„Pracuję w zakładzie pogrzebowym na nocki. Nigdy nie spodziewałem się, że przeżyję taki horror”

Mężczyzna nie w humorze fot. iStock by GettyImages, KucherAV
„Z trudem przemogłem potworny strach, zbliżyłem się do nieboszczyka, na wszelki wypadek spojrzałem do środka chłodni, czy coś jeszcze się tam nie czai”.
/ 27.10.2023 09:15
Mężczyzna nie w humorze fot. iStock by GettyImages, KucherAV

Pierwszy dzień nie był najtrudniejszy. Panował ruch, a Gienek, do którego mnie przydzielono, pokazywał mi, na czym polega praca. Z pewną obawą myślałem o pierwszej nocce. Czy dam sobie radę ze wszystkim? Z tymi procedurami?

– Nie przejmuj się – powiedział Gienek. – Każdy musiał przez to przejść. W zwykłym zakładzie pogrzebowym jest łatwiej, bo tam są dyżury, siedzi się z innymi ludźmi. Tu będziesz sam, chyba że akurat dowiozą jakieś zwłoki.

Procedury niby znałem, wiedziałem, co i jak załatwiać w razie tak zwanej dostawy, w której lodówce umieścić ciało, jakie papiery wydać medykom. Nie było to zbyt skomplikowane. W razie problemów mogłem zadzwonić do Gienka albo do kierownika, ale wolałbym tego nie robić.

– Nie przejmuję się – odparłem niezgodnie z prawdą. – Dam radę.

– Jakbyś czegoś nie wiedział, dzwoń – przypomniał mi życzliwym tonem.

– Dzięki. Mam nadzieję, że nie będzie trzeba. Też byś się chciał wyspać.

Pokiwał głową, ruszył w stronę wyjścia, ale w połowie drogi zawrócił.

– Jest jeszcze coś. O tym się nie mówi, więc pewnie nie wiesz, co to jest zespół niespokojnych zwłok.

Spojrzałem na niego jak na wariata. O co mu chodzi? Jaki zespół?!

– Chciałeś powiedzieć chyba o zespole niespokojnych nóg? Ale na to są leki, a ja tu się do łóżka kłaść nie będę.

– No fakt, że niespokojne nogi masz wtedy, gdy budzisz w nocy ukochaną, bo machasz giczołami – padła odpowiedź. – Albo ona ciebie. Nie wiem, jak to wygląda, bo w życiu się z czymś tego typu nie spotkałem. Ja mówię, chłopie, o zespole niespokojnych zwłok. O czymś, co może się zdarzyć tutaj czy w innym takim miejscu, gdzie się przechowuje nieboszczyków.

Zmarszczyłem brwi, przyjrzałem mu się uważnie. Nie wyglądało na to, żeby żartował, ale go przecież nie znałem, więc nie umiałem powiedzieć tego z całą pewnością.

– Chyba ci odbiło – burknąłem. – W coś chcesz mnie wrobić?

– Chodź.

O mój Boże, czy to naprawdę był trup?

Zaprowadził mnie do chłodni, otworzył pierwsze z brzegu drzwi. Wewnątrz spoczywały zwłoki.

– Nasz szef zwrócił ci uwagę, że komory mają od środka klamki?

Zmarszczyłem brwi.

– Nic mi nie mówił. Ale, fakt, mają.

– Jak myślisz, po co?

Analizowanie zagadnienia nie zajęło mi wiele czasu.

– Na wypadek, gdyby się okazało, że jakiś nieboszczyk żyje i mógł wyjść?

– Brawo! – zawołał Gienek. – A jeśli by nie miał siły, to podczas obchodu zobaczysz, że drzwi są uchylone.

Przeszedł mnie dreszcz.

– Kiedyś lodówki nie miały wewnętrznych klamek – mówił dalej mój mentor – jednak po pewnych wydarzeniach jest taki wymóg.

– Często się zdarza, żeby ktoś się ocknął w chłodni? – spytałem.

– Na szczęście nie – odpowiedział Gienek. – Ale z tego, co wiem, jeśli ktoś długo pracuje, prędzej czy później natknie się na coś takiego.

– I to jest ten zespół niespokojnych zwłok? – nieco się uspokoiłem.

– Właśnie nie – potrząsnął głową.

– Posłuchaj…

– Zdarza się czasem, że ciało ożywa. Wiesz, że w początkowym czasie rozkładu temperatura trupa może podejść nawet pod sześćdziesiąt stopni?

To wiedziałem, bo o tym, że z nieboszczykami dzieją się dziwne rzeczy, słyszałem od grabarza, z którym kilka miesięcy siedziałem w jednej celi. Ale o żadnym zespole niespokojnych zwłok nie wspominał.

– No dobra i co z tego? – zapytałem.

– Widzisz, zdarza się też, że podczas rozkładu w mózgu takiego denata dzieją się dziwne rzeczy – odpowiedział. – Bywają ponoć jakieś wyładowania, jeśli nieboszczyk uległ porażeniu prądem. Potrafi taki zacząć machać rękami, a w takiej chłodni jak nasza grupowa wstać i łazić…

Mówiąc o grupowej, miał na myśli dużą lodówkę, w której były trzy stanowiska, przypominające piętrowe łóżko. Umiejscowiona została z samego brzegu jednego z pomieszczeń.

– Wstać i łazić? – wydawało się to zupełnie nieprawdopodobne.

– Myśl, co chcesz – rzekł Gienek – ale nie życzę ci, żebyś się przekonał.

– A ty się przekonałeś? – zapytałem podejrzliwie.

– Nie chcę o tym gadać – burknął. – Ale trzeba mieć wyjątkowego pecha, żeby na coś podobnego trafić.

Musiałem panować nad wyobraźnią

Do moich obowiązków należał obchód pomieszczeń z lodówkami i kontrola zapasowego prosektorium. Tego dnia było wyjątkowo spokojnie, nie planowano autopsji, więc powinienem mieć spokój. Inna rzecz, że z ulgą przyjąłbym towarzystwo patologa, nawet gdybym miał świadomość, że w pomieszczeniu obok kroi zwłoki. A tak zostałem sam.

Przed zmianą odprowadziłem Gienka do wyjścia, a on napomniał mnie jeszcze, żebym się nie bał i nie dał ponieść wyobraźni.

Nie zamierzałem. Tylko że człowiek może sobie obiecywać jedno, a w głowie dzieje się zupełnie coś innego. Zająłem się studiowaniem prasy, lecz cały czas w głowie kołatało mi się to kretyńskie określenie: „zespół niespokojnych zwłok”. A im głębiej zapadała noc, tym się wydawało mniej absurdalne.

Spojrzałem na zegar. Dwudziesta druga czterdzieści pięć. Czas na krótki obchód. W każdym pomieszczeniu był elektroniczny kapownik, do którego musiałem przyłożyć chip, znajdujący się na kółku z kluczami. Z obawą myślałem, co będzie, kiedy zrobi się po północy i będę musiał znów iść na obchód, jak co godzinę. Wprawdzie specjalnie zorganizowano to tak, żeby nie było trzeba wchodzić do pomieszczeń z chłodniami o pełnych godzinach, czyli o dwunastej, tylko kwadrans przed i trzy kwadranse po, lecz w tym momencie wydawało mi się to marnym pocieszeniem.

Wstałem z westchnieniem i powlokłem się odbić kartę na elektronicznym zegarze. Pierwsza sala z chłodniami, a potem druga, bliżej mojej portierni.

I tu się zaczęło. Wszedłem, przyłożyłem chip do czytnika i czym prędzej zawróciłem do drzwi. I w tym momencie usłyszałem szmer. Szmer? W miejscu, w którym powinna panować martwa cisza? No, może rozpraszana jedynie cichym szumem agregatów chłodniczych.

Tymczasem rozległo się szuranie, a potem jakby sapnięcie. Zwróciłem się w tamtą stronę. Drzwi pierwszej z brzegu chłodni, tej z trzema stanowiskami, zaczęły się uchylać! Myślałem początkowo, że to przywidzenie, ale w szparze pojawiła się ręka. Gdybym nie skamieniał z przerażenia, pewnie bym podskoczył i zatrzasnął lodówkę. Ale nie byłem w stanie się ruszyć…

Po chwili drzwi uchyliły się jeszcze bardziej, ujrzałem ludzką postać. Wysunęła się na zewnątrz i upadła na posadzkę, po czym znieruchomiała. A mnie w głowie pojawiła się ta nazwa „zespół niespokojnych zwłok”.

Tylko czy to na pewno był trup?

Odechce się głupkom idiotycznych dowcipów

Z trudem przemogłem potworny strach, zbliżyłem się do nieboszczyka, na wszelki wypadek spojrzałem do środka chłodni, czy coś jeszcze się tam nie czai. Drgnąłem. Coś tu nie pasowało – na podłodze leżała kurtka i termiczny koc! Kto tak ubiera nieboszczyka do chłodni? Spojrzałem na twarz, wydawała mi się skądś znana.

– Ojcze nasz… – zacząłem mruczeć pod nosem, pochylając się nad ciałem. Wbrew instynktowi, który kazał mi uciekać, gdzie pieprz rośnie, wyciągnąłem rękę, żeby zbadać puls.

Ciało okazało się nadspodziewanie ciepłe, a oprócz pulsu na szyi, wyczułem także oddech. Wyprostowałem się, sięgnąłem po telefon. Uznałem, że trzeba zadzwonić do samego szefa. Wtedy nieboszczyk otworzył oczy i ryknął śmiechem.

– To się nabrałeś! Zespół niespokojnych zwłok pozdrawia!

Wtedy go poznałem. Misiek, serdeczny kumpel Gienka.

To, co się stało później, nie bardzo nadaje się do szczegółowego opisywania. Wystarczy powiedzieć, że czeka mnie teraz proces o pobicie. Niestety Misiek, wylądował na pogotowiu ze zwichniętą szczęką, bo gdy tylko się poruszył i odezwał, ja się instynktownie zamachnąłem.

Nie zostałem zwolniony z pracy. Przeciwnie, szef wydawał się całkiem zadowolony z mojej postawy.

– Dawno im się należało – powiedział. – Odechce się głupkom idiotycznych dowcipów.

Ale robotę zmienię, kiedy tylko nadarzy się dobra okazja. Trudno mi się chyba dziwić.

Czytaj także:„Alina była plotkarą bez skrupułów. Kopała dołki pod każdym, aż niespodziewanie sama wpadła w jeden z nich”„Kilka miesięcy ze starym wujem i dostaliśmy pokaźny spadek. Jego dzieci teraz zgrzytają zębami z zazdrości”„Znałem wiele tajemnic, które pomogły mi się ustawić w życiu. Niejeden polityk jadł mi z ręki”

Redakcja poleca

REKLAMA