Ciszę przerwał dźwięk nadchodzącego esemesa. To już kolejny dzisiaj i w każdym prawie ten sam tekst: „Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin”. Nawet nie sądziłam, że tyle osób z grona moich znajomych mogło wiedzieć, że dziś, 10 marca, kończę 40 lat.
Odłożyłam komórkę na biurko
Byłam sama w pokoju asystentów i właściwie mogłabym już wyjść, bo skończyłam zajęcia ze studentami, a dodatkową grupę teatralną miałam dopiero za trzy godziny. Zawsze wracałam do domu nakarmić kota, ale od jakichś czterech dni mój kiciuś się nie pokazywał. Pewnie uganiał się jak co roku o tej porze za jakąś dziką kotką. Wróci wygłodniały i poraniony.
Uśmiechnęłam się sama do siebie. Kot szybko wyliże się ze swoich ran… Nie to, co ja – z sercem pełnym starych blizn i tych nowych, które wciąż jeszcze bolą.
Nie ciągnęło mnie dzisiaj do pustego mieszkania. Wiedziałam, że moje gadu-gadu też będzie milczeć. Krzysztof, mój znajomy z internetu, przyjaciel czy też raczej kochanek – sama nie wiedziałam, jak go nazywać – wyjechał kilka dni temu gdzieś na koniec świata i się nie odzywał. Zatem po co miałam się spieszyć, skoro nikt ani nic na mnie nie czeka...
Poznałam go na jakimś czacie przeszło pół roku temu
Samotność dokuczała mi już wtedy straszliwie. Weszłam kiedyś na towarzyski czat. Od razu kilku panów zaprosiło mnie na prywatną rozmowę, pytając, czy mam kamerkę i czy chcę zobaczyć ich… męskie walory.
Odrzuciłam te propozycje natychmiast, bo nie lubię chamskiej obcesowości. Za to Krzysztof przywitał mnie grzecznym „dzień dobry” i nie zapytał w pierwszym zdaniu, kiedy ostatni raz się kochałam.
Ujął mnie swoim taktem, inteligencją, szeroką wiedzą o świecie i umiejętnością rozmawiania praktycznie na każdy temat. Gadaliśmy wtedy bardzo długo, chyba przez pół nocy – i umówiliśmy się na następny ranek.
Odtąd rozmawialiśmy ze sobą codziennie, przy porannej kawie, a potem z doskoku w ciągu dnia. Spędzaliśmy na tym gg wieczory, czasem i noce. I właśnie któregoś takiego wieczoru zaczęliśmy rozmawiać o seksie, o miłości i o tym, jak bardzo nam obojgu brakuje tego w życiu.
Zostaliśmy wirtualnymi kochankami…
Krzysztof zapełnił mi tę pustkę w życiu – na tyle, na ile to było możliwe bez spotkania twarzą w twarz. Czasem do mnie telefonował. Bardzo lubiłam, gdy budził mnie o piątej rano cichym, ciepłym głosem. Gdzieś na granicy snu i jawy niemalże czułam jego palce i usta na swojej skórze. Cudowna fantazja...
Pragnęłam, żebyśmy wreszcie się spotkali, żeby to wszystko, o czym tylko rozmawialiśmy, stało się rzeczywistością. Jednak on wciąż oddalał ten moment w nieokreśloną przyszłość.
– Ale dlaczego, powiedz? – pytałam go w przypływie rozpaczliwej niecierpliwości swego serca. – Ile mamy czekać?
– Ile będzie trzeba – odpowiadał.
Chciało mi się płakać, gdy słyszałam te jego twarde, stanowcze słowa.
– Tak musi być – powtarzał już łagodniej. – Ale pewnego dnia cię zaskoczę, zobaczysz, tylko musisz być cierpliwa.
Więc byłam, bo szanowałam jego prywatność
Tak bardzo zaangażowałam się w ten dziwny związek, że nie wyobrażałam sobie dni bez Krzysztofa. Byłam już uzależniona od tego mężczyzny, którego nigdy nawet nie widziałam na oczy. Miałam tylko jedno jego maleńkie zdjęcie na komórce. Lekko posiwiała broda, wysokie czoło, mądre, chociaż smutne niebieskie oczy… To mi musiało wystarczyć.
Aż któregoś dnia Krzysztof wyjechał na północ. Twierdził że nie ma tam zasięgu. Zarówno internetowego, jak i komórki.
Zostałam znowu sama. Moje życie to była uczelnia, gdzie pracowałam jako asystentka profesora; zajęcia teatralne ze studentami i pisana do szuflady powieść, moja pasja. Bywały dni, te najbardziej samotne, kiedy spędzałam przy laptopie całe długie godziny, budując ludzkie losy.
Nieraz w swych fantazjach wcielałam się w wymyślone przez siebie bohaterki i żyłam ich życiem. Krzysztof nauczył mnie wykorzystywać własną wyobraźnię do tworzenia ekranu, który miał mi zastępować smutną rzeczywistość. Bo to, jak twierdził, pomagało żyć.
Pomyślałam gorzko, że właściwie całe moje obecne życie, a zwłaszcza to najbardziej osobiste, erotyczne, było jedną wielką fantazją… Smutne to. Głośne pukanie przerwało moje rozważania, szybko sprowadzając mnie na ziemię.
W drzwiach stał Krzysiek, jeden ze studentów, członek mojego zespołu teatralnego. Przez głowę przebiegła mi myśl, że przewrotnym zbiegiem okoliczności ten młody chłopak ma tak samo na imię jak mój internetowy kochanek.
– Pani magister, czy mamy dzisiaj zajęcia? – zapytał niepewnym głosem.
– Jasne, dlaczego by ich miało nie być? – ze zdziwieniem uniosłam brwi.
A on stał tak naprzeciwko i patrzył na mnie, nie mówiąc już ani słowa
I wtedy zrozumiałam, że przyszedł tu tylko po to, żeby mnie zobaczyć, żeby móc nasycić się moim widokiem, gdy byliśmy zupełnie sami. Wiedziałam od jakiegoś czasu, że Krzysiek jest we mnie zakochany.
Czy może raczej – że chciałby mnie przelecieć. Dosłownie. Właśnie takie słowa usłyszałam kiedyś z jego ust, podsłuchując przypadkiem, jak rozmawia z kolegami za kulisami sceny naszego teatrzyku.
– A czy potem… – chłopak zająknął się i poczerwieniał. – Czy mogłaby pani rzucić okiem na mój referat z teatrologii?
Wiedziałam – to tylko pretekst, żebyśmy zostali na chwilę sami, żeby znowu mógł rozbierać mnie wzrokiem.
Przyznam szczerze, ta świadomość była nawet całkiem przyjemna, w końcu jestem kobietą! Ale dziś nie miałam ochoty na jego pełne pożądania spojrzenia. Chciałam być w domu, spędzić ten urodzinowy wieczór z lampką wina i myślami o Krzysztofie, skoro nie będzie go na gg.
– Dzisiaj nie będę mieć czasu, niestety – potrząsnęłam lekko głową i uśmiechnęłam się do chłopaka. – Ale niech mnie pan poszuka jutro między zajęciami, dobrze?
Tymczasem on wciąż stał i na mnie patrzył. Jego spojrzenie przesunęło się z mojej twarzy na piersi, potem na brzuch, coraz wolniej kierowało się w dół, zatrzymało na moment na biodrach, a na koniec pomalutku zsunęło się na kolana i na stopy. Poczułam, że robi mi się gorąco...
– Proszę już iść – powiedziałam cicho.
Drzwi za chłopakiem zamknęły się i zostałam znowu sama
Podniosłam się zza biurka i przeszłam do kącika, gdzie stały fotele i ława i gdzie można było napić się kawy. Podniosłam dzbanek, wciąż zamyślona. Zbyt późno zauważyłam, że kawa przelewa się z filiżanki. Drgnęłam przestraszona, ręką potrąciłam cukierniczkę.
Cukier rozsypał się na blat szafki… Chciałam szybko zgarnąć te rozsypane drobiny, ale gdy tylko dotknęłam ich dłonią, odniosłam wrażenie, że cała jestem nimi obsypana. Czułam te drobne ziarenka na plecach, pośladkach; wbijały mi się w skórę na piersiach i brzuchu.
Oczami wyobraźni zobaczyłam Krzysztofa zlizującego ze mnie te słodkie okruszki. Moja ręka bezwiednie uniosła skraj sukienki, odsłaniając koronkowe końce pończoch… I natychmiast opadła, przestraszona dźwiękiem telefonu. Spojrzałam na komórkę: kolejne życzenia urodzinowe. I wciąż nie te, na które czekałam...
Spojrzałam na zegarek, jeszcze trochę czasu zostało mi do zajęć teatralnych. Usiadłam wygodnie w fotelu, zsunęłam szpilki, stopy oparłam o brzeg ławy. Wiedziałam, że nikt tu już dzisiaj nie przyjdzie, może dopiero wieczorem panie sprzątające.
Z przyjemnością patrzyłam na swoje długie, zgrabne nogi wciśnięte w czarne pończochy. Od pewnego czasu często je wkładałam. Samonośne pończochy bez paska i krótkie spódniczki lub sukienki zamiast spodni.
Chyba w tej mojej samotności potrzebowałam po prostu czuć się kobieco. Wiedziałam, że moje nogi przyciągają wzrok mężczyzn, i lubiłam czuć na sobie ich spojrzenia. Zwłaszcza gdy Krzysiek nie spuszczał z nich oczu przez całe zajęcia teatralne.
I w tym momencie uświadomiłam sobie, jak bardzo podoba mi się ta myśl
Wcześniej nie chciałam dopuszczać jej do siebie. Jeszcze rok temu potępiłabym kobietę myślącą w ten sposób o dwudziestoletnim studencie, ale teraz… Może to właśnie dla niego wkładałam te seksowne, czarne pończochy; w końcu musiałam to przyznać sama przed sobą. Podniecało mnie to, lecz i przerażało jednocześnie.
Przymknęłam oczy i nagle wpadła mi do głowy zupełnie nieoczekiwana i kompletnie szalona myśl. Zapragnęłam, aby Krzysiek znów pojawił się w moim gabinecie. A ja... nauczyłabym tego chłopaka pięknego, czułego seksu, spokojnego, bez młodzieńczego pośpiechu.
Pokazałabym mu, jak cudowny może być dotyk, pieszczoty, gra słów, a nawet zapach podnieconych ciał. On szeptałby... nie, krzyczałby moje imię, a ja oddałabym mu całą siebie.
Dość tego! Musiałam przestać, i to szybko. Takie fantazje były niebezpieczne… Opuściłam nogi ze stołu i włożyłam szpilki. Odetchnęłam głęboko i zaczęłam wertować dziennik dzisiejszych zajęć, gdy ktoś znowu zapukał do drzwi.
– Przepraszam, ale w budynku jest awaria prądu, wszystkie zajęcia są odwołane – w otwartych drzwiach stał portier z dołu. – Pan dziekan prosił, żeby powiadomić.
Nawet się ucieszyłam, że nie będę miała już dzisiaj zajęć teatralnych. Przez te moje nieprzyzwoite fantazje czułabym się nieswojo, patrząc na studentów... Poza tym chciałam jak najszybciej znaleźć się u siebie. Gdzieś w głębi duszy łudziłam się, że Krzysztof odezwie się na gg.
Wiedział przecież, że dziś są moje urodziny
Po drodze do domu weszłam jeszcze do delikatesów, żeby kupić coś na kolację. I chociaż wiedziałam, że zjem ją sama, to zapragnęłam zrobić to, czego nauczył mnie Krzysztof. Dopuścić do głosu swoją wyobraźnię i dzięki niej sprawić, aby przy stole zasiadł ktoś, kogo pragnęłam.
Kupiłam więc dla siebie kawałek łososia i sałatkę, a poza tym wszystkie produkty do przyrządzenia tatara. To było ulubione danie Krzysztofa. Tylko z nim chciałam spędzić ten wieczór, nawet jeśli miał by istnieć jedynie w mojej wyobraźni.
Na moment zatrzymałam się przy stoisku monopolowym. Zawahałam się chwilę, po czym włożyłam do koszyka butelkę swojego ulubionego wina, no i oczywiście tequilę. Wiedziałam, że Krzysztof pije tylko ten alkohol. A jak szaleć wyobraźnią, to na całego.
Parę minut później skręcałam już w osiedlową uliczkę. Tuż przed moim blokiem znajome miauczenie wyrwało mnie z zadumy. To wracał Ramzes, mój kot, z dumnie podniesionym ogonem. Tak zaczął ocierać się o moje nogi, że o mało nie upadłam. Wzięłam go więc na ręce.
– Gdzieś ty się włóczył, łajdusie – szepnęłam czule, gdy jego pyszczek otarł się o mój policzek. – Pewnie byłeś na końcu świata, ale wróciłeś na moje urodziny…
Stawiając na kuchennym stole torbę z zakupami, przypomniałam sobie słowa Krzysztofa, że chciałby, abym kolację dla niego przyrządzała, poruszając się po kuchni całkiem nago. A ponieważ właśnie dzisiaj będę robić tego tatara z myślą o nim, więc dlaczego by nie…
Bezwiednie zaczęłam rozpinać suwak sukienki, bardzo powoli, jakbym wiedziała, że Krzysztof siedzi tu gdzieś nieopodal i patrzy na mnie.
Może nawet popija tę swoją tequilę…
No właśnie, alkohol! Nalałam szklaneczkę i postawiłam ją na brzegu stołu. Sukienka wolno zsunęła mi się z ramion, odsłoniła szyję i dekolt.
Przy brzegach mojego stanika widać było jaśniejsze fragmenty skóry, skrywane przed promieniami słońca podczas wycieczki do Egiptu miesiąc wcześniej.
Sukienka opadła na podłogę. Mój kot poznał znajomy zapach, skoczył i ułożył się na niej do snu. Nie lubiłam tego, ale dzisiaj był wyjątkowy dzień, więc mu wspaniałomyślnie pozwoliłam. Teraz zsunęłam ramiączka haleczki, tak krótkiej, że ledwie przykrywającej końce pończoch. Lubiłam halki; wiedziałam, że wyglądam w nich bardzo seksownie.
– Tylko dla kogo? – szepnęłam z goryczą. – Skoro nikt mnie w nich nie widzi…
I w tym momencie odechciało mi się tego striptizu, bo co to za frajda wyglądać seksownie dla siebie samej? Bez sensu! Tylko zmarznę i się przeziębię od tych głupot. W końcu ciągle jest zima.
Nalałam sobie kieliszek wina, przegoniłam kota ze swojej sukienki, pozbierałam ciuszki i poszłam do łazienki. Rozebrałam się już bez żadnych ceregieli, nalałam do wanny olejku, odkręciłam kurki z wodą
i zapaliłam świeczki. Przynajmniej zrelaksuję się w spokoju. Popijając wino, przyglądałam się sobie w ogromnym lustrze.
Miałam takie smutne oczy!
– Twoje zdrowie, Jagoda – z gorzkim uśmiechem podniosłam kieliszek do góry.
W tym samym momencie przez szum odkręconej wody przedarł się dźwięk dzwonka do drzwi. Trochę zdziwiona, bo przecież nie spodziewałam się dzisiaj nikogo, zwłaszcza o tej porze, narzuciłam na siebie szlafrok. Wciąż trzymając w dłoni kieliszek z winem, otworzyłam drzwi. Na progu stał posłaniec w czapce głęboko nasuniętej na oczy, z wielkim koszem róż.
– Dzień dobry. Przesyłka. Proszę to podpisać – podsunął mi blankiet.
Zdumiona spojrzałam mu w twarz. Poznałam go dopiero, gdy się odezwał, bo w korytarzu było dość ciemno. To był Krzysiek, mój młody student.
– A co pan tu robi? – odruchowa zacisnęłam palce na szlafroku na piersiach.
– Dorabiam w firmie kurierskiej – wyszeptał. – Dostałem to zlecenie do pani…
Kompletnie zaskoczona wzięłam do ręki podany mi długopis i blankiet, nie zwracając uwagi, że rozchylił się mój szlafrok. Zorientowałam się dopiero, gdy poczułam wzrok chłopaka wbity w moje nagie piersi. Kartka wypadła mi z rąk. Schyliliśmy się po nią jednocześnie, jego usta prawie musnęły moją pierś…
Trwaliśmy tak chwilę bez ruchu
Krzysiek pożerał wzrokiem moje nagie uda, brzuch, piersi. Oprzytomniałam pierwsza. Podniosłam się szybko, owinęłam szczelnie szlafrokiem i cofnęłam o krok. Nie powiedziałam już ani słowa, zatrzasnęłam drzwi.
Nie uszłam nawet kilku kroków, gdy usłyszałam pukanie i głos Krzyśka, że przecież nie zabrałam kwiatów… Uchyliłam tylko drzwi, chowając się za nimi. W szparę wsunęła się ręka chłopaka i postawiła kosz z różami na podłodze.
– Przepraszam... – usłyszałam jeszcze jego zakłopotany szept.
Patrząc na kwiaty, zamknęłam drzwi. Piękne, dojrzałe, czerwone róże. Czterdzieści. Tyle, ile dzisiaj skończyłam lat. Ale nie dowiedziałam się, kto je przysłał, na bileciku napisano tyko życzenia…
Uśmiechnęłam się smutno i w tym momencie przypomniałam sobie o otwartych kurkach. Z koszem w dłoniach pędem pobiegłam do łazienki. Wpadłam tam w ostatniej sekundzie; jeszcze chwila i woda przelałaby się na posadzkę.
Postawiłam kosz z różami pod ścianą, tak, abym mogła go widzieć w lustrze nad wanną. Zrzuciłam z ramion szlafrok. Wchodząc do wanny, widziałam swoje odbicie w lustrze, swoje ciało – wciąż jeszcze pragnące miłości, czekające na nią…
Obrazy na ekranie wyobraźni, które nauczył mnie malować Krzysztof, tak wiele obiecywały... Ale właśnie tego wieczoru nie powinnam być tylko z nimi. Czyli tak naprawdę – zupełnie sama.
Pomyślałam, że mogłam zatrzymać tego chłopaka, gdy przyniósł kwiaty
I zaraz odgoniłam od siebie tę myśl. To nie jego tak naprawdę pragnęłam, nie na niego czekałam przez te wszystkie miesiące…
Zanurzyłam się w wodzie, przymknęłam oczy i zaczęłam wdychać zapach aromatycznych olejków. Moje mięśnie rozluźniły się, napięcie znikało, a z głowy uciekły wszystkie troski. Wreszcie nadszedł długo oczekiwany spokój.
Po chwili, słysząc jakiś szmer, spojrzałam w stronę drzwi. Stał w nich… mężczyzna z lekko posiwiałą brodą i patrzył na mnie swymi niebieskimi oczyma.
– Krzysztof, to naprawdę ty? – spytałam, ledwie mogąc wydobyć głos z krtani. – Skąd ty tu się wziąłeś? Jak wszedłeś?
– Nie zamknęłaś drzwi – podszedł do mnie bliżej, usiadł na skraju wanny. – Przecież zawsze ci powtarzałem, że kiedyś cię zaskoczę. Jak tylko poukładam swoje sprawy… Przysłałem ci najpierw kwiaty, żeby cię uprzedzić – oczami wskazał na kosz róż. – Żebyś zdążyła przygotować kolację. Mam nadzieję, że kupiłaś wszystko do tatara z łososia...
Uśmiechnął się, a potem pochylił nade mną i ucałował we włosy
Zadrżałam. Przymknęłam oczy i zacisnęłam palce na brzegach wanny. Tak bardzo się bałam, że to wszystko to znów tylko moja wyobraźnia! Że zadziałał mój ekran, a Krzysztofa wcale tu nie ma… Bałam się na niego spojrzeć. Ale po chwili poczułam miękkie usta na swoich piersiach i jego dłonie, które unosiły mnie do góry.
– Ja naprawdę tu jestem – usłyszałam szept, który brzmiał w moich uszach niczym najpiękniejsza muzyka.
Zarzuciłam mu ręce na szyję i nie patrząc na to, że zamoczę mu koszulę, przylgnęłam do niego całym ciałem. Poczułam na policzkach drapanie jego brody.
I dopiero wtedy zdobyłam się na odwagę, żeby otworzyć oczy. Mój wzrok napotkał ukochane, niebieskie spojrzenie jego oczu. Nie potrafiłabym wyobrazić sobie piękniejszej urodzinowej niespodzianki.
– Wszystkiego najlepszego, kochanie ty moje – powiedział Krzysztof.
Czytaj także:
„Teść traktuje mnie jak śmiecia, bo nie mam rodziców. Gardzi mną, a mąż i synek tańczą jak stary dziad im zagra”
„Zgodziłam się być kochanką, bo obiecał mi gwiazdkę z nieba. Gdy trafiłam do szpitala, porzucił mnie jak stare kapcie”
„Na wakacjach zgubiłam nie tylko torebkę, ale też serce. Zobaczyłam tego przystojniaka i już pragnęłam wspólnej nocy”