkiem ze schroniska, to ja nadawałem się na kierowcę Formuły 1.

Bogna bardzo przejęła się raną, jaką mi zadał, i zajęła się mną, co nie spodobało się Bolkowi. Patrzył na mnie zimno, kiedy naklejała mi plaster.

– Planuje zemstę, zobacz, jaką ma minę – zaśmiałem się, wskazując jamnika.

Podobał mi się, miał charakter

Bogna odwróciła się i spojrzała na pieska. W tej samej chwili w Bolku nastąpiła magiczna przemiana, jakby roztopił się pod jej wzrokiem, a w jego oczach pojawiła się niema prośba.

– Spacer! – Bogna zrozumiała telepatyczny sygnał.

Pies podjął szalony taniec merdaniec, ja zachowałem spokój, ale poczułem się zaproszony. Rudy nie mógł mi w tym przeszkodzić, nie miał nic do gadania. Podobał mi się, miał charakter. Widać było, że łatwo nie ustąpi, będzie strzegł swojej własności, czyli Bogny. Widywałem takie pieski i uważałem, że łatwo sobie z nim poradzę.

Dziesiąty raz okrążaliśmy park, nieustannie rozmawiając. Dowiedziałem się, że Bogna zerwała niedawno z chłopakiem i zrobiła sobie przerwę w związkach, by zastanowić się nad sobą. Byłem gotów zgodzić się ze wszystkim, co mówiła, bo i tak wiedziałem, że będziemy razem. Padło mi na mózg i wszystkie inne organy, nie widziałem innego wyjścia. Tak musiało być.

Od tej pory często odwiedzałem Bognę, przecież byłem przyjacielem, który pomaga jej socjalizować trudnego psa. Dziewczyna chyba mnie polubiła, za to Bolek robił co mógł, żeby zniechęcić konkurenta do bywania na jego terytorium. Nauczyłem się, że gdy siedział u Bogny na kolanach, miejsce obok było chronione.

Jeśli usiadłem na tej samej kanapie, skakał jak atakująca kobra, celując we mnie ostrymi zębami. Nie bałem się go, ale po kilku starciach, oklejony plastrami, zacząłem wyglądać jak niewinna ofiara sadysty, więc nauczyłem się siadać na krześle. To było pierwsze zwycięstwo Bolka, potem nazbierało się ich więcej.

Jamnik ustalał własne zasady, szybko uznał, że nie wolno mi bywać w łazience. Gość zamykający się w wucecie jest z zasady podejrzany, może ukraść mydło albo ręcznik. Bolo zasadzał się na mnie pod drzwiami i czekał.

Jak tylko wychodziłem, wpijał mi się w łydkę, a zapewniam, że nie żartował. Bogna przybiegała na ratunek, co stawiało mnie w dziwnym świetle. Dawałem sobie dmuchać w kaszę małemu pieskowi, w dodatku polem walki był przybytek, o którym wolałem nie mówić.

Jak to wyglądało w oczach dziewczyny?!

Bolek triumfował, ja traciłem nerwy i naklejałem kolejny plaster. Z każdym dniem mocniej czułem, że przestaję lubić psy, szczególnie małe, rude i podobne do wrednego Bolka. Tymczasem w pracy drogi Lechu przypuścił regularny szturm na Bognę.

Dziewczyna torpedowała jego umizgi, nie dając mu powodów, by sądził, że jest nim zainteresowana. Lechu jednak z zasady uważał się za króla życia i osobę pożądaną, nie przychodziło mu do głowy, że ktoś może mu odmówić. Poza tym był szefem, Bogna bała się powiedzieć wprost, co o nim myśli, Lechu, gdyby chciał, mógł utrudnić jej życie. Miałem to na uwadze i patrzyłem na jego konkury bezsilnie, czując wzrastającą chęć, by dać Lechowi w mordę.

– Ten dzień nadejdzie – syczałem do kolegów. – Trzymajcie mnie, bo nie zdzierżę.

Temat Lecha sam wypłynął, gdy tradycyjnie odwoziłem Bognę do domu. Tramwajem, oczywiście. Dziewczyna wyrzuciła z siebie nagromadzoną frustrację.

– Będę musiała się zwolnić, zanim Lechu przekroczy granicę – powiedziała z rezygnacją. – Szkoda, lubię tę pracę i ludzi.

– Przecież to nie ty musisz uważać, tylko on! – wybuchnąłem.

Spojrzała na mnie z politowaniem.

– Na jakim ty świecie żyjesz? Tacy jak on są bezkarni, przecież nic złego nie robią. Lepkie słowa i gesty nikogo nie rażą, wykorzystywanie pozycji zawodowej jest tolerowane. Żeby tylko to! Jestem przekonana, że na korytarzach już się szepcze, jak to próbuję załatwić sobie awans przez łóżko. Dziewczyna zawsze jest winna, nie ma przebacz.

Jechaliśmy w milczeniu, wysiadłem na jej przystanku, chociaż mnie nie zapraszała. Zabraliśmy Bolka na spacer, Bogna szła ze zwieszoną głową, ja myślałem, jak jej pomóc. Na psa wyjątkowo nie zwracaliśmy uwagi, i wtedy w aroganckim Bolku zaszła przemiana.

Chyba poczuł się niezaopiekowany, bo posmutniał, spuścił głowę i przestał interesować się otoczeniem, koncentrując się na pilnowaniu moich nóg. Nie Bogny, tylko właśnie moich. Zauważyłem to, kiedy o mało się o niego nie potknąłem. Odebrał to jako niezasłużony kopniak od losu i jeszcze bardziej spokorniał.

W końcu spokorniał 

Schyliłem się i zdecydowanie podniosłem go z ziemi. Bez sprzeciwu ułożył się w zgięciu łokcia, zadowolony, że znalazł takie bezpieczne schronienie.

– Nie ugryzł cię – Bogna nie mogła uwierzyć w to, co widzi.

– Chyba wyczuł twoje przygnębienie i się dopasował.

– Był taki, kiedy zabrałam go ze schroniska. A teraz chyba uznał, że poszuka u ciebie oparcia.

– Mądry piesek – pochwaliłem Bolka i zdziwiłem się, że kłamstwo mnie nie zadławiło. Jednocześnie drugą ręką przygarnąłem Bognę. Nie uchyliła się, mocno przywarła do mojego boku.

– Jeszcze nie wiem jak, ale pomogę ci z Lechem – obiecałem.

Jamnik uważnie nasłuchiwał, jakby rozumiał każde słowo.

– A ty, Bolek, przemyśl swoje postępowanie – zwróciłem się do niego – Atakujesz niewłaściwego wroga, powinieneś zająć się Lechem, który zatruwa życie twojej pani.

Bolek zamerdał ogonem, poweselał i kazał postawić się na ziemi. Po czym pobiegł w krzaki i zniknął nam z oczu.

Stałem się codziennym gościem u Bogny

Nie byliśmy jeszcze parą, ale nie traciłem nadziei, że niedługo tak się stanie. Bolek zaprzestał wrogich podchodów, nie mógł sobie tylko odmówić czatowania pod łazienką i warczenia, ilekroć otwierałem jego lodówkę. Pewnego dnia poszedłem na ochotnika do sklepu po pieczywo, którego było za mało do kolacji. Kiedy wróciłem, okazało się, że Bogna ma niechcianego gościa.

– Witaj Lechu, co za niespodziewana wizyta – powiedziałem, wchodząc do pokoju.

Odwrócił się zaskoczony, nie zdjął kurtki, widać Bogna mu tego nie zaproponowała.

– Nie wiedziałem, że cię tu zastanę – powiedział nieprzychylnie. – Troje to już tłum, a my z Bogną chcielibyśmy spędzić miły wieczór.

– Nie wiem, skąd ci to przyszło do głowy, przeginasz, Lechu – powiedziała Bogna.

– Nie zaprosisz mnie, żebym usiadł? – rozwalił się na kanapie, spędzając z niej Bolka. Psiak zeskoczył pokornie, kuląc się pod moim wzrokiem. Co za tchórz, pomyślałem. Mnie miał odwagę gryźć, ale na widok Lecha podkulił ogon.

– Spadaj, Lechu – zaproponowałem, robiąc krok naprzód. – Bogna powiedziała, co myśli o twojej obecności. Nie nachodzi się kobiet, wykorzystując pozycję zawodową.

– Co ty nie powiesz… – Lechu zaczął się rozkręcać, ale nagle przerwał i zrobił dziwną minę. Szybko wstał i dotknął ręką spodni. Potem spojrzał na kanapę, na jasnym obiciu rozlewała się wielka, mokra plama.

– Bolek nasikał, zanim wpuścił cię na sofę – zauważyłem. – Dobry z niego piesek.

W jamnika nagle wstąpił bojowy duch, rozszczekał się, markując atak na łydki Lecha. Nadal się bał tego człowieka, ale doceniłem starania, robił, co było w jego mocy.

– Pójdziesz, ty…! – Lechu chciał kopnąć psa i to było ostatnie, co zrobił. Wyniosłem go za kołnierz na schody, a Bogna wyrzuciła za nim jego modną aktówkę.

– No to koniec, nie mamy czego szukać w firmie – powiedziała i zaczęła się śmiać.

Przytuliłem ją, ciesząc się chwilą

W nosie miałem Lecha i to, że za chwile będę szukał pracy. Zdobyłem Bognę i tylko to się liczyło. Rano rzuciliśmy na biurko Lecha wymówienia, chęć zwolnienia uzasadniając niewłaściwym i dokładnie opisanym zachowaniem szefa.

– To tylko kopie, właściwe dokumenty leżą w kadrach – uprzedziłem go, widząc, że zamierza podrzeć nasze wymówienia.

– Nie uda się wam mnie oczernić! – krzyknął, ale zaraz się opanował.

Do końca dnia trwały negocjacje, byliśmy z Bogną proszeni o wycofanie wymówień, ale żadne z nas nie miało zamiaru tego robić. Odeszliśmy z firmy, a Lechu został. O ile wiem, nie poniósł żadnych konsekwencji i jest nawet bardziej bezczelny niż kiedyś.

– Jakie to szczęście, że nie muszę już na niego patrzeć. I że mam was – powiedziała Bogna, kiedy przyniosłem jej najświeższe plotki z dawnego miejsca pracy.

Bolek zamerdał ogonem, opierając się o moją nogę. Od niedawna okazuje mi cieplejsze uczucia, chyba zrozumiał, że jesteśmy rodziną. Teraz szykujemy się do Świąt Wielkanocnych i wciąż się zastanawiamy, czy pozwolić Bolusiowi nieść w pysku koszyk ze święconką. A jak go nie przypilnujemy i zeżre kiełbasę?

Czytaj także:
„Chciałem zorganizować perfekcyjne zaręczyny i prawie straciłem szansę. Zrozumiałem, że nie liczy się gdzie, tylko z kim”
„Moje koleżanki to rozpieszczone królewny. Nie znają prawdziwych problemów, narzekają na drobnostki i robią z nich dramaty”
„Mama traktowała mnie jak dziecko, bo żyłam z dnia na dzień. Wzięłam się za siebie, by udowodnić jej, że się myli”

Redakcja poleca

REKLAMA