Zdarza się, że ludzie, kiedy zorientują się, że ich rozpracowuję, tracą nerwy i nierzadko zdrowy rozsądek. Dlatego ujrzawszy w drzwiach gabinetu niejakiego Artura, wzmogłem czujność, odsunąłem nieco fotel od biurka, żeby mieć swobodę ruchów.
– Pan mnie śledzi – stwierdził oskarżycielskim tonem, stając po drugiej stronie blatu. – Naprawdę myślał pan, że się nie zorientuję?
Zdziwiłem się trochę, bo jeszcze nie rozpocząłem obserwacji, choć miałem ją w planach. Musiałby być Duchem Świętym, żeby się domyślić, że jest obiektem mojego zainteresowania.
– Wie pan, co o panu myślę? – zapytał.
– Niespecjalnie mnie to interesuje – odparłem. – Dla mnie jest pan zwykłym obiektem zlecenia i tyle. Zorientowałem się już, że doskonale radzi pan sobie z kobietami.
Poczerwieniał lekko, ale jakoś zdołał się opanować
– Na tyle dobrze sobie radzę z babeczkami – wycedził – żeby Dorota sama mi powiedziała o wynajęciu detektywa! Odpieprz się pan ode mnie, bo może pan źle skończyć!
– O, czyżby pan mi groził? – zaśmiałem się. – Bardzo proszę mówić dalej.
Ostentacyjnie uruchomiłem leżący na stole dyktafon. Od niedawna służył mi do nagrywania spotkań z klientami. Czasem warto było wrócić do wiernego zapisu rozmowy, o czym przekonałem się parę razy, a pamięć już nie ta co dawniej, więc nabyłem całkiem niezły sprzęt.
– Koniec rozmowy – oznajmił przez zaciśnięte zęby. – Jak się nie odczepisz, narobię ci kłopotów. I tak nic na mnie nie znajdziesz!
Miałem ochotę mu powiedzieć, że ze strachu aż popuściłem w spodnie, ale to byłaby zwyczajna piaskownica.
Narobi mi kłopotów?
Typ nie zdawał sobie sprawy, że do tej pory nie traktowałem tego dochodzenia priorytetowo, miałem bowiem do zamknięcia inną dość pilną sprawę. Pojawieniem się w moim biurze i głupimi tekstami tylko podrażnił moją ambicję.
– Skoro nic nie znajdę, nie masz się czym przejmować – również darowałem sobie formę grzecznościową. – To wszystko?
– Koniec twojej pracy – rzucił. – Niedługo będzie po zleceniu, czy jak to tam nazywasz…
Kiedy wyszedł, zadzwoniłem do klientki.
– Pani Doroto, był u mnie Artur. Podobno zdradziła mu pani, że go sprawdzam.
– Wyciągnął to ode mnie – przyznała niechętnie. – Wie pan, on ma w sobie coś takiego, że…
Tak, słyszałem to już od niej. Gość ponoć był niesamowicie ujmujący i uroczy. Jakoś tego nie zauważyłem, może dlatego, że mężczyznom raczej trudno mnie i zauroczyć.
– Jak to wyciągnął? – zdziwiłem się.
– Grzebał w mojej komórce – wyjaśniła. – Znalazł w połączeniach pana numer i sprawdził w necie. Zaczął się dopytywać...
– Jak to grzebał w pani komórce? – zdziwiłem się. – Pani na to pozwala?
– Skąd! Ale jakoś ją upolował, musiał też podejrzeć, jakim wzorem ją zabezpieczam...
– I pani to nie przeszkadza? – spytałem.
Milczała przez chwilę
– To na pewno z zazdrości. Wie pan, życie go nie rozpieszczało, więc jest czujny.
– Mam rozumieć, że rezygnuje pani z umowy? – upewniłem się.
– Skąd! – obruszyła się. – Chcę wiedzieć jak najwięcej o jego przeszłości. Proszę działać, tylko jak najdyskretniej. A teraz przepraszam pana, jestem umówiona z lekarzem.
– Choruje pani? – zapytałem bardziej z uprzejmości niż autentycznej ciekawości.
– To nic takiego. Mam po prostu ostatnio problemy z układem pokarmowym.
Klientka pojawiła się u mnie kilka dni przed wizytą tego całego Artura. Była atrakcyjną kobietą po pięćdziesiątce, właścicielką gospodarstwa agroturystycznego położonego za miastem, poza tym prowadziła inne interesy. Swojego wybranka poznała, kiedy ten… siedział w więzieniu.
No, może nie do końca kiedy siedział, bo wypuszczano go na przepustki. I właśnie na takiej przepustce poznał panią Dorotę. Wprawdzie próbował jej wmawiać, że jest kierowcą tira i dlatego znika na całe tygodnie, ale ona nie była aż taka głupia.
Szybko domyśliła się, że odsiaduje wyrok
Dlaczego mimo to postanowiła się z nim związać? Cóż, niektóre kobiety już tak mają, że pragną przygarnąć skrzywdzonego kotka lub pieska.
Problem polegał na tym, że klientka od pewnego czasu zauważyła niezbyt duży, ale zauważalny wypływ gotówki, na koncie zanotowano operacje, których nie pamiętała. Głównie wypłaty na kilkaset złotych, nie więcej. Poza tym, odniosła wrażenie, że partner nie mówi jej wszystkiego.
– To się zaczęło dopiero po ślubie – powiedziała. – To znaczy wypłaty z konta. Czasem też nie mogę się doliczyć gotówki w portfelu. Początkowo machałam ręką, człowiek nie robi się coraz młodszy, czasem może mu się coś pomylić.
Po ślubie. Czyli nie tylko przygarnęła kryminalistę, ale w dodatku za niego wyszła.
– On się w tym więzieniu bardzo zresocjalizował – tłumaczyła. – To nie jest już zwykły przestępca.
– A czym się właściwie zajmuje? – chciałem wiedzieć. Skoro podbierał jej pieniądze, chyba nie miał regularnych dochodów.
– Z wykształcenia jest architektem – wyjaśniła. – Ale nie bardzo może już pracować w zawodzie. Ma talent artystyczny, więc maluje, rzeźbi, coś tam lepi z gipsu i masy papierowej. Ma pracownię w jednym z pomieszczeń mojej restauracji w centrum miasteczka, obok którego jest gospodarstwo agroturystyczne. Czasem uda się coś mężowi sprzedać.
Zapytałem ją o wątpliwości co do jego szczerości
Okazało się, że niedawno jego córka z pierwszego małżeństwa skontaktowała się na portalu społecznościowym z jej córką i zapytała, czy dziewczyna zdaje sobie sprawę, z kim się związała jej matka. Kontakt zaraz został ucięty, ale wątpliwości zostały zasiane.
Zobowiązałem się to zbadać, ale jak już zaznaczyłem, nie traktowałem sprawy priorytetowo. Jednak wizyta bezczelnego kajdaniarza pobudziła mnie do zintensyfikowania działań. Zacząłem od jego kryminalnego dossier, a efekt był taki, że umówiłem się na rozmowę z klientką. Podbieranie pieniędzy było chyba jej najmniejszym problemem.
– Wie pani, że to nie była jego pierwsza odsiadka? – spytałem.
Spojrzała na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
– Jak to? Przecież pokazał mi zaświadczenie z rejestru skazanych. Nie jestem taka głupia, zażądałam tego...
– I jest pani pewna, że pokazał prawdziwy dokument? Bo ja mam tutaj wydruk z Krajowego Rejestru Karnego. Autentyczny.
Podałem jej dokument, a ona zapatrzyła się w zapisy, a potem podniosła wzrok na mnie.
– Co… co to jest? Z tego wynika, że został skazany już przedtem…
– Na sześć lat – potwierdziłem. – W czasie odsiadki rozwiodła się z nim pierwsza żona, a ledwie wyszedł z więzienia, ożenił się ponownie. Ta druga pani też się z nim rozstała.
– Wiedziałam, że był dwukrotnie żonaty, ale mówił, że to on wnosił o rozwód…
– Pierwszy został orzeczony z jego wyłącznej winy, a drugi bez orzekania. A oba nastąpiły, kiedy siedział. Nic to pani nie mówi?
Przełknęła ślinę.
– Mówi mi, że wiem o nim dużo mniej, niż myślałam…
Pobladła, położyła rękę na żołądku
– Źle się pani czuje? – zaniepokoiłem się.
– To nic, mówiłam panu, że od pewnego czasu mam problemy gastryczne. Co pan zamierza?
– Chyba powinienem porozmawiać z jego byłymi żonami.
– Tak – pokiwała głową. – Niech pan tak zrobi.
– A pani niech na razie udaje, że wszystko jest w porządku. Wolałbym, żeby pan Artur nie wchodził mi już w drogę.
– Nie wiem, czy dam radę – powiedziała, przygnębiona. – Mam ochotę zapytać go, dlaczego nie powiedział mi prawdy. Dobrze, że czy gdzieś tam, i nie będzie go do jutra. Może zdołam się uspokoić.
Odradzałem jej stanowczo ujawnianie, czego się dowiedziała. Powinna pamiętać, że ma jednak do czynienia z przestępcą. Należy zachować ostrożność.
Do pierwszej żony musiałem się wybrać na Pomorze Gdańskie. Mieszkała wraz z drugim mężem i córką w miłym domku, w niewielkiej miejscowości w okolicach Trójmiasta. Kiedy powiedziałem, że przychodzę w sprawie jej byłego męża, zaczęła się śmiać, zresztą jej obecny mąż i córka również.
– Pan jest policjantem, komornikiem czy windykatorem? – zapytała pani Jola.
– Prywatnym detektywem – wyjaśniłem.
– Kiedyś pewna firma wynajęła detektywa, żeby go sprawdził– odparła, wciąż rozbawiona. – Chciał zrobić z nimi interes i oczywiście ich wycyckać. Ale przedstawili mu ustalenia, więc nic z tego nie wyszło. Klął potwornie.
– Kiedy to było? – spytałem.
– Byliśmy jeszcze małżeństwem. Przed jego pierwszą odsiadką – spoważniała. – Ze dwadzieścia lat temu. Teraz mogę się z tego śmiać, ale przez Gomulskiego o mały włos nie zostałam z niczym, nawet dom mi chcieli licytować, chociaż został wyłączony ze wspólności majątkowej.
– Przed jego pierwszą odsiadką, powiedziała pani – podchwyciłem trop. – Czyli pani wie, że siedział drugi raz?
– Wiem – odparła. – Może trudno w to uwierzyć, ale parę lat temu przyszły do mnie jego druga żona razem z kochanką. A raczej jedną z kochanek, bo nigdy sobie w tej kwestii nie żałował.
To było naprawdę ciekawe
Opowiadali mi tę historię wszyscy troje – pani Jola, jej mąż i córka. Pewnego sierpniowego dnia pojawiły się w ich domu dwie nieznane im kobiety. Chciały się czegoś dowiedzieć o tym facecie. Okazało się, że każdej z nich opowiadał inną historię życia, a kiedy został aresztowany, świat usunął się obu spod nóg. I każdej wmawiał, że jest architektem.
– Proszę pana – mówiła gospodyni – on nie skończył żadnych studiów. Nie jestem nawet pewna, czy skończył podstawówkę, bo w pewnym momencie wyszło, że maturę sfałszował. Co ja z nim przeszłam… – machnęła ręką.
– Do dzisiaj spłacamy część jego długów – dodał jej mąż. – To jest zwykły oszust, proszę pana. I nie tylko oszust…
Zaraz podchwyciłem ten temat. Pani Jola twierdziła, że – kiedy mieszkała jeszcze razem z nim – w pewnym okresie zaczęła się źle czuć, miała kłopoty z układem pokarmowym, była osłabiona, odczuwała bóle w różnych częściach ciała. Wylądowała nawet w szpitalu.
– Wie pan – mówiła – to się skończyło, kiedy aresztowano Artura. Przedtem regularnie miałam zatrucia, bóle, w dodatku ten szpital… A potem dolegliwości zaczęły stopniowo mijać, aż wreszcie w ogóle przestały mi dokuczać.
– Arszenik – rzucił krótko jej mąż. Widząc moje pytające spojrzenie, wyjaśnił. – Znam się trochę na tym, pracowałem jakiś czas w laboratorium policyjnym. Kiedy Jola zaczęła mi opowiadać o objawach, od razu pomyślałem, że to celowe zatrucie. A ten cały Artur prowadził firmę remontowo-budowlaną, miał swobodny dostęp do bieli arsenowej.
– W szpitalu tego nie zbadali? – zapytałem pro forma. Wiem z doświadczenia, że lekarze niekoniecznie wnikają dogłębnie w stan pacjentów. Wyleczyć i do domu.
– Nie zbadali – potwierdziła pani Jola. – Za to inne osoby z jego otoczenia też chorowały. Jakiś jego niby-przyjaciel, który mu podobno zapisał mieszkanie, mąż jego wieloletniej przyjaciółki i tak zwanej blachy na dupę, a tak naprawdę kochanki i wspólniczki… Wszyscy mieli podobne objawy.
– Problem w tym, że tacy socjopaci jak on z czasem się rozkręcają – powiedział mąż gospodyni. – Druga żona też miała problemy gastryczne, również syn tej kochanki, z którą do nas przyszła. Arrtur na szczęście dość szybko został aresztowany i osadzony, ale wygląda na to, że już wtedy zaczął działać ostrzej.
Wysłuchałem jeszcze, jakie gość robił przekręty, ale to mnie jakoś bardzo nie zaskoczyło. Oszust to oszust, a ten w dodatku ewidentnie miał cechy psychopatyczne, jeśli wierzyć słowom tych ludzi. A nie miałem powodów im nie wierzyć.
Spytałem też o ostrzeżenie wysłane prze córkę pani Joli
– Chciałam ją uprzedzić – powiedziała dziewczyna. – Mój ojciec to naprawdę drań. Powinna to wiedzieć i przekazać swojej matce. Ale tylko mnie obraziła.
– Niemniej wiadomość matce przekazała – podsumowałem.
Może gdyby nie to, klientka nadal by zwlekała z wynajęciem detektywa. Do drugiej byłej żony musiałem jechać aż za Wrocław. Dowiedziałem się od niej niewiele więcej, potwierdziła jednak to, co powiedziała pani Jola.
Tyle że przybliżyła mi sprawę drugiej odsiadki byłego męża. Właściwie sądzono go wówczas dwa razy – za malwersacje związane z dziełami sztuki i fałszowanie pieniędzy. Tak, jak powiedział mąż pani Joli, koleś działał z coraz większym rozmachem.
– Czy problemy zdrowotne minęły, kiedy trafił do aresztu? – spytałem.
Nie zdziwiła jej moja wiedza na ten temat.
– Tak samo, jak Joli, jego kumplowi i synowi Marty, tej kochanki, która się ze mną wtedy skontaktowała. A mąż Haliny, tej jego wspólniczki, niedawno zmarł na raka. Uważam, że mąż Joli ma rację. Ten gość to nie tylko oszust, ale też truciciel.
– Tylko że niezbyt zdecydowany – pokiwałem głową. – Ale wygląda na to, że się rozzuchwala. Pierwsza żona zaczęła chorować po paru latach małżeństwa, a pani po kilku miesiącach, prawda?
– Zgadza się. Tylko ta jego Halina nigdy się na nic nie skarżyła – dodała. – To chyba jedyna osoba, którą Artur w życiu ceni. A może nie tyle ceni, co zwyczajnie potrzebuje, bo u niej zawsze miał metę.
– Mimo że była mężatką? – upewniłem się.
– Tak. Ale oni z Mariuszem tworzyli tak zwany luźny związek. Artur mu na pewno nie przeszkadzał. Tyle że on Arturowi już najwyraźniej tak
Po tej rozmowie od razu zadzwoniłem do klientki
– Dobrze, że się pan odezwał – przywitała mnie. – Bo zrobiłam chyba coś niedobrego.
– Powiedziała mu pani, co ustaliłem? – domyśliłem się.
– Nie wytrzymałam – wyznała. – Inaczej bym się chyba udusiła…
– A on co zrobił?
– Trzasnął drzwiami.
Dobrze, że nie trzasnął jej. Ale nie należał raczej do ludzi, którzy uciekaliby się do przemocy. Był typem oszusta i fałszerza, w dodatku z tych bardziej tchórzliwych. Otruć, może potrącić samochodem, zapłacić komuś za mokrą robotę, ale nie brudzić sobie samemu rąk. Obrzydliwy typ.
– Jak się pani czuje? – zapytałem.
– Brzuch mnie boli, ale to chyba z nerwów – odparła. – Czemu pan pyta?
– Narzekała pani na zdrowie – powiedziałem wymijająco. – Gdyby Artur chciał wrócić, lepiej niech go pani nie przyjmuje, zanim nie porozmawiamy. Mam dla pani parę informacji.
Nie chciałem jej dodatkowo denerwować, więc zostawiłem na razie dla siebie wiadomość o tym, że prawdopodobnie truł ludzi ze swojego otoczenia. W tej chwili była bezpieczna, skoro wybył.
I popełniłem błąd...
Kilka godzin później, kiedy wracałem z wyprawy na Dolny Śląsk i miałem już kilkadziesiąt kilometrów do celu, przed przyszedł esemes od klientki.
„Wycofuję zlecenie, proszę o wystawienie rachunku”.
A więc okręcił sobie ją wokół palca! Natychmiast zadzwoniłem.
– Artur wrócił i wszystko mi wyjaśnił – oznajmiła. – Oszukiwał mnie, bo się bał, że kiedy dowiem się o jego przeszłości, to go odrzucę.
Mówiła tak słabym głosem, że się zaniepokoiłem
– Źle się pani czuje? – spytałem. – Jadła pani coś razem z nim?
– Kolację – odparła. – Ale co to ma do rzeczy? Wycofuję zlecenie, już pan dla mnie nie pracuje.
– Niech pani nic więcej nie je i nie pije! Absolutnie!!! – krzyknąłem.
– O co panu chodzi? – jej głos był coraz słabszy. – I tak zresztą nic nie przełknę, mam okropną niestrawność.
– Gdzie jest pani mąż? – spytałem.
– Wyszedł coś załatwić... Ma wrócić za dwie godziny. Przepraszam, muszę kończyć, bo chcę się położyć i zdrzemnąć.
– Niech pani...
Nie dokończyłem, bo przerwała połączenie
Próbowałem jeszcze się do niej dzwonić, ale telefon milczał. Wybrałem więc numer alarmowy. Co tam, najwyżej odpowiem za bezpodstawne wezwanie pogotowia i policji.
Od razu też zmieniłem trasę, żeby jak najszybciej dotrzeć do jej domu. Na szczęście, nie było już tak daleko.
Kiedy dotarłem na miejsce, sanitariusze właśnie wkładali nosze z panią Dorotą do karetki, byli też policjanci. Od razu zauważyłem, że drzwi willi zostały sforsowane siłą. Na szczęście moje zgłoszenie potraktowano poważnie.
– Arszenik – rzuciłem do lekarza, który wsiadał do ambulansu. – Jest zatruta jakimś związkiem arsenu.
– Co? – spytał z niedowierzaniem, ujmując dłoń nieprzytomnej kobiety. Gwizdnął przez zęby. – Skąd pan wiedział?
– Nie ma teraz czasu na wyjaśnienia…
– To prawda. Zabieramy ją od razu na oddział toksykologiczny do wojewódzkiego.
Popatrzyłem za odjeżdżającą karetką
Teraz czekała mnie rozmowa z policjantami. Tak to już jest, że zatwardziali przestępcy bardzo rzadko po odsiadkach wracają do normalnego życia. Może dlatego, że dla nich normą jest właśnie przestępstwo, a domem staje się więzienie? I to właśnie więzienie ich ostatecznie kształtuje. Tak właśnie musiało być z Arturem.
Do jego skłonności, niejako naturalnych, dołączyło kryminalne doświadczenie i „szkolenia” przeprowadzone przez współwięźniów. Pewnie liczył na to, że po śmierci żony prawda o jej otruciu nie wyjdzie na jaw, a on odziedziczy chociaż część majątku. Wprawiał się przecież już na poprzedniczkach.
Na szczęście nie okazał się geniuszem zbrodni, a panią Dorotę udało się uratować.
Czytaj także:
,,Mój mąż zdradzał mnie na prawo i lewo. Jednak ja za bardzo kochałam jego pieniądze, aby zdecydować się na rozwód"
„Byłem typem mądrali, nie przystojniaka. Dziewczyny często lecą na wygląd, a nie na okularników z nosem w książkach”
„Z pola dobiegał płacz, skomlenie. Myślałam, że to zagubione dziecko. Okazało się, że chodziło o porzucenie"