„Tata chciał ze mnie zrobić piłkarza. Kiedy uległem wypadkowi, który przekreślił moją karierę, ojciec dostał zawału”

Niepełnosprawność zabiła moje marzenia o sporcie fot. Adobe Stock, Lightfield Studios
– Piłka to twoje przeznaczenie – mówił tata. Uwierzyłem. Nie wyobrażałem sobie innego życia niż z piłką w roli głównej. Okazało się jednak, że życie potoczyło się inaczej, a ja czułem się jak porażka. Czułem, że zawodzę ojca.
/ 19.02.2022 07:28
Niepełnosprawność zabiła moje marzenia o sporcie fot. Adobe Stock, Lightfield Studios

Mam takie zdjęcie: mały chłopiec w spodniach na szelkach, jeszcze niepewnie stojący na nogach, ściska w objęciach piłkę. Futbolówka towarzyszyła mi, odkąd pamiętam. Już jako przedszkolak trenowałem w lokalnym klubie. Na treningi zawoził mnie tato, wierząc, że kiedyś stanę na murawie jako członek reprezentacji.

Na początku wierzył w to chyba bardziej niż ja sam

W każdym razie zaszczepił we mnie miłość do sportu, pewność siebie i ducha walki. To on kibicował mi na trybunach, zdzierając gardło. To on leczył rany, na ciele i duszy, po przegranych meczach, nie pozwalając, bym zwątpił.

– Piłka to twoje przeznaczenie – mówił.

Uwierzyłem. Nie wyobrażałem sobie innego życia niż z piłką w roli głównej. Minęły lata beztroskiego dzieciństwa, a ja nadal chciałem być piłkarzem. Moje marzenia miały się spełnić. Podczas jednego z turniejów zostałem zauważony i zaproszony do Akademii Piłkarskiej.

– Masz, chłopcze, talent – chwalił trener, widząc moje poczynania na boisku.

To był dobry człowiek, widział we mnie kogoś więcej niż tylko zafascynowanego kopaniem piłki gówniarza, śniącego sen o sławie i wielkich pieniądzach. Zabierał mnie na mecze swoim prywatnym samochodem. Pewnego razu pojechaliśmy do jego kolegi. Chciał mu mnie pokazać, poprosić, by udzielił mi kilka rad.

– Rzuć okiem na smarkacza – powiedział z życzliwością. – Czuję, że może stać się legendą.

Byłem taki dumny, kiedy opowiadałem o tym ojcu. Widziałem jego wzruszenie.

– Nigdy się nie poddawaj, chłopaku… – powiedział mi wtedy.

– Nie zamierzam, tato.

– Obiecaj!

– Obiecuję.

Wakacje i lato nie przeszkadzały mi w treningach. Coś się jednak zmieniło. Na trybunach zaczęła pojawiać się drobna, jasnowłosa dziewczyna. Zakochałem się. Nie do szaleństwa, bo nadal sport stawiałem na pierwszym miejscu. Żaneta to rozumiała. Gdy pomagała mi pakować walizkę na obóz, pytała przekornie:

– Będziesz tęsknić?

Dałem jej wtedy swoje zdjęcie. Już nie chłopczyk w spodenkach, tylko prawie dorosły mężczyzna. Atrybuty jednak wciąż te same. Korki i piłka. Byłem szczęśliwy. Miałem przed sobą świetlaną przyszłość.

Czekały na mnie kariera i dziewczyna

W przeddzień wyjazdu postanowiliśmy spędzić z Żanetą trochę czasu tylko we dwoje. Poranek był rześki, nocą padał deszcz. Wsiedliśmy na rowery i dziarsko ruszyliśmy przed siebie. Pojechaliśmy za miasto. Planowaliśmy skoczyć nad jezioro. Młodzieńcza radość rozsadzała nam serca. Śmialiśmy się tak głośno, że odpowiadało nam echo. W pewnym momencie droga zaczęła się pochylać, zjeżdżaliśmy z górki. Żaneta wyprzedziła mnie, pedałując ile sił. Wołała, bym ją gonił. Nie mogłem pozwolić, by filigranowa dziewczyna pokonała mnie w wyścigu. Pędziłem jak wiatr. Koło w rowerze niebezpiecznie podskakiwało, ale ja widziałem tylko fruwające na wietrze jasne włosy Żanety i słyszałem jej perlisty śmiech. W pewnym momencie przestałem panować nad rowerem. Koło odskoczyło w bok. Najechałem na duży kamień.

– Stój! Zatrzymaj się! – krzyczała Żaneta.

Nie mogłem. Z głuchym łoskotem uderzyłem w drzewo. Poczułem rozchodzące się po całym ciele ciepło. Głowa boleśnie mi pulsowała. Po kilku sekundach poczułem paraliżujący ból. Promieniował od kolana aż po kręgosłup. Spojrzałem w dół. Moja prawa noga puchła z prędkością światła. W dodatku cały czas tkwiła pomiędzy ramą roweru a skrzywionym kołem. Zakląłem. Żaneta zaniosła się płaczem.

– Wezwij karetkę – wyjęczałem.

Otrząsnęła się z szoku. Wyjęła komórkę i zadzwoniła po pomoc. Niewiele pamiętam z tego, co działo się później. Z bólu co i rusz traciłem przytomność.

Dopiero w szpitalu doszedłem do siebie

– Jutro wyjeżdżam na obóz, jestem piłkarzem – powtarzałem co chwila zmęczonemu staremu lekarzowi.

– Z tą nogą już nie pograsz. Przykro mi, synu – odparł i uśmiechnął ze współczuciem. – Módl się, żebyś mógł normalnie chodzić – dodał.

Nie wierzyłem własnym uszom. Potem przyszedł anestezjolog i zadawał mi pytania. Zrozumiałem, że szykują mnie do operacji. Chwilę przed tym, zanim zabrali mnie na salę operacyjną, do szpitala przyjechał mój ojciec. Widziałem, że z całych sił powstrzymuje łzy. Ściskał moją rękę.

– Nigdy się poddawaj, pamiętaj.

Operacja, podczas której chirurdzy składali moje połamane kości, trwała kilka godzin. Dopiero po niej zaczęło się piekło. Kolejne rozmowy z lekarzami przynosiły tylko rozczarowanie. Najgorsze miało jednak dopiero nadejść. Kilka dni po operacji do szpitalnej sali weszła moja mama. Dziwnie wyglądała. Ubrana na czarno latem. Jej twarz pozbawiona wyrazu była szara i zmęczona. Usiadła obok mnie.

– Ojciec nie żyje – powiedziała cicho.

Gdyby nie fakt, że byłem przykuty do łóżka, wyskoczyłbym przez okno. To był dla mnie cios prosto w serce. Tato zmarł nagle na zawał. Na ile przyczynił się do tego mój wypadek, nigdy się nie dowiem. Za to stopniowo zaczynało do mnie docierać, że jeden błąd zaważył na całej mojej przyszłości. Wypadek złamał mi karierę. Noga była w fatalnym stanie. Przy wypisie lekarz przyznał, że cudem ją uratowano. O uprawianiu sportu mogłem zapomnieć.

Po wyjściu ze szpitala załamałem się

Wpadłem w dół wielkości Chin. Z domu wychodziłem tylko na rehabilitację. Gdzieś w głębi serca miałem głupią nadzieję, że wbrew temu, co wszyscy mówią, jeszcze kiedyś stanę na murawie. Żaneta odwiedzała mnie codziennie. Wiedziałem, że ma wyrzuty sumienia, choć nigdy nie winiłem jej za to, co się stało. Kochałem ją, ale tak zgorzkniałem, że nie okazywałem tego. Wsparcie matki też odrzucałem.

Zacząłem nienawidzić siebie, ludzi, świat. Sięgnąłem po alkohol. Znalazłem się na drodze wiodącej na samo dno. Któregoś dnia Żaneta zaczęła zachowywać się zupełnie inaczej niż zwykle. Krążyła po pokoju, spoglądając na mnie spode łba. Może ma mnie już dość i zaraz mi powie, że to koniec? Naprawdę się przeraziłem. Dotarło do mnie, że mam jeszcze coś do stracenia.

– Może byś już przestał, co? – zapytała.

– O co ci chodzi? – burknąłem.

– Obiecałeś ojcu, że się nie poddasz.

Uderzyła w czułe miejsce.

– Co ty możesz wiedzieć? To nie ty zmarnowałaś sobie życie! Choć zmarnujesz, jak ze mną zostaniesz… Na co czekasz? Droga wolna! Nie będę cię zatrzymywał.

Tak, niech idzie, niech nie męczy mnie ani siebie, skoro i tak chce mnie rzucić, niech zrobi to od razu…

– Posłuchaj, głupku – kucnęła przede mną i popatrzyła mi w oczy. – Może nie będziesz sławnym piłkarzem, ale są inne możliwości. Pamiętasz? To miało być twoje przeznaczenie…

– Szlag je trafił – powiedziałem.

– Nieprawda! – krzyknęła.

Faktycznie miała dość, ale nie tyle mnie, co mojego użalania się nad sobą. Poczułem się jak wtedy na rowerze. Rzuciła mi wyzwanie. Ale zamiast podnieść rękawicę, rozpłakałem się. Do pokoju weszła mama. Zastała Żanetę głaszczącą mnie po głowie i przytuliła nas oboje. Długo rozmawialiśmy. Pod skorupą żalu i złości wołałem o pomoc. Otrzymałem ją. Mama i Żaneta wzięły na siebie ciężar przywrócenia mnie do życia.

Walczyły jak lwice. Siłą i szantażem zmusiły do psychoterapii, która pozwoliła mi zrozumieć i poukładać wiele spraw. Musiałem zaakceptować ograniczenia i zacząć nowe życie. Dzięki intensywnej rehabilitacji i zabiegom noga doszła do pełnej sprawności. Choć pożegnałem się z karierą piłkarza, mogłem przynajmniej znowu stanąć na murawie. Kopnąć piłkę. Dzięki temu byłem w stanie się podnieść i skończyć studia na Akademii Wychowania Fizycznego, a potem założyć własną szkółkę piłkarską.

Chciałem uczyć techniki gry i zaszczepiać w młodych ludziach wolę walki. Chciałem być jak tata.

W tych szkrabach widziałem siebie sprzed lat

Od tamtych wydarzeń minęło wiele lat. Dzisiaj na boisko wybiegają całe drużyny małych chłopców trenowanych przeze mnie. Ufają mi, traktują jak autorytet i przewodnika po nieznanym jeszcze świecie futbolu, a to napawa mnie dumą i satysfakcją. Niejeden z nich pod moją opieką rozwinął skrzydła. Czasem przeznaczenie bywa przewrotne.

– Tata jest z ciebie dumny – zapewnia, mama, a Żanetka, moja żona, potwierdza jej słowa, kiwając głową.

Przeznaczenie odnajdzie nas nawet w mysiej dziurze. Naprawdę tak uważam, nawet jeśli uśmiecham się przez łzy. Każdy ma swoją misję, którą musi wypełnić. Czasem złoszcząc się na kapryśny los, nie zdajemy sobie sprawy, że tak naprawdę właśnie w tej chwili wypełnia się nasze przeznaczenie. Trzeba je zaakceptować i ruszyć śmiało przed siebie, a wtedy będzie, co ma być. 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA