„W młodości poleciałam w tango z gorącym kochankiem i zaszłam w ciążę. Nie przewidziałam, że to syn zapłaci za moje błędy"

Załamana kobieta fot. Adobe Stock, lightpoet
„Dostrzegłam jego czarne, kręcone włosy, opadające tuż za uszy. W tym samym momencie on podniósł na moment głowę i spojrzał w górę, jakby prosto w okno, za którym stałam. Wtedy wyraźnie zobaczyłam jego twarz… Nogi ugięły się pode mną. Koszmar tamtej nocy, który skrywałam przed światem i samą sobą, wrócił nagle ze zdwojoną siłą".
/ 19.10.2022 13:15
Załamana kobieta fot. Adobe Stock, lightpoet

Zeszłam z dyżuru na ostatnich nogach. Noc była ciężka, same trudne przypadki.

„Niedługo będę w domu i wyśpię się do woli” – pomyślałam z ulgą.

Zajrzałam jeszcze do zaprzyjaźnionej piekarni, jak to miałam w zwyczaju, kiedy wracałam z nocki. Chciałam kupić Jaśkowi świeże bułki na śniadanie. Wprawdzie był już całkiem dorosłym facetem, ja jednak bardzo lubiłam dogadzać swojemu jedynakowi. Kochałam go jak nikogo na świecie. I pomyśleć, że kiedyś, 20 lat temu, wiadomość, że zostanę matką, odebrałam jak straszny, nieodwołalny, wiszący nade mną wyrok…

– Ależ, pani Jolu, Janek już kupił pieczywo! Był u nas jakieś pół godziny temu – znajoma ekspedientka uśmiechnęła się na mój widok. – Wziął bułki i graham dla pani, jak zwykle.

Jakże mogłam zapomnieć, że dzisiaj był czwartek! W ten dzień Jasiek wychodził z domu wcześniej. Przed zajęciami na uczelni gonił jeszcze na basen. Że też bladym świtem chciało mu się lecieć po te bułki! I o grahamie dla mnie pomyślał… Ciepło mi się zrobiło na sercu. Kochany chłopak, naprawdę mogłam być dumna z takiego syna.

Wychowywałam go sama, lekko nie było

Na początku rodzice niewiele mi pomagali; właściwie to tylko mama, w tajemnicy przed ojcem. Bo przecież dla niego – prostego, ale dumnego gospodarza – byłam czarną owcą. Mój tata kierował się surowym chłopskim kodeksem moralnym. Wyznawał zasady jakby sprzed stu lat. I to, że zaszłam w ciążę w panieńskim stanie, przekreśliło mnie w jego oczach, bo zhańbiłam mu nazwisko.

A ja miałam 19 lat – tyle co mój Jasiek teraz, zdałam maturę, zamierzałam dalej się uczyć, wyjechać do miasta na studia. Bo chociaż byłam gospodarską córką, to jednak nie ciągnęło mnie do pracy na roli. Marzyłam, żeby zostać lekarzem. Chciałam zdawać na medycynę i pilnie przygotowywałam się do egzaminów. Tymczasem ten jeden wieczór – ta dyskoteka, na którą wybrałyśmy się z koleżankami po zdanej maturze – przekreśliły moje marzenia raz na zawsze.

Tamtej nocy byłam taka szczęśliwa. Chciałam się cieszyć, bawić, tańczyć – i może rzeczywiście wypiłam za dużo wina… W domu słowem nie wspomniałam o tym, co się stało na dyskotece.
Pamiętam, jakiś czas potem poszłam do obory zanieść świniakom jedzenie. Od zapachu zrobiło mi się niedobrze. Następnego dnia sytuacja się powtórzyła, kiedy zobaczyłam, jak mama patroszy zabitą kurę na niedzielny obiad.

Byłam w ciąży. I nie mogłam nic powiedzieć rodzicom! Nawet mamie, bo gdyby ojciec się dowiedział… Wykląłby mnie. Zresztą i tak to później zrobił. Ale wtedy już nie byłam od niego zależna.
Wyjechałam do miasta, niby na egzaminy, jednak ze studiów zrezygnowałam. Zatrudniłam się jako salowa w szpitalu, bo tylko tam mogłam szybko znaleźć jakąś pracę. Wynajęłam tani pokoik w domku na przedmieściu, u samotnej emerytki, pani Jasi. Kochanej pani Jasi.

Ta obca osoba bardzo mi we wszystkim pomogła, kiedy urodził się Jaś. W domu powiedziałam, że nie dostałam się na studia, ale urządziłam w mieście i już tu zostanę. W końcu zdecydowałam się wyznać moją tajemnicę mamie.

Mama po pewnym czasie przyjechała do nas, przywiozła jakąś wałówkę, zostawiła trochę pieniędzy. I tak bardzo płakała nad moim zmarnowanym życiem… Nie chodziło jej tylko o studia. Najbardziej ubolewała nad tym, że nie chciałam powiedzieć, kto jest ojcem mojego dziecka; nie chciałam pociągnąć go do odpowiedzialności, zaciągnąć przed ołtarz.

Jednak mnie żadna siła by do tego nie mogła zmusić. Mimo mojej krzywdy. Byłam młoda, zdrowa, miałam pracę, ślicznego synka. I panią Jasię, która była dla mnie jak własna babcia. Pomagała przy Jaśku, zajmowała się nim, kiedy pracowałam, później odprowadzała go do przedszkola i szkoły. A ja mogłam dalej się kształcić, skończyłam zaocznie studium pielęgniarskie i zostałam w swoim szpitalu, tylko na lepszym stanowisku.

Mijały lata. Jasiek wyrósł na wspaniałego młodego człowieka i nawet mój ojciec w końcu się do niego przekonał. Po drodze w moim życiu pojawił się Michał. I choć nie mieszkaliśmy razem, to wiedziałam, że mam kogoś, komu nie jestem obojętna. Po latach wspomnienie tamtej nocy, podczas której został poczęty Jasiek, tak jakby zatarło się w mojej pamięci.

No, prawie zatarło… Rozmyślałam o tym wszystkim, biorąc prysznic i układając się do snu po wyczerpującej nocce. Mimo zmęczenia nie mogłam zasnąć. Wciąż mi stawały przed oczami obrazy z przeszłości. Wszystko, co przeżyłam przez prawie 20 lat. Obudziła mnie melodyjka komórki. Choć głowę miałam ciężką od snu, spostrzegłam, że dawno minęło południe.

– Cześć, mamuś, nie śpisz już? – usłyszałam w komórce pogodny głos syna.

– No teraz już nie, skoro mnie obudziłeś! – roześmiałam się.

– Sorki, mamuśka! Chciałem zapytać tylko, może byś zrobiła coś fajnego na kolację? Bo wpadnie do mnie Anka. Pomogę jej w matematyce, no i może coś by zjadła – rzucił i zamilkł wyczekująco.

– Miałam zamiar zrobić gołąbki – ziewnęłam szeroko. – Mogą być?

– Super! – ucieszył się Jasiek. – Będziemy tak o szóstej. Pa! – wyłączył się.

Tego się po nim nie spodziewałam

Wiedziałam, że Jasiek miał dziewczynę, taką chyba na serio. No cóż, był przystojnym chłopakiem, wysokim, mocno zbudowanym, i mógł się podobać. A ta Ania chyba była kimś dla niego ważnym… Serce matki nie mogło nie zauważyć, jak zmieniał mu się głos i błyszczały oczy, kiedy o niej mówił. Rzeczywiście, bardzo ładna dziewczyna, taka Mała Czarna, jak to określałam. A przy tym miła, szalenie skromna, grzeczna, ułożona.

Polubiłam ją od pierwszego spotkania, gdy pewien czas temu przyszła do Jaśka z jakąś książką. I chociaż syn przedstawił mi ją jako swoją koleżankę, to od razu wiedziałam, że szybko przestanie nią być. Ucieszyłam się: ta dziewczyna zasługiwała na takiego chłopaka jak mój syn. W przyrządzenie gołąbków włożyłam cały swój kulinarny kunszt. W końcu to miał być pierwszy posiłek Anki pod moim dachem! Potem, gdy przyszła, z radością patrzyłam, jak spałaszowała dwa gołąbki i z trudem powstrzymała się od nałożenia sobie jeszcze kolejnego.

– Cieszę się, że ci smakują – uśmiechnęłam się do niej. – Wiesz, my, kobiety też mamy prawo zjeść coś konkretnego i nie myśleć w kółko o figurze.

– No pewnie! – przytaknęła energicznie.

– Na szczęście ja nie mam kłopotów z wagą, ale moja mama rzadko robi coś takiego – z żalem spojrzała na półmisek z gołąbkami. – Nie ma czasu, mam dużo młodsze rodzeństwo, do tego pięcioletnie bliźniaki, więc sama pani rozumie, ile przy nich jest pracy.

– Rozumiem – pokiwałam głową. – Umawiamy się: zawsze jak będziesz miała ochotę do nas wpaść, uprzedź wcześniej Jaśka, a ja zrobię ci coś dobrego. Tylko mi powiedz, co lubisz.

– Racuchy z jabłkami – Ani aż zabłysły oczy. – Moja babcia takie robiła, jak jeszcze mieszkałyśmy u niej z mamą.

– Masz to jak w banku, następnym razem będą racuchy! – roześmiałam się.

– Sorry, czy ja się mogę wtrącić? – spytał Jasiek. – A o mnie to nikt nie pomyśli? Bo wolałbym jakieś kotlety…

Parsknęłyśmy śmiechem.

– Aha! Mamo, w sobotę jedziemy z Anią na polowanie – przerwał nam Jasiek. – Skończył się okres ochronny na coś tam, więc możemy wyruszyć.

– O czym ty mówisz? – spojrzałam na syna ze zdumieniem. – Odkąd polujesz?

– Ja nie, tylko ojciec Anki – roześmiał się Jaś. – A mnie to strasznie kręci. Wiesz, to tropienie, podchodzenie…

– Przyjedziemy po ciebie w sobotę wcześnie rano – wtrąciła Ania.

Popatrzyłam na syna. Różne rzeczy robią mężczyźni, żeby wzbudzić zainteresowanie u kobiet, ale włóczyć się w błocie w sobotni poranek? Tego się po nim nie spodziewałam. Widać ta dziewczyna nieźle mu zawróciła w głowie. W tę kwietniową sobotę wstałam przed świtem, syn już krzątał się w łazience. Chciałam przygotować mu jakieś kanapki. Kupiłam nawet kilka kiełbasek, bo wspominali coś o ognisku po polowaniu.

– Ale mamo, po co tyle tego? – Jasiek złapał się za głowę, gdy zobaczył prowiant przygotowany na stole. – Przecież wieczorem będę w domu!

– Cały dzień na świeżym powietrzu. Zobaczysz, zgłodniejecie – odparłam spokojnie. – I nie będziesz sam, bo poczęstujesz Anię i tego jej ojca.

Potem przyglądałam się zza firanki, jak mój syn zbiega po schodkach i podchodzi do czarnego terenowego auta. Widziałam, jak ojciec Ani, ubrany w zieloną myśliwską kurtkę, wysiada i otwiera bagażnik, żeby Jasiek mógł włożyć tam swój plecak. Mężczyzna na moment ściągnął z głowy czapkę z daszkiem i przetarł czoło, bo widocznie się spocił.

Nie chciałam mieć z tym draniem nic wspólnego

Dostrzegłam jego czarne, kręcone włosy, opadające tuż za uszy. W tym samym momencie on podniósł na moment głowę i spojrzał w górę, jakby prosto w okno, za którym stałam. Wtedy wyraźnie zobaczyłam jego twarz… Nogi ugięły się pode mną. Poczułam, że się duszę, nie mogłam złapać tchu. Musiałam natychmiast gdzieś usiąść.

Koszmar tamtej nocy, który skrywałam przed światem i samą sobą, wrócił nagle ze zdwojoną siłą. Ten mężczyzna przy aucie, który teraz rozmawiał z moim synem, klepał go po ramieniu – był tym samym facetem, który wtedy mnie uwiódł…

Później już go nigdy nie wiedziałam. Nie szukałam nawet wtedy, kiedy zorientowałam się, że jestem w ciąży. Nie chciałam mieć z tym draniem nic wspólnego. I teraz on stał koło mojego syna… NASZEGO syna… A nieświadomy niczego Jasiek zakochał się w jego córce i swojej przyrodniej siostrze

Patrzyłam, jak samochód odjeżdża. W głowie miałam pustkę, serce waliło mi jak oszalałe. Dopiero gdy zniknęli za rogiem, oderwałam dłonie od parapetu, z najwyższym trudem dotarłam do krzesła i opadłam na nie bez sił. Nie wiem, jak przeżyłam tamten dzień. Spanikowana myślałam tylko o Jaśku i tej dziewczynie, jego siostrze. Bałam się, że młodzi już zdążyli za daleko się posunąć w swojej bliskości, że Jasiek i Ania… Że on ze swoją siostrą… „Muszę go o to zapytać jeszcze dzisiaj, kiedy tylko wróci” – obiecywałam sobie.

Wrócili wieczorem. Serce zamarło mi w piersi, gdy usłyszałam samochód podjeżdżający pod dom. Zerwałam się z fotela i doskoczyłam do okna. Ojciec Ani wysiadł, żeby się pożegnać z Jaśkiem. Wpatrywałam się w niego jak zahipnotyzowana.

Spodobał mi się wtedy ten Zenek. Od razu zwróciłam na niego uwagę, gdy tylko weszłyśmy z dziewczynami do środka. Nawet w świetle stroboskopów wyglądał zniewalająco, ucieszyłam się więc, kiedy poprosił mnie do tańca. Był taki męski, taki czarujący…

Czułam się najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Miałam za sobą świetnie zdaną maturę, czekało mnie ekscytujące życie w mieście, a teraz tańczyłam w objęciach najprzystojniejszego chłopaka na dyskotece! Jego usta muskały delikatnie moje włosy, dłonie nieśmiało błądziły po moich łopatkach.

Wyszliśmy na chwilę na spacer do parku za knajpką, żeby odetchnąć świeżym powietrzem. Zenek mnie objął, zaczął całować. Jego ręce coraz śmielej błądziły po moim ciele. W tym, co robił, był silny i zdecydowany. W pewnej chwili poczułam, jak unosi mi sukienkę i wsuwa dłoń w moje majtki. Ciąg dalszy znacie... A teraz ten mężczyzna stał przed moim domem…

– Co ty, mamo, zasnęłaś na stojąco? – głos Jaśka wyrwał mnie z dygotu. – Stoisz przy oknie i nie widzisz, że już wrócił twój ukochany syn?

– Przepraszam, zamyśliłam się.

– Mamo, było ekstra! – zaczął opowiadać Jasiek. – Ojciec Anki jest super. Żaden drętwiak, tylko pasjonat prawdziwy. Ma hurtownię ze sprzętem myśliwskim.

– Słuchaj, a ta Ania? – zająknęłam się, bo nie bardzo wiedziałam, jak Jaśka o to zapytać. – Widzę, że lubicie się, ale czy… No wiesz, czy wy już…

– Chcesz zapytać, czy ze sobą śpimy? – roześmiał się Jasiek. – Jeżeli cię to uspokoi, to nie. I pewnie jeszcze długo nie, bo Anka ma jakieś swoje zasady.

– Chwała Bogu – odetchnęłam z ulgą i natychmiast uznałam, że trzeba iść za ciosem. – Słuchaj, Jasiek, musimy porozmawiać, bo… – zamilkłam równie szybko, jak zaczęłam mówić.

Bo co ja mogłam mu powiedzieć? Prawdę?

– Czy ty mnie, mamo, chcesz uświadamiać?! – roześmiał się Jaś, który najwyraźniej opacznie zrozumiał moje wahanie. – Sorki, ale to trochę za późno – rzucił i rozbawiony poszedł do łazienki.

Wiedziałam już, że będę musiała jakoś zlokalizować tego Zenka i powiedzieć mu o Jaśku. O tym, jak się sprawy mają. Przecież tylko on będzie w stanie jakoś wpłynąć na córkę, żeby zerwała z chłopakiem, który był jej bratem! Postanowiłam wyciągnąć od Jaśka adres jego hurtowni.

Kiedy Zenek mnie zobaczył, nawet się nie zdziwił. Dopiero po chwili zrozumiałam, że wcale mnie nie poznał.

– Czym mogę pani służyć? – spytał uprzejmie, biorąc mnie za klientkę.

– Musimy porozmawiać. O naszych dzieciach – starałam się mówić spokojnie. – Ja mam na imię Jola, dwadzieścia lat temu poznaliśmy się na dyskotece.

Patrzył bardzo zdziwionym wzrokiem. Przypomniałam mu dokładniej okoliczności i nazwę mojego miasteczka. Wtedy w oczach Zenka dostrzegłam coś jakby przebłysk pamięci. Wciąż gapił się na mnie ze zmarszczonym czołem, ale chyba w końcu mnie rozpoznał, bo po chwili jego twarz przybrała wyraz niepewności i zmieszania.

– Nie będziemy tu stać, zapraszam do mojego biura – zaproponował.

– Jasiek, ten chłopak, który był z panem w sobotę na polowaniu, jest moim synem – powiedziałam już usadowiona w fotelu.

– Jest NASZYM synem.

– Co takiego?! – Zenek aż podskoczył z oburzenia. – Co to za insynuacje?! W co chce pani mnie wrobić?

Najspokojniej jak umiałam, opowiedziałam mu wszystko, począwszy od tamtej nocy. Rozdygotane serce sprawiało, że brakowało mi tchu, musiałam poprosić o szklankę wody, chociaż wcześniej odmówiłam wypicia kawy.

– I to nie chodzi o to, że ja teraz mam jakieś roszczenia względem pana. Ja niczego nie potrzebuję. Tu chodzi o nasze dzieci. One są rodzeństwem, nie mogą być razem. I my do tego nie dopuścimy – zakończyłam.

Przez chwilę miałam ochotę… rzucić mu się na szyję!

Zenek patrzył na mnie osłupiały, jakby wciąż nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. W końcu głośno przełknął ślinę.

– On jest rzeczywiście moim synem? – spytał powoli.

– Tak – skinęłam głową. – Ale ja naprawdę niczego od pana nie chcę, chodzi mi tylko…

– Zaczekaj – przerwał mi gwałtownie. – Wiem, kim jesteś, pamiętam, co wtedy zrobiłem i nie mam pojęcia, jak mógłbym cię przeprosić – podszedł do mnie, chwycił mocno za ręce i ścisnął je tak, że aż syknęłam z bólu. – Byłem strasznie głupim chłopakiem – pokręcił głową. – Nie wiedziałem, że mamy syna.

– Nie o nas chodzi – przerwałam mu – tylko o nasze dzieci.

– Ania nie jest moją córką – powiedział. – Ożeniłem się z jej matką, gdy mała miała dziesięć lat. Adoptowałem ją.

A więc jednak dobry Bóg ulitował się nad nami i nad tymi biednymi dzieciakami… Nic nie stało na przeszkodzie, aby mogli się kochać… Tylko to tej w chwili było dla mnie ważne. 

– Powiesz mu, że jestem jego ojcem? – dotarł do mnie cichy głos Zenka. – A więc mam syna… Jasiek jest wspaniałym chłopakiem! Pewnie po tobie…

Patrzyłam na niego w milczeniu. Co mu miałam powiedzieć? Sama nie wiedziałam, co zrobię. Ale gdy ochłonęłam, byłam już przekonana, że wszystko zachowam w tajemnicy. Dla dobra Jaśka.

Czytaj także:
„Ufałem żonie, lecz przeczuwałem, że zdrada wisi w powietrzu. Wpadłem w obłęd, wszędzie czułem zapach jej kochanka”
„Traktowałam przyjaciółkę, jak siostrę, a ona nie pozwalała mi spotykać się z facetami. Gdy odkryłam dlaczego, oniemiałam..."
„Mój mąż nie uznawał spodni, a buty koniecznie musiały być na wysokim obcasie. Byłam tylko jego popychadłem, ale do czasu..."

Redakcja poleca

REKLAMA