„Zamieniłem przytulny gabinet na więzienie. Praca w celi omal nie doprowadziła do tragedii”

zrozpaczony mężczyzna fot. Adobe Stock, mtrlin
„W podstawówce marzyłem o zawodzie strażaka, a w liceum zdecydowałem, że zostanę lekarzem i wyjadę jako wolontariusz do Afryki. Jednak w ostatniej klasie szkoły średniej zmieniłem zdanie i postanowiłem zdawać na psychologię. Wszyscy mówili, że mam dobre podejście do ludzi, że umiem słuchać”.
/ 03.07.2023 18:30
zrozpaczony mężczyzna fot. Adobe Stock, mtrlin

Od kiedy pamiętam, pragnąłem być kimś ważnym i dobrym. Dobrze wiem, skąd wziął się we mnie ten „kompleks Supermana”: wszystko przez to, że wychowywałem się bez ojca. Mojej mamie było bardzo ciężko i od najmłodszych lat miałem poczucie, że muszę wynagrodzić jej trudy opiekowania się mną, stając się w przyszłości kimś wyjątkowym, kimś, z kogo będzie dumna.

Jako przedszkolak chciałem zostać superbohaterem

W podstawówce marzyłem o zawodzie strażaka, a w liceum zdecydowałem, że zostanę lekarzem i wyjadę jako wolontariusz do Afryki. Jednak w ostatniej klasie szkoły średniej zmieniłem zdanie i postanowiłem zdawać na psychologię. Wszyscy mówili, że mam dobre podejście do ludzi, że umiem słuchać, chciałem więc wykorzystać swój wrodzony talent. Wolałem ratować ludzkie umysły niż ciała.

Studia ukończyłem ze świetnymi wynikami. W dodatku zrobiłem dwa lata w jeden rok, więc zostałem absolwentem wcześniej niż moi rówieśnicy.

Nie wspominając już o tym, że otrzymywałem stypendium naukowe, byłem na wymianie zagranicznej i zrobiłem kilka dodatkowych kursów. Wszyscy spodziewali, że taki młody, zdolny i obiecujący wybierze drogę kariery naukowej lub otworzy własny gabinet, a ja… zatrudniłem się w więzieniu. Szok.

To nie jest łatwa i przyjemna praca

Codziennie obcuje się z nieszczęśliwymi ludźmi, którzy w jakiś sposób na swoje nieszczęście zasłużyli. Rolą psychologa nie jest ocenianie ich ani tym bardziej potępianie, lecz pomaganie, by jak najlepiej funkcjonowali w warunkach zamknięcia. Jak to ujęła moja Ewa: dobrowolnie szedłem tam, skąd każdy normalny człowiek chciałby jak najszybciej uciec.

– Pchasz się na ochotnika do piekła – powiedziała mi kiedyś.

Ale ja naprawdę tego właśnie chciałem. Traktowałem swoją pracę jak misję. Byłem wtedy młodym, pełnym zapału idealistą, któremu wydawało się, że zbawia świat. Chciałem pomagać przestępcom wrócić na właściwą drogę. Z całych sił wierzyłem w uzdrawiającą moc rozmowy i w to, że resocjalizacja jest naprawdę możliwa.

Ponieważ podstawą zmiany jest uświadomienie sobie mechanizmów, które doprowadzają do patologicznych zachowań, i wyeliminowanie ich, to teoretycznie każdy jest do tego zdolny. Oczywiście, im bardziej zatwardziały recydywista, tym trudniej o zmianę, lecz przecież nie ma rzeczy niemożliwych. Uważałem, że każdy, nawet najgorszy człowiek zasługuje na drugą szansę.

Ewa nie mogła tego zrozumieć

– Przecież będą ci się też trafiać autentyczni zwyrodnialcy. Mordercy, gwałciciele, pedofile. Niektórzy są gorsi niż dzikie zwierzęta.

– A jednak to wciąż ludzie.

– Zasługują na karę, nie na pomoc – upierała się Ewa.

– Karę już ponoszą. A jeżeli im pomogę, to staną się kimś innym, kimś, kto już nigdy nie popełni takich zbrodni – tłumaczyłem jej cierpliwie.

– Ale pewności nie ma. Sam wiesz, co niektórzy wyprawiają na przepustkach lub zaraz po zwolnieniu. Gdyby to ode mnie zależało, w ogóle bym ich nie wypuszczała. Wtedy na pewno już nikogo by nie skrzywdzili – Ewa potrafiła być nieubłagana.

Nigdy nie zgadzaliśmy się w tych sprawach, jednak mimo różnic światopoglądowych tworzyliśmy zgraną i kochającą się parę. Poznaliśmy się jeszcze w szkole średniej, nasza miłość przetrwała wyjazdy i rozłąki podczas studiów. Nie spieszyliśmy się z dziećmi, bo każde z nas było mocno skupione na pracy zawodowej.

Ewa zaszła w ciążę dopiero w wieku trzydziestu pięciu lat. Urodziła śliczną, zdrową córeczkę, której daliśmy na imię Pola.

To była miłość od pierwszego wejrzenia

Gdy tylko zobaczyłem jej czerwoną, wykrzywioną od płaczu buzię, poczułem, że dla mojej córki zrobię wszystko. Później żona powiedziała mi, że nie chce więcej dzieci, że nie czuje się na siłach, by ponownie przechodzić przez ciążę i poród.

Pola była więc jedynaczką, naszym skarbem i oczkiem w głowie. Dosłownie zwariowałem na jej punkcie. Przez pierwsze lata ojcostwa byłem bardzo szczęśliwy. A potem wszystko się popsuło…

Mniej więcej kiedy Pola skończyła trzy lata, zaczęło dopadać mnie wypalenie zawodowe i zwątpienie w sens mojej pracy.

Najpierw było to tylko zniechęcenie. Chociaż codziennie stawałem na głowie, żeby naprostować moich wykolejonych podopiecznych, rezultaty, jakie osiągałem, były według mnie żałośnie małe. Więźniowie lubili mnie, ufali mi i twierdzili, że im pomagam, lecz nie udawało mi się ich trwale zmienić.

Strasznie mnie to frustrowało. To był wyraźny sygnał ostrzegawczy, że czas na urlop lub zmianę pracy, lecz go zignorowałem.

Wmawiałem sobie, że to tylko znużenie, że przejdzie

Moi podopieczni często opowiadali mi o zbrodniach, jakie popełnili, by w ten sposób zrzucić ciężar z sumienia. Bywało, że opisywali z drastycznymi szczegółami naprawdę potworne rzeczy. Raz, słuchając o tym, jak pewien mężczyzna podtapiał w klozecie swojego pięcioletniego synka, pomyślałem: „Mógłby zrobić to samo z moją Polą. Ktoś zdolny do takiego sadyzmu nie jest wart, by żyć”.

Taka konkluzja stała w totalnej sprzeczności z moimi poglądami i wcale nie chciałem tak myśleć, lecz nic nie mogłem na to poradzić. A potem zobaczyłem to na własne oczy. Więzień zanurzał w ubikacji głowę mojej córeczki! Jego twarz wykrzywiał dziki grymas, a ona szarpała się i machała rękami. Wizja trwała tylko mgnienie, lecz wstrząsnęła mną do głębi.

Niby zdawałem sobie sprawę, że to bardzo zły znak i powinienem natychmiast wziąć wolne i na serio rozważyć zmianę pracy, ale jak to mówią: szewc bez butów chodzi. Ja byłem takim szewcem, czyli terapeutą, który odsunął od siebie prawdę, gdy była dla niego niewygodna.

Oszukiwałem się, że wizja przestępcy krzywdzącego Polę to był wyjątkowy wyskok mojego umysłu, że to się więcej nie powtórzy.

Powtarzało się. Ciągle

Podczas każdej rozmowy, z każdym więźniem, widziałem moją żonę lub córeczkę w roli ofiar. Nie da się opisać, jakie to uczucie. Moje najdroższe dziewczyny krzywdzone w straszny sposób przez oprawców, którzy nie znali pojęcia „litość”. W środku skręcałem się z bólu i wściekłości, lecz na zewnątrz zachowywałem kamienną twarz.

Potrafiłem ukrywać uczucia. A potem wpadłem na najgorszy pomysł w całym moim życiu. Chociaż wtedy sądziłem, że był czymś w rodzaju objawienia. A mianowicie uznałem, że moją rolą nie powinno być pomaganie przestępcom, lecz… karanie ich. Nie fizyczne, tylko psychiczne.

Miałem do tego idealne warunki. Ufali mi, przychodzili do mnie po pomoc, by poczuć się lepiej. A ja sprawię, że poczują się gorzej, dużo gorzej, myślałem z jakąś chorą, podłą satysfakcją. 

Powoli, ostrożnie zacząłem realizować swój plan

Działałem perfidnie: nie byłem wobec skazańców oskarżycielski, nie mówiłem im niczego otwarcie wrogiego, dołowałem ich w taki sposób, że żaden nie połapał się, co im robię. Udawałem ich przyjaciela, a w rzeczywistości byłem najgorszym wrogiem. Czułem satysfakcję jak z dobrze wykonanej roboty, póki jeden z moich podopiecznych nie próbował powiesić się w swojej celi.

Wiedziałem, że zrobił to przeze mnie. Wtedy poczułem się, jakby ktoś wylał mi na głowę wiadro lodowatej wody. Ten człowiek był brutalnym gwałcicielem, lecz mimo wszystko nie miałem prawa dodatkowo go osądzać i karać. To nie była moja rola. Nie byłem Bogiem!

Otrzeźwiałem w jednej chwili. Wraz z uświadomieniem sobie, w kogo się zmieniłem. Prawie kogoś zabiłem! Miałem się za lepszego, pragnąłem naprawiać świat, a ostatecznie pchnąłem kogoś do samobójstwa. Byłem przerażony i zrozpaczony. Nie potrafiłem się pozbierać. Czułem, że tracę grunt pod nogami, więc natychmiast wziąłem urlop – niestety, opamiętanie przyszło za późno.

Załamałem się nerwowo

Stałem się więźniem własnego łóżka: nie wychodziłem z niego całymi dniami, śniłem w nim koszmary każdej nocy. Ewa nie wiedziała, co się dzieje, i zamartwiała się.

– Kochanie, o co chodzi? Jak mogę ci pomóc? Proszę, powiedz mi! – błagała mnie ze łzami w oczach.
A ja tylko patrzyłem w sufit i milczałem, chociaż widziałem, jak bardzo ją tym ranię. Nic nie mówiłem, bo nie chciałem kłamać, a nie potrafiłem wyznać prawdy, za bardzo się wstydziłem.

Jak miałem powiedzieć mojej uczciwej, prostolinijnej, dobrej żonie, że sączyłem truciznę do umysłów ludzi, którzy mi zaufali? Jeśli ona kiedykolwiek się o tym dowie, to na pewno przestanie mnie kochać. Może nawet zechce odebrać mi prawa rodzicielskie do Poli, bo jak ktoś taki jak ja może być dobrym ojcem!

Zresztą w tamtym czasie i tak nie byłem w stanie opiekować się moim dzieckiem. Nawet nie widywałem córeczki. Zabroniłem Ewie wpuszczać małą do pokoju, w którym leżałem całymi dniami.
Naprawdę trafiłem do piekła. Do piekła wyrzutów sumienia. Bezlitośnie karałem sam siebie za niepopełnioną zbrodnię.

Tak, więzień przeżył, ale liczy się zamiar. I jego, i mój, a ja chciałem go skrzywdzić, to nie był nieszczęśliwy wypadek, nieumyślne przestępstwo. Świadomie postępowałem źle, przez co czułem się teraz godny jedynie pogardy i potępienia.

Dręczyły mnie także potworne, irracjonalne lęki. Bałem się, że mojej żonie i córce przyjdzie odpokutować za mój grzech. Nabrałem paranoicznej pewności, że przydarzy im się coś złego. I znów miałem wizje, jak dzieje im się krzywda. Ktoś je mordował. Ginęły w wypadku samochodowym.

Przygniatała je waląca się ściana starego budynku. Za każdym razem dochodziło do tego z mojej winy, z powodu mojego zaniedbania lub złego wyboru.

Postanowiłem, że opuszczę je dla ich dobra

Któregoś dnia, gdy Ewa będzie w pracy, a Pola w przedszkolu, spakuję najpotrzebniejsze rzeczy do torby i pójdę na dworzec. Wcześniej wyciągnę trochę pieniędzy z bankomatu.

Ucieknę za granicę, żeby być jak najdalej od nich, i może w ten sposób je ochronię. Kiedy zniknę, przez jakiś czas będą rozpaczać i mnie szukać, ale w końcu pogodzą się z tym, że mnie już nie ma. Ewa powtórnie wyjdzie za mąż, Pola będzie mieć nowego tatę.

Jest jeszcze malutka, mój obraz w jej pamięci szybko się zatrze. Kocham je obie ponad wszystko, więc wyrzeknę się ich, by je uratować.

Takie snułem plany potajemnej ucieczki. Nie zastanawiałem się, z czego, jak i gdzie dokładnie będę żyć. Zależało mi tylko na tym, by ochronić moją rodzinę. Nie myślałem rozsądnie, już nie byłem w stanie. Gdzieś na skraju świadomości zdawałem sobie sprawę, że jestem chory i powinienem się leczyć, lecz odpychałem od siebie takie myśli. Obsesyjny strach o moją rodzinę przesłaniał mi wszystko inne.

A potem zdarzyło się coś, co mnie odmieniło

Był wczesny wieczór. Leżałem w łóżku, patrzyłem w sufit i przysięgałem sobie, że jutro wreszcie odejdę z domu. Dosyć odkładania tego na później, im dłużej czekam, tym jest trudniej. Jutro, gdy tylko dziewczyny zamkną za sobą drzwi, wstanę i zrealizuję swój plan. Tak musi być, to jest słuszne.
I wtedy usłyszałem ich głosy:

– Ja chcę do taty!

– Kochanie, tata jest bardzo chory, mówiłam ci. Musi odpocząć.

– Chcę do taty! Pocałuję go w czoło i będzie mu lepiej – upierała się Pola.

– Skarbie, proszę. Nie wolno. Tata potrzebuje teraz spokoju.

– On mnie już nie kocha! – Pola wybuchnęła płaczem.

Poczułem, jakby ktoś ugodził mnie nożem prosto w serce. Sam byłem porzuconym przez ojca dzieckiem i wiedziałem, jak bardzo to boli, a jednak chciałem zrobić to samo swojej córce. Gorzej, ja już jej to robiłem. Na moment skamieniałem, zabrakło mi tchu, a potem odblokowałem się, zerwałem z łóżka, wybiegłem z pokoju i porwałem małą w ramiona. W jednej chwili pojąłem, jaką ogromną krzywdę mogłem wyrządzić także Poli.

Kochała mnie i potrzebowała. Ewa też

Szloch mojego dziecka był głosem, który wyrwał mnie z koszmarnego snu na jawie. Najtrudniejsze było to pierwsze wyjście z pokoju, kolejne kroki okazały się już łatwiejsze. Pozwoliłem żonie zawieźć się do szpitala, rozpocząłem leczenie. Po roku walki wyszedłem z ciężkiej depresji.

Dziś, przy odpowiednio dobranych lekach, funkcjonuję całkiem dobrze. Nie wróciłem do dawnej pracy i już nie chcę zbawiać świata. Wystarczy mi, że uratowałem siebie i swoją rodzinę.

Czytaj także:
„Moja teściowa nigdy nie liczyła się z uczuciami swoich dzieci. Pchała Agatę za mąż, gdy ta wciąż była w żałobie”
„Prawie skończyliśmy przygotowania do ślubu, kiedy dostałem zdjęcie mojej narzeczonej z innym, a to był dopiero początek”
„Myślałam, że znalazłam ideał faceta, a on chwilę po zaręczynach zostawił mnie dla swojej byłej - podobno jedynej miłości”

Redakcja poleca

REKLAMA