„Taka ze mnie zła żona, że mój biedny mężuś musiał wskoczyć innej do łóżka. Gdybym może więcej sprzątała, to byłby mi wierny?”

załamana kobieta fot. Adobe Stock, digitalskillet1
„Cóż, może i byłam kobietą zdradzoną, ale przynajmniej nie porzuconą. Mój cudowny mąż należał do tych odpowiedzialnych i poświęcających się – znaczy poświęcających siebie na ołtarzu rodziny”.
/ 15.05.2023 09:15
załamana kobieta fot. Adobe Stock, digitalskillet1

W gabinecie było cicho i przytulnie, mimo dość oszczędnego wystroju. Prosty, zwykły pokój do fizykoterapii. Jedno łóżko pod ścianą i materace rozłożone na podłodze. I okna skierowane na południe.

Właśnie minęła trzynasta. Zimowy chłód zupełnie tu nie dochodził, podobnie jak zgiełk miasta. Właśnie dlatego uwielbiałam tu przychodzić. Przez dziesięć minut byłam zupełnie sama, nikt mi nie przeszkadzał. Jakbym w samym środku zabieganego dnia oficjalnie mogła się wyłączyć.
Gdyby wszystko dało się tak potraktować uzdrawiającym laserem...

Z gwarancją, że będzie lepiej, cokolwiek to znaczy. To był już mój czwarty zabieg. Jeszcze tylko jutro i moje genialne przerwy „na odłączanie” staną się przeszłością. Okres leczenia dobiegał końca i wraz z moim ortopedą oczekiwałam chwili, gdy powiem z triumfem w głosie: „Biodro przestało boleć!”.

Może i mnie zdradził

Długie tiiiik oznajmiło, że koniec na dzisiaj. Wstałam i szybko podciągnęłam spodnie. Ostatnio stały się nieco luźniejsze. A zgubić choć kilka kilogramów po czterdziestce graniczyło z cudem. Czasami zastanawiałam się, dlaczego w ogóle zawracam sobie tym głowę. Przecież nie mam nadwagi, wyglądam znośnie. Więc skąd to parcie na odchudzanie?

Tik, tik, tik! Zupełnie jakby urządzenie lasera nadal działało. W głowie usłyszałam głośne: „Halo! Przecież wiadomo dlaczego. Twój mąż miał romans z dwudziestoośmiolatką. A czemu cię w ogóle zdradzał?!”.

Oczywiście był to jeden z wielu argumentów na poparcie tezy Karola, że właściwie nie miał wyjścia. Ba! W zasadzie to moja wina. Przecież mój wspaniały, kochający mąż nigdy nie posunąłby się do tak nikczemnego uczynku jak zdrada, gdybym mu nie dała solidnych powodów. A nawet było ich całe 40, dokładnie tyle, ile mam lat.

Cóż, może i byłam kobietą zdradzoną, ale przynajmniej nie porzuconą. Mój cudowny mąż należał do tych odpowiedzialnych i poświęcających się – znaczy poświęcających siebie na ołtarzu rodziny.

Wolnym krokiem opuszczałam centrum medyczne. Chłodnym okiem oceniłam własne odbicie w szybie. Dobrze wyglądałam. Nie musiałam się odchudzać, byłam zgrabna, ładna i wcale nie za stara. Przyciągałam męskie spojrzenia. Oczywiście nie zamierzałam konkurować z dwudziestolatkami, ale z pewnością byłam atrakcyjną czterdziestolatką.

Dobrze się czułam we własnym ciele

Tylko ostatnio o tym zapomniałam. No bo jak tu się dobrze czuć ze sobą, kiedy się doprowadziło własnego męża do takiej ostateczności jak zdrada! Przecież gdybym była młodsza, lepiej zorganizowana, lepsza w łóżku, gdybym więcej sprzątała, gotowała i prała, mój facet nie musiałby szukać innej baby!

W ogóle należą mu się słowa uznania, że wytrzymał bez kochanki tak długo.
W końcu wiele lat był mi wierny. A przecież teraz już wiem, że tylko mi się wydawało, że jesteśmy udanym małżeństwem. Otóż mój mąż wcale nie był szczęśliwy.

To znaczy nie wiedział, że mu czegoś do szczęścia brakuje, póki kochanka mu nie pokazała, na czym prawdziwa sielanka polega. Właściwie to fajnie... Lepiej późno odkryć prawdę, niż do końca życia tkwić w nieświadomości, czyż nie?

Boże, już dwa lata facet karze mnie za swój romans, a ja dopiero teraz zaczynam się wkurzać! Sama nie wiem, jakim cudem to przetrwałam. Jeszcze bardziej o siebie dbać. Chciałam pokazać, że nadal mi zależy. I naprawdę mu współczułam.

Był taki biedny i zagubiony. Chciałam, żeby odnalazł spokój. A ja? Co tam ja... O sobie lepiej nie myśleć, zapomnieć. Przecież tu chodziło o mojego męża, ojca moich dzieci, najważniejszego faceta w moim życiu! Mężczyznę, którego kochałam, znałam i podziwiałam. I któremu ufałam bezgranicznie…

Faceta, który wiele miesięcy mnie oszukiwał, przekreślił wszystko, co nas łączyło i zakwestionował fakt, że kiedykolwiek byliśmy szczęśliwi. Który śmiał się nad sobą użalać, podczas gdy moje uczucia miał głęboko gdzieś, kiedy oświadczał mi, że mnie nie kocha i w zasadzie to nigdy nie kochał.

Co za bydlak!

Skręciłam na parking i podeszłam do samochodu. Wsiadłam i nie wiedziałam, dokąd jechać. Co się działo? Czyżby ten laser zadziałał nie tylko na biodro? Miałam wrażenie, jakby moje życie uległo totalnemu rozbiciu. Na to, które prowadziłam przed dzisiejszą wizytą na fizjoterapii, i to, które zaczęło się po wyjściu z zabiegu.

Nie wiem, czy stan zapalny wokół mojego stawu zniknął, lecz za to czułam, jakbym całkowicie wyleczyła się z własnego małżeństwa. Zdałam sobie sprawę, że zupełnie nie znam faceta, z którym przecież nadal mieszkałam.
Co więcej, nabrałam przekonania, że to nie jest ten sam facet, w którym się zakochałam i za którego wyszłam za mąż.

Już kilka razy słyszałam, że oświecenie przychodzi nagle. I nawet jeżeli towarzyszy temu jakiś dłuższy proces, to jesteśmy go zupełnie nieświadomi. Po prostu pewnego razu podnosimy głowę i świat nabiera innych kolorów. Nie wiem, czy lepszych, czy gorszych, ale na pewno wyraźniejszych. Ja właśnie tak to czułam.

Świat nabrał nowych barw, a ja wreszcie, po raz pierwszy od dawna, wiedziałam, co dalej robić. Pojawiła się przede mną nowa droga, co odkryłam z radością. Skończyła się ciemność i stan beznadziei. Skończyła się niepewność i strach. Teraz już wiedziałam, że dam sobie radę. 

Czytaj także:
„Mąż chciał walczyć o nasze małżeństwo, ale ja nie. Moje uczucia do niego wygasły, bo zakochałam się w kimś innym”
„Zakochałam się w starszym facecie, a on mnie odtrącił, bo był śmiertelnie chory”
„Śmierć odebrała mi miłość mojego życia. Nie wierzyłam, że kiedykolwiek zakocham się ponownie, a jednak”

Redakcja poleca

REKLAMA