Każda kobieta ma do czegoś słabość. Ja miałam do biżuterii. Zmysłowo błyszczące stare złoto, eleganckie srebro, drogie kamienie w różnych kolorach tęczy… Nic mi tak nie poprawiało humoru jak te świecidełka. Uwielbiałam sklepy jubilerskie, spędzałam tam całe godziny. Oczywiście zawsze miałam na sobie jakieś cudeńko. Bez biżuterii czułam się naga.
Tak było do niedawna…
Od tamtego feralnego dnia nie założyłam nawet jednego pierścionka, nie mówiąc o naszyjnikach. A o kolczykach nie chcę słyszeć do końca życia. Przez nie prawie doszło do nieszczęścia.
Tego dnia odwiedziła mnie kuzynka Agata ze swoją dwuletnią córeczką. Było piękne, słoneczne popołudnie. Po obiedzie zaproponowałam, abyśmy się z małą wybrały na spacer. Tuż za moim blokiem jest piękny sad. To malownicze miejsce powstało z opuszczonych pracowniczych ogródków działkowych.
Nikt tam już nie kosi trawy, nie przycina krzewów, roślinność rozwija się naturalnie i jest tak bujna, że w niektórych miejscach aż trudno się przez nią przebić. Szczególnie latem w sadzie jest jak w krainie czarów…
Uwielbiałam tam spacerować i robiłam to tak często, jak tylko mogłam. Kawałek dziewiczej natury pośród betonowych bloków to istny cud.
Prowadziłam wózek z Marysią, Agata trzymała na smyczy mojego psa, Reksa. W sadzie pachniało obłędnie. Zbierałam kwiaty, zaczęłam nawet pleść kolorowy wianek dla malutkiej. Agata opowiadała o swoich planach powrotu do pracy po urlopie wychowawczym. Dostała właśnie świetną propozycję w nowoczesnej szkole językowej. Jest anglistką. Zapytała, czy nie znam jakiejś sprawdzonej opiekunki, która mogłaby się zająć Marysią, gdy ona wróci do szkoły.
Spojrzałam na tego słodkiego maluszka i pomyślałam, że ja z chęcią bym się nią zaopiekowała. Ale miesiąc temu dostałam świetną posadę w banku. W naszym mieście nie jest łatwo znaleźć pracę. Dlatego nie mogłam zrezygnować z takiej szansy. Choć zajmowanie się takim słodkim dzieckiem to sama przyjemność.
Gdy tak gawędziłyśmy w najlepsze, Marysia zawołała, że chce jej się siusiu. Dopiero co skończyła dwa latka, a już na dobre pożegnała się z pieluszkami. Agata właśnie kończyła kompletowanie bukietu do domu.
– Nie przerywaj sobie, zejdę z Marysią ze ścieżki i raz-dwa załatwimy sprawę – zaproponowałam. – To dla mnie żaden kłopot.
Weszłyśmy w gęstwinę porzeczek. Owoce oblepiały krzewy. Marysia kucnęła. Cały czas coś do niej mówiłam i pewnie dlatego nie usłyszałam odgłosu kroków za moimi plecami. Nagle poczułam lekkie pchnięcie.
Odwróciłam się. Za mną stała kobieta. Na oko miała dwadzieścia kilka lat. Prowadziła wózek z dzieckiem i to właśnie nim mnie szturchnęła.
– Najmocniej przepraszam – powiedziała uprzejmie.
– Nic nie szkodzi – odparłam.
– Tak tu zarośnięte, a pani przykucnęła i jej nie zauważyłam – tłumaczyła się dalej kobieta.
– Naprawdę nic się nie stało – zapewniłam ją i szybko ubrałam Marysię.
Kobieta wciąż przy mnie stała. Zobaczyłam, że dziwnie mi się przygląda i ma mętny wzrok. Moi znajomi twierdzą, że mam nosa do ludzi, wyczuwam w nich dobrą lub złą energię. Do tamtej chwili tak było. Wówczas jednak intuicja mnie zawiodła, bo nie dała znaku, że zaraz stanie się coś złego.
Zupełnie mnie zaskoczyła
Wzięłam Marysię na ręce i próbowałam ominąć tę kobietę, by wrócić na ścieżkę i szybko dołączyć do Agaty.
I wtedy to się stało…
Kobieta szarpnęła wózkiem i zagrodziła nam drogę. Podniosłam głowę i zobaczyłam wymierzony we mnie… pistolet! Serce podeszło mi do gardła. Przecież ja mam dziecko na rękach!
– Zdejmuj kolczyki – rozkazała kobieta.
„Jakie kolczyki, o co jej chodzi?” – przemknęło mi w panice przez myśl.
– Na co czekasz? Dawaj je albo strzelę jej w nogę – pokazała na Marysię.
I wtedy odzyskałam świadomość. Miałam w uszach moje ulubione kolczyki. Z grubego białego złota, wysadzane małymi turkusikami. Dostałam je od rodziców z okazji obrony dyplomu. To były najpiękniejsze kolczyki, jakie kiedykolwiek widziałam.
Pewnie były warte więcej niż pensja mojej mamy. Nie nosiłam ich zbyt często, ale tego dnia idealnie pasowały mi do turkusowej bluzki.
Błyskawicznym ruchem ręki ściągnęłam z uszu najpierw jeden, później drugi kolczyk. Rzuciłam je do wózka. Kobieta natychmiast je wyciągnęła, schowała do torebki razem z pistoletem, odwróciła się i zdecydowanym krokiem odeszła…
Byłam jak sparaliżowana, nie mogłam ruszyć się z miejsca. W końcu usłyszałam wołanie Agaty. Znalazła nas w tych krzakach. Próbowała zabrać Marysię z moich rąk, ale trzymałam ją tak mocno, że dobrą chwilę mocowała się z moim silnym uściskiem, zanim uwolniłam dziewczynkę.
Wzięłam głęboki oddech i opowiedziałam Agacie w dwóch zdaniach, co się stało.
– Weź Marysię i psa, i wyjdźcie z sadu! – krzyknęła tylko, a sama puściła się w pogoń za złodziejką.
Przebiegła sad, dotarła do głównej ulicy przecinającej osiedle, lecz żadnej kobiety w zasięgu wzroku już nie było. Zobaczyła tylko przejeżdżającego na rowerze mężczyznę. Zrelacjonowała mu przebieg zdarzeń, a facet nie czekał ani sekundy, tylko ruszył w pościg.
Trafiła w ręce policji
Zauważył ją jakiś kilometr dalej. Kiedy się zorientowała, że ktoś ją ściga, zostawiła na środku ulicy wózek
z dzieckiem i rzuciła się do ucieczki. Nie miała szans. Po dwudziestu minutach na miejscu była już policja. Kobieta była znana funkcjonariuszom. To nie był jej pierwszy napad. Ale wcześniej nie groziła nikomu bronią…
Nie żadnym straszakiem, ale ostrą bronią! Zdobytą, oczywiście, nielegalnie. W środku znajdowały się dwie kule…
Jeszcze kilka razy musiałam spotkać się z tą kobietą. Raz na komisariacie, dwa razy w sądzie. Kolczyki zwrócono mi w nienaruszonym stanie. Wylądowały na dnie kuferka, w którym przechowuję biżuterię. Nigdy ich więcej nie założyłam…
Ta fatalna historia na szczęście dobrze się skończyła, jednak po tamtym dniu kompletnie straciłam miłość do błyskotek. Kto wie, może kiedyś ją odzyskam? Na razie dostałam solidną nauczkę, że zbytnie chwalenie się tym, co drogie, może napytać biedy.
Czytaj także:
„Chciałam harców na leśnej polanie, a nie starego grzyba w fotelu. No i stało się, mąż harcował, ale nie ze mną, tylko z Dianą”
„Przyjaciółka zostawiła mi w spadku męża. Wolałam tego interesującego wdowca, niż własnego lenia leżącego na kanapie”
„Władzio oszalał na moim punkcie. Najpierw prosił mnie o rękę, a potem wmanewrował w literacki szał uniesień”