„Przyjaciółka zostawiła mi w spadku męża. Wolałam tego interesującego wdowca, niż własnego lenia leżącego na kanapie”

Dojrzała kobieta fot. iStock by GettyImages, BartekSzewczyk
„Hania była moją najlepszą przyjaciółką. Znałyśmy się od szkoły podstawowej i od tego czasu nigdy nie pokłóciłyśmy się na tyle poważnie, żeby nie rozmawiać ze sobą dłużej niż tydzień”.
/ 07.10.2023 13:15
Dojrzała kobieta fot. iStock by GettyImages, BartekSzewczyk

Wiedziałyśmy o sobie wszystko, świadkowałyśmy sobie wzajemnie na swoich ślubach, trzymałyśmy dzieci do chrztu. Gdy zbudowaliśmy z Mariuszem dom pod miastem, natychmiast zabrałam się za szukanie okolicznych działek dla Hani i jej męża Jurka. Już rok później stałyśmy się także sąsiadkami.

Niestety, naszą sielankę przedwcześnie zakończyła choroba Hani. Gdy przyjaciółka usłyszała diagnozę, wiedziała, że to dla niej wyrok śmierci. Rak był już na tyle zaawansowany, że nie było szans na powrót do zdrowia. Nowotwór zabrał nam Hanię w zaledwie kilka miesięcy, tuż przed jej pięćdziesiątymi urodzinami.

Bardzo cierpiałam, strata przyjaciółki, najbliższej mi osoby na świecie, była dla mnie ogromnym ciosem. Czułam się jednak także odpowiedzialna za rodzinę Hani. Chociaż przez wiele tygodni nie miałam nawet ochoty wychodzić z łóżka, zmuszałam się do podstawowych czynności, myłam zęby, czesałam włosy, nakładałam dres, a potem zabierałam się za gotowanie gara gulaszu czy pieczenie ciasta, żeby móc zanieść Jurkowi.

Liczyłam, że chociaż tak mogę mu okazać swoje wsparcie: ciepłym, domowym posiłkiem, na przygotowanie którego sam na pewno nie miał siły.

Czułam się za niego odpowiedzialna

Miałam jakieś dziwne przeczucie, że Hania chciałaby, żebym się nim opiekowała. Mąż przyjaciółki był w kompletnej rozsypce, więc regularnie u niego bywałam. Przez pierwsze tygodnie po śmierci Hani obydwoje płakaliśmy, wspominaliśmy, a czasem milczeliśmy przy kubku herbaty czy kieliszku wina. Z czasem jednak zaczęliśmy rozmawiać też na inne tematy.

Jurek wcześniej był dla mnie tylko partnerem Hani. Lubiliśmy się, wiedziałam, że uszczęśliwiał moją przyjaciółkę, ale nigdy nie nawiązaliśmy bezpośredniej relacji, zawsze był gdzieś w tle. Za życia przyjaciółki nie skorzystaliśmy z okazji, aby się bliżej poznać. Teraz jednak okazja nadarzyła się sama.

Byłam zaskoczona. Zawsze miałam dobre mniemanie o Jurku, ale nie miałam pojęcia, że jest tak ciekawym, ambitnym i wrażliwym facetem. Potrafiliśmy godzinami gadać o muzyce, o historii czy o teatrze. Jurek miał tyle do powiedzenia!

– W La Scali kiedyś byliśmy z Hanią, chyba pod koniec lat 90–tych… – wspominał. – To było „Rigoletto”. Zawsze kochałem operę, po raz pierwszy byłem na takim przedstawieniu, jak miałem z dziesięć lat. Ojciec mnie zabrał, on też był wielkim fanem muzyki poważnej.

– Cudownie, ja też od zawsze lubiłam operę i muzykę klasyczną. W domu mam płyty z „Madame Butterfly”, „Traviaty”… Niestety Mariusz pozwala mi ich słuchać tylko, jak nie ma go w domu – dodałam na koniec lekko zasmucona.

– Dlaczego? – zdziwił się szczerze Jurek.

– Mówi, że to smętna muzyka i że psuje mu nastrój. Ale no… on słucha tylko disco polo.

– O nie! Co ty wygadujesz? Nie znałem go od tej strony – zaśmiał się Jurek.

Dla niego to brzmiało jak żart

Mnie tylko boleśnie uświadamiało, jak bardzo się z moim mężem różnimy. Mariusz nie przejawiał żadnego zainteresowania „kulturą wyższą”. Jeśli już czegoś słuchał to tylko w samochodzie i były to przeboje pokroju „Ruda tańczy jak szalona” czy „Przez twe oczy zielone”. Nie cierpiałam tej muzyki.

Oczywiście każdy ma swoje słabostki i zupełnie bym to zaakceptowała, gdyby Mariusz miał tylko tę. Niestety, on po prostu był w tym zakresie… dość prymitywny. W wolnych chwilach oglądał mecze piłki nożnej i sączył na kanapie tanie piwo. Książek nie czytał, nudziły go. Gdy już włączał jakiś film, przeważnie był to jakiś „majstersztyk” kina akcji klasy B, jeśli nie C.

Mariusz nie czuł potrzeby chodzić ze mną do teatru, kina czy muzeum. Nie lubił też jeździć na wakacje, które koncentrowały się na zwiedzaniu. Jego definicją udanego urlopu było picie piwa na leżaku na zatłoczonej bałtyckiej plaży.

– Mariusz, może byśmy pojechali w tym roku do Chorwacji czy do Włoch? Tam też są piękne plaże, poleżysz sobie, a ja w tym czasie mogę coś pozwiedzać… – namawiałam go wielokrotnie.

– Dzidka, daj spokój, po co? Drożyzna, daleko, a woda i piasek wszędzie takie same. Nie będę płacił trzech euro za piwo na plaży. Za tyle to w Polsce mogę mieć czteropak!

I tak przeważnie kończyły się nasze dyskusje. Mariusz zupełnie nie miał otwartych horyzontów. Nie to, co Jurek…

Mąż przyjaciółki zaczął mi imponować

Nie tylko ambitnymi, wartościowymi zainteresowaniami, ale także życiową energią. Miał jej znacznie więcej, pomimo tego, że kilka miesięcy temu stracił żonę. Liczyłam, że to wydarzenie wpłynie nieco na mojego męża, który zacznie być bardziej troskliwy wobec mnie, może zrozumie, że małżeństwo i drugą połówkę należy cenić. Nie. Nadal, gdy wracałam do domu, zastawałam Mariusza leżącego na kanapie i wpatrzonego tępym wzrokiem w ekran telewizora.

Zaczęłam więc spędzać jeszcze więcej czasu z Jurkiem, nawet gdy już minął okres pierwszego roku od śmierci Hani.

Zauważyłam, że zaczynamy się do siebie zbliżać jako przyjaciele. Niby przyjaciele, a tak naprawdę… Jurek zaczął mi się podobać. Z początku nasza relacja miała bardziej charakter rodzinny, taki opiekuńczy. Z czasem zaczęłam jednak widzieć w Jurku mężczyznę i nie czułam się z tym dobrze.

Lubiłam jego bliskość i nieśmiało fantazjowałam o czymś więcej, gdy spędzaliśmy ze sobą jeszcze więcej czasu niż wcześniej. Czułam się, jakbym zdradzała… Ale nie męża, tylko Hanię. To wobec niej czułam się bardziej lojalna.

– Dorotka, mam wrażenie, że myślimy coraz częściej o tym samym… – powiedział któregoś razu nieśmiało Jurek.

Byłam zaskoczona. Myślałam, że moje „zadurzenie” jest zupełnie jednostronne.

– O czym mówisz? – udałam nieświadomą.

– O tym, że jesteśmy ze sobą coraz bliżej. O tym, że ostatnio odrobinę się ode mnie odsuwasz, tak jakbyś nie chciała przekroczyć jakiejś granicy. Jesteśmy dorośli, więc muszę cię zapytać: z jakiego powodu nie chcesz jej przekroczyć? Znaczy, ja wiem, powodów jest niby wiele, ale które są dla ciebie najważniejsze?

Jurek postawił sprawę bardzo jasno, więc musiałam odwdzięczyć mu się szczerością.

– Chodzi o Hanię, czuję się wobec niej winna… Jurek, tak, podobasz mi się. Ale boję się, co ludzie powiedzą. „Taka z niej właśnie przyjaciółka, przyjaciółek należy się wystrzegać!” – martwiłam się.

– A wiesz co powiedziałaby Hanka? „Bierz się za nią, lepiej Dorotka niż jakaś obca lafirynda!” – zaśmiał się.

Może i miał rację?

Niestety, zostawała jeszcze inna ważna kwestia, którą zupełnie zepchnęliśmy na bok.

– A co z Mariuszem? – zapytał mnie w końcu Jurek.

– Nie wiem. Jesteśmy ze sobą od tylu lat, a ja nigdy nie czułam się w jego towarzystwie tak, jak w twoim. To przykre… – westchnęłam. – My chyba po prostu do siebie nie pasujemy. Ale czy to w porządku niszczyć mu życie w tym wieku? Pakować walizki tylko dlatego, że nagle zauważyłam, że nie mamy ze sobą niczego wspólnego?

– Słuchaj, decyzja należy do ciebie. Możesz zostać z mężem, a ja ze swojej strony obiecam, że już nigdy nie przekroczę granicy przyjaźni między nami. Ale życie masz jedno i fajnie by było, gdybyś mogła je spędzić w szczęściu, a nie przykrym obowiązku.

Jego słowa dały mi do myślenia. Uściskałam go, powiedziałam, że przemyślę sprawę i wróciłam do domu. Już w progu usłyszałam jazgot telewizora, z którego dobiegały dźwięki meczu piłkarskiego. Ciężko westchnęłam, zdjęłam płaszcz i poszłam do sypialni.

Leżąc na łóżku, długo analizowałam, co powinnam zrobić. Przecież przysięgałam przed Bogiem, że będę z mężem w zdrowiu i w chorobie, do końca życia… Nie mogę się tak po prostu zakochać w innym facecie! Poza tym Mariusz przecież nie zrobił niczego złego. Zawsze traktował mnie z szacunkiem, nigdy mnie nie uderzył, nie pił, był niezłym ojcem. On po prostu miał taki charakter, był domatorem, nie lubił zmian i nie miał wysokich wymagań.

Ale z drugiej strony… Odchowaliśmy dziecko, jesteśmy dorośli, a życie faktycznie mam tylko jedno. Marzy mi się prawdziwy partner, z którym mogłabym rozmawiać całymi nocami o tym, co nas porusza, co fascynuje i co jeszcze chcielibyśmy na świecie zobaczyć. Wiem, że to może zapewnić mi tylko Jurek.

Czytaj także:
„Szwagierka nam zazdrości, bo nam się dobrze powodzi. Lafirynda ma chrapkę na naszą część spadku po rodzicach”
„Chciałam pomóc synowi i zostałam na lodzie. Gdy ja potrzebowałam finansowego wsparcia, odwrócił się do mnie plecami”
„Miałem być wilkiem morskim, a zostałem chuderlawą foczką. Fala pecha zalała mnie bardziej, niż ta bałtycka”

Redakcja poleca

REKLAMA