Natychmiast poznałam, że facet, który do mnie zadzwonił, budząc o trzeciej nad ranem, jest w sztok pijany.
– Ty głupia i ślepa jesteś – bełkotał. – Robią cię w konia… Nie kumasz, że z ciebie kpią w żywe oczy?
– Kto? Kto mnie robi w konia? O co chodzi? – próbowałam się przebić przez ten monolog, ale nic mi z tego nie wyszło.
– Róż… różne kretynki widziałem – usłyszałam na koniec. – Ale takiej jak ty – nigdy! Żyj w nieśśśświadomośśści…
Rano zadzwoniłam. Nie odpowiadał
Wtedy nad ranem Rafał się nawet nie obudził. Wrócił bardzo późno i spał kamiennym snem. Dopiero przy śniadaniu powiedziałam mu o nocnym telefonie.
– Daj spokój – machnął na to ręką. – Ktoś się wygłupiał i tyle. Zresztą sama mówisz, że był podcięty…
– Ale wydawało mi się, że on wiedział, z kim rozmawia – odparłam z przekonaniem. – To nie była zwykła pomyłka.
– Dobrze ci radzę, nie gadaj z wariatami! Nigdy nie wiesz, kto jest po drugiej stronie i o co mu chodzi.
Gdyby mnie tak nie ostrzegał, może bym istotnie zlekceważyła całą sprawę. Jednak ja należę do osób podejrzliwych i wtedy pomyślałam: „Czemu on tak mnie zniechęca do tego faceta? Trzeba sprawdzić, co jest na rzeczy!”.
Jestem z Rafałem od dwóch lat. Niedługo mamy się pobrać. Od początku naszej znajomości mieszkamy razem. Rafał jest superfacetem. Długo nie rozumiałam, dlaczego wybrał właśnie mnie, bo dziewczyny aż piszczą, żeby go złowić. Gdy go pytałam, czemu jest ze mną, odpowiadał:
– Gdzie ja znajdę lepszą laskę? Masz mieszkanie, auto, dobrą pracę, jesteś ładna i do tego świetnie gotujesz! Czego miałbym chcieć więcej?
Nie przekonywało mnie to, bo nigdy nie powiedział, że mnie kocha. „To jasne jak słońce – powtarzał. – Przecież nie byłbym z tobą, gdyby było inaczej”. W końcu mu uwierzyłam, dałam spokój i przestałam jojczyć. „Faktycznie – pomyślałam. – Co jest ważniejsze: słowa czy to, że go mam na co dzień? Nie czepiaj się, babo, bo przekombinujesz!”.
Nocny telefon nie dawał mi spokoju
Pewnego dnia wyczekałam, aż koleżanki z pracy pójdą na lunch i będę sama w pokoju. Wystukałam numer…
– Jest pan na tyle trzeźwy, żeby rozmawiać? – zapytałam bez wstępów.
– Mam kaca, ale kojarzę… Jednak pani oddzwania. Ciekawość zwyciężyła?
– Pan mnie zna? – spytałam ostro.
– Bardzo dobrze panią znam. Taka niby mądra babka i taka naiwna!
– Skąd pan mnie zna? – przerwałam mu bezceremonialnie.
– Spotkaj się ze mną, to powiem – zachichotał nerwowo. – To nie na telefon!
– Jesteśmy na ty? – wycedziłam.
– Powinniśmy być.
– Dlaczego?
– Jeśli twój facet sypia z moją dziewczyną, to jesteśmy prawie jak rodzina!
– Gada pan jakieś idiotyzmy! – wkurzyłam się. – Jednak się nie wytrzeźwiało!
– Dobrze wiem, co mówię – odparował. – Chcesz dowodów? Okej. Będę czekał w knajpie przy twojej pracy o szesnastej.
– Nie przyjdę. Nie ma mowy!
– Twoja decyzja. Ja tam będę…
Oczywiście poszłam. Ledwo stanęłam w drzwiach, podniósł się z krzesła i pomachał do mnie jak dobry kumpel. Był wysoki, przystojny, ale wyglądał na nieźle wymiętoszonego; nie golił się co najmniej parę dni.
– Mam mało czasu – zaczęłam suchym tonem. – Mów, co wiesz.
– Tak się do niego spieszysz? Nie warto. On jest teraz z moją narzeczoną. Wróci bardzo późno. Nie uprzedzał cię?
Naprawdę niczego nie wyczułaś?
Faktycznie, Rafał mówił, żebym nie czekała z kolacją, bo ma ważne biznesowe spotkanie. Ostatnio często pojawiał się w domu, gdy już spałam. Podobno kończyli jakiś projekt i pracowali jak szaleni.
– Dlaczego mam ci wierzyć?
– Bo mówię prawdę. Oboje nas oszukują, tylko ja o tym wiem od dawna.
– Od kiedy?
– Z pół roku to trwa. Regularnie jak w zegarku, trzy razy w tygodniu. Motel za miastem. Kolacja, dansing i bara bara przez dwie, trzy godziny. Naprawdę niczego nie wyczułaś? – spytał z ironią.
– A ty, dlaczego nic nie robisz? – zjeżyłam się. – Taka ciapa jesteś czy tak ją kochasz, że wszystko wybaczasz?
– Kochałem ją. Naprawdę. A myślałem, że to jakiś nieważny epizod… Chciałem na to przymknąć oko, ale nie umiem.
Nie chciałam się spowiadać obcemu, zwłaszcza że żadnych pomysłów na razie nie miałam. Spadła mi na głowę wielka góra, a ten mi każe logicznie myśleć!
– Zastanowię się… Dam ci znać. A teraz już pójdę. Sorry, nie mam siły rozmawiać – pożegnałam faceta i powlokłam się na przystanek.
Jednak nie wsiadłam do autobusu, mimo że mój numer zaraz podjechał. Puściłam i następny, i jeszcze jeden… Siedziałam pod wiatą i nie wiedziałam, co mam teraz zrobić. Wrócić do domu? Bez sensu! Nie umiałabym spojrzeć na Rafała. Musiałoby się to skończyć koszmarną awanturą, a wcale tego nie chciałam.
– Kochanie – usłyszałam zatroskany głos Rafała. – Nie gniewaj się, ale spotkanie się przedłuża. Kładź się spać, nie mam pojęcia, kiedy wrócę…
– W porządku – wykrztusiłam.
– Co ty tak dziwnie brzmisz? – przejął się jeszcze bardziej. – Przeziębiłaś się?
– Chyba tak, mam katar.
– To weź coś rozgrzewającego i lulu… Cmok, cmok, kochanie.
Zemszczę się. Pożałujesz!
Przestało mi być zimno. Jak to mówią Anglicy, zobaczyłam wszystko na czerwono. Miałam wrażenie, że zaraz eksploduję. „Ty…! – zmełłam w ustach bardzo złe słowo. – Zemszczę się. Pożałujesz!”. Facet od nocnego telefonu wcale się nie zdziwił, że dzwonię, choć się przecież pożegnaliśmy parę minut wcześniej.
– Szybka jesteś – powiedział z uznaniem. – To znaczy, że coś postanowiłaś?
– Tak. Wiesz, gdzie jest ten motel?
– Jasne, nieraz tam byłem.
– Pojedziemy tam oboje – zapowiedziałam mu. – Kiedy oni się spotykają?
– We wtorki, czwartki i piątki.
– To do wtorku – rzuciłam. – Cześć. Zadzwoń, żeby się umówić.
– Nie wycofasz się?
– Żartujesz? Nie ma opcji!
Wiedziałam, że za żadne skarby nie mogę się spotkać z Rafałem, bo wówczas nie wytrzymam i wywalę z siebie cały żal i całą moją wściekłość. Słyszałam, kiedy wrócił nad ranem. Zakradał się do sypialni jak złodziej. Ledwo przyłożył głowę do poduszki, już chrapał. Takie miał trudne i męczące te rozmowy biznesowe!
Nie spałam całą noc
Rano zostawiłam mu kartkę, że mam nagły służbowy wyjazd i że nie wrócę przed czwartkiem. Bardzo chciałam, żeby ten zdrajca poczuł się pewnie. Odcisnęłam na papierze swoje uszminkowane usta, że niby tak go namiętnie całuję, i zamknęłam za sobą drzwi. Pojechałam do przyjaciółki. Od niej zadzwoniłam do pracy, że biorę parę dni zaległego urlopu i zapowiedziałam, że gdyby ktoś o mnie pytał, jestem w delegacji. Dopiero wtedy mogłam sobie swobodnie porozpaczać. Płakałam, piłam wino, drzemałam i znów płakałam… W chwilach przytomności odgrażałam się, że drania zabiję.
– Dlaczego tylko jego? – spytała całkiem serio moja przyjaciółka. – A ona to co? Dasz jej tak po prostu spokój?
– Nią zajmie się ten jej koleś – zazgrzytałam zębami. – Też dostanie za swoje!
– Głupio rozumujesz. Ja na twoim miejscu inaczej dałabym im popalić!
– Jak? – zainteresowałam się przez łzy.
Plan mojej przyjaciółki na początku wydał mi się kompletnie od czapy. Jednak po zastanowieniu doszłam do wniosku, że wcale nie jest taki zły… Kiedy zadzwonił ten zdradzany koleś, żeby się ze mną umówić na wspólną dintojrę, zapowiedziałam mu:
– Masz być ostrzyżony, wypachniony, i w ogóle jak z reklamy…
– Po co? – zdziwił się.
– Zaufaj mi – poprosiłam. – Chcesz, żeby ich zabolało, to rób wszystko, co mówię. Rację mają ci, którzy twierdzą, że zemsta najlepiej smakuje na zimno! Pokażemy im, że inni też potrafią zdradzać.
– To znaczy... my?
– A czemu nie?! – parsknęłam. – Niech nas zobaczą przytulonych, zapatrzonych w siebie! Będziemy ociekali seksem!
– Niezła myśl! – zapalił się facet.
– Chciałem mu dać w dziąsło, ale to, co proponujesz, bardziej zaboli. Super! Czekam na ciebie tam gdzie poprzednio. Stamtąd pojedziemy do naszych gołąbków i wyrwiemy im piórka!
Gdzie tamta miała oczy?
Pod knajpą na jego widok wręcz zdębiałam. Gostek był jak z żurnala, przystojny i cool! Gdzie tamta miała oczy? Żadnego porównania z moim Rafałkiem! „Świat się kończy, jeśli babki zdradzają takich kolesiów” – pomyślałam. On też się lekko zdziwił na mój widok, bo naprawdę się postarałam. Fryzura, oko, kiecka i nowe szpilki – tak, napracowałam się, ale naprawdę było warto.
– Wypijemy kawę, zanim ich dorwiemy? – zapytałam lekkim tonem.
– Jasne – odparł. – Mamy trochę czasu. Egzekucja i tak się odbędzie!
– Słuchaj, a ty właściwie jak masz na imię? – zapytałam w końcu.
– Banalnie i staroświecko! – roześmiał się swobodnie. – Jestem Franciszek, czyli po prostu Franek.
– Jak mój tata. Fajnie. Lubię Franków.
– Twoje imię znam. Moja pierwsza przedszkolna miłość też się nazywała Róża. Uważałem wtedy, że to najpiękniejsze imię świata. A potem moi rodzice wyprowadzili się z tamtej dzielnicy i straciłem z oczu tę dziewczynę. Szkoda. Miała takie cudne, rudawe warkocze z kokardami…
Wtedy mnie olśniło.
– A gdzie było to przedszkole?
Wymienił ulicę. No tak, oczywiście! Najwyższy chłopak w naszej grupie starszaków. I te oczy niebieskie, i uśmiech od ucha do ucha… Jasne. To on!
– Grałeś Józefa w jasełkach? – spytałam podniecona. – Bo ja byłam aniołem, stałam z lewej strony żłóbka. Pamiętasz?
Gdyby ktoś mi godzinę wcześniej powiedział, że będę się śmiała z radości, i że cała afera z Rafałem nagle zblednie i stanie się dla mnie kompletnie nieważna, pewnie bym go wysłała do wariatkowa. Trzymaliśmy się za ręce i patrzyliśmy sobie w oczy.
– Różyczko – mówił Franek, a w jego głosie zachwyt mieszał się z niedowierzaniem.– Różyczko, to naprawdę ty?!
Mijały kwadranse, a my zapomnieliśmy o Rafale, jego kochance i naszej rozpaczy. I było nam totalnie wszystko jedno, co oni teraz robią. Jakby się jakiś koszmarny horror skończył i zaczęli wyświetlać wesołą komedię z nami w rolach głównych! Opowiedzieć sobie tyle lat w ciągu dwóch godzin – to nie jest prosta sprawa! Kiedy się ocknęliśmy, było bardzo późno. Za późno na nasz misterny plan.
– Ty naprawdę chcesz z nim jeszcze być po tym wszystkim? – zapytał Franek. – Bo mnie ta cała historia wydaje się nagle strasznie idiotyczna. Po co ich trzymać na siłę? Niech płyną z prądem!
– Wiesz, nawet mi się nie chce tam jechać, żeby ich oglądać. Jakbym miała patrzeć na białe robale, takie, co to się wiją, tak bym się czuła! Jeszcze mnie boli, że byłam z tym podłym padalcem, ale coraz mniej. Już mi się lżej oddycha.
– Różyczko, na twoje zdradzone serce ja jestem najlepszym kardiologiem. Daj mi szansę, a cię wyleczę.
Jeszcze przeżyłam stan przedzawałowy, bo Rafał nie chciał się ode mnie odczepić, kiedy mu się kazałam wynosić z mojego domu. Błagał, żebym mu wybaczyła, że tamto nic nie znaczy, to tylko epizod, który mu się przydarzył, a naprawdę ważna jestem tylko ja!
Poczułam wtedy lęk: może ma rację?
Winnych okolicznościach pewnie dałabym się ogłupić, ale już znałam Franka, więc spakowałam Rafała i wystawiłam go za drzwi razem z jego kłamstwami i przeprosinami. Otrzepałam ręce, posiedziałam w wannie i wtedy mi naprawdę ulżyło. Z Frankiem jeszcze nie jesteśmy parą, choć spotykamy się prawie codziennie. Oboje mamy za sobą ciężkie przejścia, więc nie chcemy nic decydować na hurra. Jedno jest pewne. Uśmiecham się na myśl, że go zobaczę! Kiedy dzwoni i mówi: „Różyczko, jak dobrze, że cię znowu mam!” – jestem szczęśliwa.
Rafał na odchodne wyzłośliwiał się nade mną i wrzeszczał:
– Zobaczysz, jak na tym wyjdziesz! Myślisz, że on jest lepszy ode mnie? Przekonasz się, że nie było warto zamieniać dżumy na cholerę!
Poczułam wtedy lęk: może ma rację? Dlatego się nie spieszę. Spokojnie myślę: „A może gdzieś jest trzeci? Albo czwarty? Zamiana tylko wtedy ma sens, kiedy gorsze przechodzi w lepsze”.
Czytaj także:
„Nie sądziłam, że pies przyniesie mi w zębach... męża. Wziął go za złodzieja i słusznie, bo tajemniczy kochanek skradł moje serce”
„W młodości poleciałam w tango z gorącym kochankiem i zaszłam w ciążę. Nie przewidziałam, że to syn zapłaci za moje błędy"
„Mąż sąsiadki wydzielał jej pieniądze. Mówił, że finanse to zadanie mężczyzny. Nie przeszkadzało mu to żyć z jej pensji w jej mieszkaniu”