„Ta kobieta najpierw zgubiła dziecko, a później zaatakowała sąsiada. Żałuję, że podałam jej pomocną dłoń”

smutna zrezygnowana dziewczyna fot. Getty Images, Elena Popova
„Zaszokowana tym wybuchem podbiegłam do pana Waldka, który upadł na chodnik i teraz trzymał się obiema rękami za nos. Chciałam sprawdzić, czy nic mu się nie stało i, niestety, stało się. Jego nos nie wyglądał dobrze”.
/ 19.09.2023 08:00
smutna zrezygnowana dziewczyna fot. Getty Images, Elena Popova

Mały chłopiec zgubił się podczas zakupów, płacze i szuka swojej mamy. Starszy, miły pan postanawia mu więc pomóc. Jak może skończyć się ta historia? Nie mogłam uwierzyć w to zakończenie.

Poczciwy staruszek z sąsiedztwa

Pana Waldka znam od zawsze. Mieszka dwa bloki dalej, na tym samym osiedlu. Miły starszy człowiek. Kiedy byłam mała, częstował mnie cukierkami. Dziś jest już nieco schorowany, więc czasem go odwiedzam, przyniosę jakieś zakupy. Pan Waldek jednak woli sam chodzić do sklepu. Mówi, że ruch dobrze mu robi. I zawsze wykorzystuje okazję, aby pogawędzić chwilę z ekspedientką czy sąsiadami.

Pewnego dnia spotkaliśmy się przy warzywniaku. Gadaliśmy, żartowaliśmy... Aż tu nagle, po drugiej stronie ulicy dostrzegliśmy niecodzienny obrazek. Malec, około czteroletni, siedział na chodniku i darł się wniebogłosy. Aż mi się serce krajało, a obok niego nie było nikogo dorosłego. Oczywiście, natychmiast z sąsiadem ruszyliśmy w stronę dzieciaka.

– Czemu płaczesz, chłopczyku? – spytał pan Waldek. – I gdzie twoi rodzice?

Mały podniósł główkę i spojrzał na niego wielkimi niebieskimi oczętami.

– Nie wiem – chlipał. – Mama poszła…

Stracił mamę z oczu

Dopiero po dłuższej chwili udało się wydusić od chłopca, że był ze swoją rodzicielką na zakupach w pobliskich pawilonach. W pewnym momencie zobaczył pieska i pobiegł w jego stronę, żeby się pobawić, a kiedy się obrócił, mama zniknęła. Gorzej, że dzieciak nie potrafił podać ani swojego nazwiska, ani tym bardziej adresu zamieszkania. Wymamrotał jedynie, że nazywa się Krzysio i ma pieska Kajtka.

– Nie ma wyjścia, trzeba go odprowadzić na policję – orzekł pan Waldek i wziął Krzysia za rękę, ruszając w stronę posterunku.

Poszłam razem z nimi. Nie uszliśmy daleko, gdy maluch wydał radosny okrzyk „Mama!” i pobiegł w stronę chudej blondynki na szpilkach, obładowanej torbami. „No, mamusia się znalazła” – odetchnęłam z ulgą i przystanęłam, a tymczasem mój sąsiad zbliżył się do kobiety.

– Dzień dobry, całe szczęście, że… – nie zdołał dokończyć, bo babka z całej siły przywaliła mu w nos jedną z siatek, po czym zaczęła drzeć się na całe gardło:

– Ratunku! Zboczeniec! Pedofil! Chciał porwać moje dziecko!

Zaszokowana tym wybuchem podbiegłam do pana Waldka, który upadł na chodnik i teraz trzymał się obiema rękami za nos. Chciałam sprawdzić, czy nic mu się nie stało i, niestety, stało się. Jego nos nie wyglądał dobrze. Był dziwnie przekrzywiony i ciekła z niego krew. Oburzona zwróciłam się do kobiety:

– Czy pani oszalała?! Starszego człowieka atakować! Zaraz wezwę policję!

– Ja wezwę! – warknęła tamta, wyciągając z torebki telefon. – Niech zamkną starego pedofila!

Chciał mu tylko pomóc

Babka jednak nie musiała się fatygować, bo w tym samym momencie zza rogu wyszedł patrol. Od razu zauważyli zamieszanie i ruszyli w naszym kierunku.

– Co tu się dzieje? – spytał jeden z policjantów, groźnie spoglądając to na matkę z dzieckiem, to na leżącego wciąż na ziemi zakrwawionego staruszka.

– Ten dziad chciał skrzywdzić moje dziecko! – ryknęła kobieta oskarżycielskim tonem. – Porwał mi je sprzed nosa! Robiłam spokojnie zakupy i tylko na chwilę się odwróciłam, a Krzysia nie ma…

– To nieprawda! – stanęłam w obronie poszkodowanego. – Ta kobieta zgubiła syna. Chcieliśmy zaprowadzić go na posterunek, a wtedy ona zaatakowała pana Waldka – wskazałam na sąsiada.

Nie obyło się bez wizyty na komendzie, długiego oczekiwania i składania jeszcze dłuższych zeznań. Co gorsza, okazało się, że nos pana Waldka jest złamany, bo baba miała w torebce jakieś gotowe papki w słoikach, a walnęła go naprawdę z całej siły. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze, sprawa została wyjaśniona, a szalony babsztyl musiał zapłacić panu Waldkowi odszkodowanie, żeby nie skierował sprawy do sądu.

Swoją drogą, czyż to nie straszne, że człowiek o złotym sercu, jakim jest mój sąsiad, musiał przejść przez takie piekiełko. Chciał pomóc dziecku, a zamiast wdzięczności jego matka złamała mu nos. Czy starszy mężczyzna nie może już w dzisiejszych czasach wziąć dziecka za rękę, żeby zaraz nie oskarżali go o Bóg wie co? Trafiliśmy na wariatkę, czy to świat zwariował?

Czytaj także:
„Tata z poczciwego dziadka, zmienił się w jurnego ogiera. Wszystko przez lafiryndę z internetu, która przemeblowała nam życie”
„Pijawki żerują na bezbronnych staruszkach. Obiecują magiczne garnki i materace, a potem >>płać babo raty do końca życia<<”
„Pracodawca obiecywał mi krocie za oszukiwanie staruszków. Postąpiłam uczciwie, choć wiedziałam, że zapłacę wysoką cenę”

Redakcja poleca

REKLAMA