„Śmierć odebrała mi miłość mojego życia. Nie wierzyłam, że kiedykolwiek zakocham się ponownie, a jednak”

Kobieta, która straciła męża fot. Adobe Stock, zinkevych
„Nie mogłam się odnaleźć nawet we własnym mieszkaniu. Wszystko było za duże, zwłaszcza łóżko. Podobno czas leczy rany. U mnie, chociaż minął już ponad rok od odejścia Mateusza, nic nie wskazywało na to, że będę potrafiła się z tym pogodzić...”.
/ 16.11.2021 12:48
Kobieta, która straciła męża fot. Adobe Stock, zinkevych

Wszystko w moim mieszkaniu nagle zrobiło się dla mnie za duże. Stół, przy którym siedziałam samotnie w kuchni nad pojedynczym kubkiem herbaty. Łazienka, w której miałam teraz całą umywalkę tylko dla siebie i nikt już nie brudził jej pastą do zębów, czego kiedyś tak bardzo nie lubiłam. Półka pod lustrem, której nie były teraz w stanie zapełnić moje kosmetyki. A najgorzej było z łóżkiem – kiedy spałam w nim z Mateuszem, często marzyłam o tym, aby mąż gdzieś wyjechał. W czasie jego delegacji miałam dla siebie całą przestrzeń. Mogłam się wyciągnąć wygodnie, przyjąć każdą pozycję nie ryzykując, że dostanę sójkę w bok albo obudzi mnie chrapanie męża. Nawet nie podejrzewałam, że będę kiedyś za tym tęskniła. Za czyjąś obecnością.

Nie chcę się rozpisywać o chorobie Mateusza, która go mi w końcu zabrała. To był naprawdę traumatyczny czas. Jakby ktoś odebrał mi nagle moje życie i w zamian dał zupełnie inne. Przez moment miałam nadzieję, że moje życie do mnie wróci, ale tak się nie stało. W zamian dostałam samotność.

Podobno czas leczy rany. Ale u różnych ludzi okres żałoby trwa rozmaicie. U mnie, chociaż miną już ponad rok od odejścia Mateusza, nic nie wskazywało na to, że będę potrafiła się z tym pogodzić. Po kolejnej nieprzespanej nocy, kiedy przewracałam się z kąta w kąt po swoim małżeńskim łożu, wstałam rano kompletnie nieprzytomna. Za nic nie mogłam się zebrać do pracy, więc w końcu byłam już spóźniona. A wiedziałam przecież, że mój szef strasznie tego nie lubi i nie toleruje. Zdenerwowana postanowiłam pojechać samochodem zamiast autobusem. Jestem niedzielnym kierowcą, bez specjalnej wprawy. Nie miałam jak jej nabrać, skoro w naszym małżeństwie to Mateusz zawsze prowadził.

Ale Mateusza już nie ma i powinnam się do tego przyzwyczaić, że teraz muszę liczyć tylko na siebie – pomyślałam, biorąc z półki kluczyki do auta. Wyjechałam niepewnie z parkingu i… straciłam głowę już na pierwszym skrzyżowaniu. Wszystko mi się pomyliło – kierunki jazdy, zasady pierwszeństwa, światła, hamulec i sprzęgło. Kiedy poczułam uderzenie w tył swojego samochodu, rozpłakałam się ze zdenerwowania. Tak, ktoś we mnie wjechał, bo zahamowałam w nieodpowiednim momencie. Chociaż to ja miałam tył rozbity, a ten drugi kierowca być może nie zachował stosownej odległości, to od razu wzięłam winę na siebie. Nie miałam siły się kłócić. W efekcie przyjechałam do pracy bardzo spóźniona i wytłumaczywszy się szefowi, usiadłam przy biurku. I siedziałam tak otępiała, aż poczułam na sobie czujny wzrok koleżanki.

Znamy się z Joanną wiele lat i chociaż właściwie nie spotykamy się poza biurem, to ona wie o mnie wszystko. Teraz także potrafiła po jakimś czasie skłonić mnie do zwierzeń. Powiedziałam jej o pustym mieszkaniu. A ona na to stwierdziła, że już dawno powinnam była inaczej zaaranżować przestrzeń.

– Żeby ci nie przypominała Mateusza. Teraz wasze mieszkanie jest urządzone na dwie osoby. Nic więc dziwnego, że czujesz się tak, jakby na każdym kroku kogoś ci brakowało – stwierdziła i dodała: – Zacznij od łóżka.

– Ale moje łóżko mi się podoba – zaoponowałam.

– Nie chodzi o to, czy co się podoba, ale czy się dobrze w nim czujesz – odparła Joanna. Miała rację, ale ja jeszcze nie byłam przygotowana na to, aby szukać nowego mebla.

Może po wakacjach… – pomyślałam, odsuwając od siebie tę myśl.

Już pierwszej nocy urlopu spałam jak zabita

Nie miałam sprecyzowanych planów na wakacje, nadeszły tak jakoś niespodziewanie. Zawsze to Mateusz zajmował się planowaniem naszych wyjazdów i teraz czułam się z tym dziwnie, że sama muszę o to zadbać, aby gdzieś wypocząć. Pomyślałam, że w sumie zamknę się na dwa tygodnie w mieszkaniu i zwyczajnie sobie poczytam, może trochę posprzątam. Ale Joanna, której się z tego zwierzyłam, uznała to za wyjątkowo niedobry pomysł.

– Nie uwolnisz się od wspomnień, a przecież nie o to chodzi.

Nazajutrz przyszła do mnie z propozycją:

– Chce do mnie przyjechać rodzina z Roztocza. Ale wiesz, że ja mam tylko dwa pokoje i ledwo mieścimy się w nich we trójkę. Nie wyobrażam sobie żyć tam przez tydzień w siedem osób, więc tak sobie pomyślałam, że jeśli się zgodzisz, to ulokowałabym swoją kuzynkę z przyległościami u ciebie. A w zamian ty byś dostała klucze do ich domu i pojechała sobie tam wypocząć.

W pierwszym momencie się wzdrygnęłam, że ktoś będzie dotykał moich rzeczy. Ale potem pomyślałam, że to w sumie uczciwy układ. I atrakcyjny, bo miejscowość, z której pochodziła kuzynka Joanny była naprawdę położona w pięknej okolicy. Zgodziłam się i kilka tygodni później przekazałam swoje klucze miłej pani z mężem i dwójką dzieci, a sama wyruszyłam autobusem na Roztocze.
Muszę przyznać – Joanna miała rację, że dobrze mi zrobi odmiana. Już pierwszej nocy spałam jak zabita, co było zasługą świeżego wiejskiego powietrza. Łóżko w sypialni także było wyjątkowo wygodne.

– To wyrób tutejszego stolarza – powiedziała mi kuzynka Joanny, gdy do niej zadzwoniłam, by dowiedzieć się, czy wszystko w porządku i czy odnaleźli się w moim mieszkaniu.

– A ja myślałam, że to jakiś staroć – byłam zdziwiona, bo łóżko faktycznie przypominało finezją wykonania wyroby sprzed wieku.

– Pan Stanisław ma zmysł estetyczny, nie można mu odmówić kunsztu – kuzynka wyraźnie była zadowolona, że może pochwalić lokalnego rzemieślnika. – Jak chcesz, dam ci adres jego pracowni – powiedziała.

Przecież i tak nie będę niczego kupowała – pomyślałam. Ale zaraz także naszła mnie refleksja, że w sumie nie zaszkodzi podjechać i zobaczyć. Musiałam jednak do tego najpierw zebrać siły. Całymi dniami włóczyłam się więc po okolicy albo leżałam w ogródku na leżaku i czytałam książkę. Pewnego dnia rozejrzałam się dookoła po rabatkach i stwierdziłam, że po upalnych dniach i deszczowych porankach chwasty atakują wyjątkowo gromadnie.

Chyba powinnam trochę popielić rabatki, bo kuzynka Joanny nie pozna ogrodu, gdy wróci – pomyślałam. I z ochotą zabrałam się do pracy. Nie znam się wprawdzie za dobrze na kwiatkach, ale uznałam, że wszystko co nieładne i pozbawione płatków pewnie jest chwastem.

Gdyby nie burza, nigdy nie poszłabym do tej stolarni

Pewnego dnia tak się zapamiętałam w swojej robocie, że nie zauważyłam, że przez płot przygląda mi się jakiś postawny mężczyzna.

– To była akurat maciejka – powiedział nagle. Podniosłam oczy.

– Maciejka? To zielsko? – zdziwiłam się speszona.

– Tak – kiwnął głową. – a tamto… – wymienił nazwę innej rośliny, którą wyrwałam, a która bynajmniej nie była chwastem. Moja buzia zaczęła przypominać piwonię.

– Chyba dam sobie spokój, bo się na tym zupełnie nie znam – wymamrotałam. – Zrujnuję Ewie ogród.

– Proszę się nie martwić. Rośliny szybko to nadrobią. A w razie czego zapraszam do siebie na naukę. Mieszkam pod koniec wsi – Stanisław jestem – podał mi rękę. – Stolarz.

Stolarz? I nie taki stary? Nie wiem, dlaczego wyobrażałam sobie, że jak ktoś ma na imię Stanisław i robi tak piękne i wymagające wprawy rzeczy, to musi być mocno wiekowy. Znowu się zarumieniłam.
I pewnie z tego wstydu bym jednak nie poszła do pracowni Stanisława, gdyby nie burza, która mnie złapała dwa dni później, jak wracałam ze spaceru. Źle oceniłam przesuwające się po niebie chmury. Sądziłam, że zdążę, ale się przeliczyłam. Ciężkie krople zaczęły spadać, kiedy tylko doszłam do pierwszych zabudowań. Wiedziałam, że za moment będę kompletnie mokra, jeśli się nie schowam, i wtedy zobaczyłam Stanisława, który macha do mnie stojąc we wrotach wielkiej stodoły – jak się okazało, swojej pracowni. Wpadłam tam już lekko mokra i od razu dostałam ręcznik, żeby wytrzeć włosy.

Podziękowałam i zaczęłam się rozglądać. Pięknie tu było! Wszędzie stały meble w różnym stadium wykończenia.

– Właściwie to ja szukam łóżka – wyrwało mi się. – Takiego, jak ma Ewa w sypialni.

Stanisław obrzucił mnie szybkim, zagadkowym spojrzeniem.

– Coś takiego – podał mi katalog z małżeńskimi łożami – mogę zrobić na zamówienie w trzy miesiące. Taki jest okres oczekiwania.

Piękne zdjęcia i rysunki przykuły mój wzrok, ale zaraz się zreflektowałam.

– Ale ja potrzebuję pojedyncze łóżko.

– Pojedyncze? – zdziwił się. Ale w jego wzroku dojrzałam coś jeszcze. – Nie jesteś mężatką? – przeszedł nagle na ty. Nie przeszkadzało mi to.

– Wdową – odruchowo dotknęłam obrączki, którą nadal nosiłam na palcu.

– W takim razie mam coś dla ciebie. Od ręki – pokazał mi łóżko stojące na końcu pracowni. Było przepiękne, ale…

– Przecież ono jest podwójne.

– Ale może być pojedyncze. Zostało tak zaplanowane, że można je rozłączyć i powstaną wtedy dwa nie zależne wygodne łóżka.

– Po co rozłączać? Nie lepiej tak sprzedać? – powiedziałam wbrew sobie, bo łóżko przyciągało mój wzrok.

– Nie sprzedam go tak. Zostało zaprojektowane dla kogoś, kto… nie potrzebuje już podwójnego – wzrok Stanisława na moment zgasł. Ale potem stolarz znowu się ożywił i przy ciepłej herbacie z sokiem malinowym dobiliśmy targu.

Nie miałam transportu, ale z pomocą przyszła mi Ewa. Powiedziała, że sąsiad z jej wsi bywa raz na dwa tygodnie w moim mieście.

– Jeździ dostawczakiem, może zabrać łóżko za drobną opłatą – usłyszałam ucieszona.

Sąsiad okazał się nie tylko uczynny, ale i gaduła. Gdy wniósł mi łóżko do domu, poczęstowałam go ciastem i kawą. A wtedy powiedział mi , że to łóżko Stanisław zrobił dla siebie i żony.

– Ale ta jego baba latawica była. Miastowa. Nie wytrzymała na wsi długo. Uciekła. Chłop od rozwodu jest sam. Szkoda go, bo fajny – rozgadał się.

Stanisław wniósł moje łóżko do swojej sypialni

Uderzyła mnie ta wiadomość. A więc drugą część łóżka Stanisław zostawił sobie… – pomyślałam.

Sądziłam, że kiedy zmienię łóżko, minie uczucie osamotnienia, wrażenie, że materac jest za duży, ale się przeliczyłam. W łóżku od Stanisława cały czas jakby mi czegoś brakowało. Drugiej połówki. Wspominałam swoje ostanie dni na wsi i to, że ze Stanisławem byliśmy wtedy prawie nierozłączni. Wiele czasu spędziłam w jego pracowni i nawet pojawiła się w mojej głowie myśl, że mogłabym tam zostać na zawsze. A jednak wyjechałam.

Chyba źle zrobiłam – pomyślałam, gdy po bezsennej nocy znowu zastał mnie świt, jak przewracam się w moim pojedynczym łóżku. Kiedy rozległ się dzwonek do drzwi, poderwałam się na równe nogi.
Kto to może być? Nikogo się nie spodziewałam. Na progu stał Stanisław.

– Przepraszam, że cię nachodzę, ale… Dostałem adres od Ewy i… – zamilkł, bo chyba zobaczył w moich oczach zachwyt. I wtedy wszedł, zamknął za sobą drzwi i mnie pocałował.

Zlikwidowanie mojego miejskiego mieszkania zajęło mi kilka miesięcy, podobnie zmiana pracy i przeprowadzka na Roztocze, do Stanisława. Ale ani przez chwilę nie wątpiłam, że dobrze robię. A kiedy już do niego przyjechałam i z dostawczaka zostały wypakowane moje rzeczy, Stanisław wniósł moje pojedyncze łóżko do swojej sypialni i za pomocą kilku prostych ruchów połączył je znowu ze swoim.

Czytaj także:
„Zdradziłam męża z kolegą z pracy. Paweł pokazał mi, jak to jest być pożądaną, kochaliśmy się prawie na każdej przerwie”
„Chciałam założyć rodzinę z wojskowym, ale służba była ważniejsza. Wrócił po 10 latach z miłością wypisaną na ustach” 

„Mąż mnie zdradził i stwierdził, że >>każdy facet tak robi<<. Nie mogę na niego patrzeć, ale muszę pamiętać o dzieciach”

 

Redakcja poleca

REKLAMA