„Tata obiecał mamie podróż poślubną, ale zawsze były ważniejsze sprawy. Teraz taty już nie ma, a mama wciąż tęskni za morzem”

starsza pani nad morzem fot. Adobe Stock, Krakenimages.com
„Dzień przed wyjazdem powiedziałyśmy mamie, że mamy szkolenie i chciałybyśmy, żeby pojechała z nami, bo nasi mężowie nie mogą zostać z dziećmi, więc musimy je wziąć ze sobą… a ktoś musi się w trakcie szkolenia nimi zająć. To było bardzo grubymi nićmi szyte, ale mama łyknęła. Spakowała walizkę i ruszyła z nami przekonana, że jedziemy na dworzec”.
/ 28.11.2022 16:30
starsza pani nad morzem fot. Adobe Stock, Krakenimages.com

Gdzie jest sól? – zapytałam, zaglądając do szafki.

– Dopiero się wyprowadziłaś, a już nie pamiętasz? – zaśmiała się mama i podała mi ją z szuflady.

– Dzięki. Nie tak dopiero. Siedem lat temu – odparłam.

– Poważnie? Mnie to już chyba czas leci szybciej. To niemożliwe.

– Nie? Przecież Oluś ma już pięć – zaśmiałam się, a moja mama pokręciła głową z niedowierzaniem.

Przez dłuższą chwilę spoglądała zadumana przez okno.

– O czym tak myślisz? – zapytałam.

– Ach, wpędziłaś mnie w sentymenty. Przypomniało mi się, jak tata mi obiecał podróż poślubną nad morze, a później z roku na rok pojawiały się wciąż inne plany. To dzieci, to remont, to komunie. A później choroba… no i nie pojechaliśmy.

– Nigdy? Nie byliście nigdy razem na wakacjach?

– No, byliśmy. Z wami w górach i raz w Krakowie. Nie pamiętasz?

– Pamiętam. Ale chodziło mi o to morze.

Mama pokręciła przecząco głową. Zrobiło mi się przykro. Wiedziałam, że mama nigdy nie narzekała i była zawsze pełna optymizmu, ale teraz poczułam, że nosi jednak w sobie jakieś poczucie straty.

Mój mąż wpadł na znakomity pomysł

Mama szybko zmieniła temat, ale mnie to wciąż chodziło po głowie. Kiedy więc wróciłam do domu, opowiedziałam o wszystkim mężowi.

– Nigdy nie była nad morzem? – zdziwił się Marek.

– No, nigdy. Smutne, co? – powiedziałam zamyślona.

My sami byliśmy nad morzem już parokrotnie. Nawet z Olkiem! 

– To może byście ją z Moniką zabrały? – rzucił od niechcenia, a mnie oświeciło.

– No pewnie! To świetny pomysł! Czemu sama na to nie wpadłam?!

– Bo od świetnych pomysłów masz mnie – odparł z dumą, a ja spojrzałam na niego rozbawiona.

– Może i był świetny, ale nie musisz być takim chwalipiętą. Dzwonię do Moniki!

Wyjęłam telefon i wybrałam numer siostry. Całe szczęście odebrała bez zwłoki, bo nie chciałam czekać ani minuty z przekazaniem jej genialnego planu.

– No, ale że wszyscy? Na wakacje, tak? – dopytywała.

– Nie. Mężowie zostają z dziećmi, a my zabieramy mamę. Pojedziemy we trzy! Do Darłówka! Co ty na to?

– Ach, byłyśmy tam kiedyś razem. Pięknie tam jest. Ale… Marek się zgodził? – wyraziła wątpliwość.

– Marek był pomysłodawcą. Tomek też się zgodzi, nie bój żaby! A jak nie, to ja z nim pogadam.

– To wiesz co? Może na Dzień Matki? Co ty na to?

– Super! Świetny pomysł! – zawołałam.

Byłam tak podekscytowana, że już nic nie mogło powstrzymać tego planu. Usiadłam do komputera i znalazłam nam noclegi nad morzem. I to nie takie całkiem najtańsze. W końcu to miał być jej pierwszy, może jedyny taki wyjazd. Uznałam, że nic się nie stanie, jeśli trochę zaszaleję i pozwolę sobie na nieco wyższy standard. Chciałam, żeby hotelik był blisko morza, żebyśmy mogły iść na spacer na plażę, ale też na miasto. Byłam zachwycona, że znalazłam właśnie taki. Mały, rodzinny i klimatyczny. Zdjęcia dań także były bardzo przekonujące. Zarezerwowałam cztery noclegi.

Dzień Matki zbliżał się wielkimi krokami. Udało nam się załatwić urlopy w pracy i przygotować rodziny na naszą nieobecność. Monika nagotowała swoim zapasów, a ja uznałam, że moi poradzą sobie sami.

Dzień przed wyjazdem powiedziałyśmy mamie, że mamy szkolenie i chciałybyśmy, żeby pojechała z nami, bo nasi mężowie nie mogą zostać na kilka dni sami z dziećmi, więc musimy je wziąć ze sobą… a ktoś musi się w trakcie szkolenia nimi zająć. To było bardzo grubymi nićmi szyte, ale mama łyknęła. Spakowała walizkę i ruszyła z nami przekonana, że jedziemy na dworzec.

Mamie bardzo spodobała się niespodzianka

– A dzieci gdzie? – zdziwiła się, gdy wsiadła do auta.

– A nie ma! – powiedziała Monika rozbawiona.

Jak to nie ma? Co ty opowiadasz? To jednak Marek i Tomek z nimi zostali?

– Tak.

– To po co ja jadę?

– Jedziesz na wakacje. Wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Matki! 

– Wakacje? Co wy opowiadacie? Jakie wakacje? – nie rozumiała mama.

– Nad morze! Mówiłaś, że o tym marzyłaś. Dziś to marzenie się spełni! – odpowiedziałam z uśmiechem.

Nie! Nie! To jakiś żart! – krzyknęła mama podekscytowana, niemal podskakując na fotelu.

– Nie szalej tam tak, bo cię zapniemy w foteliku dla niemowląt – zaśmiała się Monika.

– Czy wy mówicie poważnie? Zabieracie mnie nad morze? Ale przecież praca, dom, rodzina… Co to za spontaniczny pomysł?

– Nie aż taki spontaniczny. Wszystko zorganizowałyśmy, więc wszyscy są bezpieczni. Nie musisz się o nic martwić!

– Dziękuję, dziewczynki – powiedziała wzruszona.

Całą drogę gadałyśmy, przerzucałyśmy się anegdotkami i chichotałyśmy. Potem znów dzieliłyśmy się zmartwieniami i historiami, które nas poruszały. Rozmowom nie było końca, a byłyśmy dopiero w drodze! Wiedziałyśmy już, że było warto!

Ale tego, jak bardzo, dowiedziałyśmy się dopiero na miejscu. Mama wysiadła pod pensjonatem poruszona. W folderze reklamowym nie przesadzali – stał nad samym morzem!

– Jak tu pięknie – wyszeptała i wzięła głęboki oddech.

Owszem, miała rację. Widok był przepiękny. Morze niemal zacierało się z niebem. Horyzont ledwie się zarysowywał. Widoku dopełniał szum morza i krzyk mew – czyli pełen pakiet. Poszłyśmy do pensjonatu, żeby się rozpakować. Był naprawdę ładnie urządzony. Wszystko w bielonym drewnie i naturalnych kolorach przywodziło na myśl skandynawskie domki. Pokoje też były piękne – z dużymi, miękkimi łóżkami, z naręczem poduszek u wezgłowia i wełnianymi pledami.

Najważniejsza była jednak wspólna część na piętrze, gdzie można było usiąść przy oknie tarasowym z widokiem na morze, zjeść obiad i napić się po lampce wina. Było naprawdę bosko. Każdego dnia rano jadłyśmy tam śniadanka przygotowane przez gospodynię, później wybierałyśmy się na spacer nad morze, zatrzymywałyśmy w kawiarence przy plaży na lody i kawę, a potem aż do wieczora spacerowałyśmy po urokliwym miasteczku.

– Mamy jeszcze niespodziankę. Idziemy do spa! – powiedziałam zadowolona.

– Dziewczyny! Zwariowałyście!

– To akurat nie my! To prezent od zięciów – wyjaśniłam.

– Od zięciów? No, to ja nie wiem…

– Niby czemu?

– A co może zięć teściowej zafundować? Może jakieś zastrzyki z jadu skorpiona albo masaż na łóżku fakira!

– Wiesz… niewykluczone – zaśmiałam się. – To co? Ryzykujemy?

– Oczywiście! Nigdy nie byłam w spa! 

To były naprawdę cudowne chwile

Nie mogłam się napatrzyć na jej entuzjazm. Widziałam, że cieszy się każdą chwilą, którą tam wspólnie spędzamy.

W salonie spa zapach kadzideł, kojąca muzyka i jasne wnętrze od razu przypadły nam do gustu. Panie zaprowadziły nas najpierw do jacuzzi, gdzie przez pół godziny moczyłyśmy się w solance. Następnie poszłyśmy na masaże gorącymi kamieniami. I szczerze mówiąc, była to najprzyjemniejsza rzecz, jaka mnie w życiu spotkała. Nigdy dotąd nie czułam się tak odprężona. Miałam ochotę odpłynąć. Mama także miała błogość wypisaną na twarzy.

– Kaśka, nie wiem jak wy, ale ja tu zostaję! – zapowiedziała.

– Jak najbardziej. Zapraszamy jeszcze na manicure!

– Poważnie? A to zięciowie poszaleli. Może nie jestem aż taką złą teściową. No, przynajmniej najlepszą, jaką mają! – zawołała rozbawiona.

– Jesteś najlepszą teściową na świecie. Niechby spróbowali powiedzieć inaczej!

– Kochane dziewczyny. To najlepszy dzień matki, jaki sobie mogłam wyobrazić!

Wyszłyśmy ze spa zrelaksowane i z pomalowanymi, pięknymi paznokciami. Poszłyśmy na plażę i usiadłyśmy razem, wpatrując się w spokojną morską toń. To były najpiękniejsze chwile, jakie kiedykolwiek przeżyłyśmy z mamą i sobą nawzajem. Wszystkie byłyśmy matkami, więc w zasadzie to święto było dla nas wszystkich.

Wiedziałyśmy, jak bardzo podobałoby się tam dzieciakom, ale ten jeden raz nie żałowałyśmy, że ich z nami nie było. Ten czas był tylko nasz – tylko dla nas. Na odpoczynek, rozmowę i nacieszenie się swoim towarzystwem. Czas spędzony z mamą z okazji Dnia Matki.

Czytaj także:
„Moja córka traktowała dziecko jak lalkę bez uczuć. Decydowała nawet, czym powinna się bawić, nie pytała jej o zdanie”
„Sąsiad dbał o mój dom… w tajemnicy. Myślał, że mnie podrywa, a ja chciałam dzwonić po policję, że mam prześladowcę!”
„Przed laty sprzątnęłam Agnieszce faceta sprzed nosa. Teraz ona wróciła, żeby mi go odebrać. Tak przynajmniej myślałam...”

Redakcja poleca

REKLAMA