„Tamta kobieta zupełnie zawróciła mi w głowie. Chciałem jej pomóc, oczywiście, ale przede wszystkim chciałem ją poznać”

przypadkowe spotkanie fot. iStock, Compassionate Eye Foundation/Steve Smith
„Moje małżeństwo należało do bardzo udanych, a żona była dla mnie prawdziwą podporą i skarbem. Jeśli się czegoś nauczyłem przez te wszystkie spędzone razem lata, to właśnie tego, że warto inwestować w stały związek, warto się starać… Te rozmyślania przerwała nagle jakaś zmiana w tonie głosu tamtej kobiety".
/ 30.04.2023 20:30
przypadkowe spotkanie fot. iStock, Compassionate Eye Foundation/Steve Smith

Stałem w kolejce do apteki za jakąś kobietą i nie mogłem się powstrzymać od tego, aby nie wdychać dyskretnie, aczkolwiek z lubością, zapachu jej perfum. Były urzekające.  Twarz tej damy zasłaniała mi kaskada kasztanowych włosów, ale domyślałem się, że musi być delikatna i o regularnych rysach.

Kiedy pani doszła do okienka, pozdrowiła farmaceutkę takim głosem, że zmiękły mi kolana. Był głęboki i matowy, przesycony erotyzmem. Wsłuchałem się w jego brzmienie jak w najpiękniejszą muzykę i pomyślałem, że rzadko ma się okazję spotkać taki chodzący ideał.

Wszystko mnie w niej pociągało…

Pewnie jeszcze dwadzieścia lat temu zdobyłbym się na to, aby ją zaczepić i zaprosić na kawę, ale nie dzisiaj. Mam 46 lat, ona pewnie też coś koło tego. Według wszelkiego prawdopodobieństwa była mężatką, może nawet matką dorastających dzieci.

Nie w głowie jej pewnie romanse, zresztą mnie także nie. Jestem od trzech lat wdowcem, mam dziewiętnastoletnią córkę, która dostała się właśnie na studia, i jeśli czegoś szukam, to na pewno nie przelotnej miłości. Tylko takiej na zawsze.

Moje małżeństwo należało do bardzo udanych, a żona była dla mnie prawdziwą podporą i skarbem. Jeśli się czegoś nauczyłem przez te wszystkie spędzone razem lata, to właśnie tego, że warto inwestować w stały związek, warto się starać…

Te rozmyślania przerwała nagle jakaś zmiana w tonie głosu kobiety, która mnie tak zaintrygowała. Wyczułem wyraźną nutę zdenerwowania.

Zacząłem słuchać, o czym mówi

Skarżyła się farmaceutce na silny ból jajnika.

– Wiem, że to zapalenie, a do lekarza mogę pójść dopiero w poniedziałek. Nie wytrzymam do tego czasu. Potrzebuję distreptazy – jej głos uderzył w błagalne tony.

– Ale lek, o który pani prosi, jest na receptę i nie mogę go pani sprzedać! – upierała się farmaceutka. – A poza tym skąd pani wie, że to zapalenie jajnika? To może stwierdzić tylko lekarz – dodała, zresztą słusznie.

Bo już to kiedyś przechodziłam i znam objawy – kobieta mówiła cicho, jakby nawet rozmowa sprawiała jej ból.

– Wszystko, co mogę pani zaproponować, to ogólnodostępny lek działający przeciwzapalnie – farmaceutka zdjęła z półki kolorowe opakowanie.

Kobieta popatrzyła na nie.

– Zawiera ibuprofen? Jestem uczulona na ten składnik – jęknęła.

Wyraźnie załamana odeszła od okienka. Było sobotnie popołudnie i wiedziałem dobrze, że faktycznie nigdzie nie znajdzie o tej porze czynnego gabinetu ginekologicznego. Pozostanie jej tylko ostry dyżur w szpitalu położniczo-ginekologicznym.

Tylko czy na pewno tam pójdzie, czy będzie cierpiała przez weekend?

W sekundę podjąłem decyzję

W jednej chwili wyskoczyłem z kolejki, ruszając za kobietą. Dogoniłem ją już na chodniku.

– Przepraszam, że panią tak obcesowo zaczepiam, ale mimowolnie słyszałem o pani kłopotach. Wiem, co to zapalenie jajników, bo moja żona często na nie cierpiała i… – zawahałem się przez moment – znam lekarza, który ma gabinet w domu, więc przyjmuje w nagłych wypadkach, także w weekendy.

Wystarczy zadzwonić. Jeśli więc chciałaby pani skorzystać, to bardzo proszę, oto jego telefon – wyciągnąłem z kieszeni swoją własną wizytówkę.

Kobieta się zawahała, w jej oczach malowało się zdziwienie, lecz w końcu wzięła wizytówkę i uśmiechnęła się do mnie z wdzięcznością.

Dziękuję! – powiedziała.

– Nie ma za co – odpowiedziałem uśmiechem i pożegnałem się. Nie byłem pewny, czy zadzwoni, ale zrobiła to już pół godziny później. Umówiłem się z nią w gabinecie, mając nadzieję, że nie weźmie mnie za jakiegoś kompletnego zboczeńca, który zaczepia kobiety, a potem je zwabia do samotni w wiadomych celach.

Na wszelki wypadek, jadąc do domu, wstąpiłem do mamy z prośbą, by zastąpiła przez chwilę moją nieobecną recepcjonistkę – starsza nobliwa pani w recepcji powinna wzbudzić zaufanie i zgasić ewentualny niepokój.

Moja fascynująca pacjentka przyjechała punktualnie

Oczekiwałem jej ubrany w biały kitel. Na mój widok zapytała całkiem opanowanym głosem:

– Zawsze pan agituje pacjentki na ulicy?

– Zdarzyło mi się to pierwszy raz, ale kto wie, może jednak powinienem zastanowić się nad takim sposobem zdobywania klienteli – odparłem, zachowując całkowitą powagę, i zaprosiłem ją do gabinetu.

Tu podkreślę, że ilekroć przywdziewam biały fartuch, automatycznie z opcji „mężczyzna” przestawiam się na opcję „lekarz”. Nie było mowy o gierkach ani flirtach. 

U swojej nowej pacjentki rzeczywiście stwierdziłem zapalenie przydatków. Przepisałem jej stosowne leki, zaleciłem odpoczynek. Dowiedziałem się też, że ma na imię Anna…

– Ile jestem winna? – zapytała.

– Nic – uśmiechnąłem się.

– To nie wchodzi w grę – pokręciła głową. – Pan mi dzisiaj po prostu uratował życie, byłam już zgięta wpół z bólu.

– Tym bardziej cieszę się, że mogłem pomóc – stwierdziłem.

– No, ale specjalnie otworzył pan dla mnie gabinet, wezwał recepcjonistkę…

To moja mama – przyznałem się.

– Och, a więc to tak! Jest tutaj, żebym się nie wystraszyła? – domyśliła się.

– Dokładnie – mimowolnie spiekłem raka.

– To ja już naprawdę nie wiem, co mam z panem zrobić, doktorze! Zabiera mnie pan z ulicy, angażuje rodzinę, a tymczasem  pewnie żona czeka z obiadem…

– Jestem wdowcem – wtrąciłem.

– Bardzo mi przykro – zamilkła, obrzucając mnie współczującym spojrzeniem. – Cóż, czy w takim razie mogę skorzystać z innej formy odwdzięczenia się i na przykład zaprosić pana na kawę? – spytała gładko.

– Dobrze, tylko pod warunkiem, że to ja panią zaproszę – odparłem.

– Ale to nie będzie miało nic wspólnego z wdzięcznością! Dalej będę pana dłużniczką! – wykrzyknęła, przyjmując kokieteryjny ton.

Uśmiechnąłem się tylko, wiedząc, że tak naprawdę to ja będę jej dłużnikiem. I nie pomyliłem się, ponieważ w osobie Ani, rozwódki wychowującej dwóch fantastycznych chłopców, znalazłem wspaniałą towarzyszkę życia. Codziennie jestem wdzięczny zarówno jej, że zechciała zostać moją partnerką, jak i losowi, że postawił ją na mojej drodze. 

Czytaj także:
„40. urodziny miałam spędzić sama w domu, ale los miał wobec mnie inne plany. Nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje”
„Gdy kumpel został moim sąsiadem, nasza przyjaźń spłonęła w ogniu bitwy. Ten drań stawał na rzęsach, by uprzykrzyć mi życie”
„Najpierw znalazłam ślubną obrączkę, a dopiero później męża. To starsza sąsiadka maczała w tym swoje łapska”

Redakcja poleca

REKLAMA