„Ta miłość była jak trzaśnięcie piorunem. Nie myślałam o tym, że zdradzam męża i krzywdzę dzieci. Liczył się tylko on”

Rzuciłam męża dla kochanka fot. Adobe Stock, Drobot Dean
„Oboje staliśmy się czarnymi owcami w naszych rodzinach. To bolało, zwłaszcza łzy w oczach dzieci. Bolał mnie ból i gniew męża. Nie potrafiłam mu wytłumaczyć, że nie zrobił niczego złego z wyjątkiem tego, że nie był Nim. Próbowałam mu powiedzieć, że działają na nas siły większe niż zwykła żądza. Wyśmiał mnie”.
/ 10.10.2022 07:15
Rzuciłam męża dla kochanka fot. Adobe Stock, Drobot Dean

Siedziałam przy biurku, wysyłając kolejnego e-maila do kontrahenta, gdy zrobiło mi się ciemno przed oczami, nadeszły mdłości. Krzyknęłam i złapałam się za brzuch. Na skórę wystąpiły poty. Trzy dni później byłam już po operacji wycięcia woreczka żółciowego. Przede mną było kilka dni kroplówek zamiast jedzenia, potem kleiki. Drugiego dnia po operacji zadzwoniłam do pracy.

– Odpoczywaj – powiedziała szefowa – Twój mąż dostarczył zwolnienie.

– A co z moją pracą? Są terminy…

– Znalazłam kogoś, kto na parę tygodni przejmie twoje obowiązki.

Poczułam niepokój

Na swoje stanowisko i całkiem niezłą pensję pracowałam ciężko kilka ładnych lat. Pilnowanie, by nigdy z niczym się nie spóźnić i niczego nie spieprzyć było stresujące. Zwłaszcza że wcale nie byłam taka dokładna i uporządkowana z natury. A jeśli to zastępstwo okaże się lepsze ode mnie? Słyszałam już niejedną taką historię. Dlatego właśnie nigdy nie brałam chorobowego i po ostatnim porodzie wróciłam do pracy jak tylko skończył się urlop macierzyński.

– Kto to? – spytałam, pilnując, by w głosie nie ujawniło się napięcie. – Ma jakieś doświadczenie?

– Podobno tak. No i facet wygląda na kumatego, więc się nie martw, pociągnie twoje sprawy bez problemu.

Też mi pocieszenie. Jedyna moja nadzieja w tym, że szefowa mnie ceniła i szykowała na miejsce kierownika projektów, kiedy pan Staszek za dwa lata pójdzie na emeryturę. Miałam trzydzieści dziewięć lat. Zaczynanie teraz gdzie indziej nie było przyjemną opcją. Niektórzy uwielbiali nowe wyzwania, zmiany – nowe zawody, nowe miasta, nowi partnerzy – ale ja do nich nie należałam. Lubiłam umościć sobie gniazdko – w domu, wśród tych samych od szkoły przyjaciół, i w pracy – i się w nim wygrzewać. Czułam się wtedy bezpieczna. Do firmy wróciłam miesiąc później. Na szczęście mój zastępca o imieniu Grzegorz nie wygryzł mnie z pracy. Miałam się z nim spotkać, by przekazał mi sprawy. Kiedy weszłam rano do swojego pokoju, przy moim biurku stał szatyn średniego wzrostu i rozmawiał przez telefon. Nie widział mnie, odwrócony do okna.

– Tak, panie Tadeuszu. Wszystko przekażę. Tak, dzisiaj ma wrócić po zwolnieniu…

Nie widziałam jego twarzy, ale jego głos… urzekł mnie. To chyba właściwe słowo, które opisuje moją reakcję. Stałam w drzwiach i słuchałam oczarowana. A potem on się odwrócił i spojrzeliśmy na siebie.

Miałam prawie 40 lat, bez trzech miesięcy

Męża od lat siedemnastu i dwójkę dzieci, piętnastoletniego syna i siedmioletnią córkę. Zawsze uważałam się za osobę mało emocjonalną. Kiedy ktoś mnie pytał, czy kocham męża, mówiłam, że tak. Po co wgłębiać się w szczegóły. Z pewnością go lubiłam, szanowałam. Rzadko się kłóciliśmy. Niczego więcej nie pragnęłam, bo uważałam, że niczego więcej nie potrzebuję. Zwłaszcza namiętności. Emocjonalnej szarpaniny, rollercoastera uczuć. Nie pociągała mnie miłość, która pozwala latać, a jednocześnie potrafi niszczyć. Chciałam po prostu być zadowolona i spokojna. Bezpieczna. Oboje staliśmy się czarnymi owcami w naszych rodzinach

Jedno spojrzenie w oczy obcego faceta wszystko to zdmuchnęło w niebyt. Jakbym dostała prosto w serce. Miałam ochotę rzucić się na niego, wpić się w jego usta, podciągnąć spódnicę… Moje ciało spięło się – nie wiem, czy żeby to zrobić, czy wręcz przeciwnie, by temu zapobiec. Milczenie przeciągało się. Mijały sekundy długie jak lata. Gdzieś w korytarzu trzasnęły drzwi wejściowe. Drgnęłam. Miałam wrażenie, że on też.

– Pani Anita, jak sądzę – powiedział po chwili.

Jego głos nie pomógł mi wrócić do normalności.

– Jestem gotów przekazać pani posterunek.

Siedzieć obok niego i nie dotykać go, nie wtulać się w niego – było torturą. Mówił, pokazywał dokumenty. Szczerze mówiąc, nic nie rozumiałam. Moja świadomość skupiła się na cieple bijącym od jego ciała, zapachu, który natychmiast polubiłam. Widziałam krople potu na jego czole i robiłam wszystko, by powstrzymać się od ich zlizania. Zauważyłam tylko, że nie wydawał się taki ogarnięty i rezolutny, jak mówił Tomek. Mylił się, myśli mu uciekały. W końcu podniósł się z krzesła w dziwnym pośpiechu.

– To już wszystko. Jakby miała pani jakieś pytania, to mój telefon. – podsunął po biurku wizytówkę.

Na jego dłoni błysnęła obrączka. Żonaty. Ja mężatka. Popatrzyliśmy sobie w oczy po raz ostatni – kolejny strzał w serce – i wyszedł.

Co z oczu, to z serca? Chciałabym

Mijały godziny jak dni, dni jak lata. Chodziłam zirytowana, podminowana, na pytania męża odwarkiwałam, nie mogłam na niego patrzeć. Moje ciało buzowało, więc zaczęłam biegać, by je zmęczyć. Bez skutku. Nie pomagały sny, które się wkrótce pojawiły. Miałam wrażenie, że wędruję w nich przez czas i przestrzeń. Często w nich uciekałam. Płakałam. Kiwałam się nad martwym ciałem ukochanego. Umierałam na rękach mężczyzny, który krzyczał z rozpaczy. Byłam w nich ciągle inna, a jednak jakby ta sama. Tak jak i on był ciągle inny, ale wiedziałam, że to wciąż ten sam mężczyzna, któremu przysięgłam wieczną miłość przed boginią, u zarania dziejów.

To było tak, jakby sny opowiadały historię rozciągniętą na stulecia, historię miłości, która nie mogła się spełnić, a musiała. Tamtego dnia – kilka tygodni później – siedziałam w pracy, próbując zrobić coś pożytecznego. Trudno było, bo moje spojrzenie wciąż biegło do szuflady, gdzie wrzuciłam wizytówkę Grzegorza. Tysiące razy chciałam ją zniszczyć, ale nie mogłam. Tysiące razy chciałam zadzwonić, choćby po to, by usłyszeć jego głos. Nie zadzwoniłam, bo za każdym razem jak mantrę powtarzałam sobie: „Jesteś mężatką. Masz dzieci”.

Romans zniszczy życie tylu ludzi. Bartek na to nie zasługuje. Nie warto. To tylko oczarowanie, które przejdzie z czasem. Co z oczu, to z serca. Mój ojciec miał romans, kiedyś, dawno temu. Chodziło podobno tylko o seks. Ale kiedy się wydało, nie tylko jego życie się załamało. Pamiętam mamę w tamtych dniach, szarą, milczącą. Pamiętam siebie i własne odczucia. Nie mogłam zrobić tego moim dzieciom. Co z oczu, to z serca… Kiedy to się wreszcie stanie? Tak więc siedziałam tamtego dnia przy biurku i starałam się skupić na pracy, gdy zadzwonił telefon.

– Anita, słucham.

Cisza. W tle oddech. Oczekiwanie. Napięcie. W jednej chwili zrozumiałam, kto jest po drugiej stronie. I dlaczego tylko oddycha. Poczułam ciepło jego ciała, zapach, niemal widziałam krople potu na jego skórze. Z nim działo się to samo, co ze mną. Zalało mnie poczucie radości pomieszanej z rezygnacją.

Strach i uniesienie

– Powiedz coś – wyszeptałam.

– Śnisz mi się – usłyszałam po chwili. – Każdej nocy. Nie wiem, jak sobie poradzić. Myślałem, że co z oczu, to z serca, ale…

Kiedy wyszłam z pracy kwadrans później, czekał na mnie w samochodzie. Gdzieś w głębi miałam nadzieję, że kiedy poznamy się bliżej, oczarowanie zniknie. Nie znikło. Potem myślałam, że kiedy zaspokoimy pierwszą namiętność, będziemy mogli myśleć rozsądnie. Owszem, tak się stało, tylko że rozsądek stwierdził, że nie możemy wrócić do naszego dawnego życia. Że skoro znów się odnaleźliśmy, musimy zrobić wszystko, by wypełnić naszą dawną przysięgę. Nawet kosztem rodziny, dzieci, pracy. Że czeka nas wielki wysiłek, by wytłumaczyć innym, że wszystko, oprócz naszego związku, jest wielką pomyłką. Nikt tego nie zrozumiał. Oboje staliśmy się czarnymi owcami w naszych rodzinach. To bolało, zwłaszcza łzy w oczach dzieci. Bolał mnie ból i gniew męża. Nie potrafiłam mu wytłumaczyć, że nie zrobił niczego złego z wyjątkiem tego, że nie był Nim. Próbowałam mu powiedzieć o snach, że ja i Grzegorz śnimy niemal to samo, więc jest to znak, że działają na nas siły większe niż zwykła żądza. Wyśmiał mnie. Nie rozstaliśmy się w przyjaźni, i nie mam o to do niego żalu.

Nie mam żalu do nikogo. Mam tylko nadzieję, że z czasem dzieci zrozumieją i wybaczą. Dwa lata później – po dwóch rozwodach – staliśmy przed urzędniczką USC. I kiedy Grzegorz przysięgał mi wieczną miłość, przez jedno uderzenie serca ujrzałam nas dwoje stojących w oświetlonej ogniem jaskini... Spełniło się.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA